O ile w rankingu FIFA reprezentacja Polski wyprzedza reprezentację Szkocji aż o 20 miejsc (31. nasze, 51. naszych poniedziałkowych rywali), o tyle w rankingu UEFA liga szkocka znajduje się jeszcze minimalnie nad ligą polską, bo jest szesnasta, a Ekstraklasa zajmuje osiemnastą lokatę. Piszemy „jeszcze” z nadzieją na to, że ten stan rzeczy wkrótce się zmieni. Z Janem Sikorskim, prowadzącym stronę rankinguefa.pl i specjalizującym się w tej tematyce na portalu X, zastanawiamy się, jakie są szanse na taki scenariusz i kiedy mógłby się on spełnić.
Aktualnie szesnasta Scottish Premiership ma 30,100 punktów rankingowych, podczas gdy my uzbieraliśmy 29,625 punktów. Różnica jest zatem minimalna, a Jagiellonia i Legia do tej pory w fazie ligowej Ligi Konferencji są bezbłędne.
Mimo to Jan Sikorski uważa, że przeskoczenie Szkotów wcale nie jest aż taką formalnością. – Szkocja na razie solidnie punktuje i możliwe, że dopiero wiosną bylibyśmy w stanie ją trwale wyprzedzić. Teoretycznie jest to możliwe w czterech meczach, czyli nawet w dwie kolejki, ale jej zespoły musiałyby zacząć regularnie przegrywać, a na razie w każdej kolejce przynajmniej jeden z trójki Celtic, Rangers, Hearts coś dokłada. Każdy z nich ma też szansę na grę wiosną, więc mogą ich czekać jeszcze dodatkowe mecze. Pamiętajmy też, że Celtic i Rangers będą mieć 7. i 8. kolejkę w Lidze Mistrzów i Lidze Europy, których nie ma w Lidze Konferencji – analizuje.
Zerknijmy. Celtic sporo już uzyskał w fazie ligowej Champions League. W Dortmundzie zebrał srogie baty (1:7), ale w pozostałych meczach zrobił chyba nawet więcej, niż można było oczekiwać: 5:1 ze Slovanem Bratysława, 0:0 w Bergamo i 3:1 z RB Lipsk przed własną publicznością. Dalej czekają go starcia z Club Brugge (dom), Dinamo Zagrzeb (wyjazd), Young Boys (dom) i Aston Villą (wyjazd). Niestety, nietrudno sobie wyobrazić, że w trzech pierwszych spotkaniach „The Bhoys” jeszcze powiększą swój dorobek.
Trochę optymistyczniej z polskiej perspektywy przedstawiają się najbardziej prawdopodobne dalsze losy Rangersów w fazie ligowej Ligi Europy. Oni łatwiej już mieli (wygrane z Malmoe i FCSB, remis z Olympiakosem, porażka 1:4 z Lyonem). Teraz przed nimi trudne wyjazdy do Nicei i Manchesteru United oraz domowa konfrontacja z Tottenhamem. Realna nadzieja na punkty jest jedynie na koniec z belgijskim Royalem SG, co nie zmienia tego, że mają oni duże szanse, by pozostać w play-offach o 1/8 finału, a to kolejne dwa mecze do rozegrania.
Trudno też uwierzyć, że dorobku w Lidze Konferencji nie powiększą Hearts. „Serca” dołują w krajowych rozgrywkach, mimo ładnej dla oka gry są na przedostatnim miejscu, ale skoro w terminarzu widnieje spotkanie z Petrocubem na własnym stadionie, nawet w obliczu głębokiego kryzysu gospodarzy faworyt będzie jeden. A Dynamo Mińsk i Omonię Nikozja już udało się pokonać, również ku chwale Szkocji w rankingu UEFA.
Zaskakujący jest sam fakt, że obie ligi tak się do siebie zbliżyły. Jeszcze trzy lata temu Scottish Premiership była przecież na miejscu dziewiątym, a my dopiero na dwudziestym ósmym. Progres Ekstraklasy, w sporej mierze dzięki powstaniu Ligi Konferencji, raczej jest naszym czytelnikom znany i nie musimy się w niego zagłębiać. Powstaje jednak pytanie, dlaczego Szkoci zaliczyli taki zjazd w rankingu.
