Cristiano Ronaldo jakiś czas temu zapowiedział, że jego ostatnim wielkim celem w karierze jest pokonanie magicznej bariery tysiąca zdobytych goli w oficjalnych rozgrywkach. Wprawdzie już teraz 39-letni Portugalczyk jest – przynajmniej według wyliczeń IFFHS – najskuteczniejszym piłkarzem w dziejach z 908 trafieniami na koncie, ale to ewidentnie nie wystarcza wiecznie nienasyconemu CR7. Ciekawe jednak, że już dwóch legendarnych napastników świętowało w przeszłości, i to z wielką pompą, zdobycie tysięcznej bramki w karierze. Jednak po latach Międzynarodowa Federacja Historyków i Statystyków Futbolu bezlitośnie obeszła się z rekordami wspomnianej dwójki.
Mowa oczywiście o ikonach brazylijskiej piłki – Pele i Romario kończyli kariery w przekonaniu, że udało im się ustanowić strzelecki rekord wszech czasów.
Tysięczny gol Pelego
19 listopada 1969 roku – dokładnie tego dnia Pele zapisał na swoim koncie gola numer tysiąc. Świat emocjonował się wówczas nie tylko misją Apollo 12, ale również historycznym wyczynem brazylijskiego „Króla Futbolu”. Jeśli zaś chodzi o okoliczności, to trudno wyobrazić sobie lepsze. Rio de Janeiro, wypełniona niemal po brzegi Maracana, końcówka meczu między CR Vasco da Gama i Santosem. Rzut karny dla drużyny gości. Dziesiątki tysięcy ludzi wstrzymują oddech w oczekiwaniu na strzał.
Niewiele jednak brakowało, a tysięczne trafienie padłoby w znacznie mniej spektakularnej otoczce. Już od września brazylijskie media pompowały jak szalone temat strzeleckiego rekordu Pelego, urządzając wielkie odliczanie. Napastnik Santosu zdawał się zresztą odczuwać narastającą presję, bo miał w tym okresie pewne problemy z regularnym trafianiem do siatki, co stanowiło w jego przypadku raczej nietypowe zjawisko. No ale w końcu udało mu się dobrnąć do punktu, w którym jego licznik zatrzymał się na 998 bramkach. 14 listopada Santos miał się natomiast zmierzyć towarzysko z najlepszą jedenastką stanu Paraiba. Wydawało się zatem więcej niż prawdopodobne, że to właśnie kibice z miasta Joao Pessoa będą naocznymi świadkami historycznego wydarzenia. I rzeczywiście, Pele zdobył w tym pokazowym starciu gola numer 999, pokonując bramkarza rywali z rzutu karnego. Na tym jednak niespodziewanie poprzestał. Nadzieje fanów na obejrzenie na własne oczy tysięcznej bramki „Króla” wygasły zupełnie, gdy golkiper Santosu nabawił się kontuzji, a Pele – jak to miał w zwyczaju – wskoczył dla hecy między słupki.
Król, bożek, milioner, trzykrotny mistrz świata. Po prostu Pele
Jak wspomina Craig McCracken, badacz historii światowego futbolu, miejscowa publiczność nie była zadowolona z frywolnego zachowania Pelego. Mieszkańcy Joao Pessoa uznali, że gwiazdor celowo stanął na bramce, by zachować tysięczne trafienie na lepszą okazję. Kontuzję bramkarza potraktowano jako element przedstawienia. Podobne rozczarowanie spotkało potem kibiców EC Bahia z miasta Salvador, gdzie Santos zagrał 16 listopada. Mimo mnóstwo doskonałych okazji, Pele nie zdobył tego dnia tysięcznej bramki. Po latach opowiadał, że zeżarły go nerwy. Nagle nabrał niepokojącego przekonania, że jest przeklęty i już nigdy nie trafi do siatki.
Klątwę szybko udało się jednak odczynić.
Wprawdzie we wspomnianej konfrontacji z Vasco „Król Futbolu” znowu knocił dogodne sytuacje na potęgę, ale w końcu udało mu się wywalczyć (mocno naciągany) rzut karny i zamienić go na tysięczną bramkę w karierze. Ku zachwytowi publiczności, mimo że na trybunach dominowali fani Vasco.
Kiedy futbolówka zatrzepotała w siatce, bramkarz Edgardo Andrada zaczął z wściekłością tłuc pięścią w płytę boiska. Nie potrafił się pogodzić z faktem, że to właśnie on zostanie zapamiętany jako golkiper, któremu Pele strzelił tysięcznego gola. – Hałas na Maracanie był ogłuszający. Nawet nasi kibice byli przeciwko mnie – wspominał Argentyńczyk. Po trafieniu Pelego mecz został wstrzymany na blisko pół godziny. Bohatera dnia otoczyli fotoreporterzy, oficjele, koledzy z boiska, a nawet najbardziej wyrywni kibice. Szybko zdjęto mu z pleców koszulkę meczową i zamieniono ją na okolicznościowy trykot z numerem 1000.
Pele na gorąco zadedykował swój wyczyn „wszystkim biednym dzieciom z Brazylii”.
Historyk Fabio Henrique sądzi jednak, że cała ta feta była spóźniona. Z jego badań wynika bowiem, że statystycy w drugiej połowie lat 60. pomijali w swych tabelkach jedną z bramek zdobytych przez „Króla” w trakcie jego obowiązkowej służby wojskowej. A to by oznaczało, że tysięcznego gola Pele zdobył jednak w Joao Pessoa.
Tak czy owak, legendarny napastnik nie poprzestał na tysięcznej bramce. Postrzelał jeszcze dla Santosu i New York Cosmos, a także dla drużyny narodowej, z którą w 1970 roku sięgnął po raz trzeci po mistrzostwo świata. 1281 bramek w 1363 występach – tak przedstawiał się jego bilans w momencie, gdy odwieszał buty na kołku. Międzynarodowa Federacja Historyków i Statystyków Futbolu ma jednak inne zdanie na ten temat. Przedstawiciele tej organizacji nie uwzględniają w swoich wyliczeniach spotkań towarzyskich i pokazowych, dlatego ich zdaniem dorobek Pelego należy zredukować do „zaledwie” 762 goli.
Z takim podejściem do sprawy nie zgadza się Odir Cunha, znawca dziejów brazylijskiego futbolu. – W latach 60. i 70. Ameryka Południowa dominowała w światowym futbolu. Europa dopiero odradzała się po II wojnie światowej, miłośnicy futbolu chcieli zatem oglądać w akcji najlepszych zawodników, a w tym gronie numerem jeden był Pele i jego Santos – twierdzi Cunha w wywiadzie dla ESPN. – Europejskie kluby przykładały olbrzymią wagę do towarzyskich starć z Santosem i jest na to mnóstwo dowodów. Kiedy w 1961 roku Santos – po serii szesnastu meczów bez porażki w Europie – poległ wreszcie w spotkaniu z Olympiakosem, Grecy potraktowali ten sukces jako coś tak ważnego, że wzmiankę o nim znajdziemy nawet w ich klubowych hymnie. Czy naprawdę zwykły „sparing” mógłby zostać potraktowany w ten sposób? Jest wręcz odwrotnie – te tak zwane „sparingi” były dla przeciwników Santosu ważniejsze od wielu tak zwanych „oficjalnych” meczów.
Tysięczny gol Romario
Kilkadziesiąt lat później brazylijskie media ponownie miały powody do ekscytacji – tym razem za sprawą Romario, mistrza świata z 1994 roku, który także postanowił przełamać barierę tysiąca bramek. O ile jednak w przypadku Pelego wszystko przebiegało dość naturalnie, tak Romario z wyścigu po gola numer tysiąc uczynił cyrk.
