Za nami przedostatnia kolejka Ekstraklasy w tym roku. Już zaczynamy tęsknić, zwłaszcza że nasi kochani ligowcy dali całkiem niezłe show w ostatni weekend. Nawet mecz w samo południe nie raził, jak to zwykle ma miejsce. A kto zasłużył na tytuł kozaka, kto badziewiaka – oczywiście zaraz się dowiecie.
Kozacy
Niewątpliwie trzeba zacząć od piłkarzy Górnika, którzy w ciągu 45 minut wcisnęli Koronie cztery gole. Nie jest to zjawisko standardowe nawet mimo faktu, że obie ekipy są na różnych poziomach. Tego dnia – wyjątkowo różnych, choć w końcówce spotkania był taki okres, kiedy ekipa trenera Urbana broniła bramki jak na podwórku. Generalnie jednak potwierdziło się to, co widzimy już od kilku dobrych tygodni. Górnik urósł, a poszczególnie piłkarze – tak jak z Koroną – pokazują, że nie ma w tym przypadku.
Spójrzcie na Rasaka czy Hellebranda. Jeden uzupełnia się z drugim, tworząc naprawdę fajny i wszechstronny środek pola. Mądre zagrania, zmiany tempa, gra w destrukcji, zdobywanie przestrzeni i coś ekstra jak kluczowe podania pod bramką czy strzały z dystansu – to serwis, jaki gwarantują pomocnicy Górnika. W dodatku akurat w tym meczu Lukoszek chyba obudził w sobie jakąś cząstkę Cristiano Ronaldo, bo najpierw huknął z dystansu po ładnym zwodzie, a potem w trudnej sytuacji skończył akcję na 2:0 jak rasowy napastnik. Oba te obrazki warto podkreślić, bo prędko raczej się nie powtórzą jak gol Fornalczyka po świetnej solówce.
Górnik to jednak niejedyny zespół, który trochę się w tej kolejce nastrzelał. Trzy gole musiał strzelić Raków, żeby wygrać swój mecz z Widzewem, a zrobił to w okolicznościach spektakularnych. Po takim meczu nie sposób było nie wyróżnić kilku piłkarzy z ekipy Marka Papszuna na czele z Brunesem, który w 94. minucie pokazał, że więzi rodzinne z Haalandem to nie przypadek. Błysnął wtedy też Otieno, który rzucił dwa takie dośrodkowania, że finalnie zakończyły się asystą. 3:2, Widzew bez punktów, choć zrobił naprawdę wiele, żeby je uzyskać. Tylko że Raków, wbrew temu, co przyjęło się mówić, nie zamordował futbolu, tym razem w dobrym stylu mordując nadzieje Widzewa, że wreszcie uda się wyjść z dołka.
No i dobre słowo należy się jeszcze przedstawicielom beniaminków. Nie wszystkich, bo ten trzeci dostanie osobny akapit w badziewiakach, ale Motor i GKS znowu pokazały, dlaczego są porządnymi zespołami w Ekstraklasie. Jedni wypunktowali Radomiaka i wybronili się przed jego atakami (świetny mecz Rosy, ale wybraliśmy Abramowicza), a drudzy pokazali Lechii, gdzie jej miejsce. W obu tych meczach kluczowy udział mieli obrońcy – Jędrych i Stolarski dali swoim rywalom po razie i zachowali czyste konto, więc musieli znaleźć się w zestawieniu.
Badziewiacy
Dobra, powiedzmy sobie jasno. Może te ananasy nie nie miały najgorszego występu w przekroju całej kolejki, jeśli weźmiemy pod uwagę relację oczekiwań względem rzeczywistości. Ale są tak beznadziejni, że trudno od nich nie zacząć, a mowa oczywiście o piłkarzach Lechii. Ci oblali kluczowy test, bo jeśli nie potrafią nawet nawiązać rywalizacji z drugim beniaminkiem, znaczy to, że zwyczajnie nie nadają się do Ekstraklasy i aż szkoda, że nie da się ich pozbyć już zimą. Tym razem w badziewiakach pofarciło im się o tyle, że wybraliśmy tylko jednego przedstawiciela tej nędzy – Pllanę, doskonały przykład pasażera na gapę z Kosowa.
Ale ta kolejka to przede wszystkim rozczarowania i babole ze strony czołowych ekip w tabeli. Skompromitował się Lech, skompromitowała się Legia – ależ to był piękny weekend. Jedni zapomnieli, że piłka nożna to sport polegający na kopaniu futbolówki w stronę bramki, a drudzy mają w składzie elektryka i bramkarza z dziurawymi rękawicami. Szczególnie ten ostatni dał popis, kiedy wydawało się w ostatnich minutach meczu, że Legia zdoła obronić trzy punkty w Mielcu. Ale nie – Kobylak zaliczył wylew na linii, który skończył się tragicznie. Tak w ramach przypomnienia, że nie jest fachowcem na miarę tego klubu.
Podobne świadectwo dał Fiabema, który jest w tym Lechu, wchodzi z ławki, ale tak jakby go nie było. Doprawdy fenomenalny to był transfer, ciasteczko, rarytas. Na razie 17 występów i 0 goli, z czego jakieś 15 meczów na poziomie Realu Sociedadu B. Ach, może dlatego, że właśnie stamtąd Lech go ściągnął, myśląc, że to będzie doskonałe wzmocnienie kadry. Żeby nie było, za swój występ powinni oberwać też Gholizadeh czy Ishak. Obaj mogliby równie dobrze na boisko w Gliwicach nie wychodzić tak jak Piasecki, który w podobny sposób kopał się po czole. Ale w przeciwieństwie do takiego Fiabemy od święta coś wrzuci do sieci. Szkoda tylko, że w starciach z poważniejszymi rywalami znika.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Dramat Edoardo Bove. Fiorentina znów naznaczona cierpieniem
- Strejlau o Brychczym: Człowiek o niezwykłej strukturze i wrażliwości
- Kowal wspomina Lucjana Brychczego. “Być może do dziś najlepszy technicznie polski piłkarz”
- Piątek w gazie. Włodarczyk, Angielski, Piotrowski przypomnieli, że istnieją [STRANIERI]
Fot. Newspix