Kto nie najlepiej orientuje się w realiach Barcelony, powinien wiedzieć, że Ter Stegen to największy “przepraszacz” w katalońskim zespole. Jest jego częścią od dziesięciu lat, więc musicie sobie wyobrazić, że na każdą większą kompromitację (a było ich przez ten czas sporo) przypadało kajanie. Nieważne, czy chodzi o wpadkę własną, czy o całokształt gry drużyny. To po prostu piłkarz, który w takich sprawach lubi wychodzić przed szereg, tylko że… ile można?
Kiedy to piszemy, niemiecki bramkarz jeszcze nie przeprosił, ale nie o to chodzi. Rzecz w tym, że znowu dał sobie podstawę. Zrobił coś tak skandalicznego, że aż trudno uwierzyć, że mówimy o zagraniu na poziomie Ligi Mistrzów, a nie meczu na podwórku, w którym Jasiek do Staszka podaje przy 0:10 od niechcenia, bo i tak wszystko mu jedno. Ter Stegen wrzucił Erica Garcię na konia i zarobił mu czerwoną kartkę. Ktoś powie, że Hiszpan nie musiał przecież faulować, ale serio?
Koszmar @FCBarcelona! Ter Stegen i Eric Garcia nie zrozumieli się i Katalończycy grają w dziesiątkę ⚽
📺 Mecz trwa w CANAL+ EXTRA1 i CANAL+ online: https://t.co/CSTjelglZW pic.twitter.com/Vr8gCWDSqB
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) September 19, 2024
To był naturalny odruch. Ter Stegen wybrał najtrudniejszą możliwą opcję (miał dwie prostsze), podał akurat do Garcii, który był już mocno naciskany przez Minamino. A ten, mając dobrze przyjętą piłkę przed szesnastką, mógł ją rozegrać z Embolo albo sam zmierzyć się z bramkarzem. Pomocnik Barcelony w takich okolicznościach zwyczajnie zrobił coś, do czego zmusił go kolega. Bardzo głupi kolega.
Od tamtej pory było wiadomo, że Barca będzie miała cholernie pod górę. AS Monaco już w trakcie presezonu pokazało, że ma sposób na zespół Hansiego Flicka, a w tym meczu nie było inaczej. Francuski zespół nękał Barcelonę, stwarzał zagrożenie, a w 16.minucie przekuł je na bramkę. Akliouche zabawił się z obrońcami i oddał ładny płaski strzał z dystansu, choć zastanawiające jest to, że obrońcy Barcelony byli wtedy myślami gdzieś indziej. Może w szatni, razem z nieobecnym już Ericem Garcią.
Ale nad biednym Garcią nie będziemy się pastwić. W 28. minucie skalę zniszczeń Ter Stegena w planie na mecz (podkreślamy: to był szkodnik nr 1!) pomógł zmniejszyć Lamine Yamal. Złoty chłopak. Asystę da, gola strzeli. I tak bez przerwy od dwunastu oficjalnych spotkań, co jest serią absolutnie fenomenalną. Tym razem 17-latek wziął sprawy w swoje ręce i niemal skopiował akcję Akliouche.
Dawno nie wspominaliśmy o Ter Stegenie, co nie? A po raz kolejny musimy, bo to był mecz pod jego szyldem. Gdy w 72. minucie Ilenikhena biegł na bramkę Barcelony, miał wybór aż nadto ekskluzywny. Lewo, prawo, środek. Pusta bramka. Niemiecki golkiper gdzieś zniknął, szukaliśmy go, ale zniknął jak zawodowy magik. A wyłonił się dopiero w chwili, gdy trzeba było wyciągać piłkę z siatki. Wy się śmiejecie, ale doceniamy takie umiejętności. Zesztą jakieś trzeba mieć, żeby chociaż trochę naściemniać w CV, że jest się topowym fachowcem.
Nie był to ani mecz Ter Stegena, ani całej Barcelony. Ani też Roberta Lewandowskiego, który w tym spotkaniu prawie nie zaistniał, ale czy mogło być inaczej, skoro Barca przez ponad 80 minut grała w dziesiątkę, a w strzałach celnych miała 1 do 8? Wyglądało to naprawdę mizernie, by nie powiedzieć: dramatycznie. AS Monaco wyglądało na tle Barcelony tak, jak właśnie Barcelona powinna wyglądać. I szkoda, że ten pojedynek od samego początku był tak wypaczony przez czerwoną kartkę, bo przez to nie jesteśmy w stanie powiedzieć, czy tę słabość “Dumy Katalonii”, stojącą w kontraście do rozgrywek ligowych, można tłumaczyć tylko grą w osłabieniu.
AS Monaco – FC Barcelona 2:1 (1:1)
Akliouche 16′, Ilenikhen 71′ – Yamal 28′
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Zieliński rywali przewiózł, Inter City przeczekał. W Manchesterze po zero
- Liga Nudziarzy w Paryżu. Paździerz ukoronowany cyrkowym golem
- Czy Harry Kane wykonuje karne lepiej od Roberta Lewandowskiego?
- Jak nie posmarujesz, to nie pojedziesz. Kto stoi sukcesem Sparty, Slovana czy Crvenej zvezdy?
Fot. Newspix