Reklama

Nadprezes. Korona Kielce wpadła w polityczne bagno [REPORTAŻ]

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

13 sierpnia 2024, 09:07 • 22 min czytania 100 komentarzy

Korona Kielce od dawna jest poligonem politycznej walki, ale tak źle jak obecnie pod tym względem nie było jeszcze nigdy. Klub stracił głównego sponsora, prezesa, dyrektora sportowego i trenera. Nie będzie dotowany z miejskich środków i staje się zabawką w rękach niekompetentnych lokalnych polityków. Pełniący obowiązki prezesa Karol Jakubczyk nie jest nawet najważniejszym człowiekiem o nazwisku Jakubczyk w kieleckiej spółce. Takie miano przypada Maciejowi Jakubczykowi, jego bratu, radnemu z czteromiesięcznym stażem, który zebrał w wyborach samorządowych 1013 głosów. Tyle wystarczy, żeby czuć się panem i władcą kieleckiego klubu. Kręci się po gabinetach, chodzi na treningi, ogląda mecze z oficjelami, dogaduje sponsorów, pisze publicznie o poufnych danych, przyprowadza pracowników, dominuje brata, manipuluje faktami, atakuje, poucza źle piszących o Koronie dziennikarzy. W Kielcach mówią o nim żartobliwie „nadprezes”, chociaż to bardziej śmiech przez łzy.

Nadprezes. Korona Kielce wpadła w polityczne bagno [REPORTAŻ]

– Jest pan nadprezesem? – pytamy Macieja Jakubczyka.

– Nie jestem (śmiech). W Koronie nie ma takiego stanowiska.  A skąd w ogóle taki tytuł?

– Tak pana nazywają.

– Nie, nie jestem, nie jestem… (Jakubczyk nie może powstrzymać śmiechu). Przepraszam, rozbawił mnie pan. Mówiąc uczciwie – informacje o Koronie pozyskuję z prasy. Powtarzam dziennikarzom: „Drodzy państwo, wy macie większy wpływ na to, co się dzieje w klubie niż ja. To dzięki wam wiem, co się dzieje w Koronie”. Jestem charakterystyczną postacią w radzie miasta, zależy mi na Koronie, grałem w niej. Zawsze jeśli tylko mogę, chcę pomóc. Wystartowałem do Rady Miasta żeby realnie zmieniać Kielce na lepsze i poświęcam temu mnóstwo czasu. Może dlatego tak mnie nazywają?

Reklama

Nowy układ sił

Wiosenne wybory samorządowe całkowicie zmieniły polityczny krajobraz wokół Korony. Kiedy Bogdan Wenta zrezygnował z ubiegania się o drugą kadencję, kibice odetchnęli z ulgą. Legendarny trener piłki ręcznej, mówiąc delikatnie, średnio sprawdzał się jako polityk, a na koniec przygody z ratuszem podpadł trybunom, odsuwając nagle głównego sponsora od szefowania radą nadzorczą. Nową prezydentką miasta została Agata Wojda z Koalicji Obywatelskiej, która jest typowym politykiem z ideałami, merytorycznym, szanowanym, nieszukającym układów. Uparcie twierdzi, że zawodowy sport nie może być finansowany z miejskich pieniędzy, w przeszłości głośno sprzeciwiała się kroplówkom dla Korony, w trakcie kampanii wyborczej obiecywała, że za jej kadencji już nigdy ich nie będzie.

To rodzi problem, bo Korona wciąż jest przecież miejskim klubem, a bez finansowego wsparcia nie utrzyma się na powierzchni.

Wojda najchętniej oddałaby „złocisto-krwistych” w prywatne ręce. Po wyborach plotkowało się, że może to zrobić nawet za symboliczną złotówkę. Możliwe, że doszłoby do takiego scenariusza, gdyby nie pojawili się koalicjanci, którzy chętnie wzięli na siebie zajmowanie się klubem. Żeby sprawnie rządzić ratuszem, prezydentka potrzebowała poza wygranymi wyborami lojalnej rady miasta. A w niej układ sił rozłożył się następująco:

  • 10 mandatów – KO,
  • 10 mandatów – PiS,
  • 4 mandaty – „Perspektywy” Macieja Burszteina,
  • 1 mandat – Lewica.

Choć „Perspektywy” – skupione wokół lokalnego przedsiębiorcy, właściciela firmy Dafi – zebrały jedynie cztery mandaty, w praktyce mogły wybrać, która frakcja będzie miała większość. Padło na KO, z którą Bursztein i spółka weszli w koalicję. W ramach tej współpracy mają zajmować się Koroną, jednocześnie godząc się na to, że klub nie otrzyma już miejskiego wsparcia. W praktyce oznacza to tragiczną misję, która prawdopodobnie skończy się wyrżnięciem klubu o finansową ścianę.

W stolicy świętokrzyskiego mówią, że to polityczny majstersztyk ze strony Agaty Wojdy, dla której Korona mogłaby w zasadzie nie istnieć. Gdyby dopuściła do jej upadku – zostałoby jej to na zawsze zapamiętane. Gdyby dalej ją utrzymywała – zszargałaby swoje ideały. Oddając klub koalicjantom, odsunęła od siebie problem, bo jeśli drużyna spadnie w przepaść, głowa miasta po prostu umyje ręce, mówiąc, że to nie ona przecież rządziła spółką.

Zajmowanie się Koroną przypadło w tym układzie Maciejowi Jakubczykowi z „Perspektyw”. Radny przekonuje nas, że był najlepszym kandydatem – trenował w Koronie, aspirował do drużyny Dariusza Wdowczyka w czasach Kolportera, ocierał się o juniorskie reprezentacje Polski, a na palcu nosi obrączkę z wygrawerowanym napisem „Ola Korona”, bo poznał swoją małżonkę na stadionie. W Kielcach znany jest jako właściciel restauracji „Żółty Słoń”.

Reklama

Maciej Jakubczyk, fot. Jarosław Kubalski / Radio Kielce 

Brat na prezesa

O nastawieniu prezydentki Kielc do Korony niech świadczy fakt, że Łukasz Jabłoński, były prezes klubu, przez kilka tygodni próbował się z nią spotkać, żeby poinformować o rezygnacji ze stanowiska po sezonie, by miasto miało czas na znalezienie kogoś na jego miejsce. Zapraszał ją na mecze, proponował spotkania, aż w końcu zwyczajnie zwołał konferencję prasową, na której po prostu ogłosił swoją decyzję.

Choć Jabłoński wystartował w wyborach samorządowych z ramienia PiS, koalicja chciała pozostawić go na stanowisku i mocno rozliczać rękami nowej rady nadzorczej. W jej skład weszły dwie osoby z polecenia Agaty Wojdy – Krzysztof Hajdamowicz (prawnik) i Anna Wierzchowska (także prawniczka, współpracująca już w przeszłości z klubem) oraz dwie z nadania „Perspektyw” – Karol Jakubczyk (prawnik, brat Macieja) i Ewelina Włodarczyk (prowadzi biuro rachunkowe, startowała w wyborach z list Burszteina, do polityki wciągnął ją Maciej Jakubczyk, o czym sama pisała na Facebooku). Nietrudno wyczuć, kto w tym układzie najmocniej pociąga za sznurki.

Gdy Korona została nagle bez prezesa, ten bardziej polityczny z Jakubczyków (Maciej) zaproponował na to stanowisko swojego brata będącego już w radzie nadzorczej. Środowisko kibiców, mocno związane z Jabłońskim, szybko zaakceptowało ten wybór – było o tyle łatwiej, że drugi Jakubczyk (Karol) jako adwokat bronił w sądzie członków ich stowarzyszenia i generalnie cieszy się w Kielcach raczej dobrą opinią. Zasiadł na stołku na trzy miesiące jako „pełniący obowiązki prezesa” i rozważa wzięcie udziału w konkursie o posadę w pełnym wymiarze. Karol i Maciej są jak ogień i woda. Karol jest stonowany i nie szuka poklasku, Maciej uchodzi za ekscentryka, którego wszędzie pełno i który często zabiera głos, nawet gdy nikt go o nie nie pyta. Maciej zarzeka się, że to nie jest mu na rękę, by jego brat szefował Koronie Kielce.

Maciej Jakubczyk: – Trzy razy w tygodniu mu powtarzam, żeby zrezygnował i nie ubiegał się o posadę prezesa. Jest fantastycznym adwokatem, jednym z lepszych w Polsce w sprawach karnych. Dobrze mu się żyje. Nie wiem, jakie ma wynagrodzenie, ale podobno niższe o czterdzieści procent od poprzedniego prezesa. Ja radnym będę przez pięć lat. Traktuję to jak misję. Chcę zrobić dużo dobrego w Kielcach. Odradzam mu ten temat, żeby nie toczyć takich rozmów jak ta teraz. On musi słuchać, że ja jestem nadprezesem, a ja się muszę tłumaczyć, że nim nie jestem. Oboje jesteśmy kompetentnymi osobami i to chyba nie jest powód do wstydu. To nie nepotyzm. Karol też był zawodnikiem Korony, trzeba było pilnie znaleźć prezesa, w ciągu tygodnia… Spadł pani Agacie Wojdzie jak z nieba. To tymczasowe stanowisko i nie mam najmniejszego parcia na to, żeby brat został prezesem na stałe. Karol, decydując się na stanowisko pełniącego obowiązki prezesa, również potraktował to jako misję. Zależy mu na Koronie i jest jej wiernym kibicem. Nie robi tego dla pieniędzy…

Karol Jakubczyk

Rezygnacja Suzuki

Największym problemem prezesa Karola Jakubczyka zdaje się być… właśnie jego brat, któremu ten jest uległy. Radny potrafi wejść do gabinetu podczas oficjalnego spotkania i czuć się w nim bardzo swobodnie. Niekiedy to on prowadzi rozmowy zamiast Karola. W prywatnych rozmowach prezes Korony narzeka, że nie ma wpływu na brata. Ten regularnie bywa w klubie, na treningach, lobbuje i szeroko komentuje wszystko, co dzieje się w Koronie.

