Tej jesieni w Polsce w gorszej formie od Śląska byli tylko producenci alkoholu w saszetkach. Oni jednak mieli możliwość, by szybko wycofać się z głupiego pomysłu, więc za jakiś czas większość narodu o nim zapomni. Wrocławianom natomiast zostało w Ekstraklasie w tym sezonie 26 meczów do odhaczenia, co oznacza, że będą nas męczyć swoim graniem jeszcze przez dłuuuugi czas. Oczywiście można mieć nadzieję, że nastąpi w nim jakaś radykalna zmiana na lepsze, niemniej jednak dzisiejsze spotkanie każe wątpić, że zdarzy się to szybko.
Śląsk grał dziś pierwsze spotkanie u siebie od 42 dni. Przystępował do niego jako jedyny zespół Ekstraklasy, który nie wygrał jeszcze w tych rozgrywkach meczu. Te dwa fakty sprawiły, że piłkarze Magiery wyszli na boisko nakręceni, jakby przed meczem zażyli nie wiaderko, a ciężarówkę witamin od Kazimierza Węgrzyna. Widzowie przed telewizorami jeszcze nie skończyli pałaszować rosołu, a gospodarze prowadzili już 2:0.
Wrzutka z wolnego Schwarza i główka Petrova, następnie niepewne zachowanie Ravasa w bramce wykorzystane przez Guercio i voila, Śląsk rozpoczyna ten mecz w genialny sposób. Rewelacja tego sezonu na kolanach, może się wydawać, że oto zespół Magiery zafunduje sobie – w końcu! – idealne popołudnie. Ale od czego jest kolega Leszczyński! Powiecie, że od bronienia i będziecie mieli rację. Niestety, pan Rafał skupił się dziś na innych kwestiach. W pierwszej połowie dziwacznie przetoczył sobie piłkę pod podeszwą, a że nie jest wrocławską odpowiedzią na Mbappe, to stracił nad nią panowanie. Wykorzystał to młody i szybki Rózga, który chciał do niej doskoczyć, bramkarz Śląska ratował się faulem. Wtopna nr 1, karny, gol kontaktowy.
Tuż po przerwie Leszczyński zaliczył taki przelot:
Cracovia wyrównuje! Jakub Jugas z golem na start drugiej połowy 💪
📺 Mecz trwa w CANAL+ SPORT3 i CANAL+ online: https://t.co/LrK3rlrlEG pic.twitter.com/W0D5VfDDFf
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) October 6, 2024
Mimo najszczerszych chęci nie rozumiemy, co autor miał na myśli. Przecież do piłki skakał już Petrov, gdyby bramkarz Śląska zamiast polować na muchy stał na swoim miejscu, możliwe że nie byłoby z tego dośrodkowania wyrównania. Podjął inną decyzję, i tak oto zaliczył wtopę nr 2.
A potem już poszło – wyrównanie sprawiło, że Cracovia uwierzyła, że w tym meczu trzy punkty nie są fantastyką. Najpierw więc duet Kallman – van Buren zabawił się z obroną gospodarzy, a akcję pięknym strzałem wykończył Holender, potem wyzwanie Leszczyńskiemu rzucił… Żukowski. Zawodnik Śląska podstemplował van Burena w szesnastce, a zatem gościom należał się kolejny rzut karny, tym razem wykorzystany przez Hasicia. 4:2 i jest pozamiatane, trener Kroczek może się cieszyć z kolejnej wygranej.
Gamechangerem w tym meczu był rezerwowy van Buren, ale słowa uznania należą się też wspomnianym Kallmanowi (gol i asysta), Hasiciowi (rozpoczął akcję na 3:2), wszędobylskiemu Rózdze, Maigaardowi (wrzucał z rogu przy akcji na remis) czy Glikowi, który w drugiej połowie miał kilka profesorskich interwencji.
Dziś we Wrocławiu wygrała drużyna zdecydowanie lepsza, która przespała początek meczu, ale potem zaczęła grać to, co pokazywała w większości poprzednich spotkań – ofensywną, składną piłkę. Śląskowi natomiast bliżej dziś do statusu mema rodem z Make Life Harder niż do miana poważnej piłkarskiej ekipy…
Zmiany:
Legenda
Fot. Newspix.pl