Kiedy Łukasz Wolsztyński latem 2023 przychodził do Stali Mielec po niemal straconej rundzie w drugoligowej Kotwicy Kołobrzeg, wielu kibiców pukało się w czoło. Od początku było jednak wiadomo, że chodzi o zawodnika do rotacji, który ma zwiększyć rywalizację. Wolsztyński od czasu do czasu wchodził z ławki, aż wreszcie wiosną tamtego sezonu zapewnił remis w doskonale sobie znanym Zabrzu, by w ostatniej kolejce dołożyć jeszcze gola z ŁKS-em. Teraz konkrety daje szybciej. Wczoraj zapewnił remis z Legią, a wcześniej trafiał też do siatki Lechii Gdańsk i Śląska Wrocław – oczywiście zawsze po wejściu z ławki.
– Kilku osobom, które nie wierzyły, utarłem nosa. W pewnym sensie przeżywam drugą młodość w Ekstraklasie – mówi nam napastnik, który 8 grudnia skończy 30 lat.
*
Co by się z tobą dalej nie działo w Stali Mielec, trwale zapisałeś się w jej historii. Zostałeś strzelcem tysięcznego gola tego klubu w Ekstraklasie.
Bardzo się z tego cieszę, zwłaszcza w takich okolicznościach, bo ta bramka dała punkt z Legią.
Miałeś pełną świadomość, jakiej rzeczy dokonujesz?
Wiedziałem, bo rozmawialiśmy o tym na ławce rezerwowych. Przed meczem myślałem tylko, że już nasz pierwszy gol będzie tym tysięcznym. Dopiero potem okazało się, że potrzebowaliśmy dwóch bramek. Musiało paść na mnie i to zrobiłem (śmiech). Po spotkaniu dostałem pamiątkową paterę, na pewno znajdzie swoje miejsce w domu.
Poszedłeś instynktownie na bliższy słupek czy taki był plan?
Była to część planu, po prostu szukałem piłki. Starałem się przewidzieć, gdzie może spaść. To już w zasadzie była ostatnia minuta, więc zakładałem, że Krystian Getinger nie będzie kombinował przy wykonywaniu rzutu rożnego i spróbuje od razu dobrze wrzucić, bez nawiązywania do schematów, które normalnie ćwiczymy i stosujemy. I tak się stało, poszła trochę dłuższa wrzutka na zamknięcie, Piotrek Wlazło wygrał pojedynek powietrzny i… Nie ma co ukrywać, bramkarz Legii pomógł i doczekaliśmy się tysięcznego gola na wagę remisu.
ŁUKASZ WOLSZTYŃSKI BOHATEREM @FksStalMielec! 🤯 Legia traci zwycięstwo w samej końcówce meczu! 🚨 pic.twitter.com/r9g6tNSVqh
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) December 1, 2024
Pytanie w takim razie, kto zagra w ataku Stali w następnej kolejce. Ostatnio było tak, że ten, który dawał liczby, zaczynał od początku w kolejnym meczu.
Dokładnie, trener ma pozytywny ból głowy i zobaczymy, co wymyśli. Mamy tydzień, żeby dobrze się pokazać na ostatnich treningach w tym roku, zapunktować na Widzewie i w bardzo dobrych humorach zakończyć tę rundę.
Ale masz poczucie, że rywalizacja ze Szkurinem i Assayagiem jest uczciwa?
Tak, zdecydowanie. Trener Niedźwiedź mobilizuje tym, że potrafi zauważyć, gdy zawodnik z ławki daje liczby czy dobrą zmianę, co może zostać nagrodzone pierwszym składem w następnym meczu. To fajne, sprawiedliwe podejście. Wszyscy cały czas są pod prądem. Nie trenujesz ze świadomością, że i tak jesteś skazany na ławkę, co dobrze działa na cały zespół. Każdy co tydzień czuje, że ma nową szansę, żeby wskoczyć do składu, bo żadne miejsce nie jest zabetonowane.
Wygląda jednak na to, że w Stali jesteś skazany na gole jako zmiennik. W tym sezonie Ekstraklasy już pięć razy zaczynałeś w podstawowej jedenastce – z czego dwa razy jeszcze pod wodzą Kamila Kieresia – i wtedy żadnego konkretu się nie doczekałeś.
Trochę się z tego pośmialiśmy. Nie powiem, że nie podoba mi się ta rola, bo jak strzelasz gola, to liczba minut nie ma aż takiego znaczenia, ale to naturalne, że każdy chce grać od deski do deski. Robię wszystko, żeby wysyłać kolejne sygnały, że jestem na to gotowy.
Po którymś z tych pięciu meczów czułeś większy niedosyt?
Z Piastem wygraliśmy, więc się cieszyłem. Zawsze szukam ofensywnych konkretów, ale mam też inne zadania na boisku, o których wiemy w gronie drużyny. Na pewno jednak szkoda świetnej sytuacji z Rakowem, gdy strzeliłem w słupek. Gdyby szczęście pomogło i piłka wpadła do siatki, mógłbym już do końca rundy nie oddać miejsca w składzie. Ale nie rozpamiętywałem tego. Wychodzę z założenia, że pewne rzeczy w życiu muszą się wydarzyć i gdzieś są zapisane. Ciężko pracuję i liczę na kolejne szanse.
Biorąc pod uwagę okoliczności twojego przyjścia do Stali, to dziś chyba i tak jesteś w całkiem niezłym położeniu.
To prawda. Myślę, że wielu kibiców nie do końca zdawało sobie sprawę, co tak naprawdę wcześniej się ze mną działo i dlaczego tak a nie inaczej wyglądała moja historia na Transfermarkcie czy tego typu stronach. W Kołobrzegu zmagałem się z urazem, kilka tygodni straciłem. Ogólna sytuacja w klubie już wtedy była bardzo “ciekawa”, nie wnikając zbyt mocno w szczegóły. Wiosna 2023 nie okazała się dla mnie udana, zagrałem bodajże w czterech meczach.
Nie zapomniałem jednak, jak się gra w piłkę. Do Stali też nie przyszedłem od razu, nikt nie dał mi kontraktu w ciemno. Najpierw przez dwa tygodnie pokazywałem się trenerowi Kieresiowi podczas testów. Po tym czasie trener, któremu przy okazji bardzo za to dziękuję, powiedział, że się nadaję i mam przyjść do Stali. Oczywiście pewne reguły zostały określone. Wiedziałem, że nie jestem numerem jeden w ataku, przynajmniej na starcie. Wziąłem to na klatę, powiedziałem, że w punkcie wyjścia nie będę “jedynką”, ale zrobię wszystko, żeby z czasem to zmienić. I dziś jak równy z równym walczę z Ilją Szkurinem o wyjściowy skład. Dzięki ciężkiej pracy znacznie poprawiłem swój status. Znam swoją wartość i wiem, że mam jakość, by spokojnie w Ekstraklasie funkcjonować. Ale bez wątpienia na początku mój transfer nie był oczywisty. Kilku osobom, które nie wierzyły, utarłem nosa.
Jeden agent, jeden sezon i osiem transferów do Stali Mielec. Mogło wyglądać źle, ale wypaliło
Stwierdzenie, że nie był to transfer oczywisty i tak jest dość delikatne, bo nie chodzi jedynie o półrocze w Kołobrzegu. Wcześniej zaliczyłeś nieudaną jesień w pierwszoligowej Chojniczance, nie poszło ci w Arce Gdynia i tak naprawdę tylko rok w II lidze w barwach klubu z Chojnic był w miarę przyzwoity. Dziś jednak można powiedzieć, że się obroniłeś.
Klasa piłkarska zawsze się obroni. Jest wielu zawodników, którzy posiadają umiejętności na wyższe klasy rozgrywkowe, ale nie wszyscy potrafią je zauważyć. Nie wiem, czy mogę to nazwać szczęściem, ale w Stali mogłem się na spokojnie pokazać i wykorzystałem tę okazję.
Nie byłoby kontraktu w Stali, gdyby nie mocna pozycja w klubie Romana Skorupy, który jako jeden z niewielu agentów przekonał do siebie prezesa Jacka Klimka. On sam zresztą przyznawał, że gdyby sobie wcześniej nie zaufali z prezesem, to z “ulicy” nie byłby w stanie umieścić cię w Mielcu.
Oczywista sprawa i nie jest to żadna tajemnica. Wielki szacun dla Romka, że mogliśmy wykonać taki ruch. Na koniec i tak musisz się obronić na boisku. To, że Romek pomógł i zaproponował mnie, to jedna sprawa, ale reszta była w moich nogach. Równie dobrze trener Kiereś mógłby na koniec powiedzieć mu “słuchaj, nie sprowadzaj więcej takich chłopaków, bo ten się nie nadaje”. A on nie tylko był na “tak”, ale chciał jak najszybciej doprowadzić do podpisania umowy. Był przekonany, że jako numer dwa czy trzy w ataku przydam się Stali w niektórych momentach. Dziś jestem bardzo szczęśliwy, że tu gram. W pewnym sensie przeżywam drugą młodość w Ekstraklasie, haha.
Można wreszcie powiedzieć, że odzyskałeś optymalną formę, którą prezentowałeś w Górniku Zabrze? Patrząc na twoje CV, ciągle mam wrażenie, że do teraz zbierałeś się po wydarzeniach z marca 2020, gdy drugi raz w karierze zerwałeś więzadła w kolanie.
