Wyobraź sobie, że jesteś trenerem z aspiracjami. Pracowałeś już samodzielnie na niższych szczeblach, a ostatnio byłeś asystentem w topowym klubie pierwszej ligi. Nagle wylatuje „jedynka” i wskakujesz na jego miejsce. Niby tymczasowo, ale mijają kolejne tygodnie, a ty wygrywasz mecz za meczem. Rozpędzasz się do tego stopnia, że twoja drużyna rozjeżdża rywala 6:0. Tego samego dnia dowiadujesz się, że fajnie, bardzo fajnie, ale to byłoby na tyle.
A teraz wyobraź sobie, że jesteś właścicielem i prezesem z aspiracjami. Od kilku miesięcy zarządzasz klubem, któremu kibicujesz od dziecka. W czerwcu wypuściłeś z rąk awans do Ekstraklasy, który wydawał się formalnością. Nie było łatwo, ale otrzepałeś się i zakasałeś rękawy. Masz plan. Rusza kolejny sezon i przegrywasz na dzień dobry. Potem drugi raz i kolejny. Zwalniasz trenera, z którym wiązałeś nadzieje i rozpoczynasz poszukiwania nowego. Rozmawiasz z gościem, który uchodzi za spory talent w naszym kraju. W końcu dochodzicie do porozumienia. W międzyczasie twoja drużyna wygrywa mecz za meczem. Nadchodzi szóste zwycięstwo z rzędu, tym razem 6:0. Na ten dzień zaplanowałeś ogłoszenie nowego trenera.
Nie zazdrościmy.
Kiedy we wrześniu w Arce świętowano „oczko”, czyli 21 dni bez stałego trenera, nie spodziewaliśmy się, że licznik dobije do 42 dni. Dokładnie dziś pęka podwójne „oczko”. Od momentu zwolnienia trenera Wojciecha Łobodzińskiego, Arka rozegrała pięć meczów ligowych i wszystkie wygrała. Awansowała również do kolejnej rundy Pucharu Polski.
- Miedź Legnica 2:1,
- Kotwica Kołobrzeg 5:0,
- Warta Poznań 1:0,
- Stal Stalowa Wola 3:2 (po rzutach karnych),
- Chrobry Głogów 2:0,
- Odra Opole 6:0.
Po powrocie z Opola drużyna dowiedziała się, że mimo perfekcyjnie wykonanej pracy, w Gdyni wolą postawić na innego trenera. W grudniu Arkę obejmie Dawid Szwarga. Naprawdę trudno wyobrazić sobie, co w tamtym momencie poczuł Tomasz Grzegorczyk. Przecież wszystko ułożyło się idealnie. Przekonywały wyniki i styl. Nie mógł zrobić więcej. A mimo to zrobił za mało, by zasłużyć na poważną szansę.
Wiecie, zawsze nadchodzi ten moment, kiedy wracasz do domu i musisz odpowiedzieć na pytanie: „Jak minął dzień?” (w lepszej wersji, bo chyba jeszcze trudniej byłoby wrócić do pustego mieszkania i zostać z tym wszystkim sam na sam). No i co miał odpowiedzieć wczoraj Grzegorczyk? Że wygrał szósty mecz z rzędu, aż 6:0, ale właśnie wyleciał z roboty? Jak to w ogóle brzmi.
Na pierwszy rzut oka absurd. Na drugi: absurd i rekord Guinnessa, bo chyba jeszcze nikt nigdy nie pożegnał trenera po serii sześciu zwycięstw i bezpośrednio po meczu wygranym 6:0. No, ale z czegoś ta decyzja musiała wyniknąć. Z czego? Zapytaliśmy o to Marcina Gruchałę, właściciela i prezesa Arki Gdynia.
Jak nastroje w Gdyni?
Marcin Gruchała, właściciel i prezes Arki: Mam dziś trochę mieszane odczucia. W normalnych okolicznościach powinniśmy się cieszyć. W końcu ogłosiliśmy zatrudnienie bardzo ciekawego trenera. Jednak równocześnie jestem świadomy drugiej strony medalu, na której – mam wrażenie – koncentruje się większość. Trzeba patrzeć na obie strony. Nie tylko na okoliczności tego ogłoszenia, ale przede wszystkim na aspekty związane z zatrudnieniem trenera Szwargi.
Ale przyzna pan, że dość łatwo wyobrazić sobie lepsze okoliczności?
Z pewnością. Z drugiej strony, jakie rozwiązanie byłoby lepsze w obecnej sytuacji? Teoretycznie moglibyśmy czekać do grudnia, ale to byłaby manipulacja. W jakimś sensie również hipokryzja, gdybyśmy ze świadomością, że w grudniu przyjdzie Dawid Szwarga, czekali na słabszy mecz obecnego trenera, żeby ogłosić decyzję. To nie byłoby w moim stylu. Nie chcę manipulować faktami. Wolę wyjść z otwartą przyłbicą i wziąć na klatę prześmiewcze komentarze. Wdrażamy w życie wcześniej przygotowany plan. Tak się złożyło, że następuje to po szóstym z rzędu zwycięstwie, do tego po wyniku 6:0. Taki chichot losu.
