Tak. My też dostajemy cholery, gdy linia spalonego rysowana jest przez pięć minut, a następne pięć dni wszyscy zastanawiają się, czy jest narysowana dobrze. Od wprowadzenia systemu VAR zdążyliśmy się już przyzwyczaić do kilku jego mankamentów, ale nie znaczy to, że musimy je znosić cały czas. Decyzje dotyczące spalonego często budzą ogromne kontrowersje – niekiedy tak wielkie, że chcielibyśmy, dla świętego spokoju, usunięcia tych wszystkich kamer, powtórek i innych owoców nowoczesności. Wygląda jednak na to, że wraz z wprowadzaniem nowych technologii do kolejnych europejskich lig, powrotu do starego futbolu już nie ma, a jedyna droga prowadzi nas w przód. Następnym krokiem w rozwoju sędziowania meczów piłkarskich jest bez wątpienia system półautomatycznych spalony (SAOT), który przydałby się pewnie także w naszej Ekstraklasie…
Kilka słów żeby ponownie przybliżyć wam temat, choć na pewno coś już o tym u nas czytaliście. Wprowadzony i chwalony przez Włochów czy Turków, wdrażany przez Anglików i Hiszpanów, dokładnie przetestowany przez FIFA system wspomagania sędziów wydaje się narzędziem z kolejnej epoki. Zmiennych jest na boisku bardzo dużo, a wątpliwości budzą nie tylko drobne różnice w ustawieniu zawodników posądzanych o bycie na pozycji spalonej, ale i wybór odpowiedniej klatki z nagrania. Tej, w której faktycznie nastąpił moment podania. System półautomatycznych spalonych ogarnia jednak wszystko, co w teorii powinien ogarniać. FIFA chwali się, że na bieżąco śledzi on po 29 punktów kontrolnych sylwetki każdego piłkarza i z dokładnością do trzech centymetrów jest w stanie wskazać położenie właściwie każdej części ciała. Ponadto cały czas kontroluje pozycję piłki i w odpowiednim momencie wskazuje, kiedy nastąpił jej kontakt z ciałem podającego. A to wszystko za sprawą dodatkowych dwunastu specjalistycznych kamer i czujnika w piłce znanego nam choćby z ostatnich mistrzostw Europy. I to jest cała ta magia.
Dodatkowa fanaberia, czy wkrótce już naprawdę wszyscy będą chcieli inwestować w automatycznego sędziego liniowego?
Wielki krok do automatycznego sędziowania
Boiskowi asystenci arbitra głównego czasem zobaczą przy linii bocznej jakiś faul, który umknął ich koledze, ale spalonych to już prawie wcale nie pokazują. Nalega się wręcz, żeby tego nie robili, co czasem potrafi być naprawdę frustrujące, szczególnie przy spalonych tak wyraźnych, że widać by je było nawet z odległości kilku kilometrów. Nie mylą się, ale puszczają akcje, które dawno powinny zostać przerwane i wszyscy na stadionie i przed telewizorami wiedzą, że nic by z nich ostatecznie nie było. A nawet jak już puszczą do końca, to i tak zdarza się, że potem VAR wykonuje sprawnego fikołka domagając się podyktowania jakiegoś przewinienia, a dopiero później – odwołania decyzji o uznaniu za przepisowe zagrania sprzed kilku chwil.
Przy wykorzystaniu technologii półautomatycznych spalonych wszystko staje się jednak bardziej przejrzyste i dzieje się po prostu o wiele szybciej. FIFA wylicza z dumą, że system wysyła dane do wozu VAR dokładnie 500 razy na sekundę, co z kolei pozwala na bardzo dokładne i szybkie wyznaczenie linii spalonego oraz sprawną decyzję o podyktowaniu takiego przewinienia. Nadal jest tu czynnik ludzki i to sędziowie decydują, czy wybrana stopklatka jest odpowiednia dla danej sytuacji lub czy zawodnik brał udział w akcji, ale najtrudniejsza część jest robiona de facto za nich.
No i najfajniejsze w tym całym zamieszaniu. System generuje przejrzystą, trójwymiarową animację, która w jasny sposób pokazuje widzom kto i jak był ustawiony na pozycji spalonej. Wygląda to trochę jak wizualizacje pokazujące ślad piłki w tenisie czy siatkówce, choć wszystko działa na większej liczbie zmiennych i wymaga naprawdę dogłębnej analizy boiskowych wydarzeń. Plus jest jednak taki, że wszystko widzimy jak na dłoni. Realizator meczu może nam pokazać, co się faktycznie stało, a nie zaprezentować wyrysowaną przez arbitrów płaską linię, która, zamiast rozwiewać wszystkie wątpliwości, często jeszcze potęguje poczucie zagubienia. I na domiar złego prowadzi do kolejnych błędów, a tych przecież chcemy się za wszelką cenę wystrzegać.
Sposób działania SAOT dokładnie wyjaśnia poniższy krótki film opublikowany przez FIFA:
Szybciej znaczy też lepiej
O całym systemie pisaliśmy też przed mistrzostwami świata w Katarze, więc wielu spostrzeżeń i informacji nie ma już sensu powtarzać. Rzecz w tym, że od tego czasu sprawdzono technologię w boju i faktycznie udowodniono, że to ogromny przeskok w dokładności podejmowanych decyzji. Wcześniej mogliśmy tylko bazować na zapewnieniach i prognozach, teraz już wiemy, że to po prostu działa.
Wprowadzenie SAOT we Włoszech wydatnie skróciło średni czas oceny pozycji spalonej z około siedemdziesięciu do ledwie dwudziestu sekund, minimalizując przy okazji liczbę błędów (władze ligi przekonują, że takowe udało się wręcz całkowicie wyeliminować) i ucinając dyskusje na temat decyzji arbitrów, którzy podpierają się nowoczesną technologią i ufają jej niemal bezgranicznie. Nie jest wykluczone, że wobec tego kiedyś doczekamy się nawet zmiany reguł gry i o spalonym nie będzie decydować sędzia, a system wskazujący pozycję zawodnika w określonym czasie. SAOT z narzędzia może stać się wyrocznią, bo do tego prowadzić musi sugerowanie arbitrowi decyzji.
Anglicy nie obawiają się przyszłości i idą w to jak w dym. Zakładają, że wraz z wdrożeniem tej względnie nowej technologii do Premier League uda im się, tak jak Włochom, poprawić jakość sędziowania i skrócić w pierwszym sezonie czas oczekiwania na decyzję o spalonym o trzydzieści sekund, lecz to jedynie plan na ten pierwszy sezon funkcjonowania nowej technologii. FIFA twierdzi, że docelowo decyzja może zapadać nawet w kilka sekund, ale to też przecież pierwsze kroki nowego systemu, wprowadzonego przez Serie A dopiero półtora roku temu.
– Płynność gry, spójność decyzji. Wprowadzenie SAOT już poprawia jakość sędziowania i nie ma co do tego żadnych wątpliwości – przekonuje Roberto Rosetti, Włoch i szef sędziów UEFA.
Wtóruje mu dyrektor generalny Serie A, Luigi De Siervo, który stwierdza również, że wprowadzenie nowej technologii wymuszone zostało czymś innym niż potrzeba podniesienia prestiżu rozgrywek o mistrzostwo Włoch: – Nasze stadiony trzeba będzie w pełni zaadaptować do końca października 2026 roku, w przeciwnym razie istnieje ryzyko, że część Euro 2032 zostanie nam odebrana – mówi De Siervo przywołując imprezę, którą Włosi będą organizować razem z… Turcją, która również wprowadziła niedawno SAOT. – Stanowi to wyzwanie, któremu musimy sprostać, to naprawdę ostatni dzwonek. W październiku 2026 roku UEFA przeprowadzi kontrolę i będziemy musieli wykazać, że posiadamy odpowiednie zaplecze technologiczne, umiemy je dobrze wykorzystać i wszystko działa tak, jak powinno.
A europejska federacja będzie oczywiście wymagać sprawnego systemu półautomatycznych spalonych na każdym stadionie, do czego warunkiem koniecznym jest posiadanie odpowiedniej infrastruktury technologicznej. Jesteśmy więc świadkami postępu, do którego Włochów i Turków wręcz popchnięto, a na który Anglicy zdecydowali się ostatnio sami.
Wprowadzenie SAOT = wzrost zaufania?
I mają pewne problemy z implementacją nowego systemu. Bogatsze kluby od dawna naciskały na włodarzy tych nieco biedniejszych, przekonując, że technologia półautomatycznych spalonych to must have. Ostatecznie udało się osiągnąć konsensus, ale działania mające na celu wprowadzenie SAOT do Premier League nadal pozostają w toku. Oznacza to, że nie udało się wyrobić na pierwsze ligowe spotkania i Anglicy szacują, że mecze obsługiwane przez system półautomatycznych spalonych zostaną rozegrane najwcześniej we wrześniu lub październiku. Dokładnej daty władze ligi nadal nie podały.
Wszystko oczywiście przez cały szereg przygotowań na obiektach wszystkich klubów biorących udział w rywalizacji o mistrzostwo Anglii – najpierw trzeba zdemontować technologię Hawk-Eye od byłego już dostawcy narzędzi do analizy pozycji spalonej, a później zamontować specjalistyczne kamery dostarczane w ramach technologii od Genius Sports. Nowy deal podpisany przez władze Premier League z firmą nie zdradza dokładnych kosztów wdrożenia i utrzymania systemu, ale mówi się, że każdy kolejny rok jego działania może być początkowo kosztowny, a sama implementacja bez wątpienia jest droższa od wprowadzenia na każdy obiekt systemu Hawk-Eye. To kosztowało Anglików około 250 tysięcy euro za każdy stadion. W sumie około 5 milionów euro plus koszty utrzymania w każdym kolejnym sezonie, a SAOT ma być systemem trochę droższym.
