Liga Mistrzów w nowej formule zaczęła się od rekordowego osiągnięcia Bayernu. Odkąd od 1992 roku mamy Champions League, nikt jeszcze nie strzelił w niej dziewięciu goli w jednym meczu. A właśnie to udało się wczoraj monachijczykom w starciu z Dinamem Zagrzeb (9:2). Podopieczni Vicenta Kompany’ego przebili kilka pamiętnych spotkań.
Do tej pory maksymalnie dana drużyna zdobywała osiem bramek. Oczywiście, warto to jeszcze raz podkreślić, mówimy o trzech ostatnich dekadach. Wcześniej w Pucharze Mistrzów zdarzało się, że Feyenoord wbił 12 goli Islandczykom z KR Reykjavik, a rumuńskie Dinamo zapakowało 11 sztuk północnoirlandzkiemu Crusaders. Meczów z dziesięcioma golami jednego zespołu było blisko dziesięć.
W dobie coraz bardziej wyrównującego się poziomu, coraz większego zaawansowania taktycznego i coraz lepszego przygotowania fizycznego nawet wśród klubów z dolnych europejskich półek, o prawdziwe pogromy było coraz trudniej. Tym bardziej warto wspomnieć o meczach, które Bayern przebił swoim wczorajszym wyczynem.
Monaco – Deportivo 8:3 (5 listopada 2003)
Ach, cóż to była za drużyna! Ludovic Giuly, Jerome Rothen, Fernando Morientes, Dado Prso, Patrice Evra, wchodzący z ławki młodziutki Emmanuel Adebayor. Ekipa prowadzona przez początkującego w roli trenera Didiera Deschampsa zaszokowała w sezonie 2003/04, dochodząc aż do finału LM, gdzie już zdecydowanie lepsza okazała się inna rewelacja rozgrywek, czyli FC Porto Jose Mourinho.
W czwartym meczu fazy grupowej drużyna z księstwa podejmowała u siebie Deportivo, z którym dopiero co przegrała 0:1 na wyjeździe. Klub z Galicji też miał wtedy super paczkę (Tristan, Valeron, Pandiani, Luque, Munitis, Scaloni) i w tej samej edycji dotarł aż do półfinału, w którym musiał uznać wyższość Porto.
Tamtego dnia w Monaco goście nie mieli jednak szans. Dado Prso w dniu swoich trzydziestych urodzin zaliczył najlepszy występ w karierze, posyłając piłkę do siatki aż cztery razy. Bezradny Jose Francisco Molina w pierwszej połowie skapitulował pięciokrotnie, a na drugą połowę wybiegł już Gustavo Munua. Urugwajski bramkarz ledwie po dwóch minutach wyszedł na przedpole i wybił piłkę pod nogi Plasila, który popisał się kapitalnym lobem. Giuly’emu i spółce wychodziło wtedy wszystko.
Liverpool – Besiktas 8:0 (6 listopada 2007)
„The Reds” w grupie wzięli srogi rewanż za porażkę 1:2 w Stambule. Wszystko zaczął i zakończył Peter Crouch – przypominając, że te łykowate nogi potrafią też nieźle dryblować – a w międzyczasie hat-tricka ustrzelił Yossi Benayoun. Dwa razy dobijał do pustej bramki, niemal bliźniacze sytuacje.
Symbolem bezradności Besiktasu była akcja z 78. minuty, gdy Ibrahim Toraman przy próbie wybicia piłki trafił w atakującego go Ryana Babela i Holender cieszył się z chyba najmniej spodziewanego gola w swoim życiu.
Liverpool w sezonie 2007/08 dotarł aż do półfinału, gdzie w dramatycznych okolicznościach po dogrywce odpadł z Chelsea.
Real Madryt – Malmoe 8:0 (8 grudnia 2015)
O ile u siebie Malmoe jeszcze trochę z Realem powalczyło (przegrana 0:2, druga bramka stracona w ostatniej minucie), o tyle na Santiago Bernabeu na zakończenie rywalizacji grupowej było jedynie workiem treningowym dla madryckich gwiazd.
Cristiano Ronaldo poprzestał na czterech golach, a Karim Benzema na trzech. Mimo że „Królewscy” wygrali wtedy całe rozgrywki, dla francuskiego napastnika było to 75 procent jego dorobku z tego sezonu.
Borussia Dortmund – Legia Warszawa 8:4 (22 listopada 2016)
Niesamowity mecz, którym na swój sposób zachwycała się cała Europa. Legia w defensywie wypadła kuriozalnie, a wstawiony między słupki Radosław Cierzniak wpuszczał wszystko, co leciało w jego kierunku. Z normalnie dysponowanym bramkarzem co najmniej dwóch goli można było uniknąć.
Z drugiej strony, mistrzowie Polski mieli kapitalne momenty w ofensywie. Jacek Magiera kazał swoim piłkarzom grać odważnie i iść na wymianę ciosów, bo tylko w ten sposób mogli się czegoś nauczyć. Koniec końców chyba lepiej iść taką drogą, niż dostać 0:4 po wybijance. Dwa gole z Dortmundu w dużej mierze wypromowały Aleksandara Prijovicia do PAOK-u Saloniki, skąd potem wyciągnęli go arabscy szejkowie i zapewnili finansowy spokój do końca życia.
Barcelona – Bayern 2:8 (14 sierpnia 2020)
Rozgrywany w skróconej formule w związku z przerwą covidową sezon 2019/20 zakończył się wymarzonym triumfem Roberta Lewandowskiego w Lidze Mistrzów. Polak był w niesamowitej formie i w całej edycji zdobył aż 15 bramek, dokładając jeszcze 6 asyst. Trafiał do siatki rywali we wszystkich meczach, poza skromnie wygranym finałem z PSG.
Koledzy „Lewego” również byli wtedy w kosmicznej formie, a że akurat Barcelona dołowała, w ćwierćfinale zebrała szokujące baty. 8:2 na takim poziomie między takimi firmami – to się w zasadzie nie zdarza.
Lewandowski najpierw zaliczył klasową asystę przy golu Thomasa Muellera, a w drugiej połowie dostawił głowę po centrze Coutinho, który był wypożyczony do Monachium z… „Barcy”.
Sprawdź, ile możesz wygrać w Lotto! Aktualne kumulacje znajdziecie na www.lotto.pl!
CZYTAJ WIĘCEJ: