Rozjechani we wtorek przez Liverpool w Lidze Mistrzów. Przegrywający z Interem sześć derbowych spotkań z rzędu, co jest wyrównaniem rekordu tej rywalizacji (z lat… 1911-1913). Z trenerem, którego włoska prasa zdążyła już zwolnić z roboty bez względu na wynik dzisiejszego meczu. Piłkarze Milanu naprawdę nie przystępowali do starcia z mistrzami Włoch z wielkimi nadziejami na sukces. A mimo to pokonali podopiecznych Simone Inzaghiego 2:1!
Armand Duplantis to nie tylko mistrz olimpijski i wielokrotny rekordzista świata w skoku o tyczce, to także zagorzały fan Milanu, który pojawił się dziś na San Siro. Gdyby Szwed prezentował się na zawodach tak, jak jego ukochana drużyna w obecnych rozgrywkach, to nie tyle nie zdobyłby złota na IO w Paryżu, co pewnie nawet nie awansowałby do finału.
Rossoneri zawodzili w tym sezonie totalnie, dziennikarze z Italii pisali przed dzisiejszym spotkaniem, że Paulo Fonseca może się już pakować. I że jego następcą może zostać Maurizio Sarri, słynący nie tylko z umiejętności trenerskich, ale i zamiłowania do papierosów. Białego dymu nad San Siro na razie chyba jednak nie będzie, ogłoszenie nowego szkoleniowca powinno zostać opóźnione. Bo chłopcy Fonseki poza niewiarygodną nieskutecznością pokazali dziś jeszcze coś, mianowicie niesamowitą wolę walki.
W 10. minucie mieliśmy powtórkę ze spotkania z The Reds. Wtedy Christian Pulisic przebiegł z piłką 66 metrów i po solowym rajdzie strzelił gola, teraz nie holował jej aż tak długo, ale i tak otworzył wynik meczu w efekcie indywidualnej akcji. Amerykanin kilka lat temu porzucił Nike dla Pumy, ale slogan “Just do it” został w jego głowie do dziś. Facet po prostu bierze piłkę i wyczynia z nią cuda, a rywale tylko się im przyglądają.
Ostatnie zdanie nijak nie pasuje natomiast do Rafaela Leao.
Zvonimir Boban, Clarence Seedorf, Rui Costa, Brian Laudrup, Roberto Baggio czy Dejan Savicević. Dychę w Milanie w przeszłości nosili prawdziwi kozacy. Jak masz ten numer, musisz czarować a nie rozczarowywać. Portugalczyk natomiast strasznie dawał dziś ciała. Przy stanie 1:1 zmarnował stuprocentową sytuację, co rozwścieczyło fanów gości.
W skali całego meczu był niesamowicie nieporadny, nie przypominał piłkarza wartego 90 milionów euro, tylko faceta, który na murawie San Siro odbębnia prace społeczne w związku z jakąś straszną przewiną, ale najchętniej to zamiast się męczyć na boisku, włączyłby w salonie tryb Netflix and chill.
Jeszcze bardziej spektakularne pudło zaliczył natomiast Tammy Abraham. Po jego strzale, oddanym przy stanie 1:1, zmiażdżeni początkiem sezonu kibice Milanu mogli mieć w głowach myśli typu: no jasne, znów się nie uda, Inter zrobi zaraz jedną dobrą akcję i będzie pozamiatane.
Na szczęście dla fanów Rossonerich nic takiego się nie stało, a klub uratował Matteo Gabbia, który po doskonałej wrzutce z wolnego głową ustalił wynik meczu. Jedyny Włoch w podstawowym składzie gości w TAKIM spotkaniu daje im trzy punkty – piękna historia. Szczególnie, że kilka dni wcześniej mediolańczycy dwukrotnie tracili bramki w starciu z Liverpoolem po uderzeniach głową z pola karnego. Teraz los oddał im to, co wcześniej zabrał.
Jak pewnie zauważyliście, niespecjalnie rozpisujemy się w tej relacji o mistrzu Włoch. Bogiem a prawdą, nie ma o czym pisać, bo Inter – ten wielki dominator ostatniego sezonu Serie A – zagrał po prostu słabo. Owszem, Federico Dimarco wykończył pewnie świetne podanie Lautaro Martineza (jednym dotknięciem piłki zgubił trzech rywali) i w 27. minucie wyrównał stan gry. Ta akcja była jednak jedną z niewielu, które mogły u kibiców gospodarzy przyspieszyć bicie serca. Martinez powinien mieć jeszcze jedną asystę, ale po jego podaniu piłki do bramki w doskonałej sytuacji nie wpakował Marcus Thuram.
Piłkarze Interu też bywali dziś piekielnie nieskuteczni, ale za to nie byli przy tym tak ambitni, jak ich rywale. Milanowi wiele tego wieczoru nie wychodziło, natomiast goście nie ustawali w próbach strzelenia gola, szczególnie w drugiej połowie ta dzika ambicja mogła imponować. Podopieczni Inzaghiego jej nie mieli, byli jacyś dziwnie struci, jakby zdziwieni faktem, że ogrywany ostatnimi czasy za każdym razem przeciwnik teraz śmie się im w ogóle stawiać.
W 74. minucie na boisku pojawił się Piotr Zieliński stając się tym samym pierwszym polskim piłkarzem Interu w tym legendarnym derbowym starciu. Zapisał się więc na kartach historii, ale mamy wrażenie, że po takim występie Nerazurrich nie ma to dla niego większego znaczenia…
Inter – Milan 1:2 (1:1)
DiMarco 27′ – Pulisic 10′, Gabbia 89′
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Łukasz Masłowski w Rakowie? „Nie ma umowy, która nie jest do rozwiązania”
- Marsylia: niebezpieczne miasto, niebezpieczni piłkarze. Nie tylko na boisku
- Ile znaczy znakomity początek sezonu w ekstraklasowych realiach?
- Jurić o Zalewskim: Może być dla nas ważnym graczem w tym sezonie
Fot. Newspix.pl