Jeden rodak na ławce, teraz jeszcze drugi rodak na ławce… jak żyć? Niby regulamin meczów piłkarskich dopuszcza jakiekolwiek zmiany, ale ostatecznie nie doczekaliśmy się Roberta Lewandowskiego na boisku w Palma de Mallorca. Dobrze o tyle, że jego Barcelona i tak wygrała z niżej notowanym zespołem gospodarzy. Dziś kapitana reprezentacji Polski wyręczyli, do spółki z rywalami, koledzy z zespołu.
Tak, dobrze czytacie. Za wygraną Barcelony odpowiedzialność ponoszą też, a może i nawet przede wszystkim, hiszpańscy wyspiarze. Trener Jagoba Arrasate nie za bardzo może pochwalić swoich podopiecznych po meczu, w którym coś tam wykreowali i znaleźli nawet drogę do bramki rywali, ale koniec końców dali sobie strzelić zawstydzającego pierwszego gola i jeszcze cztery kolejne.
Było w tym spotkaniu kilka zabawnych momentów, ale nasze serce skradł ten najpierwszy.
Mallorca – Barcelona 1:5. Ha, ha, ha!
Kabareciarze z Majorki dali dziś taki występ, że ręce same składały się do oklasków, a od śmiechu wszystkich rozbolały brzuchy. Pierwszy gol dla Barcelony to akcja pod wezwaniem Charliego Chaplina – ruchy gospodarzy były niezgrabne i kompletnie pozbawione sensu. Jak w klasycznej slapstickowej komedii. Brakowało już tyko poślizgnięcia się na skórce od banana i wpadnięcia twarzą w urodzinowy tort. Poza tym było już naprawdę wszystko.
Wybicie piłki prosto w kolegę z drużyny – tu brawa dla dwóch panów, bo w akcję byli zamieszani Mojica i Valjent.
Blokowanie strzału we czterech na szerokości góra półtora metra – niezły wyczyn całego bloku defensywnego gospodarzy.
Wreszcie żałosny babol, który do bramki wtoczył się jeszcze zahaczając o nogi bramkarza. Mallorca chciała wyjść na Barcelonę z poważnymi zamiarami, a już w dwunastej minucie wystawiła się na pośmiewisko.
CO WYMYŚLIŁA OBRONA MALLORCI?! 🤯 Nie był to najtrudniej strzelony gol w karierze Ferrana Torresa! ⚽
📺 Mecz Mallorci z Barceloną trwa w CANAL+ SPORT i CANAL+ online: https://t.co/ik350vS646 pic.twitter.com/5uc3jzOxA3
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) December 3, 2024
Barcy w pewnym momencie nie było do śmiechu
Goście grali klasycznie – w wysokiej obronie i z ochotą do strzelania goli. Nie byli jednak gotowi na… opór rywali, którzy najpierw Blaugranę podpuścili swoją niefrasobliwością, a tuż przed przerwą ukłuli bramką na 1:1. Nie było to trafienie kompletnie niespodziewane, bo Mallorca kilka razy wdzierała się z podniesioną głową w pole karne rywali i w gruncie rzeczy zapracowała sobie na ten mały sukces.
Ich gol zmusił Barcelonę do podwojenia wysiłków i zabrania się wreszcie do solidnej roboty. W pierwszej części spotkania Katalończycy grali tak, jakby piłka sama miała wpadać do bramki gospodarzy, a oni przyjechali tam tylko przyglądać się temu, jak Mallorca sama kręci na siebie bat.
Okazało się, co za heca, że mecz sam się nie wygra.
Ślepa kura ze stolicy Katalonii i ziarno rzucone na żyzną glebę
Zmiana stron nie przyniosła w sumie zmiany podejścia, ale Barcelona i tak bardzo szybko odzyskała prowadzenie. Wystarczyło dziesięć minut i niezły rajd Yamala, który w sprytny sposób wymusił faul wracającego za nim obrońcy. Pechowcem znów Mojica, któremu chwilę później puściły nerwy – zawodnik gospodarzy nawrzeszczał na jednego ze swoich kolegów i dał upust złości, machając przy tym wszystkim łapami na lewo i prawo.
Wtedy było już jednak 1:2, bo karnego na gola zamienił Raphinha. O Barcelonie można wiele powiedzieć, ale Hansi Flick bardzo dobrze rozumie jeden, niezwykle ważny aspekt futbolu. Kiedy los daje ci zwycięstwo na tacy, nie masz prawa mu odmówić. Duma Katalonii wzięła trzy punkty, bo tylko głupi by nie wziął.
Do swojego dzisiejszego dorobku dorzuciła więc jeszcze kolejne gole, które padały, gdy rywale kompletnie stracili wiarę w siebie. Raphinha trafił z najbliższej odległości po fenomenalnym podaniu Yamala. Potem futbolówkę do siatki wbił De Jong, który zebrał bezpańską piłkę w polu karnym rywali. Na koniec jeszcze Pau Victor do pustaka i wysokie zwycięstwo z przeciwnikiem, który na tak wielkie lanie chyba mimo wszystko nie zasłużył.
Albo właśnie zasłużył dlatego, że w najważniejszych momentach był po prostu zbyt ciapowaty.
Do wygranej nikt dziś nie potrzebował Roberta Lewandowskiego, ale Polak przyda się na pewno w starciach z poważniejszymi rywalami. Posiedział sobie dziewięćdziesiąt minut na ławce, odpoczął. Ucieszył się z goli kolegów, a zaraz znów sam kilka zapakuje. Co do tego nie mamy żadnych wątpliwości.
RCD Mallorca – FC Barcelona 1:5 (1:1)
- 0:1 – Ferran Torres 12′
- 1:1 – Muriqi 43′
- 1:2 – Raphinha 55′ (karny)
- 1:3 – Raphinha 74′
- 1:4 – De Jong 79′
- 1:5 – Victor 84′
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Od wicemistrzostwa do spadku? Dajemy Śląskowi 99% szans
- Bezlitosny Cholewiak znowu wygrywa mecz. Sandecja w niezłym stylu żegna się z pucharem
- Kompromitacje Lecha i Legii, Kobylak ręcznikiem kolejki [Kozacy i badziewiacy]
Fot. Newspix