Reklama

Trela: Bramkarze, kontuzje i… stałe fragmenty gry. Co nie działa w Puszczy Niepołomice?

Michał Trela

Autor:Michał Trela

08 października 2024, 11:11 • 13 min czytania 15 komentarzy

Jedna wygrana w jedenastu meczach, miejsce w strefie spadkowej i rekordowa porażka po beznadziejnej grze. Puszcza Niepołomice po krótkiej przerwie wraca do roli głównego kandydata do spadku. Co idzie nie tak i czy w krótkim czasie da się to jeszcze poprawić?

Trela: Bramkarze, kontuzje i… stałe fragmenty gry. Co nie działa w Puszczy Niepołomice?

Wojciech Hajda w przerwie meczu z GKS-em Katowice bezradnie rozkładał ręce przed kamerami Canal+, niechcący trafiając w sedno problemów Puszczy Niepołomice. „Nie wiem, dlaczego tracimy teraz tyle bramek po rzutach rożnych, skoro bronimy je tak samo, jak w zeszłym sezonie”. Pomocnik odnosił się tylko do zagrań z narożnika, ale jego zdanie można by rozciągnąć na wszystkie aspekty gry. Małopolski zespół stara się robić wszystko tak, jak w poprzednim sezonie. A liga, choć czasami może sprawiać takie wrażenie, nie jest głupia. I na pewne sztuczki nie będzie nabierać się w nieskończoność. Albo Puszcza to, co robi, znów doszlifuje do perfekcji, albo będzie murowanym kandydatem do spadku.

Po tym, co zdarzyło się w poprzedniej kolejce w starciu z beniaminkiem, dla wielu już jest. Żenujący występ z teoretycznie bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie może sugerować, że Puszcza nie ma już w tej lidze na kim szukać punktów. Przed zanurzeniem się w jej świat trudów drugiego sezonu po awansie warto jednak najpierw zatrzymać się i zastanowić, czy mimo wszystko nie jest za wcześnie by bić na alarm. Puszcza zaprezentowała się katastrofalnie, ale absolutnie nie jest to w tym sezonie normą. Wciąż w ponad połowie meczów tych rozgrywek nie dała się pokonać, a na stadionie, na którym gra w roli gospodarza, prawdziwi goście (Cracovię do tego grona trudno zaliczać), wywieźli komplet punktów pierwszy raz od jedenastu miesięcy. Z pięciu porażek trzy Puszcza poniosła przeciwko zespołom z aktualnie czołowej czwórki ligi. Oprócz tego dała się nieznacznie ograć na wyjeździe również Zagłębiu Lubin, co przecież może się przytrafić i ostatnio GKS-owi. Na dobrą sprawę można piątkowy występ uznawać za jedyną, choć koszmarną, wpadkę w tym sezonie.

Jeśli chodzi o bezpośrednie starcia z drużynami, które teoretycznie są w zasięgu Puszczy, też zwykle nie było źle. Owszem, remis z Koroną u siebie był pewnym rozczarowaniem, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak duża była przewaga kielczan w tamtym meczu pod względem czegoś tak nieuchwytnego, jak tzw. kultura gry, ale to nie wynik, po którym można by rozdzierać szaty. Rozbicie Lechii Gdańsk (4:1) jeszcze w skali sezonu może się okazać dla Puszczy bardzo ważne. Wyjazdowe remisy z Motorem czy Piastem to też nie wyniki, na które można by bardzo narzekać. Owszem, jedno zwycięstwo po jedenastu kolejkach wygląda słabo, a niepołomiczanie punktują ze średnią wiodącą ich prostą drogą do I ligi. Ale porównując rok do roku do konkretnych rywali, aż tak wiele się nie zmieniło: przeciwko Legii, Koronie, Rakowowi, Jagiellonii i Zagłębiu Puszcza osiągnęła w tym sezonie dokładnie taki sam wynik, jak w poprzednim sezonie, a z Piastem na wyjeździe nawet lepszy. Rok temu po jedenastu kolejkach miała raptem punkt więcej niż obecnie i również była w strefie spadkowej. Nie widać tu drastycznego obniżenia poziomu. Jeśli mecz z GieKSą okaże się wypadkiem przy pracy, będzie można wrócić do frazesu, że lepiej raz przegrać 0:6 niż sześć razy 0:1.

PLAGA URAZÓW

Nie jest też oczywiście tak, że obecne problemy przyszły do Puszczy kompletnie niespodziewanie. Już w połowie września, gdy drużyna Tomasza Tułacza śrubowała serię meczów bez porażki, z otoczenia trenera można było usłyszeć w kuluarach „byle tylko dociągnąć do październikowej przerwy na kadrę i trochę poprawić sytuację personalną”. Wówczas braków osobowych aż tak mocno jeszcze nie było widać. Trzy porażki później można jednak przyznać sztabowi Puszczy, że doskonale przewidział, co nadciąga. Goniąc wynik przeciwko katowiczanom, Tułacz wpuścił na boisko defensywnego pomocnika Jakuba Serafina i stopera Łukasza Sołowieja, by przejść na ustawienie z trójką środkowych obrońców, co notabene kompletnie nie wypaliło i jeszcze rozregulowało słabo grający zespół. Samo to, po kogo trener sięgał, też jednak jasno sugeruje, jak wąskie miał pole manewru wśród graczy ofensywnych. Na ławce siedziało dwóch 16-latków, którzy w normalnych warunkach nie mieliby szans zmieścić się w ogóle w kadrze. Tymczasem tydzień wcześniej z Rakowem w końcówce biegali po boisku. Niepołomiczanie zmagają się aktualnie z plagą problemów zdrowotnych, która dałaby się we znaki wielu zespołom.

Reklama

Być może trener Tułacz różniłby się w ocenie jednego czy dwóch nazwisk, ale wydaje się, że optymalna jedenastka Puszczy, gdyby wszyscy byli w formie, wyglądałaby mniej więcej tak: Komar – Mroziński, Craciun, Szymonowicz, Jakuba – Serafin, Stępień – Abramowicz, Lee, Blagaić – Kosidis. Pierwszymi kandydatami do wejścia z ławki byliby Cholewiak, Siemaszko czy Hajda. Możliwe byłyby warianty z wystawieniem Szymonowicza jako defensywnego pomocnika, cofnięciem Abramowicza na lewą obronę albo z sięgnięciem po Siplaka od pierwszej minuty. Sęk jednak w tym, że jeszcze ani jednego meczu Puszcza nie zagrała w takim zestawieniu, ani nawet do niego zbliżonym.

Szymonowicz, jako zdyscyplinowany taktycznie lider na ogół szczelnej obrony Warty, wydawał się transferem idealnie skrojonym na warunki niepołomickie. Spędził jednak w tym sezonie na boisku 114 minut, ledwie raz grając w podstawowym składzie. Siemaszko, w poprzednich rozgrywkach najszybszy zawodnik ligi i wyróżniający się piłkarz ofensywny Puszczy (pięć goli i asysta), nie pojawił się nawet na minutę na boisku. Blagaić, na warunki tego klubu hit transferowy, dający nadzieję na trochę bardziej wyrafinowaną grę na połowie rywala, w podstawowym składzie zdążył zagrać ledwie trzy razy, od sierpnia nie wąchając murawy. Przy ograniczonych zasobach kadrowych, każdy przynajmniej przyzwoity piłkarz jest na wagę złota. Przeciwko GKS-owi niedostępnych było pięciu-sześciu piłkarzy mogących myśleć o pojawieniu się na boisko w składzie lub z ławki. Dla Puszczy to naprawdę dużo.

OBIECUJĄCE TRANSFERY

Jeśli chodzi o podjęcie próby gry innej niż w poprzednim sezonie, nie można nie zauważyć, że Puszcza naprawdę starała się to zrobić. Lee, pozyskany jeszcze zimą i letnie nabytki Blagaić, Kosidis czy Abramowicz faktycznie pokazali lub pokazują, że mogą podnieść poziom zespołu. Szymonowicz nie miał takiej szansy, ale docelowo też pewnie będzie można o nim powiedzieć to samo. Jako że jednak ciągle któryś z nich jest nieobecny, trener musi mocniej opierać się na Puszczy z poprzedniego sezonu, czyli bardziej I-ligowej, schematycznej, łatwiejszej do rozczytania. Mając na boisku Lee, Kosidisa, Blagaicia i Abramowicza Puszcza potrafiła z Lechią Gdańsk pograć na jeden kontakt, tworząc sytuacje niekoniecznie w najprostszy możliwy sposób. Auty, znak rozpoznawczy Puszczy, nie przestały działać. Choć aktualnie próbuje je wykorzystywać cała liga, niepołomiczanie, do spółki z Cracovią i tak strzelili po nich najwięcej goli. Nie wszystko, w czym gracze Tułacza byli mocni, przestało nagle funkcjonować. A co faktycznie przestało, ma szansę być naprawione, gdy lepsza będzie sytuacja kadrowa.

