Za czasów Adama Nawałki w ciemno można było wymienić wyjściową jedenastkę. Dziś na niektórych pozycjach powinniśmy po prostu wpisywać – Zawodnik Testowany I, Zawodnik Testowany II… Od odejścia Nawałki selekcjonerzy sprawdzili już blisko 60 debiutantów, a do głowy przychodzą im coraz śmielsze pomysły. Ponieważ dotąd radę dało niewielu, bądźmy czujni. Za chwilę wrócimy do listy Smudy: Adamiak Adam, Adamiak Adrian, Adamiak Aldona…
Zmiana pokoleniowa – to największe wyzwanie, jakie stało przed kolejnymi selekcjonerami po odejściu Adama Nawałki. Niestety, choć każdy – może poza Fernando Santosem – próbował, nie powiodła się nikomu. Gdyby nie fakt, że bohaterowie Euro 2016 są zwyczajnie za starzy, wciąż gralibyśmy tamtą jedenastką.
Liczby są zatrważające. Po odejściu Nawałki rozegraliśmy aż 73 spotkania, a kolejni selekcjonerzy powołali w tym czasie blisko 60 debiutantów. Nie ma w tym nic złego, tylko że… 40 z nich zostało odpalonych, nim dobili choćby do dziesięciu występów z orłem na piersi. Ponad połowa, a dokładnie 28 graczy, nie dobrnęła nawet do pięciu spotkań.
Z nowej fali reprezentantów granicę 20 rozegranych meczów, czyli ledwo ponad 25% procent wszystkich możliwych gier w tym czasie, przebiło zaledwie siedmiu piłkarzy. Więcej niż w połowie zagrało… dwóch – Karol Świderski i Sebastian Szymański. Z czego pierwszy zaliczył dokładnie 51% możliwych występów, drugi – 55%. Tyle, jeśli chodzi o znalezienie nowych liderów w erze post-nawałkowej.
To nie tak, że kolejni selekcjonerzy nie chcieli wymienić kluczowych ogniw. Chcieli. Próbowali. Tylko często nie było na kogo. A testowani piłkarze grali na tyle kiepsko, że natychmiast ich odpalano.
Bo, tak zupełnie szczerze, o kim dziś możemy powiedzieć, że wniósł nową jakość do reprezentacji Polski? Kto stał się jej liderem? Kto w ogóle jest absolutnym pewniakiem do wyjściowego składu? Nazwisko nasuwa się właściwie jedno – tylko Nicola Zalewski. Do niedawna powiedzielibyśmy też Jakub Kiwior, może Jakub Moder, pod warunkiem, że obaj byliby w formie i regularnie grali w klubie. Promykiem nadziei jest oczywiście Kacper Urbański, ale tu potrzeba czasu, by ugruntował swoją pozycję, a nie powtórzył casusu Kacpra Kozłowskiego. Reszta? Zaledwie kilka uzupełnień składu i mnóstwo meteorytów. Szkoda gadać.
Efekty zmiany pokoleniowej są bowiem opłakane. Owszem, zmieniamy skład, ale tylko dlatego, że ekipa Nawałki, oprócz Lewandowskiego, jest już poza piłką na poważnym poziomie. To nie tak, że nie próbowaliśmy dokonać przejścia w płynny sposób – ale ilekroć selekcjonerzy rezygnowali z Kamila Glika czy Grzegorza Krychowiaka, za chwilę znów musieli do nich wracać. I pewnie chętnie wracaliby do dziś, gdyby wciąż grali na przyzwoitym poziomie. Glik z kadrą pożegnał się dopiero po spadku do Serie C, Krychowiak, gdy przestali go chcieć nawet w słabym klubie ligi saudyjskiej.
Spójrzmy prawdzie w oczy – nie przeprowadziliśmy wymiany pokoleniowej. Na wielu pozycjach, w tym na środku obrony i „szóstce”, są piłkarskie wakaty. Gra ten, kto akurat się nawinie.
Jak próbowano zmieniać kadrę?
