Reklama

Yamal, Pena i Lewy to za mało na Betis. Strata punktów lidera w Sewilli

Paweł Wojciechowski

Autor:Paweł Wojciechowski

07 grudnia 2024, 18:39 • 6 min czytania 8 komentarzy

Barcelona tym razem nie oczarowała. Niewidoczni byli Raphinha i Olmo, a Betis grał naprawdę ambitnie i co rusz niepokoił defensywę lidera La Liga. Genialny Lamine Yamal, wybitny dziś Inaki Pena i gol niezawodnego Roberta Lewandowskiego – to wszystko było za mało na ekipę z Sewilli. Kapitalne widowisko zakończyło się podziałem punktów, a Hansi Flick traci powoli nerwy, bo obserwował końcówkę meczu z trybun po zobaczeniu czerwonej kartki.

Yamal, Pena i Lewy to za mało na Betis. Strata punktów lidera w Sewilli

Barca nie chciała w Sewilli robić kroku wstecz, bo za dużo ich było w ostatnim czasie. W wyjściowym garniturze – z Lewym od pierwszej minuty – lider bez żadnych wymówek przyjechał po trzy punkty. Ostatnio Polak odpoczywał w meczu z Mallorcą i miał być wygłodniały kolejnych zdobyczy bramkowych.

Betis z kolei w tym sezonie zawodzi praktycznie od samego początku. Słaba postawa w europejskich pucharach (tylko cztery punkty w czterech meczach i dopiero 22. miejsce w tabeli Ligi Konferencji) i mocno średnia w lidze (16 punktów w 16 spotkaniach i 11. lokata) to jedno.

Jednak, co chyba nawet ważniejsze, to Betis dla Barcy jest jak Zagłębie dla Legii. Ulubiony przeciwnik, który najczęściej przegrywa w bezpośrednich starciach tracąc po cztery, pięć goli. Ostatnie zwycięstwo ekipy z Sewilli w takim meczu to 2021 rok, a ostatnie zwycięstwo na własnym stadionie to… 2008 rok! Mało tego, trzeba się cofnąć do lat 80., żeby znaleźć starcie, w którym Betis nie stracił gola z Barcą na własnym boisku!

Nie był to więc idealny przeciwnik na przełamanie i rozpoczęcie marszu w górę tabeli. Nie był to też idealny przeciwnik na jubileusz Manuela Pellegriniego, który po raz 500. zasiadł na ławce trenerskiej w ligowym meczu w Hiszpanii.

Reklama

Jeszcze tylko zobaczyliśmy show Vitora Roque, który tuż przed pierwszym gwizdkiem przez dobre dwie minuty witał się z absolutnie każdym członkiem sztabu Barcelony, co kamera skrzętnie odnotowywała, i można było zaczynać.

Gospodarze od premierowych minut wydawali się mocno rozjuszeni. Od pierwszego gwizdka wręcz stłamsili gości z Katalonii. Już w 2. minucie Raphinha musiał wybijać piłkę z linii bramkowej po uderzeniu głową Diego Llorente, a minutę później popisał się fantastyczną interwencją Inaki Pena. Ez Abde, który mógł podawać, ale pokusił się o strzał będąc sam na sam z golkiperem Blaugrany, musiał się nasłuchać sporo cierpkich słów od napakowanego w tym meczu jak kabanos Chimiego Avili.

Po kwadransie jednak entuzjazm gospodarzy opadł, a faworyt zaczął dochodzić do sytuacji strzeleckich. Bardzo aktywny w tym fragmencie spotkania był szczególnie Lamine Yamal, który strzelał, podawał i czarował dryblingami. Bombę z 30 metrów odpalił też Olmo. I kiedy wydawało się, że lider La Liga rozpocznie już niepodzielne rządy na boisku, to kilka minut później znowu Betis przejął inicjatywę i zaczął groźniej atakować na połowie rywala.

To gospodarze byli lepsi w pierwszej połowie, byli bardziej agresywni, na granicy faulu. Barca za to znów się męczyła. Poza Yamalem ofensywa praktycznie nie istniała. Niewidoczni Raphinha i Lewandowski, mało kreatywny Olmo.

Jaki z tego morał?

Żaden, bo wystarczyła jedna genialna akcja gości i to oni wyszli na prowadzenie. Piłka szła po prawej stronie jak po sznurku od Yamala przez Pedriego do Kounde. Ten ostatni wystawił idealną piłkę w pole karne, gdzie świetnie ustawiony Robert Lewandowski musiał tylko zrobić “tap-in”.

Reklama

Barca w samej końcówce emanowała już spokojem i mądrze zarządzała meczem do ostatniego gwizdka pierwszej połowy. Cała ta pierwsza część była klasycznym spotkaniem faworyta z ligowym pariasem, który najpierw się wyszalał, a gdy gigant włączał na chwilę wyższy bieg, już miał niewiele do powiedzenia.

Po zmianie stron mieliśmy jednak powtórkę z rozrywki. To gospodarze atakowali znów z furią. Najpierw publikę poderwał Altimira. Pomocnik Betisu pomylił się minimalnie uderzając głową po zgraniu… Lewandowskiego, który we własnym polu karnym próbował nieudolnie wybić piłkę po dośrodkowaniu z rzutu wolnego. Chwilę później jeszcze jedna akcja i jeszcze jedna fantastyczna parada Peni po strzale Avili.