Puszcza to jednak zespół, który ma bardzo niewielki margines błędu. Jej nadzieją na dłuższe pozostanie w lidze, jak każdego beniaminka, który przetrwał pierwszy sezon, są kolejni beniaminkowie i ich zderzenie z ligą. Jako że jednak w tym roku do Ekstraklasy weszły trzy kluby z dużymi tradycjami, stadionami, z wielkich metropolii, stolice województw, a zniknęła z niej Warta Poznań, Puszcza pod względem możliwości finansowych, ale też siły przyciągania atrakcyjnych graczy, znów jest niemal na samym dnie. Jeśli ma pozostać w lidze, ktoś musi rażąco nie wykorzystać potencjału. Ona zaś musi wycisnąć go do maksimum. Na razie na wynikach Puszczy, obok problemów z kontuzjami, najbardziej ciążą dwa grzechy zaniechania. Jeden powinien być do naprawienia jeszcze w trakcie rundy jesiennej. Drugi można zaleczyć najwcześniej na wiosnę.

Choć letnie okno transferowe Puszczy na ogół oceniano pozytywnie, zwracano uwagę na dwa bardzo ważne ubytki – z przodu zniknął Kamil Zapolnik, na którym opierała się gra ofensywna zespołu w poprzednim sezonie, ale jego udało się dobrze zastąpić Kosidisem. Między słupkami przestał natomiast stać Oliwier Zych, który wrócił z wypożyczenia do Aston Villi. Choć młody bramkarz na pewno wielu osobom kojarzy się z puszczeniem gola strzelonego przez Gabriela Kobylaka, bramkarza Radomiaka, miał bardzo ważną i rzadką cechę wśród graczy stojących między słupkami: na ogół unikał drobnych wpadek. Przepuścił jednego gola, który obiegł cały świat, ale poza nim tydzień w tydzień pomagał zespołowi. A przynajmniej nie przeszkadzał. Zasłużenie został nominowany do nagrody Młodzieżowca Sezonu.

ZMIANA NA MINUS W BRAMCE

Według StatsBomb uchronił zespół przed ponad dwoma golami, które statystycznie przeciętny bramkarz by przepuścił. Dwa gole w skali sezonu to teoretycznie niewiele, ale może oznaczać wygranie dwóch meczów, które bez niego by się zremisowało (+4 punkty). Biorąc pod uwagę, że przewaga Puszczy nad strefą spadkową wyniosła trzy punkty, wpływu dobrego bramkarza, jakiego miała, nie można bagatelizować. Spośród zawodników na tej pozycji, którzy rozegrali w minionym sezonie ponad połowę możliwych minut, tylko Rafał Leszczyński ze Śląska Wrocław, Mateusz Kochalski ze Stali Mielec i Daniel Bielica z Górnika Zabrze osiągnęli od Zycha lepszy wynik. Młodzieżowiec nie tylko nabijał Puszczy minuty do limitu, ale i bezcenne punkty do tabeli.

Reklama

W Niepołomicach doskonale wiedzieli, że Zych wróci do Aston Villi. Nie zareagowali jednak, choć na rynku było kilku ciekawych bramkarzy-młodzieżowców do wyciągnięcia z I ligi przez kluby ze zbliżonego pułapu. Jakuba Mądrzyka po wypożyczeniu do Miedzi Legnica przejęła Stal Mielec, w miarę bezboleśnie łatając lukę po Kochalskim. Macieja Kikolskiego po niezłym sezonie w GKS-ie Tychy zgarnął Radomiak i wychodzi na tym podobnie średnio jak na ogrywaniu Legii Kobylaka. Puszcza świadomie na tej pozycji się osłabiła. Straciła Zycha, wypuściła Krzysztofa Wróblewskiego, który skończył wiek młodzieżowca i została z budzącym wątpliwości Komarem oraz Michałem Perchelem, pozyskanym z łatką wielkiego talentu, ale jednak 17-letnim i grającym wcześniej na poziomie III ligi.

Komar kojarzy się oczywiście z bijatyką na festynie. Z perspektywy Puszczy ważniejsze jednak, że nie gwarantuje spokoju między słupkami. Nawet w sezonie awansu zdarzały się okresy, w których to Wróblewski był jedynką. W minionych rozgrywkach być może kluczowe dla losów ówczesnego beniaminka okazało się, że po feralnej kontuzji dłoni pierwszego bramkarza Puszcza musiała zareagować i sięgnęła po Zycha. Z występów, które zdążył uzbierać Komar na początku poprzednich rozgrywek, StatsBomb zmierzył mu średnią -2. Czyli w przeciwieństwie do Zycha, nie tylko nie dawał zespołowi czegoś ekstra, ale jeszcze zdążył mu „zabrać” dwa gole, których nie powinien był puścić. Wykazano się jednak wobec niego zaufaniem i sytuacja się powtarza. Po dziewięciu kolejkach, w których wystąpił, ma wynik -0,93. Są w lidze gorsi, na ogół nie ma tragedii. Ale co jakiś czas Komar puści jednak jakąś bramkę, której dało się uniknąć. A to wstrzelenie Otara Kakabadze na 1:2, a to bramkę z Górnikiem Zabrze. Dla zespołu, który cały czas balansuje na krawędzi, takie drobne pomyłki mogą być na wagę złota.

W sztabie to zauważyli i po udanym pucharowym przetarciu postawili na Perchela. Debiut z Rakowem nie wypadł w jego wykonaniu najlepiej, ale uznali, że lepiej nie kasować zdolnego 17-latka już na starcie. Pozwolili więc mu zagrać także z GieKSą. Sześć puszczonych goli, nawet jeśli kilka sytuacji obronił, na pewno nie zbuduje jego psychiki. Zwłaszcza że przy przynajmniej części z nich mógł się lepiej zachować. Teraz w przerwie na kadrę w Niepołomicach będą mieli spory zgryz, na kogo postawić z Radomiakiem. Na niepewnego i nierokującego Komara, czy niepewnego i rokującego Perchela. Opcji, która dałaby z tyłu trochę spokoju, nie mówiąc już o czymś ekstra, nie mają. I to może być w skali sezonu spory problem, o którym już trzeba myśleć w kontekście zimowego okna transferowego. Choć naprawienie go, do tego młodzieżowcem, jak każe kultywowany od lat zwyczaj Puszczy, nie będzie wtedy proste. Bez tego utrzymanie będzie jednak bardzo trudne do osiągnięcia.

OBRONA RZUTÓW ROŻNYCH

Wcześniej powinien natomiast zostać naprawiony problem obrony stałych fragmentów gry. Puszcza może przegrać z rywalem gorszymi umiejętnościami piłkarzy, nikt nie oczekuje od trenera Tułacza, że będzie zaskakiwał ligowych rywali akcjami tkanymi od nogi do nogi na dużej szybkości. Ale jeśli ma przetrwać na tym poziomie, nie może tracić łatwych goli. A za takie nie bez powodu są uznawane zagrania ze stojącej piłki. Puszcza ma średnio najwyższą drużynę w lidze. Piłkarze tacy jak Jakuba, Craciun, Mroziński czy Konrad Stępień potrafią świetnie grać głową. Sytuacja, w której po jedenastu kolejkach to Puszcza ma najwięcej goli straconych po rzutach rożnych (5), jest niedopuszczalna, jeśli małopolski zespół marzy o pozostaniu w lidze. Motor, Stal czy Radomiak nie dały się w ten sposób zaskoczyć ani razu. I to może w skali sezonu stanowić kolosalną różnicę.

Gole tracone po rzutach rożnych

Zagłębiając się jednak trochę mocniej w statystyki, widać, że może w tym być element chwilowej złej passy. Jeśli chodzi o tracone gole oczekiwane po rzutach rożnych, Puszcza jest w środku stawki z wynikiem ledwie 1,56. Co może być tłumaczone nie tylko pechem, ale też być może znów kwestią bramkarza. Puszcza wcale nie dopuszcza rywali do wielu strzałów z rzutów rożnych (aż dwanaście drużyn pozwala na więcej), a średnie zagrożenie na każdy wykonywany przez rywali korner to ledwie 2% (trzecie wśród najniższych w lidze). Jako że jednak tych rogów Puszcza daje przeciwnikom sporo (średnio 6 na mecz, tylko Lechia więcej), prawie każdy coś przeciwko niej daje radę wykreować.

