Reklama

Pogoń w niezmienionym składzie spróbuje przebić własny sufit

Paweł Wojciechowski

Autor:Paweł Wojciechowski

18 lipca 2024, 08:12 • 12 min czytania 42 komentarzy

W Szczecinie po staremu. Skład ten sam, trener ten sam, prezes ten sam. Kibice Pogoni nie powinni więc ostrzyć sobie zębów na puchary i tytuły, których brak w gablocie stał się już memem. To znaczy nie powinni, gdyby to nie była Pogoń i gdyby to nie była Ekstraklasa. Klub i liga, w których wszystko stoi na głowie pozwalają więc marzyć fanom Portowców o przełamaniu klątwy Zero Tituli, która w polskim sporcie może się równać chyba tylko z nieudanymi ćwierćfinałami polskiej reprezentacji siatkarzy na igrzyskach olimpijskich w XXI wieku.

Pogoń w niezmienionym składzie spróbuje przebić własny sufit

I od razu na początku obiecujemy, że określenie klątwy Pogoni z ostatniego zdania, choć nomen omen przypomina nazwę pewnego kanału internetowego blisko związanego z Weszło, już w tym tekście nie padnie, bo zostało tak okrutnie wyeksploatowane w końcówce minionego sezonu, że sam jego widok może już przyprawiać o mdłości.

A wracając do Pogoni – dlaczego przeciętny kibic Portowców nie mógłby myśleć o ataku na ligowy szczyt patrząc na drogę Jagiellonii z minionej kampanii? Drużyna broniąca się rozpaczliwie do samego końca przed spadkiem sezon wcześniej, w kolejnej odsłonie Ekstraklasy sięga po tytuł. I to sięga w wyścigu żółwi, w którym sześć sympatycznych skądinąd zwierzątek symbolizujących naszą ligową czołówkę człapie w takim tempie, że aż dołącza do nich siódmy, którego nikt kompletnie się tam nie spodziewał. Najsłabszy, choć też jeden z najbardziej emocjonujących, sezon od wielu lat skończył się historyczną, bo pierwszą wygraną Dumy Podlasia, która stała się tym samym czwartym mistrzem Polski w czterech ostatnich sezonach.

Wszystko się może zdarzyć

Co to ma do Pogoni? Ano tyle, że w tej absurdalnej lidze, w której wszystko jest możliwe, Portowcy też mogą. Ba, mogli nawet i w poprzednim sezonie, ale kiedy już wydawało się, że osiągną sukces, który był tak blisko jak chyba nigdy wcześniej, nagle zaczynali wyglądać jak ten pingwin z internetowego żartu, siedzący na krzesełku ze skrzyżowanymi rękami i twierdzący, że teraz to on już nie chce.

To jest oczywiście publicystyczny skrót, ale prawda jest taka, że gracze Pogoni mają za sobą bardzo ciężki sezon. We wszystkich momentach, kiedy byli blisko złapania króliczka, w niewytłumaczalny sposób potykali się o własne nogi i przewracali. Oczywiście finał Pucharu Polski był najbardziej jaskrawym przykładem, ale liga też dostarczyła ich sporo. Po serii efektownych zwycięstw, albo z trudem wyszarpanych punktów z rywalami z ligowej czołówki, zawsze przychodził kuriozalny występ, bądź zaskakująca wpadka z niżej notowanym rywalem. Mało tego, te wahnięcia pojawiały się nawet w trakcie pojedynczych meczów, np. kiedy Portowcy potrafili jesienią przegrać wygrane już praktycznie spotkania ze Stalą, czy z Legią. Grali porywający futbol i gnietli przeciwnika w jednej połowie, żeby na drugą wyjść jako chłopiec do bicia.

Reklama

Tymczasem po takim niejednoznacznym sezonie gracze szczecińskiego klubu muszą się otrzepać i rozpoczynać całą zabawę od nowa. A to, że nadal mentalnie są jeszcze ogłuszeni, słychać nawet w wywiadach, z których bije ogromny i nie do końca jeszcze przepracowany żal za niewykorzystaną szansą na sukces, dla niektórych być może największy w piłkarskiej karierze. W takich nastrojach przystąpią więc do nowego sezonu. 

