Reklama

Ciekawy przypadek Ferdinando De Giorgiego. Dlaczego poległ, prowadząc kadrę polskich siatkarzy?

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

03 sierpnia 2024, 10:22 • 10 min czytania 5 komentarzy

Dziś Ferdinando De Giorgi osiąga wielkie sukcesy z reprezentacją Włoch, a w 2017 roku zupełnie mu nie wyszło, gdy prowadził polskich siatkarzy. Dlaczego? Jego słynny trening, trwający prawie cztery godziny, nie został zaakceptowany przez graczy. Musiałeś pytać go o pozwolenie, gdy chciałeś pójść do sklepu po szczoteczkę do zębów. Brakowało szczerej rozmowy. To wyglądało nie tak, jak powinno – na wielu poziomach. Przed spotkaniem obu reprezentacji na Weszło zdradzamy kulisy kilkumiesięcznej pracy Włocha w Polsce. Pewien wpływ na niepowodzenie tej misji miał nawet Irańczyk, który, ciesząc się, złamał kość koledze.

Ciekawy przypadek Ferdinando De Giorgiego. Dlaczego poległ, prowadząc kadrę polskich siatkarzy?

Jego najdłuższy, słynny trening, trwał prawie cztery godziny. Ferdinando De Giorgi miał ćwiczenie, którym zamęczał Polaków, po czym mówił: „Dobrze, to teraz właściwe zadanie”. Właściwe zadanie polegało na grze, w której zdobywało się punkty, ale nie mogłeś przegrać dwóch akcji z rzędu. Jeżeli to się stało, wynik kasował się do stanu wyjściowego. Czyli, jeśli przegrywasz jedną wymianę, trudno – masz jeszcze kolejną akcję. Ale jeżeli i ją przegrasz, masz przerąbane. Znów robiło się 0:0. Włochowi chodziło o to, żeby odwzorować najtrudniejsze możliwe warunki. Najważniejszy mecz roku, 2:2 w setach, tie-break, a w nim kluczowe piłki. Przecież tak może być, prawda? De Giorgi chciał sprawić, by zawodnicy potrafili sobie radzić w skrajnym zmęczeniu. Jego sztab rozumiał zamysł. Ale sensu tak forsownego ćwiczenia nie rozumieli w 2017 roku siatkarze reprezentacji Polski.

Jeszcze jedna sytuacja – zawodnicy mieli kilka razy z rzędu zagrać w daną strefę, którą wyznaczono na parkiecie. Do tego – zrobić to z określoną prędkością. Jedno z ulubionych ćwiczeń De Giorgiego i jedno z najmniej lubianych przez kadrowiczów. Maciej Muzaj czasami miał z nim spory problem. Pewnego dnia ciągle musiał powtarzać zagrywki. Wszyscy skończyli już ten test, a on dalej serwował. Nie było przebacz. W końcu zlitowano się nad nim, mimo że nie wykonał zadania.

Kadrowicze w zasadzie od samego początku nie kupowali metod Włocha.

Reklama

Nie wiedzieli, co się stało

Siedem lat temu Polska była gospodarzem mistrzostw Europy siatkarzy. To miał być ten turniej, na którym Biało-Czerwoni sięgną po drugie w historii złoto Starego Kontynentu, ale tym razem dokonują tego na swojej ziemi. Miał być, ale nie był. Mecz otwarcia, pełen Stadion Narodowy, po drugiej stronie siatki Serbowie. Zupełnie jak trzy lata wcześniej, gdy zaczynały się mistrzostwa świata, ale wtedy była efektowna wygrana 3:0, a teraz porażka w tym samym stosunku, po bardzo złej grze. Polacy, zwłaszcza w przyjęciu zagrywki, wyglądali sporo gorzej, niż za poprzedniego trenera, Stephane’a Antigi. Tuż po meczu nasi zawodnicy zachowywali się, jakby nie wiedzieli, co się stało i dlaczego tak na dobrą sprawę przegrali, a ówczesny prezes związku, Jacek Kasprzyk, już wtedy powiedział o żółtej kartce, jaką pokazuje de Giorgiemu i jego sztabowi. W dwóch kolejnych meczach Polacy pokonali po 3:0 Finlandię oraz Estonię, ale w barażu o ćwierćfinał przegrali 0:3 ze Słowenią. I wielkie marzenia szlag trafił.

