Reprezentacja Polski jest w ostatnich latach swego rodzaju ewenementem w skali europejskiej. Bardzo dużo się u nas mówi o wielkich ambicjach, o chęci nawiązania wyrównanej walki z czołowymi ekipami Starego Kontynentu. Kolejni selekcjonerzy kombinują, jak tu ustawić zespół, by ten rzucił w końcu wyzwanie europejskim potęgom. Tylko że koniec końców nic z tego nie wynika. Absolutnie nic. My po prostu nie wygrywamy starć o punkty z topowymi rywalami i to od dekady. A Liga Narodów regularnie tę naszą niemoc obnaża.
To aż niewiarygodne, ale my w tych rozgrywkach wciąż nie sprawiliśmy nawet jednej niespodzianki z prawdziwego zdarzenia.
Liga Narodów obnaża naszą niemoc
Dziesięć lat temu reprezentacja Polski pod wodzą Adama Nawałki zwyciężyła na Stadionie Narodowym 2:0 z Niemcami. I nie musimy chyba dodawać, jak istotny był to triumf dla najnowszej historii polskiego futbolu. Mówimy bowiem o meczu założycielskim kadry Nawałki. O sukcesie, dzięki któremu drużyna narodowa wydźwignęła się z wieloletniego kryzysu sportowego i wizerunkowego. Czy mieliśmy wtedy szczęście? Jasne, że tak – Niemcom straszliwie brakowało skuteczności, my ich perfekcyjnie wypunktowaliśmy. Ale fart nie dopisywał nam przecież aż do tego stopnia, byśmy mieli wyczerpać jego zapas na kolejnych dziesięć lat. Tymczasem trochę tak to wygląda, gdy mierzymy się z przeciwnikami z europejskiego topu w spotkaniach o stawkę. My tych meczów nie potrafimy wygrać nawet psim swędem. Wyszarpać sobie trzech punktów, przepchnąć wyniku. Właściwie każdy europejski średniak od czasu do czasu płata tego rodzaju figle rywalom z czołówki.
Tylko nie my.
Spójrzcie zresztą na nasze dotychczasowe występy w Lidze Narodów:
- Włochy (1880)* 1:1 Polska
- Polska 2:3 Portugalia (1965)
- Polska 0:1 Włochy (1884)
- Portugalia (1959) 1:1 Polska
- Holandia (2023) 1:0 Polska
- Bośnia i Hercegowina (1678) 1:2 Polska
- Polska 0:0 Włochy (1979)
- Polska 3:0 Bośnia i Hercegowina (1667)
- Włochy (1987) 2:0 Polska
- Polska 1:2 Holandia (1995)
- Polska 2:1 Walia (1824)
- Belgia (2026) 6:1 Polska
- Holandia (1997) 2:2 Polska
- Polska 0:1 Belgia (2034)
- Polska 0:2 Holandia (2026)
- Walia (1789) 0:1 Polska
- Szkocja (1709) 2:3 Polska
- Chorwacja (1912) 1:0 Polska
- Polska 1:3 Portugalia (1994)
* – w nawiasie współczynnik ELO naszych przeciwników po danym meczu.
Dziewiętnaście meczów, pięć zwycięstw, cztery remisy, dziesięć porażek. Wszystkie triumfy w starciach z oponentami, z którymi konkurowaliśmy o utrzymanie w Dywizji A. Wierzcie zresztą lub nie, ale wygrana z Walią w czerwcu 2022 roku za kadencji Czesława Michniewicz to nasz najcenniejszy skalp w meczach o punkty na przestrzeni ostatniej dekady (czyli – po wygranej z Niemcami). Wyspiarze legitymowali się wówczas rankingiem ELO na poziomie 1841 (1824 po meczu). Poza tym, pokonaliśmy w omawianym okresie tylko jeden zespół przekraczający 1800 punktów ELO. Szwecję w barażach o mundial w Katarze, też za Michniewicza. No i od biedy można jeszcze do tej niezbyt imponującej wyliczanki dodać Szwajcarów na Euro2016, ale wtedy przecież zremisowaliśmy i awansowaliśmy po karnych.
Tyle okazji do sprawienia jakiejś poważnej niespodzianki… Kolejne edycje Ligi Narodów, potyczki na turniejach, w eliminacjach – od dekady wszystko w łeb. W najlepszym razie mogliśmy cieszyć się z remisów, jak choćby z Hiszpanią i Anglią za Sousy, z Włochami czy Portugalią za Brzęczka albo z Holandią za Michniewicza.
Marna to jednak pociecha.
Wypadamy fatalnie na tle Europy
Ktoś mógłby argumentować, że to przecież zupełnie normalne, iż średniak taki jak Polska regularnie dostaje po głowie od ekip z europejskiego topu. Okazuje się jednak, że nie do końca. Niestrudzony AbsurDB przygotował zestawienie najcenniejszych triumfów o punkty dla wszystkich europejskich drużyn na przestrzeni ostatniej dekady. My z naszą wygraną nad Walijczykami plasujemy się w takim rankingu na 34. lokacie. Powtórzmy – w Europie, nie na świecie.