Nie wiem… O tych kontuzjach zdążyłem już zapomnieć, choć jakieś piętno na moim życiu i mojej grze odcisnęły, nie ma co ukrywać. To wszystko mnie przystopowało. Mam już swój wiek, swoją mądrość i patrzę wyłącznie do przodu. Robię wszystko, żeby być zdrowym i znajdować się w coraz lepszej dyspozycji.
To powiedz w kilku zdaniach, dlaczego potem tak długo się podnosiłeś i dopiero w Stali na dobre przypomniałeś się publiczności?
Wyznaję zasadę, że niektórzy zawodnicy powinni grać na określonym poziomie i może tu był klucz. Wiemy, jak wyglądają niższe ligi w Polsce, mecze mają swoją specyfikę. Możliwe, że nie do końca do nich pasowałem. Trudno to jednoznacznie ocenić.
Czyli ty jesteś piłkarzem “luksusowym”, któremu łatwiej w Ekstraklasie niż w II lidze?
Myślę, że trochę tak (śmiech). Kultura gry w Ekstraklasie jest znacznie wyższa niż w pozostałych ligach. Najważniejsze, że drugie podejście do Ekstraklasy się udało, jestem zdrowy, coraz więcej gram i liczby są coraz lepsze. Kontuzje były, minęły i nigdy nie wrócą. Tak do tego podchodzę.
Domyślam się, że przebierasz nogami w kontekście rundy wiosennej.
Pewnie! Ale najpierw czekam na mecz z Widzewem, ciekawe, co trener wymyśli. Trochę szkoda, że liga będzie pauzować, choć pogoda nie jest najlepsza i w takiej aurze nie gra się zbyt komfortowo. Jeśli jako zawodnik czujesz, że twoja dyspozycja rośnie i piłka cię szuka, to chciałbyś grać cały czas. Przerwa jednak też może się przydać, potem znów porządnie się przygotujemy i wiosną będziemy chcieli pójść za ciosem.
Oferowałeś się już Szkurinowi, że w styczniu pomożesz mu z walizkami, gdy będzie się pakował do transferu?
Oczywiście, że tak (śmiech). Nie miałbym żadnego problemu z tym, żeby wskoczyć w jego buty. Mówiąc jednak całkiem serio, nadal trwa rywalizacja. Wielu powie, że on na tę chwilę jest naszym głównym napastnikiem, ale jak już mówiłem, nie składam broni.
Co do samej Stali, końcówką jesieni znacznie uspokoiliście sytuację, bo jeszcze niedawno było nerwowo.
Odpaliliśmy w idealnym momencie, w ostatnich trzech meczach zdobyliśmy siedem punktów i sytuacja nie jest już tak napięta. Tył jednak nadal goni, dwie wygrane nie dają ci spokoju w dłuższej perspektywie. Nam też nie chodzi tylko o samo utrzymanie, choć dla wielu Stal ma potencjał maksymalnie na miejsca 10-13. My chcemy iść krok dalej i być jeszcze wyżej niż w poprzednim sezonie [11. miejsce, PM].
Mecz z Legią musiał was podbudować. Nawet Goncalo Feio przyznał na konferencji, że w pełni zasługiwaliście na remis, a może i na coś więcej.
Widziałem konferencję trenera Legii. Miło się tego słuchało, ale tak naprawdę powiedział obiektywnie, jak było. Przeważaliśmy, byliśmy drużyną, która fajnie grała w piłkę i wychodziła spod pressingu od własnej bramki. Legia miała duże problemy. Musiała czuć z boiska, że nie gra z ogórkami i Liga Konferencji to nieco niższy poziom niż Ekstraklasa (śmiech). Trener Niedźwiedź wpaja nam podczas treningów, że ciągle mamy utrzymywać się przy piłce i omijać pressing rywala, żeby się nie bać i iść do przodu. Takie podejście dało nam z Legią wiele sytuacji. Gdyby jedni i drudzy wykorzystali wszystko, co stworzyli, to Stal Mielec byłaby zwycięska.
Co robisz we wtorek o 12:00?
Będę oglądał brata w akcji.
Ty się odbudowujesz w Stali, a Rafał szaleje w trzecioligowej Sandecji Nowy Sącz [18 meczów, 20 goli, 6 asyst].
Mocno mu kibicuję. Brat potwierdza, że jest piłkarzem o bardzo wysokiej jakości. Po treningu zasiadam przed telewizorem i oglądam meczycho z Puszczą Niepołomice w Pucharze Polski. Mam nadzieję, że bracik znów coś właduje.
Zobaczymy jeszcze braci Wolsztyńskich w Ekstraklasie – może nie w tym samym klubie, ale w tym samym sezonie?
Głęboko wierzę, że tak będzie. Cały czas do tego dążymy.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
Fot. FotoPyK/Newspix