Górnik Zabrze pokonuje 1:0 Pogoń Szczecin. Zwycięskiego gola strzelił Luka Zahović, który latem zamienił Pogoń na Górnik. To zasłużone zwycięstwo podopiecznych Jana Urbana, którzy pod każdym względem byli lepsi od “Portowców”. W grze gości nie zgadzało się absolutnie nic, o czym w przerwie poinformował ze złością Kamil Grosicki. Nie poskutkowało.
Po klęsce w finale Pucharu Polski w Szczecinie nastąpił marazm. Brak optymizmu wśród kibiców spotęgował brak sensownych transferów. Strata finansowa z tytułu braku awansu do europejskich pucharów okazała się na tyle duża, że ciężko było zbudować konkurencyjną kadrę. O ile w pierwszych dwóch kolejkach podopieczni Jensa Gustafssona zdołali pokazać się z niezłej strony, tak dziś uwidoczniły się ich wszystkie problemy. Wydawało się, że jedynym zadaniem “Portowców” w tym beznadziejnym meczu jest dotrwanie do końca, nie zrobili tego.
Przejdźmy jednak do zwycięzców. Górnik po raz pierwszy w tym sezonie pokazał wiele elementów, które mogliśmy podziwiać podczas rundy wiosennej. Zabrzanie od początku meczu przejęli inicjatywę i pokazali, że potrafią grać na dużo większej intensywności niż w pierwszych dwóch kolejkach. To mecz, który odkrył kilka interesujących kart w talii kart Jana Urbana. Jedną z nich może być Filipe Nascimento, który do tej pory pełnił drugoplanową rolę w zespole. Dziś udowodnił, że znakomicie czuje się w roli rozgrywającego i to dzięki niemu gospodarze wygrali rywalizację w środku pola. Drugą z nich jest Josema, który kilkukrotnie uratował Górnik przed groźnymi kontratakami Pogoni, a także świetnie budował akcje od tyłu. Obserwując hiszpańskiego stopera, aż trudno było uwierzyć, że został sprowadzony z Ruchu Chorzów. Trener Urban potrafi czynić cuda z piłkarzami i kto wie czy w tym przypadku nie będzie podobnie.
Problemem Górnika była dziś głównie postawa w trzeciej tercji boiska. Ambros i Lukosek nie są Ennalim i Kapralikiem, co uwidoczniło się w fazie finalizacji. Wiele do życzenia mogła pozostawiać również postawa Aleksandra Buksy, który miał problem z wykończeniem. Jego całkowitym przeciwieństwem okazał się Luka Zahović, który został wprowadzony w 80. minucie. Wejście Słoweńca okazało się niemalże filmowe. Wszedł na boisko i po trzech minutach skarcił klub, który lekką ręką oddał go do Zabrza. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że jego trafienie zostanie nominowane do bramki kolejki. Futbolowi bogowie okazali się sprawiedliwi. Kibice z Roosevelta mają powody do optymizmu, ponieważ ich zespół wreszcie pokazał, że potrafi nawiązać do poprzednich miesięcy. W zeszłym sezonie podopieczni Jana Urbana zdecydowanie dłużej się rozkręcali.
Jednym z najważniejszych momentów tego meczu są słowa, które wypowiedział w przerwie Kamil Grosicki.
– Bardzo słaba połowa w naszym wykonaniu. Wyglądamy jakbyśmy grali mecz pokazowy po sezonie. Musimy o tym porozmawiać w szatni – powiedział Grosicki w rozmowie z “Canal Plus”.
Tym razem nie zobaczyliśmy reakcji w przerwie, do jakiej przyzwyczaiła nas w tym sezonie Legia Warszawa. Wypowiedź kapitana nie poskutkowała, a sam “Grosik” rozegrał jedno z najsłabszych spotkań po powrocie do Ekstraklasy. Kibice “Portowców” po tym meczu mogą myśleć, że wszystkie ich demony wróciły. Dziś dali się zdominować tak samo, jak podczas pierwszej połowy Pucharu Polski, kiedy pokazali całkowitą niemoc. Jedynym rodzynkiem, który wyłamywał się ponad przeciętność, był Wahan Biczachczjan, który relatywnie często stwarzał zagrożenie pod bramką rywala. Do niego kibice powinni mieć najmniej pretensji. Ma nad czym myśleć Jens Gustafsson.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Iga Świątek pierwsza w tenisie. A w pozostałych dyscyplinach? Historie medalistów-pionierów
- LIVE: Sztafeta w finale igrzysk! Co pokażą koszykarze?
- II liga bankrutów. Nie masz kasy, piłkarzy i… nie przegrywasz
- Tak grając, Puszcza nas w tym sezonie nie zachwyci
Fot. Newspix