Nie może jej się nachwalić Mamed Chalidow. Nieoceniona okazała się dla również dla Jana Błachowicza czy Mateusza Gamrota. Daria Albers to trenerka mentalna, która ma w CV współpracę z najlepszymi zawodnikami MMA w Polsce. Ale też Michałem Cieślakiem czy… Patrykiem Klimalą. Razem z nią zagłębiliśmy się w świat, w którym głowa jest równie ważna, co wszelkie fizyczne atuty.
Jak Conor McGregor i Israel Adesanya łączyli trashtalk z maksymalną koncentracją w trakcie walki? Czy da się dojść na szczyt MMA, zapominając o mentalu? Dlaczego fighterzy czasem nie pamiętają, co się działo w klatce? I czy da się wytrenować instynkt kilera? Na te oraz inne pytania w rozmowie z Weszło odpowiedziała osoba, którą w środowisku mieszanych sztuk walki kojarzy każdy.
Kacper Marciniak: Podobno nasz mózg rozwija się do 25. czy 28. roku życia. Nasza neuroplastyczność jest też najwyższa raczej w młodym wieku. A Mamed miał czterdziestkę, kiedy zaczęłaś z nim pracować. I był w stanie przyswajać wszystko, co związane z treningiem mentalnym.
Daria Albers: Dla mnie on jest unikatem. Mamed ma wyjątkowy umysł, wyjątkowe fizyczne umiejętności. Jest kompletnie inny od wszystkich. I mówię tu zarówno o fighterach KSW, jak i UFC.
Od zawsze śledziłam jego walki, ale dopiero parę lat temu miałam okazję go poznać. Nie wiedziałem dokładnie, jaką jest osobą. Nie oglądałam wywiadów z nim, bo przecież jeszcze siedem lat temu bardzo mało mówiłam po polsku. Dopiero po nawiązaniu współpracy z Mamedem dowiedziałem się zatem o jego różnych przejściach – depresji, nerwicy. Praca z nim była wielkim wyzwaniem. Ale kluczowa w naszym procesie okazała się jego ciekawość. On jest ciekawy życia. On chciał się uczyć, przyswajać.
Trening mentalny był oczywiście dla niego nową rzeczą. Ale neuroplastyczność aktywuje się w naszym mózgu niezależnie od tego, ile mamy lat. Dwadzieścia pięć, czterdzieści czy osiemdziesiąt. Moja mama jest dobrym przykładem: ma ponad sześćdziesiąt lat i cały czas się czegoś uczy. I tak samo Mamed. Kiedy zmierzył się z treningiem mentalnym, pojawiły się u niego ciekawość oraz adaptacja, do której ma olbrzymią zdolność. To dla mnie zresztą niesamowite, że w przeszłości potrafił walczyć na takim poziomie. Patrząc na to, co się wówczas działo w jego głowie.
Dodałabym jeszcze jedną rzecz, jeśli rozmawiamy o wieku. W MMA oczywiście siła, fizyczność, dynamika są bardzo ważne. I one często – choć w przypadku pojedynków z Mamedem nie zawsze – są po stronie młodszych zawodników. Ale mamy jeszcze strategię, taktykę czy technikę. Zdolności, które rozwijamy wraz z doświadczeniem.
U Mameda mental, spokojna głowa są tym bardziej istotne, że jest właśnie bardzo taktycznym fighterem. Musi rozpoznać przeciwnika, znaleźć jego słabe strony.
Trafiłeś w punkt. Mamed jest zawodnikiem, który potrzebuje bardzo szeroką uwagę w trakcie walki. To wirtouz. Bazuje na timingu. A także kreatywności, innowacji. A żeby móc wykorzystywać te cechy, potrzebujesz być w spokojniejszym stanie, mieć spokojniejszy układ nerwowy. Tak, aby wszystko przeanalizować i zachować świadomość, wczuć się, co pozwoli obrać odpowiednią taktykę. I wyczuć moment, i działać.
Inaczej wygląda to w przypadku zawodników, którzy opierają swoją walkę na charakterze. Oni mogą bardziej polegać na wywieraniu presji oraz sile, wykorzystując te cechy jako swoje główne atuty. Ale już Mamed potrzebuje spokoju. Staramy się z nim unikać myślenia tunelowego i zachować szeroką perspektywę. Wtedy prezentuje się w trakcie walki najlepiej.
