„Joe, jak wypadłem?” – zapytał prawie dekadę temu pewien angielski zawodnik. Ledwo skończył trzydzieści lat, a już zdecydował, że musi szykować się do pracy trenera i… wystąpień publicznych. W szatni miał trzydziestu kolegów, ale wygłaszać przed nimi merytoryczne mowy wzięte prosto z kursów i to pod okiem aktualnego szkoleniowca? Nie, dało się znaleźć bardziej odpowiednią widownię. Taką, która najpierw oceni cię od zera, od stóp do głów, a dopiero później stwierdzi, czy warto cię słuchać. Dlatego Anthony Barry poszedł do więzienia.
Azyl Arkham, ciemna noc… Nie, wybaczcie, nie ten świat. Jesteśmy w HMP Walton, jednym z największych zakładów karnych w Wielkiej Brytanii, który wybudowano 169 lat temu. Na razie nie będziemy wchodzić w proces decyzyjny Barry’ego, ale właśnie to miejsce w rodzinnym Liverpoolu uznał za najlepsze do szlifowania umiejętności mówcy. Anglik odwiedzał więźniów kategorii B, nie byle rzezimieszków, żeby poopowiadać o kształtowaniu dobrych nawyków. A potem przechodził do rzeczy, jak na przyszłego trenera przystało.
Droga Barry’ego z League One, przez Chelsea i Bayern, do Belgii i Portugalii
–
Spis treści
- Droga Barry'ego z League One, przez Chelsea i Bayern, do Belgii i Portugalii
- Nietypowy kursant na roku z Lampardem. Barry ćwiczył rozprawy z... więźniami
- Szybki koniec przeciętnej kariery piłkarskiej, odkrycie Lamparda i miłość Tuchela
- Pracoholik i specjalista od SFG, który wszedł do świata De Bruyne, Kane'a i Ronaldo
- W Anglii wieszczą mu dużą karierę. "Chcę być najbardziej wszechstronnym trenerem na świecie"
- Nauczał piłkarzy Premier League rzucać auty. "Szalony gość, miał własną bazę statystyk"
Nietypowy kursant na roku z Lampardem. Barry ćwiczył rozprawy z… więźniami
Najpierw na hali sportowej HMP Walton było kilkadziesiąt znudzonych wyrazów twarzy i dwie, może trzy osoby żywo zainteresowane wykładem. Z czasem chłonnych wiedzy więźniów przybywało, aż wreszcie Barry zebrał grupę, z którą mógł przenieść się na boisko. Tak, boisko otoczone metalowym płotem, drutem kolczastym i wysokimi murami, na których czatowali strażnicy. – To było surrealistyczne. Normalnie trenowaliśmy i wszyscy patrzyli na nas przez okna – wspomina Barry, wtedy jeszcze piłkarz Wrexham, dający lekcje futbolu skazańcom nawet z trzydziestoletnim stażem, którzy wcale nie siedzieli w celi za napad na torebkę Bogu ducha winnej starszej pani.
„Joe, jak wypadłem?” zapytał Anthony Barry kierownika więzienia, fana Evertonu, który kojarzył go z akademii i zawsze schodził ze swojej wieży na wykłady specjalnego gościa. Ten raz odparł: „Dałbym ci rok i stworzyłbyś z nich najlepszą reprezentację w świecie więziennym, wiesz? Spokojnie, jesteś świetny”. Ale Barry miał też inne obowiązki – jeździł po szkołach i tam również wygłaszał swoje prelekcje. Co więcej, zatrudnił indywidualnego trenera od prezentacji oraz zapisał się do klubu mówców. Na kursie UEFA, na roku, gdzie o wstępną licencję ubiegali się Frank Lampard, Michael Carrick i Juan Carlos Osorio, nie było człowieka z podobnym zaangażowaniem. Tylko Barry uznał, że trzeba zebrać te wszystkie nietypowe doświadczenia, aby móc obronić się później w roli dobrego fachowca.