Pogoń bez zmian

A przystąpią w składzie niemal niezmienionym. Brak znaczących transferów przychodzących był łatwy do przewidzenia, bo prezes Jarosław Mroczek w trakcie minionej kampanii sam zapowiadał odmłodzenie składu i odważniejsze sięgnięcie po juniorów z akademii.

– Co do ruchów w letnim oknie, to zostawmy to dyrektorowi sportowemu. Mogę jednak powiedzieć, że na pewno chcielibyśmy obniżyć wiek drużyny. Może to źle brzmi w momencie, gdy młodzi nie wchodzą licznie do zespołu i nie mamy wypełnionego limitu młodzieżowców, ale wiemy, kto puka do drzwi seniorskich. Mamy w Akademii bardzo mocny rocznik, z którego już niedługo piłkarze będą mogli przedostawać się do pierwszej drużyny – mówił podczas panelu “Porozmawiajmy o Pogoni”, który odbył się w marcu.

Dziwi jednak przede wszystkim brak transferów wychodzących. O potencjalnych chętnych na Wahana Biczachczjana można już książkę napisać, a od listy jego domniemanych pracodawców dłuższa jest już tylko lista miejsc, gdzie miał pracować Marek Papszun po odejściu z Rakowa. Tymczasem reprezentant Armenii w Szczecinie wciąż jest i jakoś dziwnie nie słychać o walących drzwiami i oknami zainteresowanych usługami 25-latka. Także o innych nikt nie dopytuje. Zespół Gustafssona to z jednej strony doświadczeni gracze koło trzydziestki lub nawet grubo po. Z drugiej to wciąż jeszcze nieopierzona, bądź zwyczajnie za słaba młodzież.

Reklama

Szwedzki szkoleniowiec wystawiał w ubiegłym sezonie najstarszą jedenastkę spośród wszystkich drużyn Ekstraklasy, którą w drugiej części sezonu odmłodził nieco 17-letni Adrian Przyborek. Choć to nadal solidni gracze, a część z nich nadal na ekstraklasowych boiskach jest wyróżniającymi się postaciami, to najzwyczajniej w świecie może im się skończyć paliwo w baku. Kamil Grosicki, przy całej sympatii i szacunku dla jego osiągnięć, też nie będzie przecież w nieskończoność robić coraz lepszych indywidualnych statystyk, przekładających się do tego na wyniki Pogoni.

Quo Vadis Jens?

Jeden rabin powie, że stabilizacja to podstawa dobrze funkcjonującego zespołu, a drużynę buduje się przez lata. Drugi, że bez świeżej krwi drużyna nie ma szans na rozwój. I jak zwykle w takich sytuacjach, o efektach tego niemrawego lata w Szczecinie dowiemy się na koniec sezonu. Wiele będzie zależało od Jensa Gustafssona. Kilka miesięcy temu gruchnęła wiadomość, że szwedzki szkoleniowiec ma zostać selekcjonerem reprezentacji swojego kraju. Część kibiców jednak wcale się nie zmartwiła, upatrując zmianę szkoleniowca jako brakujące ogniwo w walce o mistrzostwo i Puchar Polski. Gustafsson ostatecznie został, po trofea sięgali inni, a Szwed wciąż jest na stanowisku.

– Życie nam nie raz pokazało, że nie ma sensu szybko zwalniać trenerów. Kosta Runjaic był u nas długo, teraz pracuje Jens. On wie, co ma zrobić i to zrobi. Decyzja co do pozostania trenera nie budzi w nas wątpliwości – powiedział prezes Jarosław Mroczek w wywiadzie udzielonym Głosowi Szczecińskiemu zaraz po zakończeniu sezonu 2023/24.

