Reklama

Szczęsny dwójką? Panie Pena, z czym do ludzi?

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

02 października 2024, 14:50 • 5 min czytania 68 komentarzy

Wojciech Szczęsny podpisał kontrakt z Barceloną, rozpoczynając tym samym oficjalnie walkę o bluzę z numerem jeden w Katalonii. Nikt mu bowiem nie da podstawowego placu, ale wygryzienie ze składu Inakiego Peny nie powinno być dla Polaka problemem. Choć 25-latek podburza już teraz szatnię, że to on powinien być „jedynką”.

Szczęsny dwójką? Panie Pena, z czym do ludzi?

W weekend w „El Nacional” pojawił się artykuł, w którym przedstawiono przyjście Wojciecha Szczęsnego do Barcelony z perspektywy Inakiego Peny. 25-letni bramkarz może stać się ofiarą tego transferu, na co się nie godzi. Jego zdaniem zasłużył na szansę gry w podstawowym składzie i daje temu wyraz w szatni, co podziela część zawodników, szczególnie tych, z którymi golkiper zna się od wielu lat z racji wspólnej gry w La Masii i rezerwach.

Niech gra Pena, a potem zobaczymy

Doszło do tego, że na konferencji prasowej Hansi Flick został wprost zapytany, czy Pena będzie „jedynką” Barcy. – Dlaczego nie? Dobrze sobie radzi. W każdym meczu zachowuje czyste konto, co również dla niego i jego pewności siebie jest bardzo dobre. Więc dajemy mu tę pewność siebie, a co się stanie z kolejnym bramkarzem? Jest tak, jak było przed meczem. Nie wiem tak naprawdę, co się stanie i musimy poczekać – odpowiedział nieco wymijająco Niemiec.

I to chyba najlepsze podsumowanie obecnej sytuacji w Barcelonie. Na razie jest, jak jest i Pena będzie bronił. Czekamy na rozwój wypadków, czyli przyjście Wojciecha Szczęsnego i to ono zdeterminuje przyszłość. A jak będzie, pewnie wszyscy się domyślamy.

Bo nie chcemy być chamscy, ale panie Pena, trzeba mierzyć siły na zamiary. Gdy pan leżał z mlekiem pod nosem w kojcu, Wojtek już brylował na największych arenach Europy i nie zmieniło się to przez lata aż do końca poprzedniego sezonu. A pan?

Reklama

A pan to może i wychowanek Barcelony, ale taki, który ma już 25 lat, a w pierwszej drużynie zadebiutował dopiero przed dwoma laty. Do dziś w pierwszym zespole Blaugrany Pena uzbierał 26 występów, w których stracił 43 gole i zanotował siedem czystych kont. Daje to bardzo przeciętną średnią 1,65 wpuszczonych bramek na spotkanie. Dla porównania, Szczęsny przez całą swoją seniorską karierę w klubie i reprezentacji kapitulował średnio 0,99 razy na mecz.

Nie bronią go statystyki

Nawet teraz, gdy Marc-Andre ter Stegen doznał kontuzji wykluczającej go z gry do końca sezonu, a Duma Katalonii jest rozpędzona i rozbija kolejnych rywali w lidze, Pena przepuścił cztery bramki w czterech meczach, pozostając niepokonanym najdłużej przez dokładnie 153 minuty. Nie ma się zatem czym chwalić.

A trzeba podkreślić, że w drugiej połowie spotkania z Villarreal, przeciwko Getafe i z Young Boys Berno nie miał wiele do pracy. Łącznie interweniował w tych meczach trzy razy, a jego łączny wskaźnik prevented goals (powstrzymanych goli) wyniósł 0,56. Gdy jednak przyszło popracować nieco mocniej, swoimi paradami pomóc zespołowi, który na konfrontację z Osasuną wyszedł mocno rezerwowym składem, szybko skapitulował. Znowu zachował skuteczność jednej udanej interwencji w meczu, ale przepuścił aż cztery bramki, choć powinien o jedną mniej, na co ponownie wskazuje statystyka prevented goals wynosząca -1,11.

Barcelona to nie jedyny epizod w karierze Peny. 25-latek bronił jeszcze przez pół roku w Galatasaray. Choć z tym pół roku nieco przesadziliśmy: wskoczył do bramki tureckiego zespołu na osiem meczów, które rozegrał w półtora miesiąca, pod nieobecność kontuzjowanego Fernando Muslery. Gdy Urugwajczyk wyzdrowiał, Galata nie miała żadnych podstaw, by pozostawić Hiszpana między słupkami. We wspomnianych ośmiu występach wpuścił 11 goli i zachował czyste konto – jak na ironię – w starciu z Barceloną w Lidze Europy. Po półrocznym wypożyczeniu nikomu w Stambule nie przeszło przez myśl, żeby pozostawić Penę w klubie, dlatego potulnie wrócił do Katalonii, gdzie przypięto mu łatkę żelaznego rezerwowego.

W seniorskiej piłce Inaki Pena rozegrał w wieku 25 lat 33 mecze. Wojciech Szczęsny jako nastolatek z 28 występami został legendą Brentford, a już w kolejnym sezonie grał regularnie w Premier League i bronił w Lidze Mistrzów – ponownie jak na ironię przeciwko Barcelonie.

Jeden z wielu żelaznych rezerwowych

Nie ma w tym jednak niczego złego. Od 2016 roku niepodważalnym numerem jeden pozostaje ter Stegen. Wcześniej Niemiec przez dwa lata toczył bój o pierwszy skład z Claudio Bravo i to on wyszedł z niego zwycięsko. Drugi bramkarz zaliczał zatem tylko epizody, gdy Ter Stegen był akurat niedysponowany. I tak miano żelaznego rezerwowego mieli: Jasper Cillessen, Jordi Masip czy Neto. Wcześniej, za ery Victora Valdesa, z takim piętnem musieli się mierzyć Jose Manuel Pinto czy Albert Jorquera.

Reklama

Jak widać, nie są to żadne wielkie nazwiska ani znani bramkarze. Ot, solidni golkiperzy do podtrzymywania zdrowej rywalizacji i dobrej atmosfery, tak by wybrany na stałe numer jeden, czyli od 2003 roku Victor Valdes bądź Marc-Andre Ter Stegen mieli spokój i pewność gry. Dlatego gdy Pena myśli, że teraz pod nieobecność Niemca zburzy hierarchię w bramce, może się gorzko rozczarować.

Jeśli Szczęsny dojdzie do odpowiedniej formy fizycznej, a będzie miał na to trzy tygodnie ze względu na zbliżającą się przerwę reprezentacyjną, nie powinien mieć problemów z wygryzieniem ze składu rywala. Nie wiadomo jednak, jak wpłynie to na szatnię, skoro już teraz, zdaniem hiszpańskim mediów, 25-latek agituje przeciwko Polakowi. Być może Flick będzie zmuszony przez to do rotacji w bramce, ale wtedy sam się narazi na to, że jego zespół będzie tracił więcej goli, niż powinien.

Pena nie dał dotychczas żadnych sportowych argumentów, by dać mu na stałe szansę. A Szczęsny tylko ze względu na swoją bogatą karierę zasługuje na kredyt zaufania. Już niebawem przekonamy się, jak Flick to poukłada.

WIĘCEJ O WOJCIECHU SZCZĘSNYM:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Michał Trela
1
Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Hiszpania

Polecane

Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Michał Trela
1
Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Komentarze

68 komentarzy

Loading...