Startuje nowy sezon Ekstraklasy, więc porozmawialiśmy z prezesem Ekstraklasy SA, Marcinem Animuckim. W ostatnim czasie ma on powody do zadowolenia jeżeli chodzi o frekwencję w lidze i postawę naszych pucharowiczów. Jak duże są tu jeszcze rezerwy? Skąd wzięła się nadwyżka finansowa w spółce? Kiedy można spodziewać się centralnego VAR-u w Polsce? Co będzie największym wyzwaniem na najbliższe lata? Jak poradzić sobie z Superpucharem Polski i przepisem o młodzieżowcu? Zapraszamy.
Wypłaty dla klubów Ekstraklasy były za ostatni sezon najwyższe w historii, podobnie jak wpływy do Ekstraklasy SA. Po części wzięło się to z wyższych niż zakładano na starcie przychodów spółki. Skąd takie różnice na plus?
Na pewno pod kątem finansowym miniony sezon oceniamy bardzo pozytywnie. Na konta klubów powędrowały rekordowe sumy, łącznie ponad 280 mln zł. Zakładaliśmy wypłatę 260 mln zł, ale na koniec wygospodarowaliśmy dodatkowych 20 mln zł. To o 40 mln zł więcej niż rok wcześniej.
Złożyło się na to kilka czynników. Po pierwsze – bardzo restrykcyjna polityka związana z wydatkami wewnątrz spółki. Drugim elementem jest „dowiezienie” wszystkich naszych budżetów sponsorsko-marketingowych i realizacja wszystkich kluczowych wskaźników efektywności (KPI), które były założone w umowach. Uzyskaliśmy też dodatkowe pieniądze z praw międzynarodowych i mniejszych pakietów sponsorskich. Oprócz tego dynamika spadków przychodów od firm bukmacherskich okazała się niższa niż założyliśmy. W efekcie na koniec sezonu kluby wyraziły zgodę na wypłatę dodatkowego wynagrodzenia.
Dodam, że poza tymi 280 mln zł, blisko 10 mln zł otrzymał PZPN i poprzez dokapitalizowanie naszej spółki Ekstraklasa Live Park wygospodarowaliśmy też 6 mln zł na budowę centralnego VAR-u. To inwestycja w przyszłość.
Jak w praktyce wygląda restrykcyjna polityka wydatkowa wewnątrz spółki? Zakładam, że nie chodzi o to, iż pijecie Sagę zamiast Liptona.
Z klubami już dawno umówiliśmy się, że koszty działania spółki, obsługi kontraktów i różnych projektów marketingowych będą wynosiły 4% w pozycji budżetowej. W zeszłym sezonie te wydatki wyniosły jednak około 3%, co przełożyło się na większe wypłaty. Jednocześnie nie staraliśmy się zamykać projektów, które były już rozpoczęte, a są wydatkowe. Takim elementem jest na przykład kampania marketingowa Ekstraklasy. Tutaj wydaliśmy pieniądze zgodnie z planem. Z jednej strony więc restrykcyjnie wydajemy środki, a z drugiej nie szczędzimy ich na projekty mające się przysłużyć rozwojowi klubów i całej ligi.
Efekty już widzimy. Wspomniana kampania miała swój udział w powrotach kibiców na stadiony po covidzie. Skoki są znaczące. Rok temu frekwencja wzrosła o 30%, a w niedawno zakończonym sezonie ponownie o 30%. Weszliśmy już na całkiem niezły poziom europejski. Sumarycznie mieliśmy teraz na stadionach ponad 3,7 mln kibiców, co oznacza, że przegoniliśmy Portugalię czy Belgię, a jeśli chodzi o średnią, 12,3 tys. osób na mecz, plasujemy się przed Turcją czy Szwajcarią. W jednym i drugim wskaźniku wskoczyliśmy na ósme miejsce w Europie.
Kogoś jeszcze możemy przegonić frekwencyjnie?
W pierwszej kolejności chcemy utrzymać dotychczasowy poziom, bo te liczby nie będą cały czas rosły w takiej skali jak teraz. Jeśli się nie mylę, po covidzie chyba tylko Bundesliga miała większe przyrosty w kwestii powrotów na stadiony. Wierzymy, że wymiana klubów, która nastąpiła latem w Ekstraklasie, pozwoli nam iść za ciosem. Żałujemy, że nie będzie już Ruchu Chorzów, który wiosną pokazał swoją kibicowską moc z Widzewem, Legią, Lechem czy Górnikiem Zabrze. W jego miejsce wchodzi jednak inny klub z dużym stadionem, czyli Lechia, mamy też Motor z potencjałem, no i wierzymy, że od wiosny przy pełnych trybunach na nowym obiekcie grać będzie GKS Katowice.
Jest duża szansa, że utrzymamy to ósme miejsce. Przed nami są już tylko ligi z największymi stadionami i największą otoczką.
Wspominał pan o różnych projektach rozwojowych dla klubów. Skonkretyzujmy.
Już od paru lat mocno inwestujemy w rozwój cyfrowy klubów. Pierwsze nasze projekty tego typu zaczęły się w sezonie 2016/17, gdy zaczęliśmy dostarczać klubom statystyki fitnessowe przy wykorzystaniu technologii od ChyronHego. Drugi element to dodatkowe statystyki i materiały, które są przekazywane bezpośrednio na ławki drużyn przez Optę lub Panorisa.
Wychodząc już poza świat cyfrowy, realizujemy projekt związany z matami przeciwśniegowymi i przeciwdeszczowymi. Jako Ekstraklasa SA dokonujemy zakupu centralnego i przekazujemy ten sprzęt klubom. W tym aspekcie mamy wpływ na jakość ligowych muraw.
Jednocześnie rok temu kluby zgodziły się na zakup specjalnej działki z naniesieniami na warszawskiej Białołęce. Powstanie tam Centrum Mediowe Ekstraklasy, dzięki któremu podniesiemy nasze możliwości produkcyjne i zwiększymy wartość praw mediowych. Pomysł ze stworzeniem czegoś takiego pojawił się w 2020 roku, gdy wizytowałem w Mediolanie nowo otwarte centrum mediowe dla Serie A. Później z Leszkiem Miklasem i Marcinem Serafinem odwiedziliśmy centrum mediowe Bundesligi w Kolonii oraz bardzo rozwinięte obiekty tego typu w Premier League. Widzieliśmy także centralny VAR w Nyonie, skąd obsługiwane są mecze europejskich pucharów. Byliśmy też w Turcji. Z tych wszystkich doświadczeń wykiełkował projekt, do którego przekonaliśmy kluby.
Ekstraklasa Live Park we wcześniejszych latach wiele zainwestowała w nowe technologie. W 2015 roku kupiliśmy pierwszy wóz w technologii HD, tzw. obivan. W 2018 roku dołożyliśmy do tego wóz 4K. Pierwszy wóz już się spłacił, drugi zostanie spłacony za chwilę, więc można myśleć o nowych inwestycjach. Działkę już mamy, teraz czekamy na pozwolenie na przebudowę. Jak mówiłem, na centralny VAR przeznaczyliśmy już środki w wysokości 6 mln zł. Ten segment będziemy realizować z PZPN-em, żeby za dwa lata zmienić dotychczasowy model funkcjonowania, w ramach którego obecnie pięć mobilnych wozów varowych jeździ po stadionach w całej Polsce. W centrum powstanie 10 stanowisk, zapewniających nam i sędziom komfort działania. Odpadnie chociażby dylemat przed multiligą, na które mecze wysłać wozy, a które mecze pozostawić bez VAR-u. Nie będzie też wyścigu z czasem podczas skondensowanych kolejek w środku tygodnia.
Czyli to już coś namacalnego, to temat, który wykracza poza same wizje i koncepcje.