Ale zacznijmy od początku – i od razu uprzedźmy, że w naszej wyliczance nie będziemy wymieniać bramkarzy. Tej pozycji problem akurat nie dotyczy.
Jerzy Brzęczek przejął reprezentację Polski po mundialu w Rosji i jesienią 2018 roku wysłał pierwsze powołania. Wydawało się, że to idealny moment, by dać szansę nowej fali zawodników. Zresztą na papierze nowe nazwiska wyglądały obiecująco – w kadrze pojawili się Sebastian Szymański, Robert Gumny, Kamil Jóźwiak, Krystian Bielik, Arkadiusz Reca, czy Damian Kądzior. W teorii – zestawienie całkiem perspektywiczne. Problem? Dziś w kadrze jest już tylko Szymański.
Spójrzmy po kolei.
Gumny? Tu można złapać się za głowę. Miał iść za grubą kasę do Borussii Moenchengladbach, miał być następcą Łukasza Piszczka. W końcu odszedł do Augsburga, a w kadrze zagrał ledwie… 6 razy. Po długiej przerwie odkurzył go Santos, ale fatalny mecz z Czechami pewnie na długo (niezależnie od kontuzji) zamknął mu drzwi do kadry.
Dziś Gumny ma 26 lat, tak samo jak Kamil Jóźwiak. To wiek, w którym obaj powinni być już liderami reprezentacji. Tymczasem Jóźwiak, choć był podstawowym piłkarzem na Euro 2020, zamiast progresu, zaliczył regres i ostatni raz z orłem na piersi zagrał w… 2021 roku. Jego przygoda z kadrą, choć obiecująca (4 gole i 3 asysty), trwała raptem dwa lata.
Kamil Jóźwiak i Jerzy Brzęczek
Duże nadzieje wiązaliśmy też z Bielikiem, którego przed mundialem w Katarze odrestaurował Czesław Michniewicz. Wiarę podsycił występem ze Szwecją, ale na samych mistrzostwach tak różowo już nie było. A potem jeszcze gorzej – dziś wonderkid z Arsenalu gra w trzeciej lidze angielskiej. Także w wieku 26 lat, co stawia pod znakiem zapytania kierunek, w którym zmierza kariera Bielika, ale też pokazuje smutny trend, związany z tymi, których niedawno uważaliśmy za talenty klasy europejskiej. Na dziś, po ledwie 11 spotkaniach (a w poważnych meczach tylko tych w okolicach MŚ 2022), drzwi do kadry znowu są dla Bielika zamknięte.
Podobnie do Jóźwiaka wygląda sytuacja Arkadiusza Recy. On także miał chwilę, w której był podstawowym zawodnikiem kadry i wydawało się, że zagości w niej na dłużej. Wydawało się, że już jest blisko, że potrzeba już tylko niewielkiego, kolejnego kroku do przodu. Zamiast tego, Reca zrobił dwa w tył i dziś, w najlepszym piłkarsko wieku (29 lat) od ponad dwóch sezonów pozostaje poza orbitą reprezentacji. Dla Polski zagrał łącznie 15 spotkań. Dorobku może już nie powiększyć.
Z perspektywy czasu dziwi też krótka przygoda w kadrze Damiana Kądziora. Ten, gdy kadra miała spory problem ze skrzydłowymi, przeżywał najlepszy okres w Dinamie Zagrzeb. Jerzy Brzęczek, choć dał mu zadebiutować, długo nie mógł się jednak do niego przekonać. W końcu Kądzior zdobył bramkę z Izraelem i wydawało się, że teraz będziemy oglądać go w kadrze znacznie częściej. Ale Brzęczek miał inne plany. Na następny występ Kądzior czekał ponad rok, by przed czterema laty zamknąć licznik występów na zaledwie sześciu. Później zaliczył sportowy zjazd i reprezentacja bezpowrotnie mu odjechała.