– Jak często bywa pan w klubie?

Maciej Jakubczyk: – Ostatnio byłem pięć dni temu (rozmawiamy 5 sierpnia – red.).

– A na przestrzeni ostatnich dwóch tygodni?

– Dwa, trzy razy. Jestem przewodniczącym Komisji Nieruchomości i Ładu Przestrzennego, podlega pod nią stadion Korony, dlatego tam jestem. Przed meczem z Legią obiekt był w opłakanym stanie. Miejski ośrodek podlegający pod moją komisję nie posprzątał go. Przyjechałem więc i pomagałem sprzątać, bo stadion był obsrany przez gołębie w stopniu skandalicznym. Byłem tam od siódmej rano do dwudziestej, aż będzie czysto. Tyle mogłem zrobić dla Korony. Każdy później poczuł się dobrze przywitany na tym meczu. Na nic innego nie mam wpływu w klubie. To chyba dobrze, że jest osoba, której się chce i która dba, żeby stadion nie podupadał dalej? Ostatnio został odmalowany korytarz. Jako radny mogę z tym pomóc, bo nikt się wcześniej tym nie zajmował. A to najstarszy z tych najnowszych stadionów, więc pewne rzeczy już nie domagają.

Mecz z Motorem Lublin Maciej Jakubczyk oglądał z loży wraz z oficjalną delegacją klubu. Kiedy Łukasz Jabłoński przyszedł tam w przerwie meczu, żeby się przywitać, usłyszał od radnego bezczelną wiązankę. Klimat tego meczu był specyficzny. Dyrektor sportowy kieleckiego klubu, Paweł Tomczyk, znalazł się pod ostrzałem kibiców z dwóch stron. Miejscowi wywiesili transparent: „Paweł Tomczyk – Kapusiu. Pozwałeś własny klub”, nawiązując do słynnej afery z Goncalo Feio, przyjezdni poprawili płachtą „Paweł Tomczyk konfidencie wypierdalaj” i obrażali działacza wulgarnymi przyśpiewkami, co miało być spowodowane pożegnaniem Kamila Kuzery już po drugiej kolejce.

Kiedy Jabłoński pojawił się w loży Korony, Maciej Jakubczyk w jednoznaczny sposób zasugerował, że to były prezes Korony jest odpowiedzialny za wywieszenie transparentu w sektorze kieleckich kibiców. Jabłoński mocno się zdziwił i opuścił lożę, czując, że nie jest w niej mile widziany. Całe zajście przyjęto z dużym niesmakiem – bo co ma były prezes, który przyjechał w prywatnym czasie na mecz, do obraźliwego transparentu kibiców? Wszyscy wiedzą przecież, że Kuzera to dla kieleckich fanatyków ikona. Chodził w kibicowskim kominie, ma wytatuowany herb klubu, jeździł potajemnie na wyjazdy z Koroną, będąc… piłkarzem Wisły. Trybuny nie muszą stawać za nim z czyjegoś polecenia. 

Korona ma jednak większe problemy niż gabinetowe aferki. Nie dość, że klub ma radzić sobie bez miejskiej kroplówki, to jeszcze rozpoczął sezon od rezygnacji głównego sponsora. Obecność firmy Suzuki przy „złocisto-krwistych” już w lutym stanęła pod dużym znakiem zapytania. To wtedy Bogdan Wenta postanowił usunąć Piotra Dulnika, prezesa polskiego oddziału firmy, z funkcji prezesa rady nadzorczej, żeby w ten sposób zagrać na nosie Łukasza Jabłońskiego, z którym toczył konflikt (nowi ludzie w radzie nadzorczej mogli w każdej chwili go zwolnić). Kielecki biznesmen uniósł się wówczas honorem i zrezygnował z obecności w radzie nadzorczej, a po sezonie miał podjąć decyzję, czy dalej chce wspierać finansowo Koronę.

Wybory przyniosły jednak nowe rozdanie, Dulnik dalej zamierzał pomagać Koronie i z takim nastawieniem zasiadł do rozmów z Karolem Jakubczykiem. W trakcie tych rozmów – w dużej mierze przez cały polityczny klimat wokół Korony – zniechęcił się i finalnie podziękował za dalszą współpracę. Suzuki jest mecenasem polskiego sportu – wspiera pierwszą ligę, piłkę ręczną, zastanawia się nad ulokowaniem wolnego budżetu po współpracy z kieleckim zespołem w innych klubach Ekstraklasy. Trudno nie przeceniać roli tego sponsora w odbudowie klubu. Kiedy Korona została odbita z rąk niemieckich właścicieli w 2020 roku, japońska firma zapewniała aż trzydzieści procent budżetu, w ogólnym rozrachunku była przy klubie sześć lat, wpompowała w niego kilkanaście milionów, sam Dulnik uchodzi za jedną z najważniejszych osób przy akcji ratunkowej.

Kiedy rozmowy zostały zerwane, politycy zakulisowo obrzydzali firmę Suzuki, przekonując środowisko wokół Korony, że w zasadzie nie ma czego żałować, bo klub zasługuje na lepszego partnera. Rozpowiadano w kuluarach, że poprzedni sponsor gwarantował „marne” dwa miliony złotych i kogoś takiego bez problemu można znaleźć. To nic, że na miejsce Suzuki jeszcze nikogo nie znaleziono, a pieniądze oferowane przez japoński koncern to zupełnie normalna, rynkowa stawka. Poza wsparciem finansowym firma przekazywała klubowi do dyspozycji flotę samochodów. Akcja obrzydzania przeniosła się także na Facebooka Macieja Jakubczyka…

– Cytuję: „wasze wsparcie samochodowe kosztowało 600 tysięcy netto rocznie za szrot w manualu”. Jak mam to interpretować?

Maciej Jakubczyk: – Dla mnie to jest skandal, żeby tak oszukiwać opinię publiczną!

– W jaki sposób ta współpraca kosztowała Koronę 600 tysięcy rocznie? Wsparcie od sponsora miało być dla klubu kosztem? Przecież to niedorzeczne.

– W kuluarach sportów motorowych pan Dulnik jest charakterystyczną postacią o wielu pseudonimach, niektórych nawet śmiesznych. Pewnie robi wiele dobrego, ale na pewno jest kontrowersyjny. Ja też jestem kontrowersyjny, żeby nie było. Niektórymi rzeczami sam się chwalił w przestrzeni publicznej. Ja nie mam wglądu do dokumentów, mimo że jako radny mógłbym o niego poprosić. Nigdy nie widziałem żadnej umowy, nie byłem przy podpisywaniu, nie interesowało mnie to. Za to wiem, co pan Dulnik i ludzie mówią w przestrzeni sportu, bo to zamknięty krąg. Będzie audyt, zostanie upubliczniony, będzie można zobaczyć, jak odbywały się poszczególne sprawy w Koronie Kielce. Mam nadzieję, że nie wyjdzie w nim nic niepokojącego.

– No dobrze, ale pan napisał publicznie jeszcze przed audytem, że Koronę wsparcie Suzuki kosztowało 600 tysięcy netto.

– Ale to jest jakaś tam losowa kwota. Dulnik udzielił ostatnio wywiadu. Szczerze, nie czytałem go dokładnie, ale on chyba się między słowami przyznał…

– Jak to losowa kwota? Nie rozumiem, wytacza pan tak mocne oskarżenie, a teraz mówi, że to losowa kwota?

– Biorę odpowiedzialność za ten wpis. Skasowałem go ze względu na dobro klubu, ponieważ ja takiej informacji nie posiadam. Jeśli pan chce, może pan powiedzieć, że sfarmazoniłem. Popełniłem błąd, że to napisałem. Ten wpis był niepotrzebny, nawet jeśli prawdziwy, nie posiadam żadnych dokumentów, żeby to potwierdzić. Od tego jest audyt. On wszystko wyjaśni. Teraz mogę się posługiwać jedynie plotkami. Jeśli będzie taka konieczność i np. pana artykuł postawi mnie w niekorzystnej sytuacji, to wniosę jako radny o udostępnienie mi tej umowy oficjalnie. Wyjdzie prawda.

– Nowe auta Suzuki to „szrot w manualu”?

– Mam taki sposób wypowiedzi. Jeśliby pan chciał, żebym porównał jakość aut, którymi jeździli piłkarze i pracownicy klubu z tymi, którymi jeżdżą teraz, byłoby to nieprofesjonalne. Chce pan, żebym oceniał jakość samochodów? To jak wyglądały, poniszczone i pozostawiane na parkingach? Czy ta debata wniesie cokolwiek poza kontrowersjami? Jeśliby pan chciał spytać, czy wynajem takiego auta za pięć tysięcy złotych miesięcznie jest adekwatny – to przykład, bo ja nie wiem, ile kosztował – to za pięć tysięcy złotych wynająłby pan trzy razy lepsze auto. Ja wszystko jestem w stanie udowodnić, tylko po co? To już było, idziemy dalej, natomiast jeśli będzie trzeba, chętnie tego dowiodę.

