Barcelona mimo problemów w pierwszej połowie rozbiła Crvenę zvezdę 5:2. Hansi Flick sprawił, że do każdego meczu Blaugrany siada się jak do telenoweli, i nie inaczej było tym razem. Przebieg dzisiejszego starcia udowodnił, że prowadzony przez niego zespół dojrzał i potrafi radzić sobie z przeciwnościami losu. Wspomniana umiejętność często okazuje się bardziej kluczowa niż nawet najbardziej efektowna dominacja nad rywalem. Z naszej perspektywy najważniejsze jest jednak to, że Robert Lewandowski ma już na koncie 99 bramek w Lidze Mistrzów.
Początkowe trudności
Lider ligi hiszpańskiej nie wszedł zbyt dobrze w to spotkanie. W pierwszej połowie trudno było pochwalić innych piłkarzy niż Inigo Martinez, Lamine Yamal oraz Pedri. Pierwszy z nich jest w formie życia i skutecznie rozbijał kontrataki rywala, a pozostała dwójka imponowała aktywnością. Blaugrana miała jednak problem, aby złamać linię obrony przeciwnika. Można było odnieść wrażenie, że Crvena zvezda doskonale wie, co zrobią podopieczni Hansiego Flicka. Gospodarze już w 4. minucie meczu pokazali, że mogą być groźni z kontrataku. Wtedy jednak kolejny raz okazało się, że skutecznie zadziałała pułapka ofsajdowa i Serbowie musieli obejść się smakiem.
Barcelona objęła prowadzenie w najmniej spodziewanym momencie. Faworytom ewidentnie nie kleiła się gra w ataku pozycyjnym. Przekonaliśmy się jednak o tym, że jest to zespół niezwykle elastyczny, który zawsze ma w zanadrzu kilka możliwych rozwiązań. Jednym z nich są stałe fragmenty gry, które za kadencji Hansiego Flicka wyglądają rewelacyjnie. Trafieniem popisał się Inigo Martinez. Stoper doskonale urwał się rywalom, łamiąc linię spalonego, w czym stał się ekspertem. W tamtej chwili wydawało się, że rozwiąże się worek z bramkami. Crvena zvezda się jednak nie poddała i wraz z każdą minutą zaczęła łapać wiatru w żagle.
Podopieczni Vladana Milojevicia zaczęli poczynać sobie coraz śmielej na boisku, a lewy obrońca Gerard Martin miał spore problemy ze skrzydłowym Silasem, który swego czasu radził sobie bardzo dobrze w Bundeslidze. Inicjatywa gospodarzy przyniosła pożądany skutek. W 27. minucie złamał linię spalonego kiepsko dysponowany Martin, co bezlitośnie wykorzystał Silas. Nie nadążył za nim również Pau Cubarsi. Po bramce wyrównującej wydawało się, że powietrze belgradzkiej Marakany źle podziałało na katalońską maszynę. Warto przypomnieć, że wielkie zespoły potrafiły mieć tam spore problemy. Sześć lat temu przegrał na tym stadionie Liverpool, a parę miesięcy później sięgnął przecież po Ligę Mistrzów.
W zespole gospodarzy należy pochwalić 17-letniego Andriję Maksimovicia, który robił różnicę dryblingiem. Wcześniej wyglądał nieźle w starciu z Interem, co też potwierdza to, że ma duży talent. Młody Serb w bieżącym sezonie zdobył sześć bramek oraz zaliczył taką samą liczbę asyst we wszystkich rozgrywkach.
Nastrojów Crveny zvezdy nie zmieniła za bardzo bramka Roberta Lewandowskiego. Podobnie jak pierwsze trafienie, pojawiło się ono w mało spodziewanym momencie. Polski napastnik do tej pory wyglądał podobnie, jak w poprzednim meczu z Espanyolem i był kompletnie niewidoczny. Skutecznie wykorzystał jednak fakt, że piłka po uderzeniu Raphinhi odbiła się od słupka. Klasyczne trafienie imienia Filippo Inzaghiego.
O trudnościach po zakończeniu meczu może mówić Pau Cubarsi. Nastoletni obrońca Barcelony został przypadkowo trafiony kopnięciem przez jednego z rywali, a jego twarz wygląda jakby stoczył bokserski pojedynek.
I’m ok. pic.twitter.com/lYGwsmDDAN
— FC Barcelona (@FCBarcelona) November 6, 2024
Zabójcza druga połowa
Po obiecującej pierwszej połowie niezwykle rozśpiewani serbscy kibice mogli mieć nadzieję na przeżycie magicznej nocy. Szybko jednak czar prysł, a Blaugrana pokazała swoje brutalne oblicze. Od razu po gwizdku arbitra podopieczni Hansiego Flicka rzucili się na swojego rywala niczym wściekłe pitbulle, co błyskawicznie przyniosło efekt. Zjawiskowo zaczął wyglądać Jules Kounde, a także Pedri. Obaj zawodnicy wykazali się niesamowitą wizją gry, a także techniką użytkową. Oglądanie ich gry w tamtych dziesięciu minutach było prawdziwą poezją dla oczu.
