Delikatnie mówiąc, ostatni czas w realiach reprezentacji Polski nie należy do najlepszych. Spadliśmy z najwyższej dywizji w Lidze Narodów, ale co najważniejsze – w pracy Michała Probierza zapanował ogólny regres czy wręcz chaos, który skłonił nas do myśli o pożegnaniu się z selekcjonerem. Nie jest to zwykłe widzimisię, tylko efekt trzeźwego spojrzenia na kadrę, której brakuje charakteru. Zdaniem Łukasza Skorupskiego także.
Zanim ktoś zdecyduje rzucić się na bramkarz Bolonii, niech przez chwilę pomyśli. Czy powiedział coś niezgodnego z prawdą? Coś, czego nie jesteśmy stwierdzić sami, widząc aktualny obraz polskiej drużyny? Wiadomo, że do burdelu za kadencji Santosa czy toksycznej atmosfery w krótkiej erze Czesława Michniewicza jeszcze trochę brakuje. Ale daleko nam do optymizmu sprzed EURO 2024, więc takie słowa, nawet jeśli wypowiedziane publicznie w wywiadzie, wpasowują się w ogólny nastrój narodu i nie powinny nikogo razić.
Co prawda Skorupski w przeszłości potrafił narazić się na krytykę mediów i kolegów, kiedy wyszedł przed szereg choćby przy okazji afery premiowej. Ale też właściwie jako jedyny dał po sobie poznać, że nie nabija nikogo w butelkę i chlapnął coś, o czym po prostu szczerze myśli. Bez bajerki, bez filtra, bo takim jest rozmówcą. Mimo upływu czasu to się nie zmienia i… bardzo dobrze.
– Myślę, że trochę brakuje tego charakteru w naszej drużynie. Nie wygląda to źle, ale musimy nabrać pewności siebie i chęci bronienia, nietracenia bramki. Chęci utrzymania piłki z przodu, też tego, żeby oddać serce na boisku. Dopiero poznaję młodych na kadrze. W reprezentacji jest jakość, pokazaliśmy to w pierwszej połowie z Portugalią. Nie możemy jednak załamywać się po straconej bramce, tylko brać piłkę i atakować dalej. Na najwyższym poziomie głowa w piłce jest bardzo ważna. Kilka lat temu może była mniejsza jakość, ale charakterem się to nadrabiało. Teraz, gdy jest może większa jakość, ale brakuje czasami charakteru, wiadomo, że silni obrońcy od razu cię wypchną – odparł “Skorup” w najnowszym wywiadzie na łamach TVP Sport w odpowiedzi na pytanie o brak zadziorności i takich postaci jak Kamil Glik.
Gdyby zaraz miałoby nastąpić jakieś zgrupowanie, można by przyczepić się o niewłaściwy timing. Tak jak w 2023 roku w przypadku Roberta Lewandowskiego, gdy w podobnym tonie jesienią wypowiadał się o braku mocnych osobowości. Sam wówczas nią nie był (nie to, żeby wiele od tamtej pory się zmieniło), więc w dużym stopniu skumulował na sobie frustrację kibiców. Zapewne niezamierzenie, ale oberwał. Co innego Skorupski, postać z drugiego szeregu bez bagażu skupionych na nim pretensji.
Po części dlatego hasłami o “brakach w charakterze” 33-latek raczej nie dostanie rykoszetem. Inna sprawa, że w tej beznadziei, jaką zaprezentowaliśmy w ostatnich meczach, trudno o bardziej celną uwagę. Gdyby Skorupski powiedział, że jest fajnie, że idziemy do przodu – cóż, wtedy polecilibyśmy wizytę u okulisty. A tak musimy powiedzieć: brawo, Łukasz, chociaż ty nie uprawiasz gdybologii i nie czarujesz rzeczywistości. Do tego uświadamiasz, że jesteśmy w tej samej czarnej dupie, w jakiej byliśmy na początku kadencji Michała Probierza po dziurze zostawionej przez Santosa. Przez kolejne miesiące ładniej opakowanej, ale nadal dupie, którą dla przypomnienia brutalnie obili Portugalczycy.
Dużo mówi się o nowej generacji polskich piłkarzy. Między innymi o Urbańskim, Zalewskim czy Kozubalu, którzy konceptualnie powinni wnosić do kadry inną mentalność. Nawet jeśli nie zawsze to widać, wymiana pokoleniowa to naturalna kolej rzeczy. Na kilku pozycjach na boisku jej wyczekujemy, by nie powiedzieć, że jesteśmy wręcz na nią skazani z pełnią wad i zalet. Gorzej, gdy widzimy świeże twarze, ale wciąż stare nawyki kadrowych “wyjadaczy” pokroju Dawidowicza. Tak poczynić progresu się nie da. Nóż się w kieszeni otwiera, wiecie, flashbacki z Wietnamu…
Ale dobra, nie wracajmy do ostatniego zgrupowania, bo smutny temat reprezentacji na ten rok mamy już zamknięty. Skorupski zwyczajnie dodał mały pretekst do stworzenia epilogu, innymi słowami zwracając uwagę na to, o czym w przeszłości trąbił kapitan. Inny status, inny czas i miejsce, a i tak te same wnioski, eh.
Naprawdę byłoby lepiej, gdyby ludzie ze środka reprezentacji mówili, że brakuje jakości. Człowiek miałby chociaż jasność, że jesteśmy naturalnie ograniczeni. Ale, cholera, jak mamy na koniec każdego roku słyszeć, że mankamentem polskiej kadry niezależnie od zmian osobowych wciąż jest psychika, lepiej może nie jedźmy na żaden turniej, schowajmy się i przeczekajmy, aż najsłabsze jednostki wymrą piłkarsko. Przecież to niepojęte, że żyjemy w zamkniętym kole mentalnego defetyzmu, który potwierdza jeden z najbardziej doświadczonych reprezentantów.
Przynajmniej mamy jasność. Probierz, choć zapowiadał stworzenie odważniejszej reprezentacji, nie podołał. Ale nie będziemy obwiniać tylko jego, bo to najwyraźniej narodowy problem, nie zważając na to, czy na stołku siedzi podrobiony czy prawdziwy Pep Guardiola. Takie równanie do złamania, które w innych krajach potrafili dawno rozwiązać, podczas gdy my z jego powodu wciąż kiblujemy w pierwszej klasie. Może to i dobrze, że Skorupski, nie jako pierwszy i na pewno nie jako ostatni, o tym przypomniał. Byliśmy i jesteśmy mentalnymi słabeuszami z deficytem liderów.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Błąd za błędem. Koszmarny miesiąc polskich arbitrów
- Ekstraklasa jest trudniejsza niż Liga Konferencji Europy
- Polskie piłkarki bliżej awansu na EURO! Wygrały, choć oszukał je VAR
Fot. Newspix