Nazwisko Igi Świątek zniknęło z listy zawieszonych International Tennis Integrity Agency (ITIA), ale nie znaczy to, że kwestia znalezienia w organizmie Polki zakazanej substancji jest zamknięta. Jak ustaliła TVP Sport, sprawa trafiła aktualnie do Światowej Komisji Antydopingowej (WADA). Co to oznacza dla Polki?
Przypomnijmy, że 28 listopada tenisistka poinformowała o tym, że jedna z kontroli antydopingowych wykazała w jej organizmie obecność trimetazydyny. To z tego powodu Świątek pod koniec sezonu opuszczała kolejne turnieje. Zamiast walczyć na korcie o kolejne punkty, 23-latka i jej sztab musieli stoczyć walkę o swoje dobre imię.
– Przez ostatnie 2,5 miesiąca poddałam się surowemu postępowaniu agencji ITIA, które potwierdziło moją niewinność. Jedyny pozytywny test antydopingowy w mojej karierze z niewiarygodnie niskim stężeniem substancji zabronionej, o której nigdy wcześniej nie słyszałam, sprawił, że pod znakiem zapytania stanęło wszystko, na co pracowałam przez całe życie – mówiła Iga w wyjaśniającym oświadczeniu wideo, który postanowiła opublikować w swoich mediach społecznościowych.
Ostatecznie okazało się, że śladowe ilości niedozwolonej substancji u Świątek znalazły się w wyniku zakażanej nią partii melatoniny. Polka przyjmowała melatoninę na sen, radząc sobie w ten sposób między innymi z jet lagiem. ITIA uznała argumentację pięciokrotnej mistrzyni wielkoszlemowej, zawieszając ją tylko symbolicznie na okres jednego miesiąca. 5 grudnia Świątek oficjalnie zniknęła z listy zawieszonych zawodników.
Jednak na tym sprawa „wpadki” dopingowej drugiej rakiety świata się nie kończy. Jej przypadek wraz z pełną dokumentacją trafił teraz do WADA. To Światowa Komisja Antydopingowa ostatecznie zdecyduje, czy decyzja ITIA jest prawomocna. Tę kwestię tłumaczył nam Michał Rynkowski, szef Polskiej Agencji Antydopingowej.
– Nie chcę oceniać ani polityki władz tenisowych w tym zakresie, ani tego, jak podeszła do tego zawodniczka. Natomiast myślę, że też warto zwrócić uwagę na jeszcze inny aspekt sprawy. Mianowicie ta decyzja, która została podjęta, jeszcze nie jest prawomocna. Więc w teorii prawo złożenia odwołania przysługuje samej zawodniczce, władzom tenisowym, jak i również WADA – mówił Rynkowski.
Czy jednak przejęcie sprawy przez WADA oznacza, że decyzja ITIA w sprawie Polki zostanie unieważniona, a Świątek czekają o wiele poważniejsze konsekwencje? Nie do końca. Po pierwsze, światowa agencja opiera się w dużej mierze na ustaleniach tenisowego organu. Jeśli więc ITIA rzetelnie zbadała sprawę, to trudno oczekiwać zgoła innego wyroku ze strony WADA.
Rynkowski:– Jeżeli te dowody, które zostały przedstawione są tak mocne i rzeczywiście liczba argumentów przekonała tenisowe organy dyscyplinarne do tego, żeby wymierzyć niski wymiar kary, to zakładam, że wniesienie odwołania przez władze tenisowe lub WADA jest mało prawdopodobne.
Z kolei dyrektor do spraw relacji z mediami James Fitzgerald, w imieniu światowej agencji udzielił odpowiedzi TVP Sport:– Jak zawsze WADA dokładnie przeanalizuje tę sprawę i zastrzega sobie prawo do odwołania się do Sądu Arbitrażowego ds. Sportu, jeśli będzie to stosowne. WADA otrzymała akta sprawy, a ich treść jest obecnie rozpatrywana.
Co jednak w przypadku, gdyby Światowa Agencja Antydopingowa doszła do zgoła odmiennych wniosków i zdecydowała się surowiej ukarać Świątek? Wówczas nastąpiłoby odwołanie od wyroku. Jednak sam proces odwoławczy może trwać nawet pół roku i nie wiąże się z zakazem gry dla zawodnika. Oznacza to, że niezależnie od decyzji WADA i tak w najbliższych miesiącach powinniśmy zobaczyć Igę Świątek na korcie.
Fot. Newspix
Czytaj też: