Dziwaczny był to mecz. W pierwszej połowie obrońcy Cracovii grali tak, że rozklepałaby ich reprezentacja warszawskich liceów. W drugiej z kolei Legia nie wykorzystała kilku setek, żeby spokojnie zamknąć spotkanie, przez co do ostatnich sekund drżała o wynik. Ostatecznie stołeczni pokonali rywali, ale po starciu, po którym nie mogą być jakoś specjalnie dumni ze swojej postawy. Szczególnie, że w doliczonym czasie gry goście powinni dostać jedenastkę…
Jugas, Hoskonen i Skovgaard. Naprawdę nie zdziwimy się, jeśli kibice Pasów okleją swój stadion zdjęciami tego tria z podpisem “zakaz wstępu”. To, co ci gracze odwalali w pierwszej połowie dzisiejszego spotkania, wołało o pomstę do nieba. Przy dośrodkowaniach Rubena Vinagre i Pawła Wszołka, po których gole głowami strzelali odpowiednio Marc Gual i Wojciech Urbański, więcej problemów Legii zrobiłyby ustawione w polu karnym manekiny niż defensorzy gości. A że karnego na bramkę zamienił jeszcze Bartosz Kapustka, gospodarze w pierwszej połowie strzelili aż trzy gole. Rywale odpowiedzieli tylko jednym, będącym efektem strasznego nieporozumienia Radovana Pankova z Gabrielem Kobylakiem. Jeden myślał, że drugi wybije piłkę po rzucie rożnym, w efekcie dopadł do niej Benjamin Kallman i dopełnił formalności.
Jeśli ktoś spodziewał się po przerwie szaleńczego zrywu Cracovii, która było nie było wygrała w tym sezonie aż sześć wyjazdowych spotkań, musiał czuć się zawiedziony. Przez większą część drugiej połowy piłkarze Dawida Kroczka grali tak, jakby to oni prowadzili dwoma trafieniami – ospale, spokojnie, bez żadnego ciągu na bramkę rywali. Z kolei Legia osiągnęła w tym czasie jakieś mistrzostwo w partaczeniu wyśmienitych sytuacji. Sam na sam z Ravasem zawalili Luquinhas i Alfarela, ale prawdziwy popis dał Gual, który po podaniu Vinagre jechał na wślizgu kilka metrów od bramki Pasów i kopnął piłkę prawą nogą w… lewą. Coś strasznego.
Hiszpan zawinił też we własnym polu karnym, kiedy piłkę zabrał mu Kallman. Fin odszukał w szesnastce niewidocznego do tej pory Mikela Maigaarda, który dał gościom nadzieję strzelając na 3:2.
Podtrzymał ją wyjątkowo niepewny dziś Kobylak, który po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Cracovii w samej końcówce… minął się z piłką (patrz główne foto). Po wszystkim zebrał straszny opierdol od Pawła Wszołka. Ciężko się dziwić, że doświadczonemu obrońcy puściły nerwy, z kolei zupełnie nie wiemy, jakim cudem ta sytuacja nie była sprawdzana na VAR-ze (ewentualnie była i nie uznano jej za rękę):
#LEGCRA #Ekstraklasa . Chyba karny cn ? Wypatrzony wynik. Sędziowie TOP czy jednak FLOP. #LegCra #Legia #Cracovia pic.twitter.com/IFAeSr0sow
— Kacper Fijałkowski (@Fidzalkowski) November 23, 2024
No sorry, ale jak dla nas to jest rzut karny. I kolejna kompromitacja polskich sędziów. Jak jeszcze jesteśmy w stanie zrozumieć, że w tym zamieszaniu czegoś mógł nie dostrzec Piotr Lasyk, tak nie mieści nam się w głowie, że siedzący na wozie Wojciech Myć i Radosław Siejka nie dali głównemu arbitrowi sygnału, co tu się odwaliło. Po cholerę oni tam są? Za co biorą pieniądze?
Zastanawiamy się, kto był dziś w gorszej formie: ten duecik czy trio środkowych obrońców Cracovii…
Zmiany:
Legenda
Fot. FotoPyK