Kiedy powstał ten plan?
W momencie, gdy rozstaliśmy się z trenerem Łobodzińskim. Od kiedy przyszedłem do klubu, staram się realizować pewną wizję. Nie chcę nadużywać słowa “długofalowa”, ale od początku mam konkretne założenia i obecne decyzje wpisują się w nie.
Te założenia od początku uwzględniały zatrudnienie Dawida Szwargi?
Proces aktywnej rekrutacji rozpoczęliśmy w dniu pożegnania z trenerem Łobodzińskim. Wytypowaliśmy kandydatów, na których nam zależy. Na krótkiej liście znalazło się osiem nazwisk. Z czterema trenerami rozmawialiśmy. Trener Szwarga był na topie naszej listy. Przeprowadziliśmy z nim najwięcej spotkań i był to czasochłonny proces. Doszły również kwestie formalne w Rakowie. Wszystkie ustalenia trzeba było przełożyć na papier, dograć wspólną komunikację. To nam zależało, żeby już teraz przedstawić komunikat. Każdy dzień zwłoki zwiększałby ryzyko, że informacja i tak wyjdzie w mediach. Uważam, że to byłby najgorszy scenariusz.
📑 𝗞𝗼𝗺𝘂𝗻𝗶𝗸𝗮𝘁 𝗞𝗹𝘂𝗯𝘂 dotyczący dotychczasowego i nowego trenera Arki Gdynia:
🔗 https://t.co/rh4f9ckgip pic.twitter.com/L3VVtt2CFs— Arka Gdynia (@ArkaGdyniaSA) October 6, 2024
Stąd nietypowa godzina ogłoszenia? Komunikat opublikowaliście o północy.
Wyszło niefortunnie z kilku powodów. Nie tylko ze względu na godzinę, ale przede wszystkim dlatego, że wydarzyło się to po meczu wygranym 6:0, po całej serii wygranych meczów. Dlatego rozumiem, jeśli ktoś wyciąga te okoliczności. Jednak nie chciałbym, żeby dyskusja sprowadzała się wyłącznie do tego. Godzina publikacji komunikatu związana była z powrotem drużyny z Opola. Spotkaliśmy się z zawodnikami i trenerami w szatni, przekazaliśmy wiadomość i nie chcieliśmy czekać do rana z oficjalnym komunikatem, żeby nie ryzykować przecieku do mediów. Tak też umówiliśmy się z Rakowem.
Trener Grzegorczyk dowiedział się o wszystkim przy całej drużynie?
Dowiedział się wcześniej, we właściwej formie i we właściwym czasie, szczegóły niech pozostaną między nami.
A jak do tej pory wyglądała komunikacja z trenerem? Wyobrażam sobie, że dość niezręcznie było mu odpowiadać co kilka dni na pytania typu: „Czy wciąż jest pan trenerem tymczasowym?”.
Nasza komunikacja była bardzo jednoznaczna, a trener Grzegorczyk sam nie zadawał tego pytania co parę dni. Trener przez cały czas wiedział, że jest trenerem tymczasowym. Od początku podkreślaliśmy, że mamy prawo wyboru bez względu na wyniki, jakie nadejdą. Jestem świadomy, że ten okres tymczasowości przeciągał się. Tym bardziej należało postawić sprawę jasno. Nie mam wątpliwości co do tego, że Tomek jest człowiekiem bardzo ambitnym. Na pewno ma swoje marzenia i pewnie zastanawiał się, czy właśnie nie nadeszła jego chwila, by wypłynąć na szersze wody. Z drugiej strony jest też człowiekiem mega profesjonalnym. Zdobywał doświadczenie za naszą zachodnią granicą i ma wiele pozytywnych cech z takiego – powiedziałbym – niemieckiego podejścia. Mam nadzieję, że to pomogło mu zrozumieć naszą decyzję i że docenia uczciwe postawienie sprawy. Ani przez chwilę nie mydliliśmy oczu, nie ściemnialiśmy. Choć oczywiście jestem świadomy, że jest to w jakiś sposób bolesna decyzja.
Co dalej?
To naturalne pytanie. Padło również ze strony trenera Grzegorczyka. Odpowiedziałem wprost, że decyzje, dotyczące finalnego kształtu przyszłego sztabu będą zapadać w grudniu. Wyobrażam sobie, że Tomek może szukać pracy gdzieś indziej lub nie chcieć pracować jako asystent Dawida Szwargi. Również trener Szwarga może mieć odmienną wizję. Na takie rozmowy przyjdzie jeszcze czas. Każdą decyzję uszanuję pod względem moralnym, biznesowym i szkoleniowym. Najważniejsza jest i będzie szczerość. Wiem, że do grudnia nie zniknie co najmniej kilka znaków zapytania, co na pewno związane będzie z jakąś dozą niepewności.
Dlaczego do zmiany dojdzie dopiero w grudniu?