– Wydaje mi się jednak, że Korona nie płaciła za samochody, które otrzymała od sponsora…

– To by się pan zaskoczył! W tym cały problem.

Suzuki rzeczywiście wystawiało Koronie fakturę za przekazanie samochodów. Równolegle Korona wystawiała fakturę firmie Suzuki, która zwracała klubowi środki. Dwa podmioty nie mogą przekazywać sobie towarów bądź usług i ich nie fakturować.

Tak działa barter.

Sponsorzy

Maciej Jakubczyk straszy, że po audycie wszyscy poznają prawdę o Koronie Kielce. W domyśle – że wszyscy dowiedzą się, jak źle zarządzana była w poprzednich latach. Sugeruje nam wstrzymanie się z tekstem do wyników rewizji. Za kieleckim klubem naprawdę niezłe lata – odbudował się, wrócił do Ekstraklasy, dwa razy się utrzymał, wyszedł z wielu długów (choć wciąż ma ponad dziesięć milionów zobowiązań), ustabilizował swoją pozycję, zdobył zaufanie kibiców, którzy tłumnie przychodzą na mecze. Jakubczyk uważa jednak, że przy Ściegiennego działo się bardzo źle.

Po rezygnacji Suzuki politycy zapewniali, że w miejsce byłego sponsora wskoczy Dafi, czyli firma Macieja Burszteina. Ba, nie tylko wskoczy, ale jeszcze przebije „marne” dwa miliony oferowane przez poprzedników. O nawiązaniu współpracy mówiono już nawet na konferencji prasowej. Kiedy przyszło co do czego, producent filtrów do wody zaproponował około 200 tysięcy złotych rozłożone na dwanaście rat. Do współpracy ostatecznie nie doszło, ale z jeszcze innego powodu – samorządowcy nie wiedzieli, że zasiadając w radzie miasta, nie mogą wchodzić we współpracę z miejskimi spółkami, nawet jeśli jest ona oparta na sponsoringu. To po prostu nielegalne. Polityczni świeżacy musieli się ze wszystkiego wycofać.

Dlaczego wciąż nie znalazł się główny sponsor?

Maciej Jakubczyk: – Lato jest zawsze trudnym okresem na szukanie sponsorów. Powiem brutalnie – bogaci ludzie są aktualnie na swoich jachtach.

I dalej: – Uważam, że w Koronie powinna być wprowadzona filozofia z Iskry Kielce – lepiej mieć wielu mniejszych sponsorów niż jednego dużego, który jak się wycofa, to wszystko się wali. Fajnie mieć kilka nóg. Sam pomogłem już załatwić z pięciu sponsorów – mam na myśli przedłużenie umów albo zwiększanie pomocy. Jestem przedsiębiorcą i mógłbym wymieniać nazwy firm, ale chyba nie o to chodzi. Nie liczymy, że sponsorzy sami się znajdą, bo sami to znajdą się raz na tysiąc lat. Jako miasto ciężko pracujemy nad tym, żeby pozyskać zewnętrznego sponsora, bo my nie zagłosujemy za dofinansowaniem Korony z budżetu miasta. Kielc na to nie stać. Skoro tak mówię oficjalnie, to muszę zrobić wszystko, żeby w ogóle do takiego głosowania nie doszło. To część mojej misji jako radnego.

Maciej Jakubczyk na otwarciu sklepu kibica Korony

Jakubczyk załatwia nie tylko sponsorów, ale też pracowników. To on przyprowadził do Korony Michała Sołtysiaka, który miał zajmować się marketingiem w miejsce Darii Wollenberg. Mowa o człowieku, który nie ma pojęcia o piłce i który pracował ostatnio przy kampanii wyborczej Prawa i Sprawiedliwości. Sołtysiak spędził w klubie kilka dni, spotykał się z pracownikami, obiecywał im podwyżki, ale gdy o jego działalności dowiedziała się Agata Wojda, zażądała natychmiastowego wyrzucenia go z klubu ze względu na powiązania polityczne. Kompetencje nie decydowały więc ani o jego nominacji, ani o storpedowaniu jego kandydatury. Po jego epizodzie pozostali jedynie zawiedzeni pracownicy, którzy uwierzyli, że będą więcej zarabiać. 

Piwo w urzędzie miasta

Jakubczyk jest co najmniej ekscentryczną postacią. W zakulisowych rozmowach w urzędzie miasta nie krył się z tym, że „namawia brata na wypierdolenie Kuzery”. Na oficjalnym posiedzeniu komisji ładu przestrzennego wyciągnął sobie… bezalkoholowe piwo.

