Dawid Kubacki był jednym z czterech Polaków, którzy awansowali do drugiej serii konkursu Pucharu Świata w Wiśle. I choć ostatecznie nie zajął wysokiej lokaty – był 25. – to ze swoich skoków jest zadowolony. Bo, jak twierdzi, to kolejny krok do przodu.
Kubacki dobry występ zanotował w zeszłym tygodniu, w Ruce. W jednoseryjnym konkursie w Finlandii był 10., i to nadal najlepsze miejsce Polaka w tym sezonie. Sam jednak podkreślał, że trudno w tak loteryjnych zawodach oceniać, czy to dobra forma, szczęście do warunków czy może splot obu tych czynników. W końcu w dotychczasowych czterech konkursach PŚ tej zimy dwukrotnie punktował, ale dwa razy kończył na 33. pozycji. Dlatego dziś już sam awans do drugiej serii mógł sprawić, że mistrz świata z 2019 roku mógł odetchnąć z ulgą.
– Myślę, że to był taki… delikatny optymizm. Tak bym to nazwał. Trzy skoki, które dziś oddałem, były całkiem równe, przyzwoite. Oczywiście to nie jest to, na co mnie stać i to, na co liczymy wszyscy – ja, kibice i trenerzy. Ale, jak pokazał nam poprzedni sezon – nie ma dróg na skróty. Małymi kroczkami musimy piąć się do góry. Dziś te małe kroczki tu zrobiłem i z dnia na dzień coraz pewniej się czuję i coraz lepiej to funkcjonuje.
W poprzednim sezonie Kubacki zaczął jednak… lepiej niż w tym. Ale mimo tego wydaje się zadowolony z tego, co pokazuje. Owszem, jak mówi – czołówka jest daleko – ale trudno, taka jest aktualna rzeczywistość skoków. Trzeba po prostu robić swoje i liczyć, że się do najlepszych dobije.
– Na pewno nie jest to dla nas wymarzony scenariusz – twierdzi. – Każdy by chciał, żebyśmy od początku sezonu wygrywali i bili się o czołowe lokaty. Realia mamy jednak takie, a nie inne, ale wiemy, że jesteśmy w stanie sobie wypracować dobrą dyspozycję i że jeszcze w tym sezonie jeszcze nie raz będę mógł być zadowolony ze swoich skoków.
Czego jednak brakuje Polakowi, by walczyć o lepsze pozycje? – Energii na progu – odpowiada od razu na tak zadane pytanie. I to jest główny punkt, na którym skupia się, rozwijając tę wypowiedź.
– 90 procent sukcesu w skokach odbywa się na progu i tym, co tam się dzieje. Reszta to już pochodna tego, co się zrobi przy odbiciu. W locie umiem sobie poradzić, pokazywałem to wielokrotnie, nie muszę się na tym tak skupiać. Moje prędkości najazdowe też wróciły do ogólnie przyjętej normy. Tu nie ma problemu. Ustabilizowanie odbicia, włączanie coraz mniejszej kontroli tego, co muszę zrobić – to spowoduje, że energii z progu będzie coraz więcej, a rotacja się z mniejszy. A co za tym idzie – będę mieć więcej prędkości w powietrzu i lepsze odległości.
W tym wszystkim Dawid dostrzega jeden powód do optymizmu – kibice wciąż są pod skocznią, wciąż głośno dopingują. Bez względu na to, że wyniki Polaków się pogorszyły.
– Atmosfera jest świetna, inne kraje mogą nam pozazdrościć kibiców. Cieszymy się, że mimo tego że w tym sezonie nie jest lekko, to kibice są z nami i chcą się cieszyć tym sportem. Bardzo im dziękuję – mówił były triumfator Turnieju Czterech Skoczni. I oby jutro i on, i reszta Biało-Czerwonych, skakała na poziomie dopingu, jaki dają im polscy fani.
Fot. Newspix
Czytaj więcej o skokach narciarskich: