Śląsk Wrocław nie wygrał żadnego z pierwszych dziewięciu spotkań sezonu, notując cztery remisy i pięć porażek. Jest to o tyle nietypowe, że mówimy o aktualnym wicemistrzu Polski. Pod względem liczby zwycięstw jest to najgorszy start medalisty Ekstraklasy w historii.
Sprawdziłem najgorsze bilanse osiągnięte przez kluby po dziewięciu pierwszych spotkaniach sezonu. Biorę pod uwagę tylko wyniki po 1945 roku, bo w okresie przedwojennym kolejki nie były rozgrywane regularnie i po dziewięciu rundach wiele drużyn miało różną liczbę rozegranych spotkań. Jednak nawet wtedy tak zły początek zeszłorocznego medalisty się nie zdarzał, poza Polonią Warszawa w 1929 i Czarnymi Lwów rok później. Przeliczam także każdorazowo bilans na obecną zasadę trzech punktów za wygraną w celu zapewnienia porównywalności.
Jak kiepski jest „wyczyn” Śląska?
Po raz 29 jakiemuś zespołowi zdarzyło się nie zanotować w tym czasie żadnej wygranej. Aż trzykrotnie dokonał tego Lech (1957, 1976 i 1999) i Polonia Bytom (1949, 1978 i 1979), a dwukrotnie Lechia (1953, 1986), Stal Stalowa Wola (1991 i 1993) i Zagłębie Sosnowiec (1958 i 1983). Wyczyn Polonii jest o tyle ciekawy, że jako jedynej udało jej się przez dwa sezony z rzędu nie wygrać żadnego z pierwszych dziewięciu meczów. Śląskowi zdarza się to po raz drugi, ale do tego jeszcze wrócimy.
Dziesięciokrotnie bilans drużyny bez wygranej był lepszy od tegorocznych rezultatów Śląska. To znaczy: owe drużyny notowały wówczas przynajmniej cztery remisy, ale lepszy bilans bramek, bądź po prostu – większą liczbę remisów. Wyjątkowe są dwa przypadki – Stal Stalowa Wola w 1991 roku, z późniejszym dziennikarzem Tomaszem Jasiną w składzie, zremisowała sześć z pierwszych dziewięciu spotkań, a przegrała trzy pozostałe. Jeszcze bardziej wyróżnia się GKS Katowice z 2000 roku, który zremisował siedem z dziewięciu pierwszych meczów, a przegrał dwa. Klub z Bukowej, w którym grali między innymi Piotr Lech, Dariusz Dudek, Wojciech Szala, Marek Świerczewski, czy Ariel Jakubowski, stracił wówczas zaledwie sześć goli, ale strzelił ich tylko trzy.
Starty sezonu bez zwycięstwa nie zawsze oznaczają spadek
Gorszy od Śląska bilans bez wygranej zdarzył się zatem tylko 18 razy. W czterech z tych przypadków dotknął on beniaminków – Świtu Nowy Dwór Mazowiecki w 2003 roku, Polonii Warszawa w 1993 oraz Arkonii Szczecin w 1951 i Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski w 1999. Dwa ostatnie przypadki były wyjątkowe, bo są jedynymi, gdy drużyna w pierwszych dziewięciu spotkaniach zdobyła tylko jeden punkt – raz zremisowała i ośmiokrotnie przegrała. Arkonia, grająca wtedy pod nazwą Gwardia, była pierwszym szczecińskim klubem w Ekstraklasie, jednak awans przyszedł zbyt wcześnie. Drużyna prowadzona przez duet lwowskich trenerów – Zygmunta Czyżewskiego i Stefana Żywotkę miała po dziewięciu kolejkach fatalny bilans 6 goli strzelonych i 33 straconych. Wygrała tylko jeden mecz w całym sezonie. Co ciekawe, ten sam duet trenerski w latach sześćdziesiątych wprowadził do Ekstraklasy Pogoń Szczecin. Żywotko w 1981 i 1990 wygrał afrykański Puchar Mistrzów z algierską drużyną Kabylie.
Dyskobolia awansowała do Ekstraklasy w 1997 roku i od razu z niej spadła, by po roku powrócić na salony. Po pierwszych dziewięciu spotkaniach miała na koncie zaledwie punkt. Jej właściciel – prawnuk znanego z oporu przeciwko germanizacji Michała Drzymały – stwierdził zimą, że czas wziąć sprawy w swoje ręce. Klub od kwietnia wygrał dziewięć kolejnych meczów i bez problemu utrzymał się w lidze. Po latach menedżer i właściciel klubu zostali skazani za ustawianie meczów w latach 2004-2005.
Dość szokująco wygląda jednak statystyka dalszych losów drużyn, które nie potrafiły wygrać żadnego z pierwszych dziewięciu meczów. Na koniec sezonu bowiem spadła z ligi zaledwie połowa z nich. Drugiej części udało się utrzymać, a wspomnianej wcześniej GieKSie w 2001 roku nawet zająć miejsce w górnej połowie tabeli. Katowiczanie zakończyli wówczas sezon na ósmym miejscu. Utrzymały się na przykład mające zaledwie trzy remisy do dziewiątej kolejki – Górnik Wałbrzych w 1988 roku, Polonia Bytom w 1979, Lechia Gdańsk w 1987, a nawet Podbeskidzie w 2013 i Lech Poznań w 1977 roku z dwoma remisami. Bielszczanie byli ostatnim klubem, który nie wygrał żadnego z pierwszych dziewięciu meczów sezonu. Poza nimi w XXI wieku dokonali tego tylko beniaminkowie: Arka w 2005 i Świt w 2003 roku.
Śląsk spadnie lub… będzie na podium
Ciekawy jest fakt, że to nie pierwszy start sezonu Śląska bez zwycięstwa. W 1968 roku WKS przegrał sześć z pierwszych dziewięciu meczów, a zremisował pozostałe trzy. Pierwsze zwycięstwo odniósł wtedy pod koniec października z ROW-em Rybnik w 11. kolejce, a drugie dopiero… przed majówką. Mimo tego wygrane w sześciu z ostatnich ośmiu spotkań o mały włos dałyby mu wtedy utrzymanie kosztem Stali Rzeszów. Zabrakło do tego zaledwie jednego punktu. Ironią losu byłoby, gdyby w tym roku wrocławianie zamienili się miejscami z rzeszowianami, którzy aspirują do miejsca nagradzanego awansem z 1. ligi. Na pocieszenie – inny fatalny start Wojskowych w 2010 roku zakończył się ostatecznie… wicemistrzostwem. Nigdy więcej drużyna, która po dziewięciu meczach miała na koncie zaledwie jedno zwycięstwo nie skończyła sezonu tak wysoko.
Bardzo rzadkie są przypadki, gdy żadnego z dziewięciu spotkań nie potrafi wygrać czołowa drużyna poprzedniego sezonu. Dziewięciokrotnie spotkało to beniaminków, kolejne jedenaście razy – drużyny, które w poprzednim sezonie zajęły lokatę dziesiątą lub niższą, a sześć razy zespoły z miejsc 6-9. Tylko dwa razy przytrafiło się to klubom, które przed przerwą letnią zakończyły sezon w pierwszej piątce. W 1983 roku Wisła Kraków zajęła piątą lokatę. Jesienią ekipa w składzie z Adamem Nawałką, Andrzejem Iwanem, a także znanym z wspomnianego już GKS-u Markiem Świerczewskim grała fatalnie – przegrała pięć razy i zremisowała cztery z pierwszych dziewięciu spotkań okupując ostatnie miejsce w tabeli. Ostatecznie jednak sezon zakończyła na jedenastej pozycji, a dzięki grze w finale Pucharu Polski zakwalifikowała się do europejskich pucharów.
Dotychczas najwyżej notowaną drużyną, która nie potrafiła wygrać żadnego z dziewięciu pierwszych meczów kolejnego sezonu był Lech Poznań w 2000 roku. Sezon wcześniej klub zajął czwarte miejsce, zakwalifikował się do Pucharu UEFA i wydawało się, że wychodzi z postępującego marazmu drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych. W sierpniu Lech z problemami wyeliminował Metalurgsa Lipawa z łotewską legendą Mārisem Verpakovskisem w składzie. W kolejnej rundzie zbyt mocny okazał się jednak IFK Goteborg, w którym grał między innymi medalista mundialu 1994 Håkan Mild czy znany z gry w Gdańsku i Warszawie Ghańczyk Emmanuel Tetteh. Łączenie ligi z grą w Europie wyszło Kolejorzowi tak sobie, bo po dziewięciu kolejkach miał na koncie dwa remisy i siedem porażek. Skoro było już po pucharach, w Poznaniu postanowiono sprzedać do Wisły filar obrony – Arkadiusza Głowackiego i podporę ataku – Macieja Żurawskiego. Ubytki uzupełnić miał między innymi sprowadzony zimą z Legii Marcin Rosłoń – kolejny późniejszy komentator sportowy. Po takich transferach sezon zakończył się wobec tego spadkiem poznańskiej lokomotywy.
Najgorsze starty medalistów
Śląsk jest zatem pierwszym klubem, który po zdobyciu medalu w Ekstraklasie, kolejny sezon zaczyna od dziewięciu spotkań bez zwycięstwa. Jakie były najgorsze starty medalistów w historii naszej ligi?
Dziesięć lat temu Ruch po zajęciu trzeciego miejsca, grając w składzie między innymi z Helikiem, Kusiem, Surmą, Starzyńskim, Zieńczukiem i Višņakovsem zaczął bardzo słabo zdobywając siedem punktów w pierwszych dziewięciu spotkaniach i całą rundę zasadniczą spędzając w okolicach strefy spadkowej. W Lidze Europy Niebiescy nie wypadli źle i żadnego z sześciu meczów nie przegrali po dziewięćdziesięciu minutach. Najpierw wyeliminowali Vaduz 3-2 i 0-0, potem duński Esbjerg dzięki golom strzelonym na wyjeździe po dwóch remisach, by w barażach o fazę grupową odpaść dopiero po dogrywce z Metalistem Charków. W finałowej rundzie spadkowej poszło mu nieźle i skończył na dziesiątej lokacie.
Najgorsze bilanse medalistów poprzedniego sezonu po 9 kolejkach:
Dwukrotnie w ostatnich latach podobne wpadki zaliczał Piast. Najpierw w 2016 roku po zdobyciu wicemistrzostwa zdobył siedem punktów, a pięć lat później po zajęciu trzeciego miejsca wywalczył zaledwie pięć oczek w pierwszych dziewięciu meczach sezonu. W obu przypadkach dalsza część rozgrywek okazywała się znacznie lepsza i gliwiczanie doczłapali w niej do 10., a w 2021 roku nawet do 6. pozycji.
Najgorszy punktowo początek sezonu medalisty to jednak rok 2015 i Lech Poznań. W tym przypadku zaskakująco nie chodzi tylko o zespół z pierwszej trójki, ale o… mistrza kraju. Lech zdobył tytuł z jednym punktem przewagi nad Legią, a w Europie radził sobie nie najgorzej awansując do Ligi Europy. Był jednak prześladowany przez FC Basel, z którym odpadł w trzeciej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów, a potem dwukrotnie poległ w grupie. Łącznie w europejskich rozgrywkach Kolejorz przegrał wtedy tylko jedno spotkanie z rywalem innym niż Szwajcarzy – 0:2 z Fiorentiną. Liga była jednak prawdziwą katastrofą. Po dziewięciu meczach Lech miał na koncie 4 punkty, ale w przeciwieństwie do Śląska, wygrał jedno spotkanie. Ówczesna różnica goli Lecha 5:13 oznacza, że wrocławianie nie mają w tym roku najgorszego w historii bilansu aktualnego medalisty tylko dzięki większej liczbie strzelonych goli, bo ich wynik to także 4 punkty, ale 9:17 w bramkach. Kryzys Lecha w 2015 roku trwał jednak dłużej niż dziewięć spotkań, bo po 12. kolejkach wciąż miał on na koncie zaledwie jedną wygraną i zajmował ostatnią lokatę. Od październikowej wygranej na Łazienkowskiej poznaniacy zaczęli jednak grać znacznie lepiej i ostatecznie wylądowali nawet w grupie mistrzowskiej, w której jednak znów dołowali, wygrywając tylko ostatnie spotkanie z Ruchem.
Czy czeka nas spadek medalisty?
Poza wymienionymi przypadkami, tylko cztery razy aktualny medalista w pierwszych dziewięciu spotkaniach zdobywał mniej niż 7 punktów (licząc trzy punkty za wygraną). Kiepskie informacje dla Śląska są takie, że tylko raz udało się takiemu zespołowi uniknąć spadku! Widzew w 1977 roku z Janasem i Bońkiem w składzie nie potrafił połączyć dobrej gry w Europie (wyeliminowanie City) i nawiązać do poprzedniego wicemistrzowskiego sezonu. Zanotował jedną wygraną w pierwszych dziewięciu kolejkach. Później szło mu jednak znacznie lepiej i zajął ostatecznie 10. lokatę, choć z tylko punktem przewagi nad spadkowiczem Zawiszą.
W pozostałych trzech przypadkach kiepsko startujący medalista poprzednich rozgrywek kończył… spadkiem (spadło też kilku medalistów po lepszych wynikach na początku sezonu). W 1960 roku spotkało to Gwardię Warszawa. W 1977 roku GKS Tychy z kadrowiczami Ludygą, Olszą i Ogazą w składzie spadł kilka miesięcy po tym, gdy jako wicemistrz Polski mierzył się z FC Koeln w Pucharze UEFA. Tyszanie wygrali wtedy jeden mecz z dziewięciu pierwszych i stracili w nich aż osiemnaście goli – więcej nawet niż tegoroczny Śląsk. Jesienią 1982 roku Stal Mielec z Dariuszem Kubickim, Włodzimierzem Ciołkiem, Kazimierzem Budą i ojcem słynnego futbolisty amerykańskiego Henrykiem Janikowskim po zdobyciu brązowych medali walczyła jak równy z równym w Pucharze UEFA z belgijskim Lokeren. Były piłkarz obu klubów – Grzegorz Lato występował już wtedy w lidze meksykańskiej. W lidze jednak mielczanom szło fatalnie i także wygrali zaledwie jedno z pierwszych dziewięciu spotkań, by ostatecznie na koniec sezonu spaść do II ligi.
W każdym z tych przypadków niedawnemu medaliście zabrakło bardzo niewiele do utrzymania. Jeżeli Śląsk nie chce w przyszłym roku mierzyć się w lidze z Pogonią Grodzisk Mazowiecki, czy Wieczystą Kraków, musi się jak najszybciej obudzić z letargu.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Puszcza bierze wszystko w jedenastce kolejki [KOZACY I BADZIEWIACY]
- Mick van Buren: Poziom średniego klubu Ekstraklasy jest wyższy niż w Czechach [WYWIAD]
- Michał Wlaźlik zwolniony z Motoru Lublin. Przez wywiad dla Weszło?
Fot. Newspix