Reklama

Jak gwiżdżą, tak piją. Frankowski z Musiałem zniszczyli znak i swoje kariery

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

06 sierpnia 2024, 15:13 • 4 min czytania 155 komentarzy

Kojarzycie tę scenkę z „Chłopaków z Baraków”, gdy Ricky opowiada, jak to urwał mu się film na balecie, ale wstał rano i ogarnął, co trzeba, bo tak wygląda odpowiedzialność? Okazuje się, że polscy sędziowie postanowili zainscenizować ją w wyjątkowo wierny sposób w Lublinie. Tylko odpowiedzialności, niestety, zabrakło.

Jak gwiżdżą, tak piją. Frankowski z Musiałem zniszczyli znak i swoje kariery

Bartosz Frankowski parę razy sędziował tak, że można było się zastanawiać, czy aby na pewno niczego przed meczem nie wychylił. Ale wiadomo: to jakieś uszczypliwości, podśmiechujki, żarciki. Nikt nie zakładał przecież, że na najwyższym poziomie, w dodatku w tak nietypowym zawodzie jak arbiter piłkarski, można po prostu zachlać i zawalić pracę.

Nie chodzi tu o wielkie zaufanie do polskich sędziów, a o IQ na poziomie wyższym niż śladowe.

„TVP Sport” informuje jednak, że panowie z gwizdkiem postanowili się rozerwać w sposób wyjątkowo nierozważny. Wyznaczeni do wtorkowego spotkania eliminacji Ligi Mistrzów jako VAR-owcy (w Lublinie o te rozgrywki walczą Dynamo Kijów i Rangers FC) Bartosz Frankowski i Tomasz Musiał wieczór skończyli na mieście, co skończyło się „kradzieżą znaku drogowego i przemieszczaniem się z nim w kierunku jednej z galerii handlowych”.

Mówiąc krótko: nabzdryngoleni sędziowie — wraz z niewymienionym przez „TVP Sport” kumplem Mikołajem, pnącym po szczeblach kariery lokalnym arbitrem — zapieprzyli znak, zostali przyłapani przez policję i spędzili noc na wytrzeźwiałce. Zamiast hymnu Champions League zagrali im co najwyżej „Czarny chleb i czarna kawa” Strachów na Lachy.

Reklama

Bartosz Frankowski i Tomasz Musiał zniszczyli znak drogowy po pijaku

Sytuacja brzmi kuriozalnie, ale dziennikarzom „TVP Sport” prawdziwość zdarzenia potwierdza lubelska policja. Faktycznie, przed drugą w nocy trzech pijanych w sztok facetów szło ulicą ze znakiem drogowym. Artykuł 85 Kodeksu Wykroczeń, interwencja funkcjonariuszy, badanie alkomatem. Każdy z zaangażowanych w zuchwały rajd śmiałków miał we krwi powyżej 1,5 promila alkoholu.

Tomasz Musiał wykręcił ok. 1,8 promila.

Bartosz Frankowski zanotował ok. 1,7 promila.

Mikołaj Kostrzewa, najmniej znany z całej trójki, według naszych informacji ledwie przekroczył wspomniany przez policjantów próg – 1,5 promila.

Według szacunków portalu „Alkopatrol.pl” po dziesięciu godzinach imprezowicze powinni być już czyści, więc obrazki na ekranie VAR nie byłyby w ich przypadku podwójne czy potrójne. Gdyby nie ten przeklęty znak drogowy, sprawy być może nikt nigdy by nie wychwycił. Po mieście krążyłyby co najwyżej legendy o tym, że ktoś, kiedyś, gdzieś balujących arbitrów widział, ale ci jak gdyby nigdy nic sędziowaliby — w roli VARowców, jednak to przecież też sędziowie — mecz, którego stawką jest parę baniek euro.

Dlatego odłóżmy na chwilę żarty o tym, że piją tak, jak gwiżdżą. PZPN już zdążył wydać komunikat o tym, że jeśli zarzuty się potwierdzą, sędziowie stracą kontrakty zawodowe, a Komisja Dyscyplinarna dołoży kolejne kary. UEFA rzecz jasna podmieniła już duet z wytrzeźwiałki na nowych arbitrów. Kolejnych spotkań na europejskim poziomie też więc nie zobaczą: według protokołu europejskiej federacji MD-1 to normalny dzień pracy, taryfy ulgowej nie będzie.

Reklama

Popijawa na Lubelszczyźnie zniszczy kariery sędziów międzynarodowych, czyli — jakkolwiek byśmy ich nie oceniali — elity nie tylko krajowej, lecz kontynentalnej. Pobłażania nie będzie, zwłaszcza że całkiem niedawno mieliśmy podobny przypadek: pijaństwo zarzucano Pawłowi Raczkowskiemu. On się z tego wyplątał, istnieją dowody na jego obronę. W przypadku Frankowskiego i Musiała zaryzykujemy tezę, że nagranie z agresywnym znakiem drogowym, który zaczepił ich po drodze do domu, raczej nie istnieje.

Co trzeba mieć w głowie, żeby rozwalić sobie życie przez taką błahostkę? Skoro arbitrzy tak chcieli spotkać się z kolegą i wychylić parę piw, mogli wpaść do Lublina dosłownie trzy, cztery tygodnie temu, w środku sezonu ogórkowego. Nie to, żeby wtedy mogli bezkarnie popierdzielać ulicą z wyrwanym znakiem drogowym, ale gdyby jednak zdobyli się na taki numer, mogliby zostać potraktowani trochę łagodniej niż w przypadku, gdy pijackie ekscesy zdarzają się mniej niż dwadzieścia cztery godziny przed meczem.

Niemniej przyszłości z gwizdkiem całej trójce już nie wróżymy. Piłkarskie, a zwłaszcza sędziowskie, środowisko w Polsce na wiele spraw przymyka oko, ale ciężko nam sobie wyobrazić, że gość, który okazuje się mniej rezolutny niż sitcomowy Ricky, zobaczy Ekstraklasę w inny sposób niż sprzed telewizora.

WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:

SZYMON JANCZYK

fot. FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

155 komentarzy

Loading...