Mówiłaś też, że to zawodnik, który jest tobie najbliższy. To nawiązywanie mocnych relacji jest ważnym aspektem pracy trenera mentalnego?
Tak, to jest ciekawe, bo mamy kompletnie z Mamedem inną historię. Ja wychowałam się w Niemczech, spędziłam bardzo dużo czasu w USA, w Kanadzie, w Holandii. On natomiast żyje od dawna w Polsce, posiada korzenie czeczeńskie. Jesteśmy też innej religii. Ale mimo tego naprawdę wiele rzeczy nas łączy. Mamy podobne wartości i podejście do życia. Staramy się być lojalnymi, szczerymi, honorowymi ludźmi. I bardzo oddajemy się temu, co robimy.
Bo myślę, że każdy, kto mnie śledzi czy ze mną współpracuje, wie, że ja oddaję serce moim zawodnikom. Kolejnym punktem, który nas łączy z Mamedem, jest podejście do życia oparte na “growth mindset” – nastawieniu na rozwój i ciągłym doskonaleniu się. Chcemy zawsze się uczyć. Jesteśmy ciekawi świata. To też sprawia, że tak dobrze się nam rozmawia. Osobna kwestia jest taka, że ja w sztukach walki byłam całe życie. I jestem nie tylko mental coachem, ale też trenerem stójki. Miałam okazję potrenować na macie z Mamedem, tak samo jak trenowałam z innymi zawodnikami. Stąd też często łatwiej jest mi z nimi budować więź.
Jednym z moich idoli jest zresztą Cus D’Amato. Zawsze podziwiałam jego filozofię. I uważam, że empatia we współpracy z zawodnikami jest bardzo ważnym aspektem. Tylko tutaj musimy rozróżnić empatię emocjonalną oraz kognitywną. Pierwsza dotyczy tego, że wczuwasz się w swojego zawodnika, przejmujesz jego energię i uczucia. A w drugiej chodzi o zrozumienie. Myśli, intencji. Dla mnie ważne są obie. Tylko trzeba zachować balans.
Jak zaczynam bowiem zbyt mocno angażować się w problemy zawodnika – co też mi się czasem zdarza, przez to, jak oddaje się temu sportowi – to czuję, że jestem bardzo zmęczona mentalnie i duchowo. Dokładnie tak jak moi zawodnicy po walce. Tylko że oni mają przerwę, a ja idę od gali do gali, bo współpracuję z naprawdę wieloma fighterami.
Budowanie zaufania, głębokiej więzi we współpracy z zawodnikiem jest jednak tym, co na końcu przesunie góry. Na topowym poziomie, we wszystkich dyscyplinach, to jeden z najważniejszych czynników. Bo warsztatu się nauczysz. Ale nie zbudujesz odpowiedniego ducha zespołu bez wczuwania się w drugą osobę.
Fot. Instagram @dariaalbers
Z drugiej strony na pewno ważne jest to, żeby się w tym nie zatracić. I nie żyć potem tylko pracą, tylko problemami swoich podopiecznych.
Tak i nie. Wcześniej powiedziałam, że oddaje serce moim zawodnikom. I to jest po prostu to jak pracuję, choć nie zatracam się. Bez tego bym nie była w tym zawodzie – daję każdemu zawodnikowi swoje sto procent – czy to w FEN, czy Babilonie, KSW, UFC albo w innych dyscyplinach. Tylko oczywiście, musisz zawsze trzymać ten balans. Wiedzieć, kiedy nabrać trochę dystansu.
To jest szczególnie ważne w tygodniu walki. Czyli w momencie, kiedy kierujesz zawodnikiem, który bywa wówczas bardzo emocjonalny. Ale generalnie, z mojego doświadczenia oraz rozmów z innymi trenerami mentalnymi – nasz sport bardzo się różni od innych. Pod tym względem, że MMA kreuje bardzo mocne więzi. Bo ty nie grasz w golfa, nie biegasz, tylko idziesz do walki. Mierzysz się z kimś, kto naprawdę chce zrobić ci krzywdę. Chcę cię zniszczyć, wbić ci łokieć, poddusić, znokautować.