W powyższych piłkarzach pokładaliśmy realne nadzieje, że staną się podstawowymi zawodnikami reprezentacji. Ale były też strzały od czapy – Brzęczek na zgrupowania zapraszał choćby Huberta Matynię, czy Adama Dźwigałę. Obaj debiutu nie doczekali się do dziś. A pamiętacie Rafała Pietrzaka? Zagrał u Brzęczka w trzech spotkaniach i dziś kopie w Wieczystej Kraków.
Dajcie mi kogoś za Glika
Brzęczek szukał więc dalej i w kolejnym roku na kadrę obok Jakuba Modera, zaprosił Michała Karbownika. Ten jednak przez nią tylko przemknął. Podobnie jak Gumny, po dłuższej przerwie został jeszcze sprawdzony przez Santosa, ale tylko w jednym meczu. Łącznie ma na koncie ledwie 4 występy, a maniakalna chęć gry na środku pomocy raczej oddala, niż przybliża go do kolejnych powołań.
Brzęczek szukał też następców Glika. To za jego kadencji w kadrze debiutowali Paweł Bochniewicz i Sebastian Walukiewicz. I choć drugi z nich po kilku latach znów gości na zgrupowaniach, wejścia w buty Glika nigdy nie był nawet blisko. Bochniewicz zagrał w kadrze trzy razy, Walukiewicz – na razie siedem. A przecież to kolejni piłkarze, którzy właśnie wchodzą w najlepszy wiek dla sportowca (odpowiednio 28 i 24 lata).
Kto jeszcze debiutował u Brzęczka? Oczywiście Krzysztof Piątek, do dziś dżoker w reprezentacji – natomiast dżoker całkiem przyzwoity (12 goli w 32 spotkaniach). W orbicie zainteresowań kolejnych selekcjonerów – z braku laku w środku pola – cały czas jest Damian Szymański (18 występów, z czego tylko sześć w wyjściowym składzie), natomiast Przemysław Płacheta w kadrze utrzymał się zaledwie przez rok. O debiucie Alana Czerwińskiego pamięta chyba tylko sam zainteresowany.
Alan Czerwiński zadebiutował w reprezentacji w meczu z Finlandią
Sousa jako wizjoner? Helik, Augustyniak i Kowalczyk…
Jako wielki reformator przedstawiany był z kolei Paulo Sousa, tylko że… można mieć wątpliwości, czy na to miano zasłużył. Ale po kolei – przyjrzyjmy się jego ruchom.
Pierwszą decyzją Portugalczyka było odstawienie od gry Kamila Glika. Rozwiązanie? Powołanie Michała Helika. Aj…
Siedem meczów, większość słabiutkich, błyskawiczna weryfikacja. Króciutka reprezentacyjna przygoda Helika trwała zaledwie od marca do października 2021 roku. Portugalczyk dał zadebiutować też Kamilowi Piątkowskiemu, ale trudno powiedzieć, by zbudował nam tego zawodnika dla reprezentacji. Do dziś gracz RB Salzburg w kadrze na dobre właściwie nie zaistniał. Zagrał tylko w czterech meczach, a Probierz z Chorwacją odkurzył go po trzech latach nieobecności.
Rafał Augustyniak? Skończyło się na debiucie. Sebastian Kowalczyk? Pewnie zdążyliście zapomnieć, że był powołany. Bartosz Slisz? Długo wydawało się, że też będzie kadrowym meteorytem, dopóki poważniejszej szansy nie dał mu Michał Probierz. Gorzej, że na dłuższą metę mówimy o szansie raczej niewykorzystanej – o czym świadczą kolejne powołania dla Oyedele, czy Kozubala.
Michał Helik w meczu z Węgrami
Ale to też nie tak, że wszystkie ruchy Sousy były złe. Przeciwnie – możemy wyróżnić go przede wszystkim za wprowadzenie do kadry Zalewskiego, o którego debiut mocno zabiegał, choć skrzydłowy Romy miał wówczas zaledwie 19 lat. W tym samym wieku u Portugalczyka debiutował też Jakub Kamiński. Szkoda tylko, że reprezentacyjna przygoda obu graczy mocno się rozjechała. Podczas gdy Zalewski jako właściwie jedyny stał się liderem kadry, tak Kamiński na razie wciąż jest na etapie walki o kolejne powołania. Nie jest to jeszcze ścieżka Kamila Jóźwiaka, ale bardziej przypominająca tę Sebastiana Szymańskiego. Czyli – zbierania kolejnych występów. Ale żeby wymienić te dobre? Wystarczą palce jednej ręki. Natomiast 22-latkowi dajemy jeszcze kredyt zaufania.
Plus można postawić też przy wprowadzeniu Karola Świderskiego i Adama Buksy. Natomiast popisowym odkryciem Sousy miał być rzecz jasna Kacper Kozłowski. Najmłodszy piłkarz Euro 2020 bez kompleksów radził sobie z Hiszpanią, by chwilę potem zniknąć na ładnych parę lat. Ostatni raz w kadrze zagrał w październiku 2021 roku. Wielki talent w reprezentacji ma na razie mniej występów (sześć), niż tacy piłkarze jak Helik, czy Płacheta.
Kadencja Sousy to też okres stawiania na Tymoteusza Puchacza. U Portugalczyka były piłkarz Kolejorza zagrał w 10 spotkaniach, by szybko zostać odstawionym przez Czesława Michniewicza. Do kadry wrócił po dwóch latach, powołany przez Michała Probierza. Ale tylko jako Atmosferović. Przez ostatnie dwa lata Puchacz zaliczył dwa kompletnie nieistotne epizody – wchodząc z ławki przy wysokim prowadzeniu z Estonią i w sparingu z Ukrainą.
Tymoteusz Puchacz pojawia się na zgrupowaniach, ale jedynie jako Atmosferović
W międzyczasie mieliśmy też reprezentacyjny debiut Matty’ego Casha. Ale fakt, że nawet piłkarz o niekwestionowanej jakości nie potrafi przyjąć się w polskiej kadrze – ani pokazać w niej pełnego potencjału piłkarskiego, ani – mimo wyraźnych chęci i otwartego usposobienia – zadomowić się w reprezentacyjnej szatni, pokazuje problem, jaki ma obecna reprezentacja. Jasne, można wypominać mu brak znajomości języka polskiego, ale koniec końców rezygnacja z Casha, to po prostu marnowanie potencjału piłkarskiego, którym niespodziewanie dysponujemy. W chwili debiutu w kadrze gracz Aston Villi miał 24 lata. Dziś ma już 27, jest w kwiecie sportowego wieku, ale w kadrze nie gra od ponad pół roku. Koniec końców, pożytek z niego żaden. Zagrał na mundialu w Katarze, strzelił Holendrom w Lidze Narodów. I tyle. Nie umiemy, a ostatnio nawet nie chcemy go wykorzystać.
Jakub Kiwior i długo, długo nikt
Jeśli wydawało Wam się, że do tej pory było ciekawie, grubo dopiero się zacznie. Gdy reprezentacyjny kryzys zaczął łapać narybek w postaci Jóźwiaka, Puchacza i Helika, trzeba było kopać głębiej. Czasami naprawdę głęboko…
Z ośmiu sprawdzanych przez Czesława Michniewicza debiutantów, w kadrze przyjął się jeden. U Santosa – żaden z trzech. U Probierza – na razie jeden z trzynastu. Łącznie dwóch z – uwaga – 24 powołanych nowych piłkarzy.
Wspomnianym graczem u Michniewicza jest oczywiście Jakub Kiwior. Człowiek, który z nieba spadł selekcjonerowi przed mistrzostwami w Katarze, wypychając z jedenastki Jana Bednarka i partnerując kulejącemu już Glikowi. I człowiek, który jak najszybciej musi odzyskać regularną grę, bo w formie jest dla nas stoperem nieocenionym – co pokazał, grając od debiutu nieprzerwanie w 27 kolejnych spotkaniach reprezentacji. W każdym w wyjściowym składzie.
