Reklama

Zachowanie kibiców udowodniło, że Zalewski nie ma czego szukać w Romie

Radosław Laudański

Autor:Radosław Laudański

21 października 2024, 18:25 • 8 min czytania 52 komentarzy

W niedzielę Roma przegrała 0:1 z Interem. Dla nas najważniejszą informacją meczu było jednak to, że pierwszy raz od dwóch miesięcy w wyjściowej jedenastce rzymian pojawił się Nicola Zalewski. Polak rozegrał fatalne zawody i został pożegnany gwizdami, co więcej wylał się na niego hejt w sieci. Niedzielny wieczór pokazał, że niezwykle temperamentne rzymskie środowisko nie jest odpowiednie dla jego rozwoju. 

Zachowanie kibiców udowodniło, że Zalewski nie ma czego szukać w Romie

Nicola Zalewski chciałby jak najszybciej zapomnieć o niedzielnym wieczorze. Przez większość czasu grał w sposób do bólu ostrożny. Robił wszystko, żeby nie popełnić błędu. Bojaźń w piłce często bywa najgorszym doradcą, o czym brutalnie przekonał się Polak. Kolejny raz w najmniejszym stopniu nie widzieliśmy fantazji wahadłowego, którą możemy oglądać w meczach reprezentacji. Była to postawa, podobna do tej, jaką widzieliśmy w zeszłym sezonie w Lechu Poznań, kiedy zespół prowadzony przez Mariusza Rumaka również robił wszystko, aby tylko nie przegrać… skutki wszyscy znamy.

Kolejny fatalny występ

Bezpieczna gra zemściła się na Zalewskim w najgorszy możliwy sposób. Polak, otrzymując piłkę przy stałym fragmencie gry w pobliżu pola karnego rywala, zbyt długo zbierał się do przyjęcia, co natychmiast wykorzystał pomocnik Interu Davide Frattesi. Z racji na jego szybkość, rywal błyskawicznie znalazł się pod polem karnym “Giallorossich”, a piłkę do siatki skierował Lautaro Martinez. W momencie zejścia Zalewskiego w 72. minucie meczu, na Stadio Olimpico pojawiły się potężne gwizdy. Mimo że cała Roma rozpoczęła sezon fatalnie, o czym świadczy osiem punktów zdobytych w dziesięciu meczach, przekonaliśmy się o tym, że Polak jest traktowany niczym kozioł ofiarny.

Reklama

We Włoszech trudno znaleźć bardziej fanatycznych i temperamentnych kibiców od fanów “Giallorossich”. Piłka nożna w stolicy kraju jest fascynującym zjawiskiem społecznym, a wyniki Romy traktuje się znacznie poważniej aniżeli przemówienia papieża. O ich pozytywnej naturze przekonaliśmy się w momencie wygrania Ligi Konferencji Europy, czy kiedy Jose Mourinho został powitany niczym Juliusz Cezar. Za inny przykład może służyć majestatyczna prezentacja Paulo Dybali.

Brak tolerancji dla przeciętności

Rzymianie posiadają jednak również mroczną stronę. W momencie, kiedy widzą, że czyjaś postawa nie przekłada się na dobro klubu, stosują bezpośrednie środki komunikacji. Taka sytuacja miała miejsce z wymuszającym transfer Nicolo Zaniolo, któremu regularnie grożono. Przed obejrzeniem obraźliwych transparentów nie uratowała go nawet bramka w finale Ligi Konferencji Europy. Ultrasi stołecznego klubu są również znani z wizyt w ośrodku treningowym Trigoria, kiedy klub zalicza kiepskie wyniki. No cóż, dobrze znamy to z autopsji. Wielu piłkarzy środkowo-południowej części Półwyspu Apenińskiego przekonało się o tym, że od uwielbienia do bycia nazwanym “kawałkiem gówna” (włoskie: pezzo di merda), droga jest niezwykle krótka.

Nicola Zalewski od dłuższego czasu w Rzymie znajduje się na cenzurowanym. W “Wiecznym Mieście” dawno zapomniano o wychowanku, który robił furorę w Primaverze i zaliczył niezłe wejście do zespołu Jose Mourinho. Kibiców interesuje wyłącznie postawa w ostatnich miesiącach, a ta jest wyjątkowo przeciętna. Polak w 111 meczach w Romie zdobył tylko dwie bramki oraz zaliczył siedem asyst. To wynik, który dla kibiców jest zawodem. W końcówce zeszłego sezonu klub dał wahadłowemu jasny sygnał, że w nowym sezonie nie będzie miał czego szukać w stolicy Włoch. W 14 ostatnich kolejkach Serie A rozegrał zaledwie 276 minut, co podsyciło dyskusję o ewentualnym transferze.

Jak wszyscy bardzo dobrze pamiętamy, Zalewski latem nie narzekał na brak ofert. Dobre występy w reprezentacji Polski sprawiły, że chciało go pozyskać PSV Eindhoven oraz Galatasaray. Decyzją o pozostaniu w zespole “Giallorossich” piłkarz oznajmił, że bierze całą krytykę na siebie.

Reklama

Dlaczego został? Niegdyś Francesco Totti powiedział, że kto raz pojawi się w Rzymie, tak łatwo nie będzie chciał go opuścić. Jego słowa okazały się prawdziwe nie tylko w przypadku Zalewskiego, ale również Paulo Dybali, który dla Romy (a także żony) odrzucił wielkie miliony w Arabii Saudyjskiej. Polaka do pozostania mógł nakłonić także mit wychowanka, który mimo początkowych trudności odbudował się, poprowadził Romę do sukcesów, a mieszkańcy miasta go pokochali. Tego typu myślenie mógł wzmocnić fakt, że wychował się w momencie horrendalnego uwielbienia dla wcześniej wspomnianego Tottiego. Wiara w baśnie i mity bywa złudna.

Bez wsparcia

Nie da się ukryć, że decyzją o pozostaniu w klubie, Zalewski rozsierdził nie tylko klubowe kierownictwo, ale i kibiców. Każdy z pocałowaniem w rękę przygarnąłby dziesięć milionów, które pomogłyby sprowadzić bardziej jakościowego wahadłowego. Mówimy o pozycji, z którą Roma od kilku sezonów ma spory problem. Oliwy do ognia dolały kolejne tygodnie, kiedy Polak został odsunięty od drużyny. Dyrektor sportowy Florent Ghisolfi wyjaśnił, że było to spowodowane niejasną sytuacją kontraktową. Mimo że Polak odrzucił ofertę Galatasaray, nie zdecydował się na przedłużenie kontraktu, co ludzie w Rzymie mogą odbierać jako działanie na szkodę “Giallorossich”.

W momencie zakończenia umowy w czerwcu 2025 roku Polak, nie martwiąc się kwotą odstępnego, może szukać sobie nowego klubu. Nadal nie możemy wykluczać, że ziści się taki scenariusz. Warto pamiętać, że wahadłowy pojawił się na boisku w dwóch ostatnich meczach nie ze względu zakopania topora wojennego, ale przez kontuzje innych graczy. W obliczu urazów Alexisa Saelemaekersa i Stephana El Shaarawy’ego przeproszenie się z wychowankiem było koniecznością. Na jego powrót naciskał również trener Ivan Jurić.

Kibice Romy, widząc pozaboiskowe działania Zalewskiego, a także jego kiepską formę, mogą czuć do niego niechęć. Ich postawa szkodzi jeszcze bardziej piłkarzowi. Po niedzielnych ekscesach trudno spodziewać się tego, aby Polak czerpał radość z gry w żółto-czerwonej koszulce. Po zawalonej bramce niestety nie skończyło się na samych gwizdach.

W mediach społecznościowych mogliśmy przeczytać wpisy o wyjątkowo paskudnej, wulgarnej treści: “Zalewski to kawał gówna i nie powinien nigdy więcej pokazywać się na boisku. To zabawne, ponieważ stara się nam to przekazywać w każdym meczu i za każdym razem, kiedy jest zmieniany”. “Zalewski jesteś chodzącą tragedią, wypierdalaj”. Nie chcąc jednak szerzyć hejtu w sieci, poprzestaniemy tylko na tych dwóch cytatach, bo inne posty były nawet bardziej obraźliwe i obrazoburcze.

Nie jest to postawa kibiców, która umożliwia piłkarzowi rozwój. Z zupełnie innym zachowaniem spotkaliśmy się w Liverpoolu, kiedy Loris Karius po fatalnie zawalonych bramkach w finale Ligi Mistrzów usłyszał od fanów, że nigdy nie będzie szedł sam. Taki gest pokazuje, że słowa hymnu “The Reds” są namacalne. Zalewski to nie pierwszy hejtowany wychowanek w piłce nożnej. Podobnie rzecz wyglądała w Lechu Poznań, kiedy z brakiem wsparcia i obrażaniem spotykał się Filip Marchwiński. Ostatnio czegoś podobnego doświadczył Filip Szymczak. W jednym z wywiadów między wierszami można było odczuć, że napastnik “Kolejorza” mocno przeżywa to, co do niego dociera i myślał nad zmianą klubu. Jeśli chodzi o fanatyzm kibiców, łatwo stwierdzić, że środowiska Romy i Lecha są do siebie podobne.

