Reklama

Bolesna sobota Robertsona. Ale Liverpool zremisował z Fulham

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

14 grudnia 2024, 18:10 • 3 min czytania 1 komentarz

Czerwona kartka, choć mogło być ich więcej. Cztery gole. Emocje do samego końca. W meczu Liverpoolu z Fulham było mnóstwo dramaturgii. Finalnie The Reds po raz czwarty w tym sezonie stracili punkty, tylko remisując z The Cottagers.

Bolesna sobota Robertsona. Ale Liverpool zremisował z Fulham

Liga Mistrzów: pierwsze miejsce, komplet punktów, tylko jeden stracony gol. Puchar Ligi Angielskiej: dwie wygrane i awans do ćwierćfinału. Premier League: pozycja lidera, 37 na 42 możliwe punkty, najlepsza defensywa w lidze. Liverpool pod wodzą Arne Slota zamienił się w walec, który miażdży wszystko, co napotyka na swojej drodze. Od początku sezonu tylko Nottingham Forest znalazł receptę na pokonanie The Reds, a po punkcie urwali jedynie Arsenal i Newcastle.

Dzień konia Robertsona

Dużym wyczynem jest już strzelenie gola Liverpoolowi, szczególnie gdy gra na Anfield Road. Od sierpnia podopieczni Slota stracili tylko cztery bramki u siebie. Trzeba być zatem albo w wyjątkowo wysokiej formie, albo mieć dużo szczęścia, by zaskoczyć The Reds. W sobotę Fulham miał szczęście w postaci… Andy’ego Robertsona.

Dla Szkota spotkanie z The Cottagers było bolesnym doznaniem. Już w pierwszej minucie Issa Diop brutalnie go sfaulował, wbijając mu kołki korków w kolano, za co otrzymał żółtą kartkę. Rozważano nawet czerwoną, ale jak przekazały władze Premier League za pośrednictwem portalu X, atak sklasyfikowano jako nierozważny, dlatego Diop nie wyleciał z boiska.

Reklama

Z grymasem bólu, ale Robertson wrócił na murawę – jednak nie na długo. Szkot kwadrans później był już pod prysznicem. Przed polem karnym fatalnie przyjął piłkę, którą przejął Harry Wilson. Próbując naprawić swój błąd, obrońca Liverpoolu powalił Walijczyka na murawę, za co otrzymał czerwoną kartkę.

Liverpool znalazł się po tej akcji pod ścianą. Nie tylko musiał grać przez 75 minut w osłabieniu, to na domiar złego przegrywał 0:1. Piękną bramką z woleja popisał się Andreas Pereira. Brazylijczyk w ekwilibrystyczny sposób sięgnął piłki po dośrodkowaniu Antonee Robinsona i skierował ją w stronę bramki. Futbolówka po rykoszecie od największego pechowca – Robertsona – wylądowała w siatce wraz z interweniującym Alissonem Beckerem.

Wielki Salah i dublet asyst Robinsona

The Reds byli w dużych tarapatach. Ale nie z takich opresji wyciągał ich Mohamed Salah. I ponownie Egipcjanin wziął sprawy w swoje ręce. Perfekcyjnie dośrodkował w pole karne do Cody’ego Gakpo, który szczupakiem doprowadził do wyrównania. Dla Salaha była to setna asysta w czerwonym trykocie Liverpoolu. To tylko potwierdza, że napastnik zasługuje na nowy kontrakt i po medialnej wojence zapoczątkowanej przez zawodnika, sprawa ma mieć szczęśliwy finał w postaci nowej dwuletniej umowy.

Mieć czy być, czyli skomplikowana sprawa Mo Salaha

Po strzelonym golu Liverpool nabrał wiatru w żagle. Zaczął częściej atakować i dążyć do kolejnego trafienia. Niestety zapomniał w tym, że nadal gra w osłabieniu. Odsłonił się na kontry Fulham i został za to skarcony przez Rodrigo Muniza. Brazylijczyk w sprytny sposób włożył nogę między obrońcę a Alissona, kierując piłkę do siatki po przytomnym dośrodkowaniu Robinsona, który zanotował drugą asystę w spotkaniu.

Reklama

Drugi cios również nie powalił Liverpoolu. Tym razem główne role odegrali rezerwowi. Darwin Nunez podał prostopadle do Diogo Joty, który kierunkowym przyjęciem uwolnił się spod opieki obrońców i oddał strzał zza pola karnego. Całkowicie zaskoczył tym Bernda Leno, który tylko odprowadził piłkę wzrokiem do siatki.

Choć The Reds do końca meczu dwoili się i troili, to nie zdołali strzelić trzeciego gola. Sytuacji było wiele, ale ofiarnie broniący zawodnicy Fulham nie pękli, urywając punkt liderowi Premier League jako czwarta drużyna w tym sezonie.

Liverpool – Fulham 2:2 (0:1)

  • 0:1 – Pereira 11′
  • 1:1 – Gakpo 47′
  • 1:2 – Muniz 76′
  • 2:2 – Jota 86′
  • Czerwona kartka: Robertson 17′

WIĘCEJ O ANGIELSKIM FUTBOLU:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Komentarze

1 komentarz

Loading...