Reklama

Miły wieczór w Amsterdamie. Holendrzy zremisowali z Niemcami

Paweł Marszałkowski

Autor:Paweł Marszałkowski

10 września 2024, 23:13 • 4 min czytania 4 komentarze

To był naprawdę niezły mecz. Cztery gole, jeszcze więcej ciekawych akcji z obu stron i tempo wcale nie sparingowe. We wtorkowy wieczór Johan Cruijff Arena gościła reprezentantów Holandii i Niemiec, którzy udowodnili, że Liga Narodów może być całkiem sympatyczna.

Miły wieczór w Amsterdamie. Holendrzy zremisowali z Niemcami

Powrót do grania po całkiem udanych (w obu przypadkach) mistrzostwach Europy Holendrzy i Niemcy zaliczyli na piątkę. Podopieczni Ronalda Koemana pokonali Bośnię i Hercegowinę 5:2, ekipa Juliana Nagelsmanna rozprawiła się z Węgrami 5:0. Przed pierwszym gwizdkiem mieliśmy więc duży apetyt na gole, który oficjalnie uznajemy za zaspokojony.

Holenderski Blitzkrieg

Na pierwszą bramkę czekaliśmy dokładnie sto sekund. Do siatki trafił Tijjani Reijnders, który dzięki kiepskiej postawie niemieckiej defensywy (z Robertem Andrichem na czele) i przede wszystkim doskonałej asyście Ryana Gravenbercha, stanął oko w oko z Marc-Andre ter Stegenem.

Reklama

Właśnie, Gravenberch! Pomocnikowi Liverpoolu trzeba poświęcić osobny akapit, ponieważ po raz kolejny potwierdził, że jest w fenomenalnej formie. Tuż przed wyjazdem na kadrę, urodzony w Amsterdamie 22-latek był jednym z najlepiej spisujących się żołnierzy Arne Slota w „Bitwie o Anglię”. W pomarańczowej koszulce wygląda jeszcze lepiej. Przeciwko Bośniakom w pojedynkę wypracował kilka fantastycznych sytuacji bramkowych, a dziś błyszczał równie jasno, co potwierdziła asysta przy golu Reijndersa i jeszcze lepsze podanie do Xaviego Simonsa z 20. minuty. Gravenberch posłał piłkę spod własnego pola karnego w taki sposób, że pomocnik RB Lipsk znalazł się sam na sam z ter Stegenem. Tę sytuację Simons jednak zmarnował.

Kącik sprawdzających się powiedzonek

Powinno być 2:0, więc kilka chwil później zrobiło się 1:1. Wiadomo, niewykorzystane sytuacje się mszczą.

Wyrównujące trafienie Deniza Undava poprzedziła tyrada Kazimierza Węgrzyna (komentującego mecz dla TVP) na temat gry napastnika VfB Stuttgart. No, nie podobał się Undav panu Kazimierzowi. I w sumie zasłużenie. Przed bramką na 1:1, to Holendrzy robili bowiem lepsze wrażenie. W pół godziny trzech niemieckich obrońców (w tym dwóch stoperów) zdążyło zarobić żółtą kartkę. Gospodarze byli szybsi i sprytniejsi. No ale Undav wyrównał.

A po chwili było już 1:2. Bo jak nieszczęścia, to parami, wiadomo. A chwilę wcześniej zniesiony na noszach został jeszcze Nathan Ake.

Reklama

Było o niewykorzystanych sytuacjach, było o chodzących parami nieszczęściach, więc wypada dopełnić hat-tricka słowami Gary’ego Linekera. Piłka nożna to taka gra, w której 22 mężczyzn biega za piłką, a na końcu i tak wygrywają Niemcy.

Ale to jeszcze nie był koniec. Na szczęście dla Holendrów.

Asysta w domu

W przerwie obaj selekcjonerzy przeprowadzili bardzo logiczne zmiany. Ściągnięty został między innymi Matthijs de Ligt, który jest absolutnym przeciwieństwem Gravenbercha, jeśli chodzi o prezentowaną formę. Obrońca Manchesteru United zawinił przy dwóch straconych golach w meczu z Bośnią, a równie fatalnie zagrał i dziś, czego potwierdzeniem była piłka sprezentowana rywalom przy ich drugim trafieniu.

Holendrzy w końcu jednak dopięli swego. Konkretnie Denzel Dumfries, pięć minut po przerwie.

Asystował Brian Brobbey, o którego skuteczności dwa tygodnie temu – na tym samym stadionie – przekonała się Jagiellonia Białystok. Dla napastnika Ajaksu był to czwarty występ w narodowych barwach. Podobnie jak jego vis a vis, czyli Undav, Brobbey wskoczył do pierwszego składu na dzisiejszy mecz i szansę tę wykorzystał całkiem nieźle, mimo że sam gola nie strzelił.

Generalnie więcej goli już nie widzieliśmy. Im bliżej końcowego gwizdka, tym tempo bardziej siadało. Mimo to nie żałujemy 90 minut spędzonych na Johan Cruijff Arenie. Bez sprawdzania widać było, że grają dwie ekipy z Dywizji A.

Holandia – Niemcy 2:2 (1:2)

Reijnders 2’, Dumfries 50’ – Undav 38’, Kimmich 45+3’

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Kaszub. Urodził się równo 44 lata po Franciszku Smudzie, co może oznaczać, że właśnie o nim myślał Adam Mickiewicz, pisząc słowa: „A imię jego czterdzieści i cztery”. Choć polskiego futbolu raczej nie zbawi, stara się pracować u podstaw. W ostatnich latach poznał zapach szatni, teraz spróbuje go opisać - przede wszystkim w reportażach i wywiadach (choć Orianą Fallaci nie jest). Piłkę traktuje jako pretekst do opowiedzenia czegoś więcej. Uzależniony od kawy i morza. Fan Marka Hłaski, Rafała Siemaszki, Giorgosa Lanthimosa i Emmy Stone. Pomiędzy meczami pisze smutne opowiadania i robi słabe filmy.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Narodów

Komentarze

4 komentarze

Loading...