– Musiałem wypracować sobie dwie rzeczy. To praca dyplomowa na wysokim poziomie i umiejętność prezentacji. Wpadłem na pomysł, żeby zaaranżować najbardziej niekomfortowe warunki, takie, w których czuję największy niepokój. Stąd wizyty w więzieniu. Skoro tam dam radę, jestem pewien, że w bezpiecznym miejscu, już w świecie piłki nożnej, będę w stanie to powtórzyć – tłumaczył Barry.
Szybki koniec przeciętnej kariery piłkarskiej, odkrycie Lamparda i miłość Tuchela
To nietypowe podejście jest zrozumiałe o tyle, że Barry… nigdy nie wychylił nosa poza League One. Był przeciętnym piłkarzem, czego nigdy nie wypierał, a w dodatku zniszczonym przez kontuzje. Mając 31 lat, całkowicie zrezygnował z grania i dołączył do sztabu trenerskiego Wigan Athletic. Właśnie tam jeszcze w trakcie trwania kursu UEFA, jako najmłodszy „student” w klasie, określił swoją specjalizację.
„Niedoceniany stały fragment gry” – to tytuł jego rozprawy doktorskiej. Główny szkoleniowiec Wigan w latach 2017-2020, Paul Cook, nie mógł zdawać sobie sprawy, że ma pod sobą tak utalentowanego człowieka. Tak samo nie miał na podstawie czego przewidzieć, że w 2020 roku, kiedy on stracił pracę po spadku do League One i zakopał się w niższych ligach, Barry osiągnie poziom piłkarskiego Hollywood. Jako niedoświadczony trener z drugiego planu miał w CV jedynie awans do Championship i kilka meczów w zastępstwie jako pierwszy szkoleniowiec, a mimo to trafił do Chelsea.
Momentem przełomowym była publikacja wcześniej wspomnianej pracy. Barry, żeby ją napisać, przestudiował – uwaga – dokładnie 16 380 rzutów z autu z jednego sezonu Premier League. Kiedy Wigan zaliczało degradację, wyciągnął do niego rękę nie kto inny jak Frank Lampard.
W taki oto sposób Anthony Barry zaczął pracę w futbolu na topowym poziomie. Na początku, gdy przedstawiał się jako specjalista od stałych fragmentów gry, a szczególnie rzutów z autu, wiele osób ze środowiska miało wątpliwości, czy ktoś taki jest w sztabie w ogóle potrzebny. Ale Lampard widział w nim coś więcej niż mocno przerysowany stereotyp, wedle którego Barry stoi przy piłkarzach i uczy ich, jak daleko posłać piłkę. Ba, nie jest przypadkiem fakt, że następca Lamparda, czyli Thomas Tuchel, zostawił go w sztabie i uczynił swoją prawą ręką.
Później zaufał mu także Graham Potter, ale co najbardziej niesamowite w tej historii, gdy Tuchel objął stery w Bayernie Monachium, jego pierwszym transferem był właśnie Barry. Transferem w znaczeniu dosłownym, bo wykup z „The Blues” wiązał się z wydaniem siedmiocyfrowej kwoty. Dużo? Mało? Najlepiej będzie podsumować ten wydatek słowami, że Tuchel miał na punkcie Barry’ego obsesję.
Pracoholik i specjalista od SFG, który wszedł do świata De Bruyne, Kane’a i Ronaldo
Pytanie, na czym polega fenomen Barry’ego? Dlaczego „człowiek od autów” miał i wciąż ma takie znaczenie dla trenerów pokroju Tuchela, w końcu zwycięzcy Ligi Mistrzów z 2021 roku, a następnie Roberto Martineza w reprezentacji Belgii i Portugalii? Cóż, poza przydatnością rozwiązań, jaką wnosi do stałych fragmentów gry zespołu, jest po prostu bardzo pracowitym gościem, by nie powiedzieć: szalonym pracoholikiem. – Mam dwa laptopy. Jeden z Portugalii, drugi z Bayernu. Trzeba być elastycznym – mówił jeszcze w grudniu 2023 roku, gdy pełnił funkcję asystenta trenera w obu miejscach na raz. I dodał ze śmiechem: – Sen? Nie jest łatwo. W domu mam trójkę dzieci!