Kariera Brazylijczyka generalnie była mocno chaotyczna, rzecz jasna z uwagi na jego trudny charakter i zamiłowanie do używek. W drugiej połowie lat 80. Romario wylądował w Europie, a konkretnie w PSV Eindhoven, natomiast w 1993 roku dołączył do Barcelony, gdzie natychmiast zaimponował swobodą w zdobywaniu bramek. No a kiedy do znakomitych występów w stolicy Katalonii dołożył zwycięstwo na mundialu w Stanach Zjednoczonych, nikt nie mógł mieć wątpliwości, kto jest najlepszym napastnikiem globu. Romario nie był jednak w stanie utrzymać się na szczycie. Lekceważące podejście do obowiązków sprawiło, że pogoniono go z Barcelony. Potem próbował się jeszcze zaczepić w Valencii i odbudować reputację na Starym Kontynencie, ale z tego również nic nie wyszło.
– Siadał na rowerek treningowy, pedałował na pełnej prędkości parę sekund, a potem relaksował się przez parę minut. I tak ciągle, aż zleciał czas. Raz spóźnił się na trening, a wyglądał jakby przyszedł prosto z dyskoteki. Nieumyty, zmęczony. Widać od razu, że miał za sobą bezsenną noc. Krzyczałem na niego, ale kompletnie to zignorował, po prostu dołączając do zajęć. W końcu przerwał moje wrzaski, odpowiadając: „założę siatkę następnemu zawodnikowi”. I jak powiedział, tak zrobił – na łamach „Mundo Deportivo” wspomina ze śmiechem Jorge Valdano, szkoleniowiec „Nietoperzy” w latach 1996-1997.
Brazylijczykowi pozostały zatem występy w ojczyźnie, gdzie niezmiennie go uwielbiano – zwłaszcza w Rio de Janeiro. Co za tym idzie, wybaczano mu tam wszelkie ekscesy, a Romario odwdzięczał się za tę wyrozumiałość fenomenalnymi wyczynami strzeleckimi. Wystarczy spojrzeć na rok 2000, gdy 34-letni snajper zapisał na swoim koncie 66 bramek w 71 występach dla Vasco da Gama. Niesamowita dyspozycja na arenie klubowej pozwoliła mu zresztą na krótko powrócić do reprezentacji kraju. Ostatecznie krzyżyk postawił na nim jednak Luiz Felipe Scolari. Selekcjonerowi Canarinhos mocno się oberwało od opinii publicznej, kiedy nie zabrał Romario na mistrzostwa świata do Korei Południowej i Japonii. Krytyka ucichła tak naprawdę dopiero wtedy, gdy Brazylijczycy zatriumfowali na mundialu.
W mediach pojawiła się wtedy pogłoska, że napastnik stracił miejsce w kadrze z uwagi na – ujmijmy to – nieobyczajne zachowanie w samolocie. Sam zainteresowany szybką ją zdementował. – Wychodzi na to, że przegrałem podwójnie. Nie zagrałem na mundialu i nie przeleciałem stewardessy. A powinienem był, bo była gorąca.
Rozczarowanie związane z brakiem wyjazdu na mundial nie wyhamowało Romario, który znalazł sobie nowy cel – zdobycie tysiąca bramek. Statystycy początkowo pukali się w czoło. Owszem, mimo upływu lat Brazylijczyk nadal notował świetne liczby w krajowych rozgrywkach, ale też nie pokonywał bramkarzy na tyle często, by móc realnie celować w gola numer tysiąc. Romario skontrował jednak sceptyków własnymi wyliczeniami, w których uwzględnił między innymi sparingi, rozgrywki juniorskie i występy pokazowe. No i 20 maja 2007 roku trafił do siatki – przynajmniej we własnym mniemaniu – po raz tysięczny.
Z rzutu karnego, podobnie jak Pele.
Analogii jest więcej – „Król Futbolu” swego tysięcznego gola zdobył przecież w konfrontacji z Vasco da Gama, podczas gdy Romario w maju 2007 roku sam reprezentował barwy tego zespołu. Tysięcznego trafienia nie zanotował jednak na Maracanie, lecz na mniejszym Estadio Sao Januario. Swój wyczyn zadedykował córce dotkniętej zespołem Downa. Romario od dawna jest liderem rozmaitych inicjatyw społecznych, mających na celu wsparcie osób z niepełnosprawnościami.