Tylko czy Szwed będzie potrafił nauczyć stare psy nowych sztuczek? Czy sam będzie umiał wymyślić coś nowego i wpasować do swojego systemu zdolną młodzież? Czy po raz kolejny będzie umiał rozłożyć tę za krótką kołdrę tak, aby przykrywać z jednej strony braki kadrowe, a z drugiej ogromną przepaść między pierwszą jedenastką a dublerami? Mroczek zapewnia, że tak będzie. Kibice nie są już tacy pewni, a sam Szwed w spokoju przygotowuje drużynę do swojego trzeciego sezonu w Szczecinie. 

Money, money, money

Jednak o tych wszystkich spekulacjach i zapowiedziach przed nową kampanią nie można mówić bez kontekstu finansowego, bo to on jest w tym wszystkim być może najistotniejszy i tłumaczy brak dużych transferów. Tuż po zakończeniu rozczarowującej dla zawodników i kibiców rundy jesiennej, stojącej pod hasłem niewykorzystanych szans (jeszcze nie wiedzieli co ich czeka wiosną), Pogoń opublikowała szokujący raport finansowy obwieszczający straty klubu na poziomie 27 milionów złotych.

Wprawdzie władze Portowców spotkały się z dziennikarzami i kibicami na specjalnej konferencji prasowej, w której krok po kroku tłumaczyły szczegóły tej budżetowej dziury, próbując uspokajać i rzeczowo odpowiedzieć na wszystkie pytania zachowując transparentność, ale strata w odniesieniu do jednego z czołowych klubów Ekstraklasy wciąż szokowała. Jak zwykle w takich przypadkach na ten stan rzeczy złożyło się wiele mniejszych i większych elementów. Od braku dużych transferów wychodzących za kilka milionów euro, do których księgowi Portowców byli w ostatnich latach przyzwyczajeni, przez drastyczny wzrost kosztów eksploatacji nowego stadionu, po zmianę sposobu księgowania Ligi Europy. 

„Jedziemy po bandzie”. Pogoń w obliczu 27,5-milionowej straty [REPORTAŻ]

Chyba największym jednak problemem stało się nadszarpnięcie tego wizerunku, jaki Pogoń budowała od lat. Po zwariowanych okresach rządów Sabri Bekdasa, czy Antoniego Ptaka, klubem zaczęli rządzić odpowiedzialni managerowie, którzy stawiali na pracę u podstaw i powolny, systematyczny wzrost. Wcześniej organizacyjnie traktowani z lekkim przymrużeniem oka nagle wyznaczali wzorzec zarządzania. Jednak od dwóch sezonów projekt “Wielka Pogoń” stanął w miejscu, a wspomniana strata może okazać się dla niego przysłowiowym sufitem. 

Do tego ten mentalny cios jaki zawodnicy dostali w finale Pucharu Polski, przegranym w tak nieprawdopodobnych okolicznościach. Mariusz Malec w wywiadzie dla Piłki Nożnej mówił niedawno, że “coś przygasło i trudno było to wskrzesić”, a prezes Mroczek we wspomnianej już posezonowej rozmowie z Głosem Szczecińskim przyznał: – Nikt związany z Pogonią – czy to pracownik, zawodnik czy kibic – wszyscy mamy takie samo podejście. Nie możemy wciąż przeżyć tego, co się stało w Warszawie. Nikt nie powie: “nic się nie stało”. 

Efektem jest przystąpienie do nowego sezonu bez wielkich oczekiwań. Oczywiście wypadnięcie poza szeroką ligową czołówkę byłoby dramatem, ale z drugiej strony nikt nie porywa się z motyką na słońce. Dominują raczej zapowiedzi przepełnione nieśmiałymi zapewnieniami walki o medale. Pogoń na papierze wciąż jest mocną, jak na ekstraklasowe warunki, drużyną. Gustafsson musi jednak wydobyć coś ekstra z ligowych wyjadaczy i sprawić, żeby za Przyborkiem do pierwszego składu zapukali kolejni juniorzy. Coraz śmielej poczyna sobie na przykład 18-letni Patryk Paryzek, który błysnął w meczach towarzyskich podczas okresu przygotowawczego, strzelając w nich dwa gole.

