Jeśli Iga Świątek wyjdzie w 2024 roku jeszcze na kort, to tylko w spotkaniu pokazowym. Wszystko co najważniejsze zakończyło się dla niej wczoraj – przegranym, choć zaciętym, półfinałem drużynowego Billie Jean King Cup. To zatem idealny moment, aby zagłębić się w statystyki tegorocznego sezonu. Czy Polka ma być prawo zadowolona z ostatnich 11 miesięcy?
W pewien sposób można powiedzieć, że Świątek zrealizowała na rok 2024 plan minimum. Po pierwsze, podtrzymała dominację w Roland Garros, zdobywając tam swój czwarty tytuł. Po drugie, sięgnęła po medal na igrzyskach w Paryżu. Koniec końców sama jednak nie była usatysfakcjonowana – bo inaczej nie doszłoby do zmiany trenera. Wim Fissette zastąpił Tomasza Wiktorowskiego i zadebiutował w boksie Igi podczas WTA Finals. A co było wcześniej?
Najgorzej od 2021?
Nie ma co ukrywać, że pierwsza część sezonu w wykonaniu Świątek była tą zdecydowanie lepszą. To wówczas na jej konto wpadło wszystkie pięć tytułów. Okazała się najlepsza na kortach twardych w Dausze oraz Indian Wells, a potem zanotowała rzadkiego “hat-tricka” na cegle – zwyciężając po kolei w Madrycie, Rzymie oraz Paryżu. W tamtym czasie Idze oczywiście mogliśmy tylko bić brawo. Nie znajdowała się w ogniu krytyki, tak jak miało to miejsce w niedawnych miesiącach. Ale też trudno się temu dziwić: bo wówczas żywiliśmy nadzieję, że po pierwsze, Polka zaprezentuje lepszą grę na trawie. Po drugie, zdobędzie złoto olimpijskie. Po trzecie, podtrzyma bardzo wysoką formę na kortach twardych. Nic z tego natomiast nie wyszło.
Jeśli chodzi o nawierzchnię trawiastą: Iga postanowiła wystąpić tylko w Wimbledonie, gdzie przegrała już w 3. rundzie ze znacznie niżej notowaną w rankingu Julią Putincewą. Było to rozczarowanie – nawet biorąc pod uwagę stosunkowo niewygórowane oczekiwania co do wyniku Świątek w tym turnieju. Idźmy jednak dalej. W trakcie igrzysk Świątek znajdowała się pod olbrzymią presją, jako faworytka numer jeden. Do Paryża nie przyleciała Aryna Sabalenka, a inne topowe zawodniczki (jak Jelena Rybakina czy Coco Gauff) albo ostatecznie wycofywały się z olimpijskiego turnieju, albo szybko z niego odpadały. W ten sposób w stawce nie zostały prawie żadne zawodniczki, które wydawały się groźne dla Polki. Najbardziej obawialiśmy się meczu z Danielle Collins – ale ją akurat Świątek pokonała. Niespodzianka przyszła natomiast w spotkaniu z Qinwen Zheng, w którym raszynianka okazała się niespotykanie bezradna.
Brązowy medal olimpijski (który Świątek wywalczyła w meczu z Anną Schmiedlovą) był jednak zawsze medalem. Nie dało się go nie docenić. Jak się jednak okazało: kolejnego sukcesu w sezonie 2024 nasza tenisistka już nie zaznała. W Cincinnati nie miała szans z Sabalenką. W US Open przegrała gładko w ćwierćfinale z Jessicą Pegulą. A w pozostałych turniejach (z przyczyn nie do końca określonych) nie wystąpiła, nie licząc wspomnianego WTA Finals, gdzie mimo dwóch zwycięstw w fazie grupowej, nie awansowała do półfinału.
– Mój sezon zmienił się po French Open. Pierwsza część 2024 roku była niemal idealna, druga składała się ze wzlotów i upadków. Będę potrzebowała trochę czasu, aby to wszystko przetworzyć – podsumowywała sama swoje dokonania Iga po występie w BJK Cup (za “PAP”).
Patrząc na liczby: Świątek w 2024 roku zagrała w pięciu finałach rangi WTA i wszystkie wygrała. Do tego zanotowała też trzy półfinały (i oczywiście zgarnęła brąz IO). Nie ma co ukrywać, że dla prawie każdej tenisistki byłyby to znakomite wyniki. Ale dla Igi, którą porównywaliśmy z największymi postaciami kobiecego tenisa i która sama w stosunku do siebie ma olbrzymie oczekiwania? Pewnie przeciętne. Jak stwierdziliśmy, wykonała plan minimum. Dla porównania: w 2022 roku zdobyła osiem tytułów (do tego jeden przegrany finał), w tym dwa wielkoszlemowe . A w 2023 roku sześć, w tym WTA Finals oraz Roland Garros (do tego dwa finały).
O czym jeszcze warto wspomnieć?
O ile 2022 oraz 2023 rok Iga kończyła jako liderka światowego rankingu, tym razem finiszuje jako numer dwa. W poprzednich miesiącach Polka zdążyła jednak dobić do 125 tygodni na szczycie zestawienia WTA. Pod tym względem zajmuje już siódme miejsce w historii. Dłużej w tourze królowały tylko Monica Seles, Martina Hingis, Chris Evert, Serena Williams, Martina Navratilova oraz Steffi Graf. Iga zdołała natomiast wyprzedzić (nie tak dawno temu) Ashleigh Barty oraz Justine Henin, dwie absolutnie fantastyczne tenisistki.
Wspomniane osiągnięcie Igi z kortów twardych, czyli wygranie w jednym sezonie turniejów w Madrycie, Rzymie oraz Paryżu też jest warte odnotowania. W historii tenisa pochwalić się nim może jeszcze tylko… sama Serena Williams. Czwarty tytuł w Roland Garros zdołały natomiast – poza Igą – zdobyć w erze Open wyłącznie Henin, Graf i Evert. Patrząc na to zatem z tej perspektywy: Świątek mimo kilku rozczarowujących występów i tak miała się w minionym sezonie czym pochwalić.
A że stać ją na jeszcze więcej? To już świadczy o wielkości polskiej tenisistki.
Czytaj więcej o tenisie:
- Polki miały wielką szansę. Nie skorzystały. Nie wygramy Billie Jean King Cup
- To był sezon Jannika Sinnera
- Debiut Forlana na korcie tenisowym. Wszystko zgodnie z przewidywaniami
Fot. Newspix.pl