Przy pomocy napojów załatwia też interesy. Na przykład oblewając nimi stojącego za barem sześćdziesięciolatka…

Z kolei kielecki społecznik, Tadeusz Buczyński, oskarżył go niedawno o „szarpanie i podduszanie”…

Ludzie twierdzą, że Jakubczyk jest impulsywny. Komentuje wszystko, co jest związane z Koroną. Zabiera swoje zdanie na temat meczów, odejścia trenera czy artykułów dziennikarzy. 

 

 

 

 

 

 

 

Jednym z jego najlepszych postów jest ten o sparingu z Piastem Gliwice. Korona podała do mediów inny skład niż zagrał w rzeczywistości, żeby zmylić pierwszego rywala w lidze. Radny dokonał sabotażu tego sprytnego manewru.

W rozmowie z nami twierdzi, że krytyczne głosy wokół jego osoby to sprawa opozycji, która mści się na niego, bo straciła dostęp do lóż VIP.

Maciej Jakubczyk: – Niestety, ale muszę to powiedzieć, zabraliśmy osobom związanym z radą miasta dostęp do lóż, który wcześniej mieli za darmo. Nie mają już cateringu czy zniżek na bilety. Żaden radny, nieważne z jakiej partii, nie może być uprzywilejowany na tyle, żeby dostawać coś od klubu. Nie są zapraszani, stracili wpływy, taka jest smutna prawda.

– Wyklucza pan, że ktoś krytykuje pana z innych powodów niż utrata miejsca w loży VIP?

– Tak, wykluczam. Jestem o tym całkowicie przekonany. Polityka, szczególnie w naszym mieście, stała się obrzydliwa.

Dzwonimy do radnego z obecnej i poprzedniej kadencji, a przy okazji kandydata na prezydenta Kielc z drugiej tury ostatnich wyborów.

– To prawda, że krytykuje pan Macieja Jakubczyka, bo zabrał wam dostęp do miejsc VIP-owskich?

Marcin Stępniewski: – To ciekawe, bo przecież sam Maciej Jakubczyk proponował mi miejsce na VIP-ie, ale odmówiłem, bo co roku kupuję sobie swój karnet w sektorze rodzinnym bez żadnych zniżek i nie muszę później z niczego się tłumaczyć. Jeśli go krytykuję, to z innych powodów. Wystarczy zobaczyć, co się dzieje w Koronie.

Jakubczyk pyta nas, czy możemy wstrzymać się z publikacją. Wskazuje, że „Koronie potrzebny jest teraz spokój”, a nasz tekst może go zmącić. Apeluje przy tym do naszej „dziennikarskiej dobroci”. Zdarza mu się dzwonić do kieleckich dziennikarzy, pouczając ich na temat pisania artykułów.

Prosi nas: Mam do pana taką prośbę, jak do człowieka, żeby weryfikował pan to, co piszą kieleccy dziennikarze. Jeden z nich jest pracownikiem mojego kolegi, ale z racji tego, że jestem profesjonalny, rozumiem niezależność mediów i nie wpływam na nie, nie ingeruję w treści. Szanuję wolność prasy, ale media nie powinny mieć pokus, by kreować alternatywną rzeczywistość, tylko stać na straży rzetelnego przekazu.

Ów „pracownik kolegi”, Damian Wysocki z portalu „wKielcach.info” mówi: – Bardzo szybko zostałem „zaatakowany” o to, co napisałem o decyzji Suzuki. Razem z Rafałem Szymczykiem jako pierwsi poinformowaliśmy o zakończeniu współpracy, czysto newsowo. Zostało to sprawdzone w dwóch bardzo pewnych źródłach. Radny widocznie wiedział więcej i zaczął dyskredytować wkład dotychczasowego sponsora strategicznego. Czy słusznie? Po wywiadzie Piotra Dulnika dla Radia Kielce, to chyba pytanie retoryczne. Pojawił się nawet dedykowany post na jego profilu, na którym zostałem „posądzony” o to, że nie wierzę w ten projekt. Odpowiedziałem w komentarzu, co o tym myślę. Po wymianie zdań wpis został skasowany. Niedawno odebrałem też od niego telefon z informacją o tym, że podaje nieprawdziwe informacje dotyczące rozmów z trenerami. Nieprzyjemny, ale nie chcę wchodzić w szczegóły. Skończyło się na odpowiedzi z mojej strony, że nie życzę sobie takiego sposobu rozmowy. Poinformowałem też, że nigdy nie odbiorę już od niego telefonu.

Odejście Pawła Golańskiego i Łukasza Jabłońskiego

Korona Kielce, Łukasz Jabłoński, Piotr Dulnik, Paweł Golański

Najsmutniejsze dla Korony, że te wszystkie gierki odbijają się na jej strukturach. W Kielcach nie ma już Pawła Golańskiego, świetnego dyrektora sportowego, nie ma też Łukasza Jabłońskiego, równie dobrego prezesa. Obu wykończyła miejska polityka.