W ostatnim sparingu przed rozpoczęciem rozgrywek na mecz z pierwszoligowym beniaminkiem z Kołobrzegu Szwed wystawił swój galowy garnitur. I wygrał gładko 3:0. W lidze już tak łatwo nie będzie, ale te wszystkie wymienione okoliczności podkreślają, że to co może stać się siłą Pogoni, może być też jej przekleństwem przy pladze kontuzji, bądź spadku formy kilku z tych starszych graczy

Jak mawiał nieodżałowany Wojciech Łazarek Pogoń, w tym sezonie zagra na udo. Albo się udo, albo się nie udo. A w maju przyszłego roku okaże się, czy męska drużyna dorówna swoim klubowym koleżankom, które w sezonie 2023/24 zdobyły pierwsze w historii mistrzostwo kraju, czym dodatkowo zawstydziły rozczarowanych swoim sezonem facetów. 

Pogoń jest najrówniej grającym zespołem bieżącej dekady. W ostatnich czterech sezonach jako jedyna drużyna nie zajęła w lidze miejsca niższego niż czwarte. Ale tak blisko szczytu jak w minionym sezonie mogą nie być już nigdy. To prawdopodobnie ostatnia szansa tej drużyny w takim kształcie. Czy ten Last Dance ma szansę się udać? 

A jak już jesteśmy przy NBA, to w tej właśnie lidze swego czasu było modne hasło “Trust the Process”, odnoszące się do wiary kibiców w sukces klubowej strategii, w trakcie jej realizacji. Ten szczeciński projekt wydaje się już ukończony. Teraz trzeba tylko i aż wygrywać. Wtedy kibice znowu uwierzą w “Wielką Pogoń”.

DOTYCHCZASOWE TRANSFERY

PRZYSZLI:

Krzysztof Kamiński (Wisła Płock)

Jakub Lis (Motor Lublin, koniec wypożyczenia)

Kacper Łukasiak (Górnik Łęczna, koniec wypożyczenia)

ODESZLI:

Luka Zahović (Górnik Zabrze)

Bartosz Klebaniuk (Znicz Pruszków)

Axel Holewiński (Polonia Bytom, wypożyczenie)

POTENCJAŁ NA ULUBIEŃCA KIBICÓW

Adrian Przyborek

To właśnie on ma być zapowiedzią tych nieprzebranych rzeszy zdolnych juniorów, o których lubi wspominać prezes Mroczek.

W lidze debiutował krótko po szesnastych urodzinach, w lutym ubiegłego roku. Wtedy skończyło się na trzech epizodach w końcówkach meczów. Ogrywał się więc w Centralnej Lidze Juniorów i w trzecioligowych rezerwach. W minionym sezonie był już jednak pełnoprawnym członkiem zespołu. W rundzie wiosennej z kolei, choć pewnie też w jakimś stopniu z powodu próby wypełnienia limitu minut młodzieżowców, był zawodnikiem podstawowej jedenastki Jensa Gustafssona.

Jego wpływ na losy drużyny był coraz bardziej widoczny. Zanotował premierowe trafienie na najwyższym poziomie rozgrywkowym w meczu z Ruchem Chorzów. Do tego dorzucił trzy asysty. Sztab szkoleniowy i cały klub dbają o harmonijny rozwój 17-latka, bo jeśli jego progres będzie nadal tak dynamiczny, to rekord transferowy Kacpra Kozłowskiego (11 milionów euro) może być zagrożony. Starają się też aby piłkarz nie był nadmiernie przeciążony. Dlatego Przyborek nie pojechał z juniorską reprezentacją Polski na tegoroczne Euro U-17, na którym miał być jej największą gwiazdą. W Szczecinie zapewniają jednak, że warto poczekać na niego kilka lat, żeby błyszczał, ale już w tej seniorskiej kadrze.

