Era „Waldków” w Lubinie zakończyła się w minionym tygodniu. Do krainy ciepłą wodą płynącej, w roli uzdrowiciela, przybył Marcin Włodarski. Widać, że dezynfekcja wymaga czasu, ale koniec końców nowy trener Zagłębia poprowadził sieroty po Fornaliku do zwycięstwa nad Radomiakiem Radom. Widzieliśmy gorsze powitania z Ekstraklasą.
W awizowanych składach można było zobaczyć ustawienie Zagłębia z czwórką obrońców. Na boisku wyglądało to inaczej. Marcin Włodarski – który podkreślał, że będzie dziś jedynym na świecie trenerem z dwoma meczami i połówką treningu na koncie – postawił na trio stoperów: Igor Orlikowski, Michał Nalepa, Aleks Ławniczak, a także na Bartłomieja Kłudkę i Mateusza Wdowiaka na wahadłach.
Personalnie niewiele się zmieniło, więc i problemy pozostały stare. Lubinianie wciąż mieli ciężary z wyprowadzaniem piłki z własnej połowy. Damian Dąbrowski zaliczał stratę za stratą, jakby nadal nie ściągnął znad szafki portretu Waldka Kinga.
Na dziesiątce ponownie wyszedł ulubieniec Fornalika, czyli Marek Mróz. I już w drugiej minucie trafił zza pola karnego w słupek. Kikolski nawet nie drgnął. Kwadrans później Radomiak odpowiedział uderzeniem w słupek Leonardo Rochy, który z dziecinną łatwością rozklepał lubińską obronę przy pomocy dobrze dziś dysponowanego Jana Grzesika. Kilka chwil wcześniej było jeszcze groźniej po bombie Peglowa, którą efektownie obronił przytomny Dominik Hładun.
Do przerwy więc remis w ustrzelonych słupkach, ale w bramkach po zero. Po 45 minutach w oczy rzucała się przykra statystyka. Obie ekipy wymieniły po 215 podań, z czego w przypadku Zagłębia celnych było 72 procent, a w przypadku Radomiaka: 66 procent. Poziom okręgówki. Na szczęście równocześnie oglądaliśmy sporo sytuacji pod jednym i drugim polem karnym, więc nie nudziliśmy się przesadnie.
Znacznie mniej emocji było po przerwie. Gorzej niż na grzybach (z całym szacunkiem do Wojtka Kowalczyka i innych grzybiarzy). Tym razem to Radomiak miał większe problemy z wyprowadzaniem piłki. Poza tym oglądaliśmy obrazki, które towarzyszą nam od tygodni: Mroza strzelającego ponad bramką i trybuną, czy dobry refleks Hładuna. Pewnym urozmaiceniem był wypożyczony z Parmy Daniel Mikołajewski, który otrzymał dziś szansę debiutu w Ekstraklasie.
W końcówce tempo spadło niemal do zera. Mateusz Cichocki opuścił boisko na noszach, a kibice odliczali sekundy do końcowego gwizdka. I wtedy padł gol. Tomasz Pieńko próbował, próbował i wreszcie mu wyszło. W trzeciej minucie doliczonego czasu objechał Raphaela Rossiego jak dzieciaka i strzelił mocno. Piłka odbiła się od słupka i wpadła do siatki.
A więc jednak! Era postwaldkowa rozpoczyna się od zwycięstwa. Trener Włodarski postawił solidny stempel świadczący o tym, że naprawdę idzie nowe – na przykład, już po zdobytej bramce, wpuścił na boisko przywróconego z rezerw Jarosława Jacha. To też duża rzecz. Wreszcie coś się dzieje w Lubinie. Czekamy na ciąg dalszy.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Goncalo Feio – zgody, układy, kosy [PRZEWODNIK]
- „Stolarz”, bułgarskie wino, komuna. Historia zgody Śląska i Motoru
- Rafał Górak: Przeraża mnie anonimowość. Ludzie wierzą w każde napisane słowo [WYWIAD]
Fot. Newspix