Reklama

To nie jest liga dla młodych chłopców. Barca niszczy, Lewy strzela na oczach Szczęsnego

Paweł Wojciechowski

Autor:Paweł Wojciechowski

01 października 2024, 23:01 • 5 min czytania 29 komentarzy

Niby człowiek wiedział, bo przecież w Europie podobno nie ma słabych drużyn, ale młodzi chłopcy z Berna dzielnie bronili się tylko do ósmej minuty. Potem wyjechał barceloński walec i przeprowadził masakrę na szwajcarskiej drużynie. Na boisku strzelały stare chłopy, a na trybunach dublet 36-letniego Roberta Lewandowskiego podziwiał wypatrywany przez wszystkich inny stary Polak, który ma dołączyć do katalońskiej drużyny – Wojciech Szczęsny

To nie jest liga dla młodych chłopców. Barca niszczy, Lewy strzela na oczach Szczęsnego

W oczekiwaniu na polskiego golkipera, który pojawił się dziś na Estadio Montjuic i jutro ma podpisać, zapowiadany już od kilku dni kontrakt, kibice w naszym kraju i w Katalonii mieli nacieszyć się koncertem gry Blaugrany. Bo cóż mogło wydawać się lepszą odtrutką na gorzką pigułkę, którą musieli przełknąć w ostatni weekend, kiedy oglądali swoich ulubieńców dostających srogie lanie od Osasuny? Osasuny! Tak, tak, po siedmiu kolejnych zwycięstwach na start ligi pod wodzą Hansiego Flicka, graczy Barcy zatrzymali Ante Budimir i Bryan Zaragoza.

We wtorkowy wieczór kataloński zespół miał więc idealną okazję, żeby o tym zapomnieć i zrobić sobie trening strzelecki. W końcu po drugiej stronie stanął niby mistrz Szwajcarii, ale aktualnie przedostatnia drużyna tamtejszej ligi martwiąca się bardziej o uniknięcie spadku niż obronę tytułu.

Poza tym Barca była trochę na musiku w Lidze Mistrzów po zaskakującej porażce 1:2 w pierwszej kolejce z AS Monaco. Wróciły demony z poprzedniego sezonu, bo przebieg meczu znów zdeterminowała czerwona kartka (dla Erica Garcii). Zupełnie jak w dramatycznym ćwierćfinale z PSG, kiedy to usunięcie z boiska Ronalda Araujo, doprowadziło do rozsypania się zespołu kierowanego wtedy przez Xaviego.

Mecz z ekipą z Berna miał być więc okazją do wymazania dwóch traum oraz szybkiego łatwego zwycięstwa. I plan był konsekwentnie realizowany od samego początku. W ósmej minucie do idealnie posłanej w pole karne piłki od Raphinhi dopadł Robert Lewandowski i strzelił gola nr 95 w najważniejszych europejskich rozgrywkach. Gracze Barcelony nie forsowali tempa, kontrolowali mecz, ale nie wsiedli na szwajcarski zespół. W leniwym tempie, niespecjalnie naciskani przez przeciwnika, tkali kolejne akcje. Klasyczna tiki-taka nie przynosiła jednak wielkiego zagrożenia pod bramką Kellera.

Reklama

W 30. minucie gracze Young Boys przeprowadzili jedną jedyną akcję na połowie rywala i nawet realnie mogli zagrozić defensywie Barcelony, która na chwilę z niewiadomych przyczyn stanęła. Mogli zagrozić, gdyby nie narobili w gacie, premierowo pojawiając się w okolicy pola karnego gospodarzy i widząc z bliska Inakiego Penę pierwszy raz od przybicia piątki przed spotkaniem.