To największa różnica względem poprzedniego sezonu, w którym przez 34 kolejki niepołomiczanie dali sobie strzelić pięć goli po rogach. Tyle, ile teraz w 11 kolejek. Naprawienie tego to zadanie na już dla sztabu szkoleniowego i prosty sposób do poprawy wyników. Zwłaszcza że obrona przed pozostałymi stałymi fragmentami gry wygląda nieźle – nikt nie zaskoczył niepołomiczan po pośrednim rzucie wolnym ani po wrzucie z autu. Jedynego gola bezpośrednio z wolnego strzelił im Ivi Lopez po złym ustawieniu Perchela. Puszcza straciła po stałych fragmentach gry najwięcej goli (9, w tym 3 z karnych), ale za lwią część tego wyniku odpowiadają feralne rogi.

ATAKI ZE STOJĄCEJ PIŁKI

Zagrania ze stojącej piłki powinna jednak Puszcza poprawić także po drugiej stronie boiska. Jako jedna z ledwie czterech drużyn w tym sezonie nie strzeliła jeszcze gola po rzucie rożnym (!). Nie ma też ani jednego trafienia po rzutach wolnych pośrednich i bezpośrednich, a tylko jednego po karnym (na dwa wykonywane; w poprzednim sezonie nie pomyliła się ani razu). Jedyny element, który w tej chwili działa, to wrzuty z autu wykonywane przez Dawida Abramowicza. W poprzednim sezonie był jednak pełen pakiet – najwięcej goli po karnych (8), średni wynik po rożnych (5) i pośrednich i bezpośrednich wolnych (po 1) i najlepszy po autach (5). Łącznie 20 goli po stałych fragmentach gry, czyli 0,59 na mecz. Przy dzisiejszych czterech golach w 11 kolejek (0,36) to spadek skuteczności o prawie 40%. Dla drużyny takiej jak Puszcza brzmi to, jak wyrok.

Czego więc dziś potrzebuje Puszcza przed drugą połową rundy to zdrowia rekonwalescentów, mądrych decyzji względem bramkarzy oraz udowodnienia, że Tomasz Tułacz to w tym kraju faktycznie najlepszy fachowiec od stałych fragmentów gry. Teraz jest czas na wdrożenie w życie stu wariantów, które ponoć ma w zanadrzu. Teraz jest czas na doszlifowanie niuansów, które nie funkcjonują odpowiednio. Liga nauczyła się już ponawiania ataków i koncentracji w drugim czy trzecim tempie rozgrywania stałych fragmentów gry przez Puszczę. Ba, nauczyła się nawet, że niepołomiczan po ich stałym fragmencie gry najłatwiej skontrować.

Nie jest powiedziane, że historii sprzed roku nie da się powtórzyć i w tym, ale trzeba sięgnąć głębiej do notesu i znów zaskoczyć Ekstraklasę czymś nieoczywistym. Jeśli w Niepołomicach nie będą umieli kreatywnie przeskoczyć swoich ograniczeń, czysta jakość piłkarska ich przecież nie ocali. Pewnym powodem do optymizmu może być jednak historia z poprzedniego sezonu, bo Puszcza w każdą rundę wchodziła bardzo długo: jesienią, między sierpniem a listopadem, zanotowała serię ośmiu meczów bez wygranej. W wiosnę weszła, nie wygrywając dziesięciu spotkań z rzędu. O ile więc zwykle o drużynach w kryzysie mówi się, że potrzebują wstrząsu, impulsu i nowych bodźców, Puszcza potrzebuje dziś przede wszystkim spokoju.

MICHAŁ TRELA

***

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Iniesta oficjalnie żegna się z piłką. „La Masía zmieniła mnie na zawsze”

Patryk Stec
3
Iniesta oficjalnie żegna się z piłką. „La Masía zmieniła mnie na zawsze”

Ekstraklasa

Hiszpania

Iniesta oficjalnie żegna się z piłką. „La Masía zmieniła mnie na zawsze”

Patryk Stec
3
Iniesta oficjalnie żegna się z piłką. „La Masía zmieniła mnie na zawsze”

Komentarze

15 komentarzy

Loading...