To była jedyna opcja. Na tym zależało Rakowowi, co musieliśmy uszanować, a z biegiem kolejnych wygranych wewnętrznie czuliśmy też, że warto wykorzystać ten moment i docelowe zmiany przeprowadzić zimą.
W takim razie jak Arka będzie funkcjonować do grudnia? Trener Grzegorczyk będzie miał pełną autonomię?
Nie ma mowy o jakimkolwiek ingerowaniu w decyzje trenera Grzegorczyka. Do grudnia to on jest pierwszym trenerem i ma pełną autonomię. Równocześnie dyrektor Veljko Nikitović będzie robił swoje, co jest naturalne. Będzie przygotowywał klub do zimowego okna i ewentualnych transferów, co w naszym przekonaniu powinno być niezależne od tego, kto na dany moment jest trenerem. Także wszystko będzie funkcjonować jak dotychczas aż do 8 grudnia. Wtedy gramy w Łodzi ostatni mecz w tym roku. Dwa dni później w klubie pojawi się trener Szwarga.
Do tego czasu Dawid Szwarga nie będzie miał w Arce nic do powiedzenia?
Zgadza się. Nowy trener pojawi się w klubie 10 grudnia i dopiero wówczas będzie mógł podejmować jakiekolwiek decyzje. Również te związane z początkowym i finalnym kształtem sztabu, o czym poinformowaliśmy naszych trenerów. Oczywiście do tego czasu musimy zadbać o odpowiednią motywację na różnych poziomach, nie tylko mentalnym.
Każdy tu sporo ryzykuje, prawda?
W ubiegłym roku, w podobnym okresie, złapaliśmy serię dziewięciu zwycięstw, co ostatecznie i tak nie dało nam awansu. Teraz wygraliśmy w lidze pięć meczów z rzędu, co cieszy, ale myślę, że tego typu statystyki nie są właściwym sposobem patrzenia na rozwój drużyny. Znalazłoby się sporo zespołów, które notowały zwycięską serię, co niekoniecznie przekładało się na całokształt. Nie chciałbym, żeby awans Arki był wypadkową szczęścia lub jego braku, jak w ubiegłym sezonie. Chcę, żeby został on wywalczony umiejętnościami i niepodważalną jakością w każdym aspekcie. A grasz tak, jak trenujesz. Tu i teraz chcemy zbudować podwalinę pod kolejne sezony. Awans nie ma być naszym sufitem. Jeśli awansujemy, nie chcemy rozpaczliwie bić się o utrzymanie. Chcemy wejść na ścieżkę, którą konsekwentnie będziemy wspinać się coraz wyżej. Na pewno trener Szwarga nam tego nie zagwarantuje, ale myślę, że zdecydowanie urealni te założenia. Obiektywnie patrząc na polski rynek, był to jeden z absolutnie topowych kandydatów, który daje nadzieję na zbudowanie w Gdyni czegoś dużego.
***
Właśnie dlatego na wstępie przedstawiliśmy dwie perspektywy. Nie zazdrościmy ani trenerowi Grzegorczykowi, ani prezesowi Gruchale. Widać, że właściciel Arki faktycznie ma jakiś plan i stara się go realizować. Czy można było rozegrać to wszystko inaczej? Pewnie tak. Czy wyszłoby lepiej? Nie wiadomo.
Niewiadomych jest znacznie więcej. Jak Arka spisywać się będzie do grudnia z przekreślonym trenerem za sterami? W jakim (i na którym) miejscu będą gdynianie w momencie, gdy nad morze dotrze Szwarga? Co, jeśli okaże się, że za trenera Grzegorczyka żółto-niebiescy punktowali lepiej? To tylko kilka z wielu pytań, które natychmiast przychodzą do głowy. W Gdyni grają all in.
Oczywiście ryzykuje również Szwarga. Pierwsze podejście do samodzielnej pracy wyszło mu średnio. Przy drugim może zabraknąć wymówek. Arka, podobnie jak Raków, mierzy najwyżej, tyle że na ten moment piętro niżej. Brak awansu będzie katastrofą.
Ryzykuje więc każdy. Ale wiadomo, jak to jest z ryzykiem i czego nie pije ten, kto nie ryzykuje. Najbliższa okazja do sięgnięcia po kieliszki pod koniec maja.
WIĘCEJ O 1. LIDZE:
- Czy Ruch Chorzów przestał być fajny?
- Japoński trequartista, który w Polsce uczy się uciekać. Losy Hide Vitalucciego
- Moskal o zwolnieniu z Wisły: Na wynik pracuje cały klub. Powinniśmy budować struktury
- Wisła Kraków – drużyna, od której odwrócił się los? Dlaczego faworyt ciągle zawodzi
- Święty pilaw i skład z kartki właściciela. Przemysław Banaszak opowiada o Uzbekistanie
- Młodzież w kontrze. Stal Rzeszów zawstydza pierwszoligowych bogaczy
- Mały Red Bull Marcina Brosza. Czy potrzebujemy sukcesu Bruk-Bet Termaliki Nieciecza?
Fot. Newspix