Pod względem punktowania łatwo wskazać moment kryzysowy. – Sezon 2022/23 zdecydowanie im nie pomógł, a mieli ten sam zestaw zespołów grających jesienią co teraz. Rangersi nie zdobyli żadnego punktu w trudnej grupie Ligi Mistrzów. Celtic miał teoretycznie łatwiej, ale też zajął ostatnie miejsce. Hearts pokonali tylko RFS w fazie grupowej Ligi Konferencji. Do tego w eliminacjach zawiodły inne zespoły, które pewnie i tak nie byłyby w stanie zbyt wiele zdziałać, ale można odnotować, że Motherwell odpadło ze Sligo Rovers z Irlandii, a Dundee United przegrało aż 0:7 z AZ Alkmaar – mówi Sikorski.
Szkoccy przedstawiciele łącznie uzyskali wtedy zaledwie 3,5 pkt, czyli mniej niż nasze kluby w każdym z pięciu ostatnich lat. Licząc jednak od sezonu 2018/19, była to jedyna wyraźna chwila słabości i niewiele wskazuje, żeby na koniec tego sezonu szkockie kluby zaliczyły wyraźniejszy spadek względem pozostałych sezonów.
Ważniejsze jest tutaj generalne pytanie, jakie mamy szanse, żeby awansować do czołowej piętnastki, oznaczającej już pięć klubów w europejskich pucharach. Aby się do nie jest dostać, musimy patrzeć nie tylko na kluby ze Szkocji, ale także ze Szwajcarii, Austrii, Izraela i Danii.
Jan Sikorski: – Top15 jest realne zarówno w tym sezonie, jak i w przyszłym. Obecnie trzeba wyprzedzić co najmniej trzy kraje, do czego może wystarczyć od dwóch do czterech zwycięstw więcej od każdego z nich. Ewentualne wysokie miejsca na koniec fazy ligowej też mogą mieć znaczenie z uwagi na bonusy, które za to przysługują. Oczywistym kandydatem do ewentualnego wyprzedzenia jest Izrael, który ma tylko jeden klub, przegrywający w Lidze Europy i mający małe szanse na dalszą grę [Maccabi Tel Awiw, komplet czterech porażek, PM]. Dużo już zrobiliśmy, aby zbliżyć się do Danii, a bardzo istotny w kontekście Szwajcarii może być mecz Legii z Lugano. Różnice na miejscach 13-17 są niewielkie, dlatego nawet Szkocja i Grecja nie mogą być teraz pewne, że nie wypadną jeszcze poza piętnastkę.
A jaki wynik polskich klubów w tym sezonie nasz rozmówca uzna za co najmniej satysfakcjonujący, przyjmując za punkt wyjścia to, co mamy teraz, czyli dwóch pewniaków do gry na wiosnę?
– Dotychczasowe wyniki są bardzo dobre, ale trzeba je kontynuować, żeby na koniec sezonu można było być zadowolonym. W tej chwili polskie zespoły grają o to, żeby wiosną ominąć rundę barażową i grać od razu w 1/8 finału Ligi Konferencji. To już byłoby niezłe osiągnięcie, a stamtąd nie jest daleko do wywalczenia ćwierćfinału. Powinno się to przełożyć na kilka kolejnych punktów rankingowych – około 3-4 – co może nas przybliżyć do top15 – odpowiada Jan Sikorski.
Jeśli więc Legia i Jagiellonia nie spartolą sprawy w dalszej fazie, istnieje duże prawdopodobieństwo, że gdybyśmy nawet nie wyprzedzili Szkotów podczas obecnego sezonu, to przed rozpoczęciem następnego będą się nas obawiali jeszcze bardziej niż dziś. W przeciwieństwie do postawy reprezentacji, w tym kontekście są powody do umiarkowanego optymizmu.
Fot. FotoPyK/Newspix