Mówimy o specyficznym środowisku, w którym panuje wyjątkowy poziom energii. Co też sprawia, że moja praca z fighterami różni się od tej z, na przykład, piłkarzami.
O specyfice środowiska MMA też chciałbym porozmawiać. Czy toksyczna męskość to w nim popularne zjawisko? Spotykasz zawodników, którzy uważają, że nie mają prawa do słabości, nie potrzebują z nikim porozmawiać, muszą tłumić emocje?
Toksyczna męskość oczywiście występuje. Ale myślę, że bardziej dotyczy… kibiców. Kibiców, którzy nie są z nami na macie, nie przerabiają tylu lat treningów. Nie mają takiego kontaktu z tym wszystkim. A mieszane sztuki walki to dyscyplina, która bardzo wspiera rozwój osobisty. Niezwykle trudno jest w niej dojść na szczyt bez jakiejś świadomości, wrażliwości, bez uczenia się różnych rzeczy. Zawodnicy rozumieją, że mają prawo mieć gorszy dzień.
Szczególnie że ten sport jest trudny i cały czas uczysz się w nim na błędach. Nie jest tak, że idziesz jedną ścieżką bez żadnych przeszkód. Masz znacznie wyższy “failure rate” niż w pozostałych dyscyplinach. Częściej doświadczasz niepowodzeń niż sukcesów – nie trafiasz, jesteś trafiony, zdominowany przez przeciwnika, zarówno podczas treningów technicznych, jak i w trakcie sparingów. Jednak to właśnie te trudne chwile kształtują twoją siłę, charakter i prowadzą do rozwoju. Kiedy jako piłkarz uderzysz dziesięć razy i siedem razy nie trafisz, to pomyślisz: okej, to nie jest dobry dzień. Ale jako fighter to już normalne, że więcej razy nie trafisz, niż trafiasz dokładnie.
Przez to zatem, jak często w MMA obcujemy z porażkami, jesteśmy poddawani znacznie większemu rozwojowi. Łapiemy pokorę, świadomość.
Zawodnik MMA może mieć wszystko: talent, pracowitość, fizyczność. Ale na końcu mamy jeszcze tak zwany “instynkt kilera”. Czy to jest cecha, którą można wypracować?
Myślę, że w tym temacie są bardzo podzielone opinie. Ja jestem skłonna – przez to też, że miałam okazję obserwować najlepszych zawodników na świecie – stwierdzić, że wszystko jest do wypracowania. Ale są osoby, które się ze mną nie zgodzą. I będą powtarzać, że albo masz jaja, albo ich nie masz. I albo masz instynkt kilera, albo go nie masz.
Sama podchodzę do tego inaczej. Na dobrą sprawę – nawet nie używam tego określenia, “instynktu kilera”. Zamiast tego wolę mówić “focused aggression”. To zdolność do zdecydowanego i skutecznego działania. Składa się na nią zestaw cech, które są do wytrenowania. Takich jak strategiczne myślenie, timing, świadomość, koncentracja.
Nie zawsze potrzebujesz instynktu kilera, żeby w danej sekundzie obudzić w sobie bestię i kogoś “zabić”. Tylko możesz mieć właśnie focused aggression, żeby skutecznie zakończyć walkę, kiedy pojawia się taka możliwość. To jest jedna z rzeczy, nad którą pracuję z moimi zawodnikami. Wszystko jest oparte o psychologię pozytywną. To znaczy: koncentrujemy się na rozwijaniu naszych cech, umiejętności mentalnych i fizycznych, żeby tworzyć stan, którego wcześniej może nie mieliśmy.
Osiągnięcie szczytowej formy to aktywna praca, a nie pasywny stan, który po prostu dostajemy czy posiadamy. To proces wymagający ciągłego zaangażowania, świadomego działania i systematycznego rozwoju. “Peak performance” nie pojawia się automatycznie – wymaga regularnych treningów, samodoskonalenia, analizowania błędów i ich poprawiania, a także budowania odpowiedniego nastawienia mentalnego. Jest to dynamiczny stan, który wymaga od nas wysiłku i utrzymania odpowiedniego poziomu dyscypliny, a nie biernego oczekiwania, że po prostu “się wydarzy”.