Szymon Żurkowski pojechał na mundial do Kataru, ale nie zagrał ani minuty
Pozostałe strzały Michniewicza nie były jednak równie udane. Selekcjoner odważniej postawił na Szymona Żurkowskiego, ale jego przygoda skończyła się na siedmiu epizodach. Ostatni raz w kadrze zagrał w listopadzie 2022 roku. Na mundial jeszcze pojechał, ale na nim już nie zagrał.
Na mundial, a później także na Euro 2024, udał się Michał Skóraś. W obu przypadkach mówimy jednak o klasycznym powołaniu z braku laku – ot, dobitny dowód naszych problemów na skrzydłach. Ani przez moment Skóraś nie był ważnym piłkarzem dla reprezentacji, ani przez moment nie był jej podstawowym zawodnikiem. Nie było wiary, że to gracz, który może dać coś ekstra, wchodząc na 45 minut z Argentyną. W kadrze ma dziewięć spotkań, bez gola, z jedną asystą w meczu o punkty. Z kadry po Euro wypadł i nikt nie pyta dlaczego.
Glika Michniewiczowi nie udało się zastąpić Mateuszem Wieteską (w kadrze cztery występy, ostatni o punkty – kompromitujący, przeciwko Albanii w Tiranie). U niego debiutował też Mateusz Łęgowski, ale cztery minuty z Holandią do dziś pozostają jego całkowitym reprezentacyjnym dorobkiem.
Ówczesny selekcjoner powołania wysyłał także Patrykowi Kunowi, Kamilowi Pestce, czy Konradowi Michalakowi. Żaden z nich nie zdołał jednak zadebiutować.
Krótka kadencja Santosa. Bez debiutantów
Następca Michniewicza, Fernando Santos, powołania wysyłał, jak wysyłał. Spojrzał w tabelę Ekstraklasy, zobaczył, że prowadzi Raków, to powołał Bena Ledermana. Mignęło mu, że kilka bramek w Serie B strzelił Polak – zaprosił więc Adriana Benedyczaka. A szukając stoperów, sięgnął po Przemysława Wiśniewskiego.
A potem zobaczył ich w treningu. I nie dał zadebiutować żadnemu.
Mateusz Łęgowski i Ben Lederman łącznie zagrali cztery minuty dla reprezentacji Polski
Egzotyka u Probierza
Najbardziej egzotycznie jest jednak, gdy spojrzymy na nazwiska u obecnego selekcjonera. Probierz zawsze chciał być wizjonerem, a jako selekcjoner ma do tego idealne warunki.
Na pierwszy ogień – Patryk Peda z Serie C. Dwa powołania, trzy mecze, miesiąc przygody reprezentacyjnej. Minął rok, o Pedzie ani widu, ani słychu. Zakopał się na ławce Serie B. Może, mimo że dał radę Wyspom Owczym, to jednak nie był piłkarz na miarę kadry? To tylko nieśmiały pomysł, bo przecież nie wątpimy, że wizjonerzy widzą więcej.
Poszukiwania prowadziły Probierza dalej. To u niego debiutował Jakub Piotrowski, choć wcześniej w kadrze gościł już za kadencji Michniewicza. Dziesięć meczów, dwa gole, asysta. I na razie chyba na tyle, bo po meczu z Austrią jego notowania spadły i piłkarza Łudogorca próżno szukać na liście listopadowych powołanych.
Szansę w środku pola od Probierza otrzymał także Patryk Dziczek, podobnie jak Piotrowski, wcześniej będąc zapraszanym przez Michniewicza. Efekt? Debiut z Wyspami Owczymi, a ostatni mecz w kadrze już trzy dni później. Do widzenia.
Filip Marchwiński? Także debiut z Farerami, a trzy dni później pożegnalny – na razie – występ z Mołdawią.
Karol Struski? 29 minut z Łotwą. Żegnamy.
Jakub Kałuziński? 29 minut z Ukrainą. I tyle.
