Tak przechodzi się do historii futbolu! Robert Lewandowski strzelił Realowi na Santiago Bernabeu dwa gole i rozpoczął akcję, po której Barca zdobyła trzecią bramkę. Nasz napastnik schował dziś do kieszeni największe gwiazdy Królewskich, a zarazem światowej piłki – Viniciusa i Kyliana Mbappe. To był jeden z tych wieczorów, do których polski kibic będzie wracać długimi latami!
Bramka numer 1 – genialne prostopadłe podanie Casado, Lewandowski wychodzi sam na sam i dopełnia formalności.
Bramka numer 2 – Robert ustawia się idealnie między Rudigerem a Militao, wykorzystuje świetnie dośrodkowanie Balde i strzałem głową zaskakuje Łunina.
“Lewy” mógł mieć zresztą tych trafień więcej – po podaniu Raphinhi przycelował w słupek, a następnie zmarnował jeszcze jedną doskonałą okazję z pola karnego.
Znając jego pazerność na gole – u Flicka strzelił ich już 100 w 85 meczach w Bayernie i Barcelonie! – na pewno był niepocieszony, ale potem znów błysnął. Tym razem wygrał w środku pola główkę z Rudigerem, od tego rozpoczęła się akcja, która dała Dumie Katalonii bramkę numer trzy, tym razem zdobytą przez Yamala. Mało? To dodajmy, że dziś swoje trafienie zanotował też trzeci z wielkich ofensywnych piłkarzy Barcy tego sezonu, mianowicie Raphinha.
Co ciekawe, w pierwszej połowie cały ten wybitny tercet był… niewidoczny (poza świetnym podaniem Polaka do Yamala). Wówczas głównie atakował Real, niezwykle wysoko grająca Barcelona jednak ze stoickim spokojem łapała go na spalonych. Łącznie przez 45 minut było ich OSIEM! Nieprawdopodobne, Flick uczynił z gry na ofsajd sztukę, nie zdziwimy się jeśli kiedyś Niemiec wyda poradnik, w którym opisze, jak perfekcyjnie wykorzystać tę futbolową broń.
Tak jak Lewandowski był dziś bohaterem, tak Mbappe zyska po tym spotkaniu miano zawodu wieczoru. Z dwunastu spalonych, które w całym meczu miał Real, na większości znalazł się Kylian. Ba, Francuz strzelił nawet dwa gole, ale właśnie – oba nie zostały uznane z tego względu.
A jak nawet Mbappe udało się w końcu wyjść sam na sam z Peną, to nie zdołał pokonać Hiszpana, który – to też warte podkreślenia – prezentował się dziś znakomicie. Taki występ może go zbudować na długie tygodnie, co nie jest dobrą informacją dla Szczęsnego i jego entuzjastów.
Wracając do drugiej połowy – po dwóch bramkach “Lewego” z Realu całkowicie zeszło powietrze. To nie była drużyna, która wierzyła w remontadę na wzór tej z wtorku, z meczu z Borussią. Nie, to był zespół, który stracił jakąkolwiek nadzieję na to, że dziś można cokolwiek jeszcze zdziałać. Tymczasem Duma Katalonii wyczuła, że zwierzyna jest ranna, więc bez zawahania ją zagryzła.
Niesamowite, jak szybko w piłce postrzeganie rzeczywistości może się zmienić o 180 stopni. Jeszcze w wakacje, po transferze Mbappe do Madrytu, dominowała narracja, że w La Lidze będzie się toczyć walka o drugie miejsce. Dziś grająca w tym sezonie wspaniałą dla oka piłkę Barcelona ma o sześć punktów więcej niż Real, ma nad nim psychologiczną przewagę i perspektywę wiosennego rewanżu u siebie.
Hiszpańska ekstraklasa ma granatowo-bordowe barwy i nic nie wskazuje na to, by szybko miała ją zmienić na królewską biel…
Real Madryt – Barcelona 0:4 (0:0)
Lewandowski 54′ i 56′, Yamal 77′, Raphinha 84′
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Robert Lewandowski z dubletem w El Clásico! [WIDEO]
- Najlepszy Brazylijczyk na świecie gra obecnie w Barcelonie
- Lewandowski upadał i cierpiał. A później pokazał, że jest kozakiem
Fot. Newspix