Betis znów pierwsze minuty miał fenomenalne, ale nie potrafił skierować piłki do siatki. Publiczność się też rozkręciła i napędzała dodatkowo swoją drużynę. Były groźne strzały, efektowne parady bramkarza Barcy, chybienia liczone w centymetrach, ale po stronie trafień niezmiennie było zero.

Sytuacja zmieniła się, gdy na boisku doszło do pierwszych zmian. Za kompletnie dziś bezproduktywnych Olmo i Raphinhę weszli Ferran Torres i Frenkie de Jong, i to właśnie Holender sfaulował – nieporadnego jak zwykle – Vitora Roque w polu karnym. Czy faktycznie przewinił, niemiłosiernie długo analizowali sędziowie z pomocą wideoweryfikacji, ale ostatecznie arbiter główny wskazał na jedenasty metr. Strzału Lo Celso ze stojącej piłki Pena już nie wyciągnął. Zamieszanie było na tyle duże, że nerwy za to puściły Hansiemu Flickowi, wyrzuconemu na trybuny przez sędziego.

Po tym intensywnym początku drugiej połowy piłkarze na chwilę odpuścili. Na trybunach z kolei po wyrównaniu mieliśmy prawdziwą fiestę, która wzmogła się jeszcze bardziej po wejściu kontuzjowanego przez wiele miesięcy Isco. Dla najlepszego gracza Betisu w minionej kampanii był to premierowy występ w tym sezonie. Gospodarze jednak lekko zwolnili nie wytrzymując tego szaleńczego tempa, które sami sobie narzucili.

Inicjatywę przejęła na chwilę Barca i… znów wyszła na prowadzenie. Yamal najpierw dał dwa ostrzeżenia posyłając niemal idealne podania w pole karne. Trzecie było już idealne bez “niemal” i wprowadzony po przerwie Ferran Torres trafił do siatki. VAR analizował spalonego, ale już po pierwszej powtórce było widać, że go nie było. Jednak ze świętowaniem swojego piątego gola w trzech ostatnich meczach z Betisem Ferran musiał się wstrzymać na kilkadziesiąt sekund.

Wydawało się, że tak jak w pierwszej części dowiozą to do końca zawodnicy lidera, ale huśtawka nastrojów w tym meczu bujała się wciąż mocno. Fatalny błąd Inigo Martineza, który nie zdążył doskoczyć do Diao w doliczonym czasie gry, a ten zaskoczył stojącego jak zahipnotyzowanego Penę, który nawet nie zdążył się ruszyć.

2:2 w doliczonym czasie gry! To był jednak ostatni akcent bramkowy tego meczu, który kibiców gospodarzy wprawił niemal w ekstazę, a pewnych już swego gości doprowadził niemal do rozpaczy.

Gospodarze, którzy zaprezentowali się bardzo korzystnie na tle lidera, mogą na pewno z dużo większym optymizmem patrzeć na kolejne tygodnie. Forma rośnie, liderzy wracają do formy i jest jeszcze w tym sezonie sporo do zdobycia.

Barca za to ewidentnie zacięła się w lidze. Wygrała w niej tylko jeden mecz z ostatnich pięciu. Wydawało się po spotkaniu z Mallorcą (5:1), że kryzys już za nią, ale ten zadomowił się chyba na dobre w Blaugranie. Problemy Realu i Barcelony w ostatnich tygodniach mogą jednak doprowadzić do tego, że obie ekipy pogodzi Atletico, które w ostatnich tygodniach imponuje formą i kolekcjonowaniem zwycięstw (osiem kolejnych wiktorii we wszystkich rozgrywkach).

Może Hansi Flick, który w kolejnych meczach będzie musiał pewnie obserwować swoją drużynę z trybun po czerwonej kartce, właśnie tam znajdzie receptę na odblokowanie swojego zespołu i powrót do ustawień fabrycznych z początku sezonu? Musi się jednak spieszyć, bo już w środę naprzeciw stanie dużo poważniejszy przeciwnik – Borussia Dortmund, która też zaciekle walczy w Champions League o pierwszą ósemkę.

Real Betis – FC Barcelona 2:2 (0:1)

0:1 – Lewandowski 40′

1:1 – Lo Celso 68′ (karny)

1:2 – Ferran Torres 82′

2:2 – Diao 90+4′

WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. Newspix

Kibic FC Barcelony od kiedy Koeman strzelał gola w finale Pucharu Mistrzów, a rodzice większości ekipy Weszło jeszcze się nawet nie znali. Fan Kobe Bryanta i grubego Ronaldo. W piłce jak i w pozostałych dziedzinach kocha lata 90. (Francja'98 na zawsze w serduszku). Ma urodziny tego dnia co Winston Bogarde, a to, że o tym wspomina, potwierdza słabość do Barcelony i lat 90. Ma też urodziny tego dnia co Deontay Wilder, co nie świadczy o niczym.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

8 komentarzy

Loading...