Poza tym, tak jak często mówię: pewność siebie bierze się z bycia kompetentnym. A jeśli jesteś pewny siebie, to masz ten “focused aggression“. Niekoniecznie posiadasz instynkt kilera. Ale i tak jesteś w stanie skończyć walkę. Bo chcesz być w tej klatce, wiesz, czemu się w niej znalazłeś, i jesteś świadomy co robisz.
W swojej pracy nie spotykam się już tym zbyt często, ale generalnie ludzie czasem mówią: “wiesz, Daria, jestem, jaki jestem i już chyba nic z tym nie zrobię”. I ja wtedy daję im dwugodzinny wykład o neuroplastyczności, o mindsecie i o budowaniu tych kompetencji. Bo my jako ludzie jesteśmy naprawdę zdolni do adaptacji. To budowanie podejścia, wizji, perspektyw na życie – właśnie temu dedykuję wszystko to, co robię.
Jan Błachowicz, czyli kolejny z zawodników Albers
Jak to jest z zawodnikami MMA, którzy po walce mówią, że nie pamiętają, co się działo? Czy to coś normalnego? Czy zjawisko, które nie powinno występować?
Wszystko zależy od kontekstu. Niepamiętanie może brać się z dwóch różnych stanów. W jednym znajdujesz się we flow; stanie przepływu. Jesteś bardzo obecny i zanurzony w tym, co się dzieje w ringu. Polegasz na pamięci ruchowej, na tym, co wcześniej wytrenowałeś. Czas wokół ciebie bardzo przyspiesza, czy też po prostu przestaje mieć znaczenie. Twój umysł analityczny jest mniej aktywny i działasz na takim pozytywnym, skutecznym autopilocie.
Wtedy często zdarza się, że faktycznie nic po walce nie pamiętasz. To oczywiście stan, na jakim nam zależy. Chcemy w niego wejść. Choć najbardziej optymalne byłoby posiadanie wszystkich tych elementów – świadomości, obecności i pełnego zanurzenia (embodiment) – a jednocześnie zachowanie pamięci o przebiegu walki. To oznacza: bycia w pełni obecnym i świadomym, działającym w stanie przepływu, ale także zdolnym do dopasowania strategicznych i taktycznych działań. Tak jak Damian Rzepecki w swoim ostatnim występie. Opowiadał, że pamięta prawie wszystko, co działo się w ringu. Ale to nie znaczy, że nie był zanurzony w tym pojedynku.
Drugi stan, który może mieć miejsce, dotyczy natomiast maksymalnego stresu. Zdarza się, że zawodnicy mają pretensje: narożnik, wy nic nie mówicie do mnie, nic was nie słyszałem! (śmiech). Takie sytuacje oznaczają, że słuch nam po prostu wysiadł. Układ nerwowo-autonomiczny znajduje się w trybie przetrwania, co doprowadza do wyłączenia czy błędów różnych funkcji. Czyli nic nie słyszysz, nie dostrzegasz rożnych rzeczy, nie odczuwasz upływu czasu. Nie masz tak zwanego widzenia peryferyjnego. Masz problemy z koordynacją. Stres cię kompletnie paraliżuje.
Istnieje oczywiście pozytywny, aktywujący stres, który działa jak motywacja, który pozwala ci złapać wspomniane flow. Ale jest właśnie też negatywny stres, o którym mowa w tym przypadku. On doprowadza między innymi również do tego, że w ogóle nie pamiętamy przebiegu walki.
Kolejny temat: trashtalk. Są zawodnicy, którzy potrafią przed walką się wyzywać, prowokować, odczuwać różne złe emocje, aby potem w ringu osiągnąć maksymalne skupienie i zdolność do analitycznego myślenia. Jak Israel Adesanya, czy kiedyś Conor McGregor. Jak tego dokonują?
Jeśli praktykujesz ten trashtalk, naprawdę go odczuwasz i przejmujesz powstałą agresję, a potem nie odłączasz tego wszystkiego przed walką i wchodzisz do ringu pełny emocji, to nie jest to najmądrzejsze posunięcie. Przynajmniej na najwyższym poziomie MMA. Potrzebna jest zatem umiejętność kontrolowania samego siebie, swojej psychiki.
Podałeś dobre przykłady. Israel Adesanya czy Connor w dobrych czasach potrafili odłączyć emocje od walki. W psychologii mówi się o “alter ego”. Jeśli działasz w ten sposób, że przed walką wchodzisz w jakąś rolę, to okej. Ja nie jestem tego zwolennikiem, ale będziemy nad tym pracować, żebyś w ringu potem był w stanie dać z siebie sto procent.
