Lechia Gdańsk nie dość że ma słabych obrońców w wymiarze czysto piłkarskim, to na dodatek są oni mało rozgarnięci boiskowo. Mimo że beniaminek zdążył już przyzwyczaić do różnych „wyczynów” w tyłach, nadal potrafi nas zaskakiwać rozmachem w swojej pierdołowatości. Dziś skwapliwie skorzystała z tego Cracovia.
Scenka pierwsza. Początek meczu, pełne skupienie, w głowie jeszcze szumią wytyczne sztabu szkoleniowego. Nowe rozdanie, nowe nadzieje, może tym razem wreszcie się uda.
I co? Dostający szansę po dłuższej przerwie w wyjściowym składzie Tomasz Neugebauer (to akurat pomocnik) nie skoordynował się w polu karnym, nie będąc w żadnym starciu z rywalem dostaje piłką w wyciągniętą rękę i sędzia bez wahania wskazuje na wapno. Benjamin Kallman po raz trzeci w tym sezonie podszedł do jedenastki i w końcu wykonał ją optymalnie. Pewny strzał, Bohdan Sarnawskyj rzucił się w przeciwny róg. „Pasy” idealnie weszły w spotkanie.
Lechia Gdańsk – Cracovia 1:2. Fala nieszczęść zmiotła gospodarzy
Scenka druga. Conrado ma już na koncie żółtą kartkę, bo na środku boiska dał się oszukać Filipowi Rózdze i próbował zerwać z niego koszulkę. Brazylijczyk powinien się wyjątkowo pilnować i unikać momentów zapalnych. Powinien, ale zamiast tego niemal w tym samym miejscu zupełnie bez sensu atakuje z impetem Patryka Sokołowskiego – najpierw stempel na stopę, potem jeszcze „poprawka” kopnięciem w drugą nogę. Patryk Gryckiewicz ponownie nie miał cienia wątpliwości, co powinien zrobić i natychmiast ukarał Conrado drugim „żółtkiem”. Trudno w bardziej idiotyczny sposób osłabić swój zespół, który jakoś się pozbierał po fatalnym początku i osiągnął przewagę. Wyniknęła z niej jedna sytuacja Chłania, gdy dobrze spisał się Ravas, ale zawsze była jakaś nadzieja. Była, bo perspektywy na zdziałanie czegoś przez godzinę gry w dziesiątkę wyglądały marnie.
Scenka trzecia. Trener Szymon Grabowski musi załamywać ręce. Kogo nie wystawi na środku defensywy, może mieć wrażenie, że trafił do cyrku. Tym razem dał o sobie znać duet Chindris-Olsson, a i Sarnawskyj swoje dołożył.
Po kolei. Górna piłka, obrońcy Lechii są sami, Kallman nawet nie kwapi się do pressingu. Mimo to Chindris nerwowo zagrywa głową przed siebie. Fiński napastnik przejmuje piłkę, oddaje kolegom i po chwili dostaje znakomite podanie od Hasicia, wychodząc zza pleców Chindrisa. Spóźniony z doskokiem jest Olsson, który jednak ma prawo mieć nadzieję, że skoro Sarnawskyj wyszedł z bramki, to powstrzyma rywala, bo ten znajdował się już w mało komfortowym położeniu. Jakimś cudem jednak Kallman dziubnął piłkę tak, że ta minęła bramkarza i wtoczyła się do siatki. Wielopoziomowa katastrofa.
I tak trzeba oddać Lechii, że dalsze losy tego meczu potoczyły się dla niej lepiej niż zakładaliśmy. Cracovia zmarnowała kilka niezłych sytuacji na zamknięcie wyniku, Sarnawskyj zrehabilitował się za nieskuteczne wyjście przy drugim golu. A Lechia z czasem coraz bardziej zaczęła szumieć. Przez chwilę wydawało się, że siły się wyrównały, gdy sędzia pierwotnie pokazał czerwony kartonik Sokołowskiemu, który walczył z chcącym wyjść na czystą pozycję Wjunnykiem (wyśmienite podanie Żelizki). Powtórki pokazały jednak, że to ukraiński napastnik najpierw pociągał przeciwnika za koszulkę i decyzja została zmieniona.
„Pasy” mimo to nie potrafiły wyciszyć spotkania, Lechia złapała kontakt po rzucie rożnym wykończonym przez rezerwowego Pllanę i do końca szukała remisu. W końcówce w ogóle nie było widać, że jeden zespół ma jedenastu zawodników, a drugi tylko dziesięciu. Dawid Kroczek będzie miał o czym rozmawiać na odprawie ze swoimi podopiecznymi, powinni w znacznie większym stopniu kontrolować wydarzenia w obliczu takiego komfortu do przerwy.
Jeżeli ekipa z Gdańska nie ogarnie się w tyłach, z hukiem zleci do I ligi. Niezły potencjał z przodu to za mało przy notorycznym kompromitowaniu się w obronie. Pytanie, czy można jeszcze na cokolwiek liczyć z obecnym stanem posiadania, czy trzeba minimalizować straty do końca roku i liczyć na udane transfery zimą. Kto dobry jednak przyjdzie do beniaminka, który niedomaga także pozaboiskowo?
Cracovia nie chce tracić kontaktu ze ścisłą czołówką, Lech i Jagiellonia mają nad nią ledwie dwa punkty przewagi, a Raków jeden. Robi się ciekawie.
Zmiany:
Legenda
Fot. Newspix