Gdy przybył do Monachium, od razu zapisał się na lekcje języka niemieckiego. Nie minęło nawet pół roku, a Barry tak go opanował, że sprawnie udzielił wywiadu dla „Bilda”. Gdy dołączył do sztabu Portugalczyków w lutym 2023 roku, założył sobie, że w języku portugalskim przeprowadzi pełną sesję treningową na EURO 2024. Tak, zrobił to. Po tysiącach godzin nauki między treningami, skautingiem, analizą, życiem rodzinnym i codziennym bieganiem o piątej rano.
Jak sam wspomniał, zakochał się w osobowości Thomasa Tuchela. W tej obsesji na punkcie detali, determinacji i wygrywania za wszelką cenę. Barry wpisał się w pojęcie idealnego partnera do pracy, bo oprócz merytoryki na wysokim poziomie dorzucał też charyzmę. To, co sprzedawał piłkarzom na poziomie League Two, zaledwie kilka lat później potrafił przekazać Cristiano Ronaldo, Harry’emu Kane’owi, Jorginho czy Kevinowi De Bruyne.
– Kiedy piłkarz czuje, że chcesz mu pomóc indywidualnie, pójdzie za tobą. Kiedy zespół widzi, że pomagasz im wygrywać, zyskasz jego sympatię. Zawsze tym się kierowałem, chciałem pomagać, a do tego trzeba świetnej komunikacji. Żeby pracować z zawodnikami na tym poziomie, moim zdaniem trzeba rozumieć wszystkie koncepcje gry tak głęboko, że stają się nierozerwalną częścią twojej podświadomości. To znaczy: kiedy De Bruyne pyta, co mógłby zrobić lepiej w danej sytuacji, sekundę wcześniej musisz znać już optymalną odpowiedź – podkreślał Barry.
I dodał: – Z drugiej strony, przy takich piłkarzach jak Ronaldo jest łatwiej, bo po prostu masz im nie przeszkadzać. Nie powiesz mu „Cris, słuchaj, powinieneś wykonywać to zdecydowanie inaczej”. Oni podświadomie wiedzą, co robić. Pamiętam, jak lecieliśmy z kadrą na mecz w Islandii. Wszyscy siedzą w telefonach, oglądają filmy albo czytają książki, a Ronaldo na tyle pokładu robi swój trening. Następnego dnia w 92. minucie zdobywa zwycięską bramkę, a potem spotykasz go około północy samego w hotelu, jak wychodzi z łaźni lodowej. Ten facet to nie mit. Jest niewiarygodny.
W Anglii wieszczą mu dużą karierę. „Chcę być najbardziej wszechstronnym trenerem na świecie”
Patrząc na środowisko angielskich trenerów w Europie, Anthony Barry podjął niepopularną ścieżkę. Mówi się o nim, że to jeden z najlepszych szkoleniowców z tego kraju, o których świat jeszcze nie usłyszał. W jednym z wywiadów przyznał, że odrzucił kilka ofert w roli „jedynki” i choć otwarcie tego nie przyznał, mogło chodzić m.in. o posadę selekcjonera reprezentacji Irlandii, w której przez rok również był asystentem. Ma 38 lat, od ukończenia kursów trenerskich nie wychodził poza role drugoplanowe, ale uważa, że taki sposób zdobywania doświadczeń i poznawania różnych kultur piłkarskich to lepsza baza na przyszłość.
– Chciałbym zostać jednym z najbardziej wszechstronnych trenerów na świecie. Wielu brytyjskich szkoleniowców zamyka się na Wyspy, nie uczy języków i nie wychodzi ze strefy komfortu. Nie chciałem tego – przyznał podobno jeden z największych talentów trenerskich, jakich ostatnio wyprodukowała Anglia, a którego kilka lat temu chciały różne kluby Championship. Da się to wyjaśnić tym lepiej, że w okresie pracy Barry’ego Chelsea była jedną z najlepszych ekip w Premier League pod względem liczby trafień po stałych fragmentach gry. Takie wartości, zwłaszcza w tamtych rozgrywkach, są bardzo pożądane.