Po zakończeniu sportowej kariery Brazylijczyk wydał okolicznościowy materiał na DVD, w którym zebrał wszystkie nagrania swoich bramek, do jakich udało mu się dotrzeć. Część dziennikarzy – nawet tych brazylijskich – potraktowała jednak jego dokonanie z przymrużeniem oka. Joao Carlos Assumpcao stwierdził nawet, że statystyki napastnika mają tyle wspólnego z prawdą, że najlepszym dniem na strzelenie tysięcznego gola byłby 1 kwietnia. Z kolei legendarny Tostao całe zamieszanie skomentował ze stoickim spokojem: – 900, 950, 1000 goli. Co to za różnica? I tak Romario jest jednym z najlepszych piłkarzy w dziejach.
Najlepsi strzelcy w historii futbolu
Lista zawodników, którym w przeszłości przypisywano w prasie zdobycie co najmniej tysiąca bramek jest oczywiście znacznie dłuższa. Zaliczają się do nich Josef Bican, Artur Friedenreich (autor 1329 bramek według oficjalnych danych FIFA), Ferenc Puskas czy Gerd Mueller.
A jak to wygląda według danych IFFHS?
- 908 goli – Cristiano Ronaldo (Portugalia; 2002- )
- 850 goli – Leo Messi (Argentyna; 2004- )
- 762 gole – Pele (Brazylia; 1957-1977)
- 756 goli – Romario (Brazylia; 1985-2007)
- 725 goli – Ferenc Puskas (Węgry/Hiszpania; 1943–1966)
- 722 gole – Josef Bican (Austria/Czechosłowacja; 1931–1955)
- 650 goli – Robert Lewandowski (Polska; 2008- )
- 639 g0li – Jimmy Jones (Irlandia Północna; 1947–1964)
- 634 gole – Gerd Mueller (Niemcy; 1964–1981)
- 626 goli – Joe Bambrick (Irlandia Północna; 1926–1943)
Inną metodologię zliczania bramek stosuje Rec.Sport.Soccer Statistics Foundation (RSSSF).
- 989+ goli – Erwin Helmchen (Niemcy; 1924–1951)
- 950+ goli – Josef Bican (Austria/Czechosłowacja; 1930–1957)
- 934+ gole – Ronnie Rooke (Anglia; 1929–1961)
- 913 goli – Cristiano Ronaldo (Portugalia; 2002- )
- 867 goli – Leo Messi (Argentyna; 2004- )
- 840+ goli – Jimmy Jones (Irlandia Północna; 1947–1964)
- 802 gole – Ferenc Puskas (Węgry/Hiszpania; 1943–1966)
- 796+ goli – Ferenc Deak (Węgry; 1939–1959)
- 789+ goli – Abe Lenstra (Holandia; 1936–1964)
- 785 goli – Romario (Brazylia; 1985-2009)
Tylko dwa ze swoich przeszło 900 goli Cristiano Ronaldo wpakował reprezentacji Polski i oby tak pozostało. Żeby faktycznie przebić barierę tysiąca trafień, Portugalczyk będzie musiał jeszcze przez kilka lat regularnie pokonywać bramkarzy zarówno w narodowych barwach, jak i – przede wszystkim – w Arabii Saudyjskiej. CR7 ma ten komfort, że jego dorobku nikt już nie będzie podważał. Choć on sam zdaje sobie sprawę, że trudno będzie spełnić to ostatnie, wielkie marzenie.
– Na tym etapie kariery staram się żyć chwilą. Jest dla mnie za późno na długofalowe cele – mówi Ronaldo. – Wspomniałem publicznie o chęci strzelenia tysiąca goli, ale nie mogę ciągle do tego wracać. Teraz wszystko wydaje mi się łatwe, skoro niedawno pękło dziewięćset goli. Cieszę się chwilą, ale przekonamy się, jak będą reagowały moje nogi w najbliższej przyszłości. Tysiąc goli to piękny cel, ale i tak już teraz jestem najlepszym strzelcem w historii.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Probierz w księgarni i Młynarczyk na autobusie. Reportaż z Porto
- Taras Romanczuk: Sprawę z Marczukiem pokazano specjalnie. Chciano złamać Jagiellonię
- Od Mourinho do Amorima. Tak Portugalia szkoli trenerów
fot. NewsPix.pl