Mało znany fakt: Raków Częstochowa mógł zimować jako lider Ekstraklasy. Wystarczyło tylko wygrać z Motorem Lublin różnicą sześciu bramek, co może i nie było najłatwiejsze, ale jednak możliwe. Więcej: zespół Marka Papszuna stworzył sobie nawet te sześć okazji na bramkę. Problem w tym, że za ich wykańczanie zabrał się Ivi Lopez.
Upartość Marka Papszuna bywa urocza, bywa też irytująca. W przypadku obsadzenia pozycji napastnika wajcha niebezpiecznie przesuwa się w kierunku drugiej opcji. Jonathan Braut Brunes musi aplikować melisę na wiadra, gdy widzi, że niezależnie od tego, co zrobi, jego trener w roli dziewiątki widzi tylko Iviego Lopeza. Istnieje prawdopodobieństwo, że nawet gdyby Norweg ściągnął do Częstochowy sławniejszego kuzyna, Papszun zmierzyłby go wzrokiem, obejrzał z każdej strony i stwierdził, że wyjściowy skład jest dla Iviego, a dla pana, panie Haaland, znajdziemy kwadrans z ławki.
Wspomnieć o tym trzeba nie dlatego, że Lopez jest karykaturą piłkarza, bo nią oczywiście nie jest. Dziewiątką też jednak nie jest, więc gdy raz za razem mylił się w typowych dla napastnika sytuacjach, można było się uśmiechnąć. Raz piłka mu odskoczyła, raz ustrzelił z bliska bramkarza, raz w bramkę nie trafił, raz się całkiem pogubił, na koniec jeszcze trafił w kolegę z zespołu. W przypadku Rakowa, któremu wykończenia brakuje nie od dwóch kolejek, nie od pięciu, ale od półtora sezonu, piętrzenie się takich pomyłek miewa przykre konsekwencje.
I miało, bo zespół Papszuna przez pół godziny zadawał kłam teorii o tym, że guru sekty lubuje się w rytualnym mordzie na futbolu. Nie był ospały i zagubiony, był drużyną na podwójnej dawce guarany, szybko odzyskującą piłkę i jeszcze szybciej przeradzającą takie sytuacje w konkret, strzał, zagrożenie. W ten właśnie sposób Władysław Koczergin otworzył wynik: Gustav Berggren genialnie odczepił się od rywala, pchnął akcję do przodu i dwa podania później Michael Ameyaw cieszył się z asysty po prostopadłym podaniu w pole karne.
Raków szybko otwiera wynik spotkania! Kochergin trafia do siatki 💪
📺 Mecz trwa w CANAL+ SPORT3 i CANAL+ online: https://t.co/LrK3rlrlEG pic.twitter.com/D1WKV5DGoA
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) December 7, 2024
W podobny sposób mógł paść drugi gol, znów dzięki przytomności Berggrena, ale między innymi wtedy zawiodła skuteczność Iviego. W końcu więc Motor się otrząsnął i zabawa Rakowa się skończyła.
Raków Częstochowa — Motor Lublin 2:2. Niesamowity rok beniaminka
Doszło do tego tak, jak przed tygodniem. Motor Lubin zaskoczył wtedy Radomiaka rozegraniem rzutu rożnego, który przerodził się w bramkę po zgraniu piłki na piąty metr. Poprzeczka poszła w górę, ale ekipa Mateusza Stolarskiego sprostała wyzwaniu: Bartosz Wolski wrzucił na bliższy słupek, obrońca Rakowa niefortunnie przedłużył podanie, Kaan Caliskaner załadował na pewniaka, wyrównał, pokazał Stratosowi Svarnasowi, jak zachowywać się w takich sytuacjach, bo Grek parę chwil wcześniej zmarnował bardzo dobrą okazję po dośrodkowaniu ze stojącej piłki.
Bramka sprawiła, że zaczęliśmy grać na poważnie, nie tylko do jednej bramki. Motor już się nie cofnął, już nie dygotał przed wielkim Rakowem. Niby podobnie było na inaugurację, gdy w Lublinie pokazał odważną twarz, ale był bogatszy o pełną rundę doświadczeń, praktykowania radosnego futbolu. Gospodarze próbowali się ratować, szukać rzutu karnego i choć Daniel Stefański nawet się na to nabrał, myląc rękę z głową (jakżeby inaczej, niespodzianką jest, gdy Stefański się na coś nie nabiera), został ustawiony do pionu przez VAR.
Bliżej drugiego gola był więc Motor. Wolskiemu udało się już obić słupek, gdy doszło do scenki absurdalnej. Wrzut z autu na wysokości pola karnego, Filip Luberecki i Sergi Samper zostali ostentacyjnie olani przez wszystkich facetów w czerwonych koszulkach. Nikt nawet nie ruszył się w ich kierunku, więc obdarzony techniką podania szlifowaną w La Masii Samper dorzucił piłkę na piątkę, prosto na nogę Samuela Mraza. W Częstochowie zrobiło się gorąco, fenomalnie broniący dotychczas Raków nagle musiał gonić wynik na własnym boisku.
SAMUEL MRAZ! Motor o krok od sprawienia niespodzianki w Częstochowie! 🤯
📺 Mecz trwa w CANAL+ SPORT3 i CANAL+ online: https://t.co/LrK3rlrlEG pic.twitter.com/csk5BjZWqT
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) December 7, 2024
Dogonił w doliczonym czasie gry, to nie dziwi. Fakt, że doliczono ponad kwadrans (przez racowisko) od razu podpowiadał, jak to się skończy. Docenić trzeba jednak kunszt Jeana Carlosa, który nawinął rywala na zamach po zgraniu piłki (i przy okazji staranowaniu rywala) przez Petera Baratha: to nie był jakiś farfocel, nie trzeba było czterdziestu wrzutek. Wystarczyła jedna, Iviego Lopeza, z rzutu wolnego. Jakieś odkupienie win w tym jest, Hiszpan na koniec coś do klasyfikacji kanadyjskiej dorzucił, ale chyba sam przyzna, że po takim występie było to najwyżej pyrrusowe zwycięstwo.
Zupełnie inaczej dla Motoru. Nawet stracony gol, nawet wypuszczenie z rąk zwycięstwa, nie powinno nikogo w Lublinie smucić. Niesamowity rok kończy się dla beniaminka w sposób, który zasługuje tylko i wyłącznie na brawa. Niewiele było tej jesieni przyjemniejszych zespołów niż świeżaki trenera Stolarskiego.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Śląsk Wrocław – największe dziady rundy jesiennej
- Radomiak sprzedał kolejnego piłkarza. Nowy kontrakt dla legendy
- Widzew uratował sobie święta
- Znęcał się nad partnerką, ale nadal szkoli sędziów
fot. Newspix