Nieco światła na koszty jego wprowadzenia może rzucić hiszpańska federacja, która przyznawała niedawno, że składka klubów La Liga na poczet ogólnie pojętego funduszu sędziowskiego może wzrosnąć właśnie z uwagi na technologię półautomatycznych spalonych, działającą od początku trwającego już sezonu. Z podawanych kwot można wnioskować, że sama implementacja systemu to koszt około 350 tysięcy euro na stadion, ale trudno ustalić jak wygląda podział wydatków w ramach składki i czy koszty nie zostaną po prostu rozłożone na kilka kolejnych lat. Dokładnych danych kosztowych SAOT na razie brak, ale bez wątpienia spłyną one do nas za rok czy dwa, gdy jasnym będzie, ile trzeba zapłacić za utrzymanie infrastruktury.
Mimo to, wszyscy niecierpliwie wyczekują nowej technologii, która, co widać już na przykładzie Włochów i imprez pod egidą UEFA, po prostu sprawia, że decyzje dotyczące spalonych są podejmowane na bazie tak samo dokładnych danych we wszystkich spotkaniach i budzą o wiele mniej kontrowersji. – Wprowadzenie półautomatycznej technologii spalonego powinno nie tylko zmniejszyć opóźnienia, ale także zwiększyć zaufanie do całego procesu – przekonuje dyrektor ds. piłki nożnej w strukturach Premier League, Tony Scholes. A zaufanie do sędziów jest chyba największym problemem ostatnich lat w piłce nożnej, o czym przekonujemy się także na własnym podwórku.
W Polsce często zastanawiamy się, jak można mieć do dyspozycji tyle kamer i powtórek, a i tak podejmować decyzje błędne, nierzadko wypaczające wynik meczu. Nigdy nie mieliśmy wielkiego zaufania do sędziów, także przez dawne afery korupcyjne, które ukształtowały w naszych głowach obraz arbitrów jako obrzydliwych drukarzy lub w nieco lepszym wypadku – ślepych nieudaczników. Trudno zatem budować na takich podwalinach autorytet sędziego, o którym kibice mają zwykle bardzo niskie mniemanie. Zaufanie do niego mógł więc podnieść wprowadzony do naszego kraju system VAR – narzędzie, które pozwala na dogłębną analizę sytuacji, choć nadal niczego arbitrom nie sugeruje. Coraz częściej okazuje się jednak, że kontrowersji nie można się wyzbyć i decyzja sędziego nadal jest po prostu decyzją sędziego, nawet jeśli ma ona poparcie w dogłębnej wideoweryfikacji.
Wraz z SAOT do gry wchodzi jednak system, który jest czymś więcej niż VAR. Arbiter korzystający z nowej technologii nie dostaje tylko dobrego widoku na boiskową sytuację – system podpowiada mu też jaką decyzję powinien podjąć. I choć eksperci – Howard Webb, Pierluigi Collina czy wspomniany wyżej Rosetti – przekonują, że cały ten SAOT jest tylko narzędziem i nadal wymaga weryfikacji sędziego, to w rzeczywistości postawiono już pierwszy krok w drodze do eliminacji autonomicznej decyzji arbitra, co widać po pierwszych miesiącach użytkowania systemu.
Na razie może to oznaczać… wzrost zaufania do decyzji sędziego. Z czasem jednak takie rozwiązania będą tylko utwierdzać nas w przekonaniu, że arbiter jest w całym tym systemie najsłabszym ogniwem i sposobem na podejmowanie najbardziej trafnych decyzji będzie po prostu całkowite oddanie się technologii. Jeśli trend się utrzyma, to tylko tak może wyglądać futbol przyszłości – szybciej podejmowane decyzje, dokładniejsze pomiary, eliminacja błędów.
Ale i brak osoby bezpośrednio odpowiedzialnej za decyzje, które nadal mogą budzić kontrowersje.
SAOT nie puka do naszych drzwi i nie jest już magiczną technologią testowaną na jakichś turniejach o czapkę gruszek czy wprowadzaną jako nowinka na mundial w Katarze. To chwalony ze wszystkich stron system, który zrewolucjonizował pracę arbitrów we Włoszech a zaraz szturmem weźmie boiska Premier League. Przyszłość sędziowania jest już z nami i tylko czekać, aż zawita także na polskie boiska. Zresztą im dłużej będziemy zwlekać z inwestycją, tym bardziej odjedzie nam świat, który już dawno nakreślił jedyną słuszną ścieżkę rozwoju użycia technologii w piłce nożnej. I z tej ścieżki raczej już nie zawróci.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- ZŁOTY BIZNES RAKOWA – OŚMIU CYFROM SIĘ NIE ODMAWIA
- WIKTOR BOGACZ DO RAKOWA CZĘSTOCHOWA? TAKI TRANSFER NA RAZIE SIĘ NIE WYDARZY
- PREZES POLSKIEGO KOMITETU OLIMPIJSKIEGO Z POLITYCZNEGO NADANIA – HISTORIA RADOSŁAWA PIESIEWICZA
Fot. Newspix / FIFA