Kto nas wyprzedza? Między innymi…
- Duńczycy, którzy w 2022 roku pokonali w Lidze Narodów Francję,
- Turcy, którzy wygrali z “Trójkolorowymi” w meczu eliminacyjnym w 2019 roku,
- Ukraińcy, którzy w 2020 roku w Lidze Narodów znaleźli sposób na Hiszpanię,
- Węgrzy, którzy w Lidze Narodów potrafili upokorzyć Anglików,
- Macedonia Północna, która wyrzuciła Włochów z walki o mundial w Katarze,
- Słowacja, która na Euro 2024 wygrała z Belgią,
- Grecja, która dopiero co zwyciężyła w Lidze Narodów z Anglią,
- Serbia, która nie tak dawno temu wygrała o punkty z Portugalią.
I tak dalej, i tak dalej.
Niespodzianki w europejskim futbolu dzieją się całkiem regularnie, a już zwłaszcza w Lidze Narodów, gdzie ekipy z Dywizji A często eksperymentują, albo po prostu podchodzą do rywalizacji bez stuprocentowej napinki. Zresztą sami dopiero co mogliśmy obserwować z bliska postawę Portugalczyków, którzy przy dwubramkowym prowadzeniu w drugiej połowie meczu z nami naprawdę wyraźnie spuścili z tonu. To pozwoliło podopiecznym Michała Probierza na zdobycie bramki kontaktowej i w końcowej fazie spotkania zrobiło się nerwowo w szesnastce ekipy z Półwyspu Iberyjskiego. – Ten mecz jest oceniany tylko przez pryzmat wyniku, a nie pod kątem tego, że graliśmy. Gdyby był rzut karny i byłoby 2:2, to odbiór meczu byłby zupełnie inny pod kątem wyniku – przekonuje selekcjoner.
Oczywiście trudno się z taką oceną zgodzić, ale nawet gdyby przyznać Probierzowi rację, to ta wypowiedź i tak wiele mówi o obecnym położeniu polskiej kadry. Jako coś pozytywnego odbieramy fakt, że prawie udało nam się zremisować u siebie z topowym rywalem, tylko że zamiast strzelić mu gola na 2:2, to straciliśmy bramkę na 1:3.
No niestety, ale “prawie remis” z Portugalią w Lidze Narodów to raczej nie jest rezultat, który zapisze się złotymi zgłoskami na kartach historii polskiego piłkarstwa.
Nie bądźmy pariasem
Lata spędzone w Dywizji A Ligi Narodów dobitnie pokazały, że to nie jest tak do końca nasze towarzystwo. Że nie jesteśmy równorzędnym przeciwnikiem dla zespołów należących do europejskiej elity, takich jak Holandia, Belgia, Portugalia, Włochy czy Chorwacja. I okej, nie ma się co obrażać na fakty. Walczmy dalej o utrzymanie w najwyższej dywizji, wygrywajmy dalej z rywalami bardziej do nas zbliżonymi, jeśli chodzi o potencjał kadrowy, i czekajmy cierpliwie na lepsze czasy. Ale, na litość boską, sprawmy chociaż raz na jakiś czas jakąś niespodziankę. Zaskoczmy kogoś wreszcie, wykręćmy rezultat grubo ponad stan. Odnieśmy sukces, który pozwoli uwierzyć, że nasza “walka jak równy z równym” z topowymi oponentami to rzeczywistość, a nie tylko przekaz propagandowy, serwowany selekcjonera i jego podopiecznych.
To naprawdę jest do zrobienia, co udowadniają Gruzini, Węgrzy, Macedończycy, Grecy, Słowacy, Ukraińcy i cała masa innych zespołów.
Tymczasem my narracją pod tytułem: “może i przegraliśmy, ale strzeliliśmy bramkę”; “może i przegraliśmy, ale mieliśmy niezłe momenty”; “może i przegraliśmy, ale dopiero się uczymy”; “może i przegraliśmy, ale do takiego rywala to nie mamy nawet podjazdu” ustawiamy samych siebie w roli pariasa europejskiej piłki.
Jasne, nie jesteśmy tak mocni, by rozstawiać rywali z Dywizji A po kątach. Ale też nie jesteśmy aż tak nędzni, by bez końca szukać pozytywów w tym, że udało nam się sklecić dwie czy trzy niezłe akcje w przegranym meczu. Przed nami dwudziesty występ w Lidze Narodów. Może wystarczy więc już tych głodnych kawałków o wymianie pokoleniowej i ofensywnym futbolu na konferencjach prasowych, ale czas wreszcie zanotować zwycięstwo, do którego będziemy potem wracać wspomnieniami z dumą i wzruszeniem?
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Probierz: „Gdyby było 2:2, odbiór meczu byłby inny”. A gdyby było 2:6?
- Probierz broni swoich decyzji. „Mieliśmy dobre momenty, rywalizujemy jak równy z równym”
- Damian Kądzior dla Weszło: Chorwacja? To było spełnienie marzeń [WYWIAD]
- Niemiecki produkt chorwackiej kadry. Wielkolud z Frankfurtu zagrożeniem dla nas
- Probierz o bramkarzach: Nie chcemy takiej sytuacji, jaką mieliśmy teraz
fot. NewsPix.pl