W 53. minucie meczu wszyscy uwierzyliśmy, że to jest ten dzień. Chodzi oczywiście o setną bramkę Roberta Lewandowskiego w Lidze Mistrzów i dołączenie do elitarnego grona, w którym zasiadają tylko Cristiano Ronaldo oraz Leo Messi. „Lewy” wykorzystał minuty sprzyjające i z łatwością zdobył drugą bramkę. Biorąc pod uwagę skalę dominacji Blaugrany można było uwierzyć w wyższe zwycięstwo i kolejne trafienia Polaka. Dwie minuty później kolejny nokautujący cios zadał Raphinha. Brazylijczyk wyrównał dorobek bramkowy Lewandowskiego, Gyokeresa oraz Kane’a w Lidze Mistrzów. Oglądanie pojedynku strzeleckiego dwóch piłkarzy Barcy jest naprawdę fascynujące.
Nikt jednak tak nie błyszczał tego dnia, jak Jules Kounde. Widząc jego występ w drugiej połowie można było przypomnieć sobie to, co kilkanaście lat temu wyprawiał Dani Alves. Hat-trick asyst w jednej połowie spotkania to zjawisko niecodziennie. Francuz przez nieco ponad pół godziny pobił swój dorobek zarówno z całego obecnego sezonu, jak i poprzedniego, i to w La Lidze, i Lidze Mistrzów razem wziętych. Jego podania okazały się najgroźniejszą bronią Barcy. Bez niego i Pedriego zespół Hansiego Flicka nie odniósłby tak efektownego zwycięstwa.
Po bramce na 4:1 spotkanie po raz kolejny się uspokoiło. Barcelona wie kiedy należy spuścić nogę z gazu, ponieważ czekają ją kolejne ważne mecze. Ostatnim trafieniem popisał się Fermin Lopez. Nawet przy wyniku 1:5 kibice na Marakanie byli wyjątkowo rozśpiewani i do końca wspierali swoją drużynę. W 84. minucie zostali nagrodzeni piękną bramką z dystansu Milsona. Dla takich momentów przychodzi się na stadiony. Warto zaznaczyć, że przy tym golu lepiej mógł zachować się Inaki Pena. Kibice Crveny zvezdy oglądający to spotkanie mimo wysokiego wyniku, mogą odczuwać dumę, ponieważ ich zespół pokazał dziś sporo serca do walki, a piłkarze tacy jak Maksimović, Silas czy Ndiaye pokazali się Europie.
🔥 We now have 55 goals in our first 16 games of a single season across all competitions for the first time in Club history! pic.twitter.com/Jo1IDf3uOu
— FC Barcelona (@FCBarcelona) November 6, 2024
Słodko-gorzki występ Lewandowskiego
Trudno jednoznacznie ocenić występ Polaka. Na pewno ciężko kwestionować dublet. Jeśli jednak chcemy być pedantyczni i detalicznie ocenić jego grę, można zauważyć wiele niedociągnięć. W pierwszej połowie kiedy zespołowi nie szło, świetną okazję wykreowali Yamal z Pedrim, a Lewandowski miał problem z przyjęciem piłki. Później totalnie zginął w tłumie i można było odnieść wrażenie, że nie ma go na boisku. Największy błąd popełnił jednak na początku drugiej połowy, kiedy nie wykorzystał stuprocentowej sytuacji bramkowej. Dopiero po drugim trafieniu przy nazwisku Polaka można było zapisać plusik. Oceniając jednak zarówno jego, jak i Raphinhę trzeba zaznaczyć to, że obaj nie grali tak efektownie, jak w ostatnich tygodniach.
Podopieczni Hansiego Flicka odnieśli siódme zwycięstwo z rzędu. Oglądanie ich meczów stało się najciekawszą rozrywką dla fanów szybkiej i efektownej piłki. Blaugrana od momentu porażki z Osasuną ma bilans bramkowy 29:5. Kosmos.
Crvena Zvezda – FC Barcelona 2:5 (1:2)
- 0:1 – Martinez 13′
- 1:1 – Silas 27′
- 1:2 – Lewandowski 43′
- 1:3 – Lewandowski 53′
- 1:4 – Raphinha 55′
- 1:5 – Fermin Lopez 76′
- 2:5 – Milson 84′
WIĘCEJ NA WESZŁO
- Trela: Ostatni Mohikanin. Długowieczność Roberta Lewandowskiego
- Właściciel sprzedaje ziemniaki, gra poza domem, a trenera nikt nie chciał. Oto rewelacja LM
- Superpuchar w Miami… A może na Księżycu? Kulisy absurdalnego pomysłu
Fot. Newspix