KRYĆ NA PLASTER

Kamil Grosicki

O Grosickim napisano i powiedziano już chyba wszystko. Kiedy były gracz Rennes, Hull City i West Bromwich po swoim piłkarskim peaku ponownie zawitał do naszej Ekstraklasy, wielu spodziewało się, że będzie odcinał kupony od dawnej sławy podczas sentymentalnego powrotu do Szczecina. Tymczasem Grosik z miejsca został gwiazdą ligi, a z sezonu na sezon wydaje się być coraz lepszy. Nieprzypadkowo zdobył dwa razy z rzędu nagrodę dla Piłkarza Sezonu Ekstraklasy. Najbardziej imponujące w postawie skrzydłowego jest jednak to, że z roku na rok wykręca coraz większe liczby.

Sezon Mecze Gole Asysty
2021/22 26 9 6
2022/23 34 13 8
2023/24 34 13 14

Do tego nie łapie kontuzji, co przy 36-letnim organizmie jest sprawą niemal bezprecedensową. Grosicki idealnie odnalazł się w Ekstraklasie, która nie jest aż tak wymagająca, a z drugiej strony nic nie przychodzi zbyt łatwo, o czym 94-krotny reprezentant Polski brutalnie przekonał się w maju podczas finałowego spotkania Pucharu Polski na Narodowym. Ale paradoksalnie właśnie ta druzgocąca porażka może mu wydłużyć karierę. W końcu obiecał kibicom Pogoni, że zdobędzie trofeum dla klubu, więc motywacji mu z pewnością nie zabraknie.

Piłka nożna to jednak sport zespołowy i jego nawet najlepsza dyspozycja może nie wystarczyć. Póki co jednak wciąż potrafi odjechać ligowym rywalom jak za starych dobrych lat. A może w tym sezonie znowu przebije swoje własne sufity i w końcu doprowadzi ukochany klub na ligowy szczyt? Gdyby zrobił to w wieku 37 lat jako kapitan Pogoni, w Szczecinie byłby królem dożywotnio. I chyba każdy, nie tylko w stolicy Pomorza Zachodniego, uśmiechnąłby się na widok tego sympatycznego piłkarza z pucharem za mistrzostwo w górze.

INNI EKSTRAKLASOWICZE ZAZDROSZCZĄ IM…

… chłodnej głowy członków zarządu

Władze klubu ze Szczecina na niespokojnym ekstraklasowym morzu jawią się jako ci kapitanowie, którzy bez mrugnięcia okiem sterują łajbą nawet przy najgorszym sztormie. Gdyby za każde nawoływanie kibiców do zwolnienia Jensa Gustafssona, czy to podczas meczów czy w mediach społecznościowych, klub dostawał 10 złotych, do kasy Pogoni trafiłoby spokojnie kilka milionów. A Szwed dalej rządzi szczecińską szatnią. Zresztą od 2017 roku Pogoń prowadziło zaledwie dwóch szkoleniowców. To niemal nie do pomyślenia w naszej ligowej zawierusze.

Podobnie transfery do klubu. Rzadko który kompletnie się nie sprawdza w ostatnich latach. Gracze przychodzący są odpowiednio prześwietleni i daje im się czas na aklimatyzację i nie skreśla po słabszej rundzie. To niesztampowe także dlatego, że taka strategia przynosi stałe miejsce w ligowej czołówce, choć wciąż jeszcze nie doprowadziło do żadnego trofeum.

WYJŚCIOWA JEDENASTKA

WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. FotoPyk / Newspix

Kibic FC Barcelony od kiedy Koeman strzelał gola w finale Pucharu Mistrzów, a rodzice większości ekipy Weszło jeszcze się nawet nie znali. Fan Kobe Bryanta i grubego Ronaldo. W piłce jak i w pozostałych dziedzinach kocha lata 90. (Francja'98 na zawsze w serduszku). Ma urodziny tego dnia co Winston Bogarde, a to, że o tym wspomina, potwierdza słabość do Barcelony i lat 90. Ma też urodziny tego dnia co Deontay Wilder, co nie świadczy o niczym.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

42 komentarzy

Loading...