Ja uważam, że fajnie jest kiedy w sporcie zachowujesz autentyczność, ale też wiemy, że MMA to biznes, show. Więc ten trashtalk czy tworzenie alter ego może być częścią twojej pracy. Tylko musisz umieć to robić. O ile z McGregorem nie miałam za bardzo styczności, tak spędziłam trochę czasu z Adesanyą i jego zespołem w Nowej Zelandii. Rozmawiałam z nim, myślę, że poznałam jego autentyczną wersję. I to jest bardzo spokojny, skupiony i uczuciowy człowiek. Skłonny do refleksji, do analizy.
W życiu oczywiście przyjmujemy różne role. I tak samo jest w MMA. Adesanya świetnie kontroluje swoje emocje i wie, kiedy jest czas na show, a kiedy jest czas na walkę. Potrafi się przełączać. W klatce skupić się na technice, na strategii. Szczególnie że zarówno on, jak i McGregor to bardzo taktyczni zawodnicy. Podobnie jak Mamed. Potrzebują spokoju oraz koncentracji, aby walczyć w swoim stylu. Na timingu, precyzji, kreatywności.
Israel Adesanya
A czy to przełączanie się jest trudne?
Trudne? Wiesz, wszystkiego możesz się nauczyć. Na tym też polega moja praca, żebyś zrozumiał, kiedy idziesz na wojnę, kiedy masz po prostu wykonać pracę, a kiedy potrzebujesz więcej spokoju. Wypracowujesz to właśnie poprzez trening mentalnych umiejętności. Chodzi o to, żebyś miał świadomość, w jakim stanie potrzebujesz być w danym momencie i jak w niego wchodzić.
Bo czasem chcesz mieć więcej spokoju, czasem więcej aktywacji. Albo wręcz agresji, potrzebujesz się wkurzyć. Wiele też zależy, jak rozmawialiśmy, od tego jakim typem zawodnika jesteś – na czym bazujesz w trakcie walki.
Wszystkie nasze stany i emocje sygnalizują nam, co dzieje się w naszym życiu lub w danym momencie. Ale to są też ogromne narzędzia. Jeśli potrafisz zdecydować w jakim stanie chcesz być w danym momencie i potrafisz się w niego wprowadzić, to moja robota jest skończona. Mówię swoim zawodnikom: “okay, you can go by yourself”. W razie czego będę dostępna, ale teraz mnie nie potrzebujesz.
Pracujesz nie tylko z fighterami, ale przedstawicielami innych dyscyplin. Na przykład z Patrykiem Klimalą. Piłka nożna a MMA to dwa kompletnie różne środowiska. Stąd twoja praca też jest w tym przypadku inna?
Ciekawie trafiłeś, bo Patryk… to jest wojownik (śmiech). On naprawdę ma charakter i wielką przyjemnością jest z nim pracować. Cały czas mówię mu, że nadawałby się na fightera. I że kiedy będzie miał 40 lat, a ja będę starszą panią, to będziemy mogli jakąś walkę stoczyć. Ale tak, oczywiście piłka nożna to kompletnie inny świat.
Patryk Klimala i Daria Albers. Fot. Instagram @dariaalbers
Z Patrykiem trenujemy bardzo intensywnie, bo miał ciężki czas, ale udaje mu się z niego wychodzić. Teraz czuje się bardzo dobrze. Strzela gole i jest szczęśliwy z tego, gdzie się znajduje. Dodam jednak, że jedna rzecz mnie ostatnio rozbawiła. Ja wiem, że piłka nożna ma swoją specyfikę i strategię. Ale oglądałam jego mecz, ktoś mu nadepnął na stópkę, a on tam potem leżał i krzyczał. To powiedziałam mu, że jak zrobi tak jeszcze raz, to nie będziemy dalej pracować (śmiech). Trochę się więc pośmialiśmy.
Wracając, piłka nożna to przede wszystkim gra zespołowa. W MMA masz na sobie całą odpowiedzialność. Wszystko zależy od ciebie. A w futbolu jest bardzo dużo czynników, które składają się na to, żebyś mógł grać dobrze. Wszystko opiera się na pracy zespołowej. Na końcu oczywiście w każdym sporcie jest tak samo – musimy nabyć pewne mentalne umiejętności. Jak koncentracja, regulacja emocji.