Bartłomiej Wdowik? 12 minut z Łotwą. Na razie dziękujemy.
Osobnym przypadkiem jest oczywiście Maxi Oyedele, bo jego powołanie było już sensacyjne, ale wystawienie w wyjściowym składzie na Portugalię – absurdalne. 19-latek grał jeden z pierwszych meczów w seniorskiej piłce, zostając wrzuconym na minę przeciwko Bruno Fernandesowi, Bernardo Silvie i Cristiano Ronaldo. No ludzie kochani.
Do tego Mateusz Kowalczyk (bez debiutu), do tego Dominik Marczuk (bez debiutu), do tego Michael Ameyaw (dwa wejścia z ławki, dowołany w listopadzie), za chwilę sprawdzeni zostaną kolejni – Michał Gurgul i Antoni Kozubal. Z nadzieją, że tym razem zagoszczą na dłużej.
Maxi Oyedele w meczu z Portugalią
Probierz próbuje, ale to próby momentami coraz mocniej pachnące desperacją. A paradoksalnie jedynym graczem, którego udało mu się wprowadzić do kadry jest ten, który wszedł do niej trochę mimochodem. Kacper Urbański regularnie w Bolonii zaczął grać w listopadzie zeszłego roku, ale ani wówczas, ani w marcu, nie doczekał się nawet powołania. Sytuacja zmieniła się dopiero latem, choć szansę na debiut otworzyła 19-latkowi dopiero kontuzja Arkadiusza Milika. Urbański znienacka wszedł na boisko i jest nadzieja, że raz wywalczonego miejsca na długo nie odda.
Kopiemy coraz głębiej
Jednak gdy spojrzymy wstecz – jeden Urbański i mający obecnie problemy Kiwior – to cały dorobek realnego odświeżenia kadry w wykonaniu trzech ostatnich selekcjonerów. Wcześniej nie było wiele lepiej. Jeśli jakieś przygody w kadrze trwały – to jak Jóźwiaka, czy Casha: po prostu krótko. A jeszcze częściej kończyło się na jednym-dwóch powołaniach.
Kopiemy coraz głębiej, powołując coraz bardziej zaskakujących piłkarzy. Tylko że ci najbardziej oczywiści – już w kadrze byli. I w przeważającej większości zawiedli.
Spośród wszystkich wymienionych nazwisk, plus można postawić zaledwie przy kilku z nich: Zalewskim, Kiwiorze, Urbańskim, Świderskim, czasem przy Piątku, Buksie, Moderze, czy Sebastianie Szymańskim. Jak na skalę poszukiwań (i fakt, że sporo z nich to napastnicy, gdzie i tak mamy Roberta Lewandowskiego) – przeszło sześć lat, prawie 60 sprawdzonych graczy, to wynik dramatyczny.
Więcej było w tym czasie piłkarskich komet, które przez kadrę przemknęły, a my nawet ich nie zauważyliśmy. Jak Matynia, jak Czerwiński, jak Michalak, jak Płacheta, jak Kun i Pestka, jak Kowalczyk, Augustyniak, Helik i Karbownik.
A między nimi morze tych, którzy na chwilę w kadrze zagościli, by przy pierwszym zakręcie w karierze wypaść z niej na dobre – Jóźwiaków, Reców, Gumnych, Bielików, Żurkowskich i Kozłowskich. To smutne patrzeć, jak wiele nazwisk, z którymi wiązaliśmy spore nadzieje, rozmienia się na drobne.
Jasne, nie każdy zostanie drugim Jakubem Błaszczykowskim. Ale ostatnio ciężko nawet o drugiego Michała Żewłakowa.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Szczęśliwa siódemka kapitana Zielińskiego? Z Portugalią zagramy po raz piętnasty
- Drągowski w kadrze? Kuriozum. Drągowski w pierwszym składzie? To byłby skandal
- Powołania na Portugalię i Szkocję. Są debiutanci z Ekstraklasy
Fot. FotoPyk/Newspix