Nie do zdarcia jest ekipa Slota! Liverpool sięgnął dziś po szóste zwycięstwo w tegorocznej Lidze Mistrzów, pokonując Gironę 1:0. Gola na wagę trzech punktów strzelił z rzutu karnego niezawodny Mohamed Salah. Katalończycy napsuli piłkarzom The Reds sporo krwi, zwłaszcza w pierwszej połowie, gdy niejednokrotnie z opresji ratować ich musiał – powracający po kontuzji – Alisson.
Dla kibiców Girony dzisiejszy wieczór był wyjątkowy. Po raz pierwszy w historii ich ulubieńcy mierzyli się z ekipą The Reds, choć przystąpili do tego starcia w trudnym momencie sezonu. Katalończycy nie wygrali czterech ostatnich spotkań. Rewelacja La Liga z minionej kampanii w obecnych rozgrywkach punktuje w kratkę, plasując się na dziewiątej lokacie z 22 punktami. Jeszcze gorzej wiedzie im się w Champions League. Tam uzbierali zaledwie trzy “oczka”, triumfując jedynie nad Slovanem Bratysława, a ulegając PSG, Feyenoordowi, PSV oraz Sturmowi Graz.
Dziś o zwycięstwo wcale nie miało być łatwo, gdyż naprzeciwko Blanquivermells stanął lider tabeli Ligi Mistrzów. Liverpool ma na swoim koncie komplet 15 punktów w rozgrywkach. The Reds przegrali w tym sezonie tylko raz, we wrześniu z Nottingham, choć ich ostatnią serię triumfów zatrzymali tydzień temu piłkarze Newcastle. Z kolei w weekend plany odegrania się, i to na rywalu zza miedzy, pokrzyżował… orkan Daragh.
Odwołanie derbów Merseyside z Evertonem ma też swoje pozytywy. Arne Slot nie był zmuszony dziś rotować w składzie. Ponadto, mógł być jeszcze bardziej spokojny o swoją defensywę, gdyż po ponad dwumiesięcznej pauzie z powodu kontuzji między słupki wrócił Alisson. Holenderski szkoleniowiec miał również nadzieję, że nadal na boisku błyszczeć będzie gwiazdor Liverpoolu, Mohamed Salah, który zdaniem mediów, wreszcie wywalczył przedłużenie kontraktu.
Mimo to, na konferencji prasowej Slot nie szczędził ciepłych słów pod adresem Girony i jej opiekuna, Michela. – Uważam, że to, co zrobili, jest naprawdę wyjątkowe. Szczególnie w zeszłym sezonie, ale także w tym. Fakt, że walczyli o tytuł ligowy z takim budżetem, prawdopodobnie pokazuje, jak dobrym menedżerem jest Michel. Myślę, że w tym sezonie radzą sobie lepiej niż wynikałoby to z wyników, zwłaszcza w Lidze Mistrzów. Widziałem prawie każdy ich mecz, mieli pecha w każdym z nich, poza starciem z PSV – podkreślał Holender.
Rekonwalescent szybko postawiony na nogi
Tym razem pechem dla gospodarzy okazał się powrót do bramki Liverpoolu Alissona. W pierwszej połowie dyspozycja brazylijskiego golkipera została kilkukrotnie sprawdzona przez graczy Girony, którzy po pierwszych, pełnych strachu i zbytniego respektu dla przeciwnika minutach ruszyli do przodu. 32-latek ratował The Reds po strzale Francesa, zamykającego dośrodkowanie Gutierreza. Ten drugi chwilę później mocno przymierzył z dystansu, ale ponownie górą był bramkarz przyjezdnych.
Przed szansą otworzenia wyniku stanął Bryan Gil, ale w skuteczności jego akcji przeszkodziła… murawa. Finalnie, znowu swoje zrobił Alisson, skracając kąt młodemu Hiszpanowi i skończyło się na strachu dla The Reds. Najdogodniejszą okazję miał jednak Asprilla, ale lecącą w kierunku okienka bramki piłkę po jego uderzeniu znowu wyłapał rozgrzany do czerwoności brazylijski golkiper.
W pierwszych 45 minutach Katalończycy byli równorzędnym partnerem dla podopiecznych Slota. Ci, poza posiadaniem piłki oraz dwoma dobrymi sytuacjami Darwina Nuneza nie mieli za dużo z gry. Dzielnie broniła się Girona, a w kluczowych momentach na posterunku był Gazzaniga. Trudno było wtedy uwierzyć, że to Liverpool przewodzi tabeli, a miejscowi tułają się po jej dole.
Wyrachowany lider
Druga odsłona mogła rozpocząć się z przytupem dla ekipy Michela. Przedświąteczny prezent chciał jego ekipie ofiarować Alexander-Arnold, ale skrórę uratował mu… ponownie Alisson, broniąc strzał Danjumy. Wreszcie wziął się do roboty Liverpool. Z minuty na minutę rosła przewaga graczy The Reds. Pierwsze ostrzeżenie gospodarzom dał Robertson, ale tym razem spisał się Gazzaniga.
Kluczowa akcja dla losów spotkania miała miejsce po godzinie gry. W 60. minucie zakotłowało się w polu karnym Girony. Donny van de Beek nadepnął na nogę Luis Diaza. Sędzia Bastien po analizie VAR wskazał ostatecznie na wapno. Rzut karny na gola zamienił niewidoczny dziś Mohamed Salah. Egipcjanin ponownie dał o sobie znać w najważniejszym momencie starcia, notując tym samym 16 gola w bieżącym sezonie.
Długo musieliśmy czekać na pierwsze trafienie dnia w Lidze Mistrzów UEFA, ale w końcu jest! ⚽
Mohamed Salah daje prowadzenie @LFC 💪
📺 Mecz trwa w CANAL+ EXTRA2 i CANAL+ online: https://t.co/CSTjelglZW pic.twitter.com/VPrqNd0Mcf
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) December 10, 2024
Po bramce tempo spotkania zdecydowanie wyhamowało. Liverpool dalej utrzymywał się długo przy futbolówce, nie kwapiąc się specjalnie do kolejnych ataków. Girona z kolei płaciła za trudy pierwszej połowy. Z podopiecznych Michela na tyle mocno uchodziło powietrze, że nie posiadali oni argumentów, by odwrócić losy meczu. The Reds spokojnie utrzymali prowadzenie do końca i zainkasowali kolejne trzy punkty. Z kolei Katalończycy niemal wypisali się już z walki o awans do kolejnej rundy.
W ostatnich, styczniowych kolejkach Champions League Liverpool zmierzy się z Lille i PSV, a Girona zagra z Milanem i Arsenalem.
Girona FC – Liverpool FC 0:1 (0:0)
- 0:1 – Salah 63′ (rzut karny)
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Mistrzowska forma Atalanty. Real powalczy o życie z postrachem całej Europy
- Słabi i słabsi. Największe fajtłapy rundy jesiennej w Ekstraklasie
- Nieważne, że rzutem na taśmę. Miło być kozakiem! [KOZACY I BADZIEWIACY]
Fot. Newspix