Ale jego praca, także teraz w reprezentacji Portugalii, nie ogranicza się tylko do ustawiania piłkarzy do dośrodkowań w polu karnym rywala. Barry odpowiada również za organizację linii defensywnej, pod której wrażeniem byli obrońcy Chelsea na czele z Thiago Silvą. Brazylijczyk powiedział raz: – Zdaje się, że jest mistrzem znajdowania przewag, tych luk u przeciwnika. Jednego dnia mamy sesję z bronieniem, drugiego z atakowaniem. Zdobywaliśmy bramki dzięki jego pomysłom. Trener to potwierdzał. Nikt nie kwestionuje jego podpowiedzi, bo widzimy, jak dobrzy staliśmy się w tym elemencie.
Nauczał piłkarzy Premier League rzucać auty. „Szalony gość, miał własną bazę statystyk”
Chris Brass, w przeszłości dyrektor sportowy Wigan Athletic, powiedział po latach: – Etyka pracy tego gościa mnie zadziwia. Chłonie wszystko jak gąbka, jest szalony. Kiedy przychodziłem do klubu o 6, on już tam był. Kiedy wychodziliśmy z obiektu, namawiał mnie jeszcze, żeby obejrzeć jeden wieczorny mecz i zapewniał, że wrócimy do domu nie później niż o północy. O północy! Praca od 6 do północy! A potem zaczął wprowadzać w życie pomysły, co do których piłkarze byli sceptyczni. Nie dowierzali, że rzutem z autu da się zrobić w grze dużą różnicę. Dopóki nie zobaczyli, że to pomaga strzelać gole i w jakimś stopniu przyczyniło się do awansu do Championship. Z czasem to była nasza specjalność.
I dodał: – Pewnego dnia przyszedł do mnie z teczką. Było tam czarno na białym, dlaczego powinniśmy skupić się na autach. Miał własną bazę statystyk, która pokazywała, ilu goli dało się uniknąć, a o ile więcej dało się strzelić z wykorzystaniem autu. Gdy zaczął to wszystko przedstawiać w praktyce, na sesji treningowej, dreszcze mieli nawet zawodnicy, którzy wcześniej grali w Premier League. Kupili to.
Nie wiedzieć czemu, Barry w swoim przekazie przemycał takie hasło jak „plan siedmioletni”. Nie pięcio-, nie dziesięcio-. Barry ma zwyczaj, żeby wszystko kalkulować z myślą o takim a nie innym okresie. Gdy jakiś młody piłkarz Chelsea albo Bayernu Monachium podchodził do niego z potrzebą rozmowy jak do pośrednika między szatnią a głównym trenerem, Anglik podsuwał mu wizję długofalową. „Teraz jest źle, ale jak zrobisz to, to i to, za siedem lat będziesz tu i tu”. To jego znak rozpoznawczy, a może i szczęśliwa liczba, skoro właśnie w siedem lat zrobił awans z klubu League One do jednej z najciekawszych drużyn w Europie grającej na EURO 2024 i walczącej o kolejny turniej.
A przecież zaczynał jako niespełna 29-latek, zbierając pierwsze szlify w Accrington Stanley U-16. Na pierwszym treningu miał dziesięciu zawodników, dostępną jedną trzecią boiska, niewystarczającą liczbę piłek i znaczników. To były czasy, gdy Jamie Vardy dopiero wspinał się na szczyt piramidy na Wyspach, a Barry zdążył go poznać jako kolegę z zespołu. Wtedy pewnie się nie spodziewał, że Vardy zrobi taką karierę piłkarską, a sam dotknie szczytu w zawodzie (jeszcze asystenta) trenera z widokami na zdecydowanie więcej. I to z dość unikatową specyfikacją, która w niejednym klubie (tak, o tobie mówimy Puszczo) byłaby przyjmowana z koronacją.
Źródła: „The Times”, nytimes.com, wigantoday.net, Reddit, onefootball.com
WIĘCEJ NA WESZŁO Z OKAZJI MECZU Z PORTUGALCZYKAMI:
- Sensacyjne powołania Michała Probierza – co z nich wynika w praktyce?
- Nie tylko kompromitacja Hajty. Jak Pauleta ośmieszyl kadrę Engela
- „Nie czuł się gorszy od gwiazdy Premier League”. Ameyaw i jego droga do kadry
Fot. Newspix/Youtube