Pora opuścić Rzym

Można zastanawiać się, dlaczego Nicola Zalewski tak bardzo zachwyca w reprezentacji Polski, a zawodzi w Romie. Jedną ze składowych jest na pewno aspekt sportowy. Nie da się ukryć, że rozgrywanie meczów przeciwko Estonii, Walii czy nawet Chorwacji jest czymś innym niż mierzenie się z Interem Mediolan, Juventusem czy Napoli. W lidze nasz zawodnik mierzy się ze znacznie mocniejszymi rywalami i nawet w momentach, kiedy decyduje się na wykazanie inicjatywy, robi to nieudolnie. Widać też, że koszulka Romy jest dla niego zbyt ciężka. Dostrzegając wiele słabych występów, a także to, jak został potraktowany przez kibiców ze swojego miasta, można się zniechęcić. Jeszcze nigdy na żadnego zawodnika obrażanie nie zadziałało motywująco. Niestety, w XXI wieku ludzie nadal myślą, że wyzwiska i poczucie strachu poprawią formę piłkarzy.

Dodamy również dobrze znany klasyk, że na zachodzie sobie z tym również nie poradzili.

Bojaźliwa gra Zalewskiego może wynikać ze strachu przed kibicami, a także krytyką ze strony mediów. W Rzymie istnieje wiele rozgłośni, które nadają całymi dniami wyłącznie o samej Romie. Jeśli lokalne media wezmą sobie któregoś z piłkarzy na tapet, reakcja słuchaczy może być bezlitosna. Zalewski nie cieszy się w stolicy renomą i dla jego kariery lepiej będzie czym prędzej zmienić klub. Wydaje się, że dobrze może mu zrobić gra w ofensywnie nastawionym zespole, w którym presja jest znacznie mniejsza. Jeśli tak bardzo chce zostać na Półwyspie Apenińskim, atrakcyjne mogą wydawać się kluby pokroju Monzy czy Parmy, w których harmonijnie rozwijają się młodzi piłkarze. W pierwszym z nich awans do pierwszej reprezentacji Włoch wywalczył sobie Daniele Maldini, zaś na Stadio Ennio Tardini duży progres uczynił Adrien Bernabe, który dał Hiszpanii złoto olimpijskie, a także Dennis Man czy Valentin Mihaila. Dwójka wspomnianych Rumunów pokazała się z dobrej strony na Euro 2024.

Wydaje się, że nie ma sensu czekać do lata. Niech agenci Nicoli Zalewskiego pracują nad tym, aby zimą zmienił klub. Ostatni mecz z Interem niestety ujawnił oznaki negatywnego przełomu i trudno będzie podnieść się po takim ciosie. Oby tylko jego talent się nie zmarnował.

WIĘCEJ NA WESŻŁO: 

Fot. Newspix

Urodzony w tym samym roku co Theo Hernandez i Lautaro Martinez. Miłośnik wszystkiego co włoskie i nacechowane emocjonalną otoczką. Takowej nie brakuje również w rodzinnym Poznaniu, gdzie od ponad dwudziestu lat obserwuje huśtawkę nastrojów lokalnego społeczeństwa. Zwolennik analitycznego spojrzenia na futbol, wyznający zasadę, że liczby nie kłamią. Podobno uważam, że najistotniejszą cnotą w dziennikarstwie i w życiu jest poznawanie drugiego człowieka, bo sporo można się od niego nauczyć. W wolnych chwilach sporo jeździ na rowerze. Ani minutę nie grał w Football Managera, bo coś musi zostawić sobie na emeryturę.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

W Pucharze Anglii napisze się historia? Ojciec i syn mogą zagrać przeciwko sobie

Aleksander Rachwał
0
W Pucharze Anglii napisze się historia? Ojciec i syn mogą zagrać przeciwko sobie

Piłka nożna

Anglia

W Pucharze Anglii napisze się historia? Ojciec i syn mogą zagrać przeciwko sobie

Aleksander Rachwał
0
W Pucharze Anglii napisze się historia? Ojciec i syn mogą zagrać przeciwko sobie

Komentarze

52 komentarzy

Loading...