O ile jednak wszystkie dyscypliny rozwijają fizycznie i psychicznie, tak tylko w mieszanych sztukach walki odnajdziemy to, o czym pisał Joseph Campbell – “podróż wojownika”. Tę filozofię, głębszy sens. Mówimy o sporcie, który daje nam naprawdę spore fundamenty, żeby przejść tak zwany duchowy rozwój.
Natomiast, jak mówiłam, Klimala…
To fighter!
Tak (śmiech). Naprawdę, jak przeanalizujesz, ile on przeszedł, jakie przeszkody musiał pokonać, to tym bardziej zaczniesz doceniać to, co obecnie się u niego dzieje. Zrobił naprawdę spory wewnętrzny rozwój.
Fot. Instagram @dariaalbers
Jan Błachowicz, Mateusz Gamrot, Mamed Chalidow – to wszystko twoi zawodnicy. Ale z trenerami mentalnymi pracowali też Conor McGregor, Alex Pereira oraz wielu innych fighterów. Stąd pytanie: czy w 2024 roku można zdobyć świat MMA, nie pracując w żadnym stopniu nad umiejętnościami mentalnymi?
Zawsze są wyjątki. Pojawiają się zawodnicy, którzy bez trenera mentalnego czy bez wielu innych rzeczy są w stanie dostać się na szczyt. Ale istotne jest to, żeby się na nim utrzymać. To też ta trudniejsza część. Sporo mówił o tym GSP (Georges St-Pierre). Że problemem było nie zdobycie pasa, ale utrzymanie go. Pojawia się bowiem presja oraz ogromne napięcie, które musisz wytrzymać.
A to jest trudne bez pewnych umiejętności, świadomości i właściwego podejścia do kwestii rozwoju. Podsumowując: jest bardzo, bardzo trudno utrzymać najwyższy poziom przez długi czas bez treningów mentalnych. Ale żeby tylko dojść na szczyt? To może się udać.
Ma to sens, bo samym talentem można naprawdę wiele dokonać. Ale potem dochodzą presja, oczekiwania kibiców.
Przede wszystkim twój charakter jest naprawdę poddawany próbie dopiero wtedy, kiedy zaczynają się dziać w twoim życiu czy karierze trudne rzeczy. Rozmawiałam na ten temat z Damianem Rzepeckim, przed walką o pas FEN. Mówię mu: to jest tylko kolejne zadanie, które musisz wykonać. Nie rób z tego większej rzeczy, niż powinieneś. To tylko kolejna walka. A twoja droga dopiero się zaczyna.
To nie były przypadkowe słowa, bo my naprawdę wierzymy, że to chłopak, który jest w stanie dojść do UFC. Ma na to papiery – fizycznie, mentalnie, duchowo. Potem po walce siedzieliśmy w szatni, on się na mnie patrzył spokojnie i zapytałam go: pamiętasz? A on, że tak, to wszystko dopiero się zaczyna. Chciałam, żeby był świadomy że to długa, ciężka, ale piękna droga. Żeby rozumiał, że on sam musi chcieć rozwoju, chcieć wskoczyć na głęboką wodę. Bo wkrótce to będzie robił.
I on się bardzo ucieszył. To właśnie pokonywanie największych trudności jest kluczowe. A świadome ich przyjmowanie i budowanie własnej drogi do sukcesu stanowi dla mnie sens życia. Okazuje się wtedy, jakie masz umiejętności, jaki masz charakter.
ROZMAWIAŁ KACPER MARCINIAK
Czytaj też:
- Marek Rudziński: Jeżeli nie odpowiada mi komentarz, to oglądam bez niego [WYWIAD]
- Aaron Russell: Polacy są odporni na cierpienie. Widać to, gdy gra się z waszą kadrą [WYWIAD]
- Sebastian Chmara: Nie wyczaruję medali olimpijskich [WYWIAD]
- “W sporcie żyjesz po to, żeby pracować. Uwiera mnie to”. Wyznania polskiego lekkoatlety
- Reinhold Messner: Alpinizm wiąże się z możliwością śmierci
Fot. Newspix.pl, Instagram