Reklama

Trzecia z rzędu wygrana Legii. GieKSa postawiła się tylko przed przerwą

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

27 października 2024, 22:36 • 3 min czytania 52 komentarzy

Lata temu Marcin Jędrych i jego lista Hop Bęc były popularne w całej Polsce. Znany didżej przedstawiał w niej wiele hitów, mało który był jednak równie spektakularny jak ten, który zaserwował nam dziś inny Jędrych – Arkadiusz. Koszmarna pomyłka stopera GieKSy była kluczowa dla losów meczu – sprawiła, że Legia wyszła na prowadzenie 3:1, którego już nie oddała, ba, nawet je powiększyła.

Trzecia z rzędu wygrana Legii. GieKSa postawiła się tylko przed przerwą

Zobaczcie, co odwalił Jędrych:

 

Reklama

Nawet jak na naszą ukochaną ligę, jest to (wiel)błąd godny podziwu. Zanim do niego doszło, katowiczanie grali całkiem sprawnie, szczególnie przez pierwszych 25 minut. To nie była drużyna, która przyjechała do Warszawy uprawiać budowlankę, a precyzyjniej murarstwo, to był zespół, który chciał grać w piłkę.

Nowak, Zrelak, Kowalczyk czy Błąd – ci goście naprawdę mogli się podobać w pierwszej fazie meczu. Efektem ich dobrej gry był rzut rożny, po którym Kuusk przedłużył piłkę głową na dalszy słupek, a słowacki napastnik katowiczan uprzedził Wszołka i wpakował piłkę do siatki. Tym samym zrewanżował mu się za sytuację sprzed chwili, kiedy to Paweł zanotował świetny powrót pod własne pole karne, uniemożliwiając Adamowi wyjście sam na sam z Tobiaszem.

Bramka ta właściwie… zakończyła ofensywne próby gości. Drużyna Rafała Góraka zaczęła potem grać, jakby strzelenie gola przy Łazienkowskiej ją satysfakcjonowało, niezależnie od tego, iloma trafieniami odpowie Legia. Ofensywni piłkarze GieKSy jak jeden mąż prezentowali się o klasę gorzej, co miejscowi szybko wykorzystali.

Olimpijskie motto brzmi Citius-Altius-Fortius (szybciej, wyżej, mocniej), piłkarze Feio sprawiali wrażenie, jakby od stanu 0:1 zamierzali grać właśnie według niego. Ruszyli na rywali pełną parą, czego efektem dwie bramki przed przerwą, szczególnie ta druga musiała robić wrażenie. Warszawianie przeprowadzili szybki atak, spuentowany bramką Chodyny. Nie byłoby jej, gdyby nie świetne podanie Vinagre, dla którego to już ósma asysta w tym sezonie! Parafrazując klasyka: tu nie ma się co zastanawiać, czy chłopa wykupować na stałe, tu trzeba dzwonić do Sportingu!

Kacper mógł zresztą tych trafień mieć na swoim koncie więcej przynajmniej o jedno, ale… nie trafił do bramki z trzech metrów. Gual wystawił skrzydłowemu Legii patelnię, a ten zaliczył jedno z pudeł sezonu. Feio łapał się za głowę, natomiast Chodyna zareagował w najlepszy możliwy sposób – jakiś czas potem to on wrzucał piłkę w akcji, w której skompromitował się Jędrych.

Po niej można się już było zastanawiać nie czy Legia wygra to spotkanie, a iloma bramkami? I faktycznie, rozpędzeni warszawianie nie poprzestali na tym wyniku – Augustyniak miał przed polem karnym więcej miejsca niż wynosi wielkość średniej kawalerki na wynajem w stolicy, więc przymierzył bez zastanowienia. Piłka zrykoszetowała od Klemenza – szczęście sprzyja lepszym! – i tym samym ustalony został wynik meczu.

Reklama

Oczywiście – Legia mogła triumfować jeszcze wyżej, bo poza arcypudłem Chodyny był jeszcze strzał z dystansu Morishity, po którym piłka odbiła się od poprzeczki i według sędziów nie przekroczyła pełnym obwodem linii bramkowej. Ale i tak fani stołecznych nie mają powodów do narzekań – drużyna wygrała trzy ostatnie mecze, strzelając w nich 9 bramek i tracąc zaledwie jedną.

LEGIA – GKS 4:1 (2:1)

Kapuadi 29’ (asysta: Morishita), Chodyna 45+1’ (asysta: Vinagre), Jędrych 61’ samobójcza, Augustyniak 65′ (asysta: Urbaniak)  – Zrelak 24’ (asysta: Kuusk)

LEGIA: Tobiasz 5 – Wszołek 5, Pankov 6, Kaupadi 6, Vinagre 7 – Kapustka 6, Augustyniak 7 (+), Urbański 5 – Chodyna 6, Gual 5 (ż), Morishita 6

REZERWOWI: Kun 4 (69′, za Vinagre), Luquinhas 4 (70′, za Kapustkę), Pekhart (78′, za Chodynę), Alfarela (78′, za Guala), Celhaka (78′, za Urbańskiego)

GKS: Kudła 4 – Kuusk 4, Jędrych 2 (-), Klemenz 3 – Czerwiński 3, Kowalczyk 4 (ż), Repka 3, Wasielewski 4 – Błąd 3, Zrelak 5, Nowak 4

REZERWOWI: Galan 3 (66′, za Nowaka), Milewski (72′, za Błąda), Antczak (72′, za Kowalczyka), Marzec (72′, za Wasielewskiego), Mak (81′, za Zrelaka)

Fot. Newspix.pl

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
5
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
5
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Komentarze

52 komentarzy

Loading...