Najpierw wytłumaczymy wam, dlaczego z Kielcami pożegnał się pierwszy z nich.

Mimo że Korona utrzymała się w lidze rzutem na taśmę, Paweł Golański zdecydował o pożegnaniu Kamila Kuzery po sezonie. W klubie uznano, że ten wypalił się jako trener. Przerastała go krytyka, nie miał świeżych pomysłów, nie chciał się uczyć angielskiego, co było problematyczne przy zespole opartym na obcokrajowcach. Władze Korony podsunęły w trakcie sezonu szkoleniowcowi pomysł zatrudnienia do sztabu Wojciecha Makowskiego, byłego asystenta Macieja Skorży, który miał spojrzeć na drużynę świeżym okiem, podpowiedzieć i wspomóc z angielskim, ale Kuzera storpedował tę możliwość. W klubie żartowali, że skład w Kielcach wybierają markery zmęczeniowe, bo w pewnym momencie trener Korony sugerował się wyłącznie nimi, co podawało w mocną wątpliwość jego warsztat. Małżonka szkoleniowca wydzwaniała ponadto do pracowników klubu, żeby ci usuwali z Facebooka krytyczne komentarze, co wskazywało na nietrzymanie ciśnienia. 

Nie tylko klub, ale i sam Kuzera stracił wiarę w swoją pracę. Stało się to po meczu z Pogonią w marcu, po którym kibice wpadli do szatni kieleckiego klubu, po tym jak piłkarze nie podziękowali im za doping. Kuzera – jako trener i jednocześnie człowiek z trybun – stanął wtedy między młotem a kowadłem i rozważał rezygnację ze stanowiska. Później gra zespołu kompletnie się posypała i dla władz klubu stało się jasne, że kolejny sezon należy rozpocząć z innym szkoleniowcem. Kuzery nie uratowało nawet spotkanie ostatniej kolejki w Poznaniu, po którym Korona się utrzymała. Mimo pozostania w lidze działacze nosili się z zamiarem zatrudnienia Roberta Kolendowicza z Pogoni Szczecin. 

Co zadecydowało o pozostawieniu trenera na stanowisku? Wizyta w urzędzie miasta. Bartłomiej Zapała (wiceprezydent Kielc) oraz bracia Jakubczyk zaprosili do ratusza na osobne spotkania Golańskiego i Kuzerę właśnie. Dyrektor sportowy wyznał wówczas, że chce rozpocząć sezon z nowym szkoleniowcem. Kiedy doszło to do trenera, ten wygłosił w urzędzie litanię brudów na Golańskiego, by przekonać w ten sposób polityków i prezesa do tego, że pozbywają się nie tej osoby, której powinni. Decydenci zawierzyli Kuzerze i postanowili bezpodstawnie wykopać z klubu dyrektora sportowego. I choć szkoleniowiec uratował w ten sposób posadę, to stracił szacunek wielu pracowników klubu.

W efekcie zaufania do Kuzery wystarczyło na dwie kolejki. Nowe władze jeszcze przed startem ligi wyczuły, że trener gra pod siebie, a nie drużynowo. Kiedy przed meczem z Legią skrytykował letnie ruchy kadrowe słowami „to nie są topowe transfery, to są uzupełnienia”, stało się jasne, że będzie musiał opuścić klub. Przy Ściegiennego odebrano to jako tworzenie alibi do kolejnych porażek. Przegrywając następne mecze, szkoleniowiec mógłby powiedzieć – a co ja mogłem zrobić z tym składem? Wypowiedź trenera była o tyle dziwna, że – jak słyszymy od pracowników – ten zaakceptował każdego z zawodników, którzy dołączyli do klubu. Kiedy Tomczyk zaczął rozpytywać wolnych szkoleniowców o pracę w Koronie, Kuzera szybko się o tym dowiedział i przyszedł do klubu, żeby uprzedzić ruch. Złożył rezygnację. Miał zostać zwolniony na drugi dzień.

Oto wypowiedź, która pogrążyła kieleckiego trenera:

Czyli…

  • wyrzucono dobrego dyrektora sportowego, bo kogoś w tym konflikcie trzeba było wybrać,
  • wiara w Kuzerę potrwała dwa tygodnie.

Istny cyrk.  

O ile Golański chciał dalej pracować w Kielcach, o tyle Łukasz Jabłoński sam zrezygnował ze swojej funkcji. Były prezes już w momencie podjęcia decyzji o starcie w wyborach do sejmiku województwa wiedział, że to jego ostatni sezon w Koronie. Działacza wykończyły nieustanne przepychanki o pieniądze. Zmęczony prezes ustalił przed zeszłym sezonem z radnymi dokładną kwotę, jaka zostanie przelana do klubu w trakcie sezonu, co później spisano w oficjalnym liście intencyjnym. Stworzył więc budżet w oparciu o ten dokument, a podczas rozgrywek okazało się, że radni nie chcą wywiązać się z obietnicy, bo miasto ma inne wydatki. To przelało czarę goryczy – Jabłoński został z podpisanymi kontraktami, musiał przelewać pensje zawodnikom, a nie miał z czego.