De Giorgi trafił do Polski w 2015 roku i w dwa sezony poprowadził ZAKS-ę Kędzierzyn-Koźle do dwóch mistrzostw Polski, wygrał też krajowy puchar. Dlatego w 2017 roku był logicznym kandydatem na selekcjonera Polaków. – Miałem wrażenie, że wybrano go głównie dlatego, że tak naprawdę nie było innego kandydata – słyszę od jednego z moich rozmówców. Nie każdy chce o tym czasie rozmawiać pod nazwiskiem. Niektórzy w ogóle odmawiają.

Po kilku miesiącach De Giorgi nie prowadził już Polaków. Zastąpi go Vital Heynen.

Na pytanie, dlaczego Włochowi nie wyszło, większość osób odpowiada, że nie potrafił odpuścić i wymagał od zawodników zbyt ciężkiej pracy. – Ale wszyscy przecież wiedzieli, że on tak właśnie pracuje. Gdyby De Giorgi w ZAKS-ie był inny, trafił do kadry i nagle w niej stworzył dużo surowsze warunki, powiedziałbym, że mu odbiło i przegrał swoją szansę. Szczerze? Ja widziałem nawet lekkie poluzowanie w stosunku do tego, co było w Kędzierzynie, choć i tak to były ciężkie treningi – mówi w rozmowie z Weszło Oskar Kaczmarczyk, który był asystentem Włocha i w klubie, i później w reprezentacji.

De Giorgi i jego asystenci w reprezentacji Polski: z lewej strony Piotr Gruszka, a z prawej Oskar Kaczmarczyk 

Reklama

W książce „Ludzie ze złota”, która ukazała się w 2019 roku, dwaj reprezentanci Polski w dość mocnych słowach wypowiedzieli się na temat współpracy z De Giorgim.

Fabian Drzyzga: „Przez sześć tygodni non stop trenowaliśmy w Spale. Samo to nie było złe, ale my tam praktycznie nie wychodziliśmy z hali i piętra, na którym mieszkaliśmy. Na posiłki do jadalni musieliśmy wchodzić w tym samym momencie, podejść do stołu na sygnał i tak samo od niego odchodzić. Jeżeli powtarzasz to dzień w dzień, przez sześć tygodni, to nie znam kozaka, którego to nie będzie irytować. Nie każdy ma ochotę ciągle rozmawiać. Jeden zje szybciej, drugi wolniej. Trzeci wolałby sprawdzić coś w telefonie, ale nie można. Trzeba siedzieć przy stole i prowadzić rozmowę. Trener De Giorgi chodził nawet po stołówce i kontrolował, co kto ma nałożone, mimo że posiłki przygotowywano na podstawie zaleceń jednego z członków sztabu, więc na naszych talerzach nie było lasagne czy siedmiu czekolad”.

Dawid Konarski pracował z Włochem z ZAKS-ie, w kadrze, a później jeszcze w Jastrzębskim Węglu, skąd De Giorgi w grudniu 2018 roku nagle czmychnął do ojczyzny, bo dostał dobrą finansowo ofertę z Cucine Lube Civitanova. Były atakujący reprezentacji tak wypowiedział się o De Giorgim we wspomnianej książce: „Zawiódł mnie i to bardzo. De Giorgi dał się poznać jako człowiek żelaznych zasad. Tworzył regulamin i pilnował każdego spóźnienia, tylko na samym końcu jakoś siebie nie przypilnował. Wiecie, że on tak naprawdę był numerem cztery na liście życzeń Lube? Inni odmawiali, więc działacze stwierdzili, że dobra, zadzwonią do niego”.

Na kadrze w 2017 roku była jeszcze taka sytuacja: jeden z zawodników zapomniał szczoteczki do zębów. Musiał pójść do Włocha i zapytać go o pozwolenie na udanie się do sklepu. Czuł się jak przedszkolak, by nie powiedzieć – jak głupek.

Miał dziewięcioro rodzeństwa

By zrozumieć, dlaczego De Giorgi wprowadzał aż taką dyscyplinę, warto cofnąć się do jego dzieciństwa. Miał aż dziewięcioro rodzeństwa, w domu się nie przelewało. Tata naprawiał drogi, a mama zajmowała się wychowywaniem dzieci. Dorastał w surowych warunkach, wiele musiał sobie wywalczyć ciężką pracą. Później duży wpływ na młodego Ferdinando mieli trenerzy, których spotkał na swojej drodze. A przede wszystkim jeden z nich.

Gian Luca Pasini to najbardziej znany włoski dziennikarz, zajmujący się siatkówką. Z De Giorgim świetnie znają się od lat. – Ferdinando, jeżeli znasz go prywatnie, to pełen empatii i zabawny człowiek. Typowy Włoch z południa. Ale kiedy trenuje, zmienia się o 180 stopni. Jest silny, wymagający i nie znoszący sprzeciwu. Przez paręnaście lat występował w reprezentacji Włoch, a jego trenerem był Argentyńczyk Julio Velasco. De Giorgi przesiąkł jego metodami i używa w pracy podobnych mechanizmów. Polacy ich nie zaakceptowali, ale weźmy też pod uwagę, że w 2017 roku wasz zespół nie był tak mocny, jak dzisiaj – stwierdza Pasini w rozmowie z Weszło. Kaczmarczyk się z nim zgadza.

De Giorgi z reprezentantami Włoch

– „Fefe” podpisuje kontrakt na cztery lata i słyszy, że ma odmłodzić kadrę. Chcieliśmy powołać chłopaków z rocznika 1997, m.in. Kubę Kochanowskiego, ale słyszymy, że nie wolno nam jednak dotykać reprezentacji juniorów, bo ona ma szansę na mistrzostwo świata. Brakowało spójnej koncepcji. Bartosz Kurek miał problemy mentalne, zrezygnował z grania w Japonii i wrócił do Skry Bełchatów, zmieniając pozycję na przyjęcie. Ktoś miał pretensje, że nie powołaliśmy Bartosza Bednorza, a on przecież prawie cały sezon spędził na trybunach. Byłem też tłumaczem De Giorgiego i pamiętam, że ciągle dostawał pytanie: „Jak ty sobie poradzisz, skoro jesteś takim ciężkim trenerem?”. Stawało się to trochę męczące. Niezadowolenie w prasie, a później w związku, bo chłopaki ciężko trenują. Pamiętam, że przed mistrzostwami Europy jeden ze znanych menadżerów spytał: „Jak wy celujecie w medal, skoro jesteście piątą czy szóstą drużyną Europy?”. Nie mogłem powiedzieć publicznie, że się z nim zgadzam, ale fakty są takie, że u nas do 2017 roku były falowania, bo wiele rzeczy musiało się zgrać, żeby reprezentacja Polski była kompletna. Wtedy się nie zgrywały – opisuje Kaczmarczyk.

Mecz, który miał wielkie znaczenie

Ale po kolei. Sztab De Giorgiego wiedział, jak Włoch zamierza trenować i jakie realia panują w Spale. To wspaniały ośrodek, ale znajduje się pośrodku niczego. Jeden sklep, a dookoła las. Kaczmarczyk doszedł do wniosku, że przy takim rygorze lepsze będzie stacjonowanie w Szczyrku, gdzie są deptaki, promenada. Gdzie po prostu obok toczy się normalne życie. Pojechali więc we dwóch w Beskidy. De Giorgiemu Szczyrk się spodobał, chciał, żeby tam przenieść przygotowania, ale okazało się, że jest już za późno.

Gracze ZAKS-y kupili co prawda wcześniej jego metody, ale to był klub, więc codziennie wracałeś do domu, w którym czekała żona z dziećmi, ewentualnie dziewczyna. Poza tym zespół z Kędzierzyna nie był wtedy aż tak obudowany reprezentantami Polski, ważne role pełnili w nim Francuzi Benjamin Toniutti i Kevin Tillie czy Belg Sam Deroo – zagraniczni gracze, którzy mieli coś do udowodnienia w siatkówce, więc mogli znieść więcej.

W kadrze zawodnicy, po których dość szybko było widać, że są na nie, nie zorganizowali wewnętrznego spotkania w tej sprawie. Jeden z najważniejszych graczy kadry chodził do związku i mówił, co nie gra we współpracy z De Giorgim. Włoch miał w siedzibie PZPS dwie rozmowy w tej sprawie. Ale do poważnej rozmowy na linii on – zawodnicy nie doszło. Wina leżała w tej kwestii po obu stronach.

W sporcie zdarza się, że jeden mecz, a nawet jakieś konkretne wydarzenie z niego, ma wielkie znaczenie. W przypadku kadencji De Giorgiego takim spotkanie rozegraliśmy z Iranem. Był 4 czerwca, włoskie Pesaro. Polacy dość pewnie wygrali pierwszego seta. Nagle jeden z Irańczyków kończy akcję, spada i cieszy się tak mocno, że niechcący łamie kość koledze z drużyny. Zawodnik musi zejść, ale jego następca gra mecz życia, Polacy nie potrafią go zatrzymać. Przegrywają, atmosfera z jako takiej robi się zła. Do tego jeszcze Michał Kubiak, ówczesny kapitan kadry, nie był do końca zadowolony, gdy De Giorgi ściągnął go z boiska. Po tamtym spotkaniu wszystko mocniej zaczęło się sypać.

Pracowałem w swojej karierze z wieloma trenerami i „Fefe” był najlepszym z nich. U niego każde ćwiczenie miało jakiś sens. Gdy zastanawiałem się nad tym, dochodziłem do wniosku, że on ma rację i, że rozumiem, co robi w każdym momencie. Problem polegał na tym, że drużyna nie do końca to rozumiała albo nie chciała rozumieć. Jestem jednak daleki od obwiniania zawodników. Całe otoczenie było na nie. Jeżeli masz takiego trenera, musisz zapewnić mu określone wsparcie, co najwidoczniej udało się w reprezentacji Włoch – przekonuje Kaczmarczyk.

Dwa razy cieszył się w Polsce

De Giorgi w 2021 roku objął reprezentację swojego kraju. Kilka miesięcy później cieszył się w katowickim Spodku z mistrzostwa Europy. Wiele osób spodziewało się finału Polska – Włochy, ale nasz zespół uległ w półfinale 1:3 Słowenii. W meczu o złoto Włosi pokonali Słoweńców po tie-breaku, a kluczowym zawodnikiem okazał się 24-letni leworęczny atakujący Yuri Romano, który grał wtedy w zespole ze Sieny, występującym na… drugim szczeblu rozgrywek. De Giorgi triumfował – na oczach Polaków pokazał, że jest w stanie zbudować wielki zespół z jednostek, na które aż tak nie liczono.

De Giorgi i jego sztab, podczas obecnych paryskich igrzysk 

Kolejny rok – mistrzostwa świata. Znów Polska i znów Spodek. Tym razem Polacy i Włosi dochodzą do finału. De Giorgi, zapytany po półfinale przez dziennikarza Sportowych Faktów, Arkadiusza Dudziaka, o wspomnienia z Polski, odpowiada krótko: – Mam bardzo dobre wspomnienia z pracy w klubie. W reprezentacji nie za bardzo. To nie zmieniło jednak mojego uczucia do Polski.

Osoby, które dobrze go znają, mówią, że niepowodzenie z Polakami ciągle dość mocno w nim siedzi.

Dzień później ze swoją drużyną pokonuje w świetnym stylu 3:1 reprezentację Polski, która była faworytem. Ma świat u swoich stóp. Jego zespół w Polsce najpierw został mistrzem Europy, a później mistrzem świata.

On nie zmienił metod swoich pracy, ale w reprezentacji Włoch pracuje z dużą liczbą młodszych graczy. Nikt oficjalnie nie zbuntował się przeciwko niemu. W prywatnych rozmowach też nie słyszałem, aby ktoś totalnie się z De Giorgim nie zgadzał – mówi nam Pasini.

W paryskich igrzyskach Polska i Włochy znalazły się w grupie B. Częste są głosy, że to dwie na papierze najsilniejsze drużyny turnieju i możliwe, że dojdzie jeszcze do ich kolejnego spotkania. Jeśli tak, to być może w wielkim finale.

Pasini: – To możliwy scenariusz. Na pozycji przyjmującego mamy dwóch znakomitych graczy: Alessandro Michieletto i Daniele Lavię. Nie mieliśmy tej klasy graczy od lat 90. i czasów genialnego Lorenzo Bernardiego. Nasz rozgrywający, Simone Giannelli, to na pewno top 3 na tej pozycji na świecie. Czekaliśmy około 30 lat na takich graczy. De Giorgi zdobył mistrzostwo Europy, później mistrzostwo świata, a w ubiegłym roku Italia znów grała w finale mistrzostw Europy. Przegraliśmy 0:3 z waszą reprezentacją. Dlatego finał Polska – Włochy jest realny, ale tym razem to nasza drużyna może zwyciężyć.

Fot. Newspix.pl

WIĘCEJ O SIATKÓWCE NA WESZŁO:

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”

Michał Kołkowski
14
Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”
Ekstraklasa

Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Patryk Stec
11
Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Igrzyska

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
17
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać
Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
37
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Komentarze

5 komentarzy

Loading...