No to chyba obudziło katalońską drużynę, bo nagle tiki-taka przestała jej wystarczać i zaczęła agresywniej atakować, doskakiwać do każdych drugich piłek i gracze Young Boys już do końca tej części gry futbolówki praktycznie nie powąchali. Po drugiej bramce autorstwa Raphinhi Barcelona złapała absolutny luz i końcowe minuty pierwszej części to była już czysta egzekucja. Na 3:0 podwyższył Inigo Martinez, a Tomasz Ćwiąkała, komentujący to spotkanie dla Canal + Sport, powiedział nawet, że gracze Blaugrany „mają trudniej na treningu”.

Nie było żadnej odpowiedzi graczy ze Szwajcarii w tamtym okresie gry poza kopaniem po kostkach Lamine Yamala, do znudzenia ośmieszającego kolejnych zawodników z Berna. Największe koty, czyli Raphinha i Yamal byli bezlitośni dla defensywy, zamęczając ją nieustannym pressingiem i dryblingami, które doprowadzały defensywę rywala niemal do rozpaczy. Szwajcarów uratował dopiero sędzia, zarządzając przerwę.

A po zmianie stron, w oczywisty sposób siła ognia osłabła. Przy prowadzeniu 3:0 i po sprawdzeniu, że przeciwnik nie jest w stanie zrobić  żadnej krzywdy, podopieczni Flicka znów wrócili do spokojnego rozgrywania. A i tak strzelili kolejnego gola, bo po jednym ze stałych fragmentów gry Inigo Martinez do bramki dołożył asystę. 33-latek podawał do 36-letniego Lewandowskiego, który zaliczył 96. trafienie w Champions League i dał czterobramkowe prowadzenie Blaugranie.

Reklama

Polski napastnik znalazł się już tylko cztery kroki od piłkarskich kosmitów, czyli Leo Messiego i Cristiano Ronaldo. Tylko oni przekroczyli granicę stu goli w Lidze Mistrzów. Lewy może do nich dołączyć jeszcze w fazie ligowej obecnej edycji Champions League.

Po trafieniu Lewandowskiego, który chwilę później opuścił boisko, znowu zaczęło się tłamszenie rywala i czekanie na jakikolwiek błąd. Barca jednak nie naciskała na gaz, bardzo ekonomicznie rozkładając siły, a gdy my wciąż wypatrywaliśmy na trybunach Szczęsnego, na boisku pojawił się Łukasz Łakomy, który może nie liczył, że odwróci losy tego spotkania, ale zagrać z Barceloną na jej stadionie zawsze jest mocnym wpisem w CV.

Chwilę wcześniej obejrzeliśmy też kolejnego gola dla gospodarzy, ale manita przyszła w dość kuriozalny sposób, bo piąty raz Keller wyciągał piłkę z siatki po strzale własnego obrońcy, który tak nieudolnie przecinał kompletnie nieudane dośrodkowanie Balde, że strzelił samobója.

Barca, wygrywając 5:0, zrobiła swoje, bo ani z tego meczu nie ma co wyciągać daleko idących wniosków, ani ganić ją za chwile rozluźnienia w samej końcówce, kiedy gracze Young Boys mogli nawet strzelić gola, co wydawało się przez długi czas niemożliwe. Teraz jednak w Lidze Mistrzów dla Barcelony poprzeczka idzie w górę bardzo mocno, bo kolejnym przeciwnikiem będzie Bayern, a ten błędów w końcówce już raczej nie wybaczy.

FC Barcelona – Young Boys Berno 5:0 (3:0)

Lewandowski 8′,51′, Raphinha 34′, Inigo Martinez 37′, Camara 81′ (sam.)

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Kibic FC Barcelony od kiedy Koeman strzelał gola w finale Pucharu Mistrzów, a rodzice większości ekipy Weszło jeszcze się nawet nie znali. Fan Kobe Bryanta i grubego Ronaldo. W piłce jak i w pozostałych dziedzinach kocha lata 90. (Francja'98 na zawsze w serduszku). Ma urodziny tego dnia co Winston Bogarde, a to, że o tym wspomina, potwierdza słabość do Barcelony i lat 90. Ma też urodziny tego dnia co Deontay Wilder, co nie świadczy o niczym.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

29 komentarzy

Loading...