Podobnych scenek było znacznie więcej. Kiedy w lutym i marcu 2022 roku miasto nie miało środków, firmy motoryzacyjne kierowane przez Jabłońskiego pożyczyły Koronie 2,5 miliona złotych. Były prezes zgodził się na taki gest, bo klub musiał szybko opłacić zobowiązania. Bogdan Wenta obiecał wtedy działaczowi, że ratusz odda obie pożyczki w kwietniu, czyli dosłownie za chwilę. Finalnie oddał je… ponad rok później. Jabłoński chciał dobrze, wychylił się, a w efekcie omal nie zostały położone jego firmy, które przez przedłużającą się spłatę pieniędzy znalazły się o włos od poważnych tarapatów (ze szczegółami opisywaliśmy je w tym reportażu).

Poligon polityczny to zło 

Maciej Jakubczyk nie jest jedynym politykiem przyklejającym się do Korony. Innym jest Piotr Rogula, który pochwalił się w internecie tym, że negocjował kontrakt z Pau Restą, hiszpańskim obrońcą, który nie zagrał w lidze jeszcze ani minuty. Rogula jest wiceprezydentem Kielc, na stołek zarekomendowała go frakcja „Perspektywy”.

Polityk wrzucał do mediów społecznościowych zdjęcia z piłkarzem i jego agentką, zanim ci podpisali kontrakt z Koroną. Podkręcał napięcie hasłem „stay tuned”. Po prezentacji Hiszpana pisał o odbyciu „spotkania w sprawie piłkarza”. Jak słyszymy – polityk w rzeczywistości nie załatwiał tej transakcji, chciał jedynie podpiąć się pod transfer, żeby stworzyć wśród kibiców wrażenie, że to on teraz pociąga za sznurki. Rogula oczywiście nie jest żadnym działaczem piłkarskim – pracował w miejskiej spółce Port Lotniczy Kielce (spółka miała budować lotnisko pod Kielcami, ale pomysł upadł), działa w Miejskim Przedsiębiorstwie Komunikacji, jako wiceprezydent ma zajmować się gospodarką komunalną i zielenią miejską. Choć Pau Resta nie otrzymał jeszcze szansy od żadnego z trzech trenerów prowadzących w tym sezonie Koronę, zaproponowano mu pensję w kwocie 11 600 euro miesięcznie, która w przyszłym sezonie ma jeszcze urosnąć. 

Całkiem dużo tych historii jak na ledwie kilka miesięcy z życia kieleckiego klubu. Rogula to w tym bagienku jednak tylko postać epizodyczna. Za sznurki pociąga Maciej Jakubczyk, który nawet nie kryje się ze swoją działalnością wokół Korony, choć sam jest przekonany, że wykonuje pożyteczną pracę i próbuje odpolitycznić klub. Nie budzi zaufania. Lawiruje, manipuluje, kłamie, wybiela się, zakrzykuje rzeczywistość.

Maciej Jakubczyk:To bardzo duże zło, kiedy drużyna piłkarska staje się poligonem politycznym. Mówię to jako polityk, ale bezpartyjny. Klub sportowy powinien być zupełnie apolityczny. W trakcie wyborów grano Koroną, wieszczono, że zostanie zniszczona. To było bardzo słabe. Ja naprawdę jestem z Koroną od lat. I, niestety, w ciągu ostatnich dwóch lat klub ten został bardzo upolityczniony…

– Skoro polityka szkodzi piłce nożnej, to dlaczego pan jako radny tak mocno angażuje się w Koronę Kielce? Pana działalność nie szkodzi?

– Ja nie robię polityki, bo ja za pięć lat nie muszę być radnym. Wystartowałem, bo miałem bardzo duży nacisk społeczny, jestem twardą i gruboskórną osobą. Startowaliśmy jako bezpartyjni, udało nam się zrobić fantastyczny wynik. Możemy decydować o tym, kto będzie rządził w Kielcach. Ja nie wpływam na decyzje, jakie zapadają w Koronie, tylko na tyle na ile mogę jako radny, chcę jej pomóc. Moje wsparcie nie jest „polityczne” i nie mam w tym żadnego ukrytego celu, może takie jest wrażenie dziennikarzy.

W stu procentach zgadzamy się z tym, że polityczny poligon wokół Korony nie przynosi jej niczego dobrego.

WIĘCEJ O KORONIE KIELCE: 

Fot. własne / Jarosław Kubalski (Radio Kielce) / newspix.pl / FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

100 komentarzy

Loading...