Zdecydowanie. Mamy już działkę i całą dokumentację. To wszystko jeszcze trochę potrwa, na koniec trzeba będzie ten sprzęt zamontować i porządnie przetestować, ale jesteśmy na dobrej drodze. Realny termin startu centralnego VAR-u w Ekstraklasie to lato 2026. Dalsze rozmowy z PZPN-em pokażą, czy ten system rozciągniemy na Puchar Polski i I ligę. Te ustalenia dopiero przed nami.
Względem tego, co jest teraz, istnieją w ogóle jakieś wady czy zagrożenia związane z centralnym VAR-em?
W 2017 roku dość szybko wprowadzaliśmy VAR do Ekstraklasy z inicjatywy prezesa PZPN, Zbigniewa Bońka. Dyskutowaliśmy wtedy, czy lepszy będzie VAR centralny czy mobilny. Mowa o dwóch zupełnie innych sposobach funkcjonowania. Bundesliga od początku postawiła na stacjonarną siedzibę VAR-u i pamiętamy, jak wiele było na początku problemów z komunikacją między centrum a sędziami. Kilkusetkilometrowe odległości między ośrodkami miały znaczenie. Dziś, w obliczu kolejnych postępów technologicznych, nie widzę już większych wad czy zagrożeń dla centralnego VAR-u. Wszystkie nasze stadiony są połączone światłowodami z Warszawą. Rozwinęła się technologia związana z przesyłem audio i jego bezpieczeństwem.
Teraz to już po prostu lepsze i praktyczniejsze rozwiązanie. Pamiętajmy, że wozy VAR wymagają amortyzacji, co generuje kolejne koszty. Zamiast je naprawiać i przerabiać, prościej będzie przejść na system centralny, aczkolwiek za sugestią Marcina Serafina, prawdopodobnie dwa mobilne wozy zostaną zachowane. Byłoby to zabezpieczenie na wypadek, gdyby jakiś mecz odbywał się na stadionie bez światłowodów. UEFA też się tak asekuruje i przydało się to przy okazji spotkań Rakowa w europejskich pucharach. Obiekt w Sosnowcu nie był jeszcze przetestowany pod tym kątem, więc postawiono na mobilny VAR.
Docelowo jednak zdecydowana większość meczów ma być obsługiwana z centrum. Myślę, że także dla sędziów będzie to korzystne. Będą bardziej wypoczęci, ominą ich podróże po całej Polsce. Potrafię sobie wyobrazić, że dany zestaw sędziowski od piątku do poniedziałku przebywa w Warszawie i na miejscu obsługuje np. 3-4 mecze w kolejce.
Mam wrażenie, że dużo dało Ekstraklasie uwolnienie praw internetowych: wrzucanie bramek w trakcie meczu, szybkie publikowanie skrótów na YouTube czy transmisje na żywo, shortsy i tak dalej. Wcześniej tego brakowało.
Myślę, że tę pracę domową odrobiliśmy. Gdy przygotowywaliśmy się do postępowania przetargowego na lata 2023-2027, kwestie związane z tym, jak pokazywać całe mecze w telewizji i internecie były dla nas oczywiste, pakiety przygotowaliśmy dość szybko. Natomiast przez dwa miesiące dyskutowaliśmy o pakietyzacji i uwalnianiu treści krótszych, digitalowych. Mamy dokładną rozpiskę, co i jak prezentować w trakcie meczu, co się dzieje zaraz po końcowym gwizdku, co po trzech godzinach, a co będzie publikowane w kolejnych dniach i jak zapowiemy następną kolejkę.
Wszystko jest porządnie zaplanowane, co widać także po liczbie wychodzących treści i rozrastaniu się zespołu montażowego. To też będzie jeden z elementów centrum mediowego: profesjonalna montażownia na kilkanaście stanowisk, aby już w trakcie meczu przygotowywać różne wrzutki i odpowiednio je prezentować w internecie pod kątem poszczególnych grup docelowych. Każdy materiał jest przygotowywany pod daną platformę dla social mediów Ekstraklasy, klubów i wszystkich partnerów.
Na wizerunek ligowej spółki mocno wpływa postawa pucharowiczów. To tak, jak z PZPN: gdy reprezentacja gra dobrze, od razu cały związek jest postrzegany lepiej. Nie obawia się pan, że pod tym kątem może nas czekać trudny sezon? Te obawy były głośne i powszechne.
My jako Ekstraklasa SA chcemy przede wszystkim ułatwiać klubom rywalizację na froncie międzynarodowym. Regulaminowo i logistycznie jesteśmy przygotowani do układania takiego kalendarza rozgrywek, by w lipcu i sierpniu był on optymalny dla pucharowiczów. Kluby zgodziły się też, żeby dawać im dodatkową podpórkę, czyli możliwość przełożenia w tym czasie maksymalnie dwóch spotkań ligowych. Do tego po naszych rozmowach z PZPN-em rywalizację w Pucharze Polski rozpoczynają oni dopiero od 1/16 finału, dzięki czemu zyskują jeden wolny termin na rozegranie zaległego meczu.
Przekazujemy klubom coraz większe pieniądze. Jagiellonia jako mistrz Polski otrzymała 32 mln zł. To kwoty porównywalne z takimi ligami jak holenderska czy belgijska. Mamy nadzieję, że te środki pomogą w funkcjonowaniu na arenie międzynarodowej. Same kluby kilka lat temu uzgodniły, że u pucharowych reprezentantów lądują ekstra premie, żeby w tych feralnych letnich okresach mogli się raczej wzmacniać, a nie osłabiać. Pamiętam, gdy na Gali Ekstraklasy zawodnicy nominowani i nagrodzeni w większości wiedzieli, że nie zostaną na kolejny sezon. W ostatnich latach takich sytuacji już nie ma, wielu zostaje w lidze, wiedząc, że to dobre miejsce do ich rozwoju, a nasze kluby płacą całkiem solidne pensje i grają na fajnych stadionach. Atrakcyjność Ekstraklasy rośnie także z tej perspektywy.
Ostatnie trzy sezony to dynamiczne pięcie się w rankingu UEFA. Po kilku suchych latach startowaliśmy z dalekich miejsc, ale udało się tę sytuację opanować. Ten sezon zaczynamy od osiemnastej lokaty. Trzeba pamiętać, że nawet udany start jednego czy dwóch zespołów nie od razu diametralnie zmieni naszą sytuację i pozwoli wskoczyć do pierwszej piętnastki – co byłoby najlepszym scenariuszem, bo mielibyśmy bezpośrednie miejsca w fazach ligowych (daw. pucharowych) – ale wierzę w kontynuowanie dobrej serii.
Patrząc na nowy sezon… Jagiellonia grała fajny, ofensywny futbol, strzeliła zdecydowanie najwięcej goli. Wierzę w zmysł trenera Adriana Siemieńca i dyrektora sportowego Łukasza Masłowskiego, którego znam jeszcze z dawnych czasów. Mocno mu kibicuję. „Jadze” wystarczy jeden wygrany dwumecz, żeby mieć zagwarantowaną pucharową jesień, a dzięki ścieżce mistrzowskiej ma aż trzy podejścia. Pierwszą przeszkodą jest rywal z Litwy, Jagiellonia będzie faworytem. Legia Warszawa dokonała bardzo ciekawych transferów, robią wrażenie. Ona też będzie rozstawiona, są realne szanse na fazę grupową Ligi Konferencji. Śląsk Wrocław jest większą niewiadomą, będziemy się przyglądać, jak to będzie wyglądało w pierwszych meczach po licznych zmianach kadrowych. Tam też jednak jest ambitny trener i ambitna drużyna.
No i mamy jeszcze Wisłę Kraków, ale to w pewnym sensie nie wasza działka.
Wiśle oczywiście kibicujemy, jak wszystkim naszym pucharowiczom. Każdy punkcik będzie istotny i bardzo cieszę się, że Wisła awansowała do następnej rundy. Czekamy, co będzie dalej.
Z pana perspektywy lepiej mieć żelazną czołówkę ligi – wydawało się, że takiego top4 wreszcie się doczekaliśmy – czy rotacje w czubie tabeli i zaskoczenia prawie co sezon?
Uważam, że udało się wykreować w Ekstraklasie kilka klubów, które mają solidne podstawy do osiągania regularnych sukcesów w lidze i dobrej postawy w pucharach. Pamiętam, gdy dyskutowaliśmy o modelu zbliżającym nas do Europy. Kluby stwierdziły, że nie będziemy chcieli iść w model bułgarski, chorwacki, węgierski czy azerski, gdzie jest jeden dominator, praktycznie co roku zdobywający mistrzostwo, przewyższający resztę o kilka długości. Teoretycznie łatwiej potem o sukcesy w pucharach.
Dlaczego mówię teoretycznie? Dlatego że zasady punktowania w Europie są tak skonstruowane, że powinniśmy mieć co najmniej dwa zespoły – a najlepiej trzy – które regularnie punktują jesienią, a przynajmniej jeden również na wiosnę. W ostatnich trzech latach właśnie tak było, dzięki czemu przegoniliśmy w rankingu wspomniane ligi, oparte o hegemonów.
Oczywiście to jest jakieś wyzwanie, że praktycznie co roku mamy innego mistrza. W innych krajach raczej się to nie dzieje. Szef ligi czeskiej był bardzo zdziwiony, że mamy w tym względzie aż takie rotacje. Z drugiej strony, pierwsza czwórka czy szóstka zawsze jest u nas dość mocna, a moim zdaniem stać nas właśnie na 5-6 topowych klubów. Pewnie, że jakiś element stabilizacji byłby tu pożądany, ale coroczne emocje związane z walką o pierwsze miejsce pozytywnie przekładają się na frekwencję na stadionach i oglądalność przed telewizorami.
Był pan rozczarowany postawą Lecha, Rakowa i Pogoni właśnie przez pryzmat tego, że funkcjonowali już w nowych, lepszych realiach finansowych dla pucharowiczów, a na koniec nie potrafili z tego skorzystać w lidze?
Doceniłbym jednak to, co Raków zrobił jesienią. Przeżył bardzo fajną pucharową przygodę, dzielnie walczył w eliminacjach Ligi Mistrzów, wszedł do fazy grupowej Ligi Europy i niewiele mu brakowało do grania dalej. Legia zaliczyła piękną jesień w Lidze Konferencji i grała w pucharach na wiosnę. Mocno żałuję punktów, które uciekły Lechowi. Sierpniowa porażka na Słowacji nie powinna się zdarzyć, ale to już kwestie czysto sportowe, na które jako ligowa spółka mamy najmniejszy wpływ. My możemy jak najlepiej poukładać otoczenie biznesowo-regulaminowe i z tego się wywiązujemy.
Ekstraklasa SA może się tu głównie przyglądać, ale rykoszetem trochę obrywa. Jak pan patrzy na zamieszanie związane z terminem Superpucharu Polski?
Jako Ekstraklasa SA po raz ostatni organizowaliśmy Superpuchar w 2012 roku. W Warszawie Legia grała ze Śląskiem. Pamiętam, że przyszło wtedy 7 tys. ludzi, a obie drużyny wystawiły drugie składy, bo koncentrowały się na pucharach. I tu się nic nie zmieniło. Dla naszych najlepszych klubów lipiec i sierpień oznacza przede wszystkim skupienie na grze w Europie. Rozumiem kluby, które mówią, że 15 lipca to kiepski termin, bo zaraz masz pierwszy mecz pucharowy albo nawet jesteś już przed rewanżem. Proponowano 7 lipca, ale to termin jeszcze trudniejszy do realizacji, zwłaszcza pod kątem przygotowań „Jagi” do nowego sezonu.
Uważam, że trzeba wypracować nową formułę dla Superpucharu Polski, wykraczającą poza okres letni, zwłaszcza że w losowaniach można trafić na bardzo dalekie wyjazdy. Rok temu spotkało to Raków, który leciał do Azerbejdżanu. Teraz „Jaga” tego uniknęła, na Litwę ma czterogodzinną podróż autokarem. W tych kwestiach trzeba słuchać klubów i brać pod uwagę ich głos.
W szeroko pojęty wizerunek polskiej piłki uderza także coroczny szum związany z przepisem o młodzieżowcu. W tym roku wydawało się, że wreszcie wszyscy mówią jednym głosem i zostanie on zmodyfikowany, a na koniec nic z tego nie wyszło. PZPN zarzucał klubom, że były tu za mało konkretne i zdeterminowane…
Projekt był prowadzony przez Wojtka Cygana, który jest wiceprezesem PZPN ds. piłki profesjonalnej. Dyskusje trwały przez sześć miesięcy. Zaakceptowany przez kluby projekt został złożony w PZPN-ie, który nie zgodził się na proponowane zmiany. Na ostatnim spotkaniu, które mieliśmy w czerwcu, ten temat znów był poruszany i pewnie zostanie powołana kolejna grupa robocza mająca znaleźć finalne rozwiązania. Tutaj mogą działać głównie nasi przedstawiciele z poszczególnych klubów, którzy są w zarządzie związku.
My jako ligowa spółka możemy wspierać pewne procesy bardziej z boku. Wspólnie z PKO Bankiem Polskim staramy się promować rozwój sportu młodzieżowego i dawania szansy młodym. Z PKO Bankiem Polskim współpracujemy w tym zakresie od 2018 roku, a od 2019 jest to nasz partner tytularny. W zeszłym roku jako Ekstraklasa wypłaciliśmy łącznie 5 mln zł siedmiu najlepszym klubom w ramach Pro Junior System. Najwięcej otrzymało Zagłębie Lubin, choć jeszcze lepiej punktowały Ruch Chorzów i ŁKS. Przepisy mówią jednak, że jeśli spadasz z Ekstraklasy, otrzymujesz 50 procent z wypracowanej kwoty.
Oprócz tego w ramach środków pochodzących od PKO Banku Polskiego, firm bukmacherskich i kar nałożonych przez Komisję Ligi, każdy klub dostaje z ligi po milionie złotych na spełnienie wymagań licencyjnych związanych z prowadzeniem drużyn młodzieżowych. Niektórzy wydają na te cele kilka razy więcej, niemniej ten milion wystarcza, żeby spełnić wszystkie wymogi w tym zakresie. PKO Bank Polski przyznaje też nagrody dla młodzieżowca miesiąca i młodzieżowca sezonu ogłaszanego na Gali Ekstraklasy. Trzecim istotnym elementem są organizowane co roku turnieje Akademii Klasy Ekstra. W maju każdy klub miał taki turniej, teraz przygotowujemy się do cyklu wrześniowego i grudniowego.
Mam wrażenie, że każdy wie, iż cała historia skończy się na zniesieniu obowiązku i znacznym dofinansowaniu Pro Junior System, ale ciągle się to odkłada.
Bardzo podoba mi się idea z Pro Junior System. Gdy dyskutowaliśmy z prezesem Bońkiem o jego powstaniu, założenie było takie, że Ekstraklasa i PZPN wykładają na ten projekt po 2 mln zł. Dziś my zobowiązujemy się do przekazania minimum 6 mln zł, PZPN wykłada kolejne 4, co daje już przynajmniej 10 mln zł. Ta pula w kolejnych latach pewnie będzie rosła, być może naturalnie zastępując obowiązek wystawiania młodzieżowca.
W większości klubów już jest świadomość, że dobre prowadzenie akademii przynosi wiele korzyści. Legia, Lech, Zagłębie, Pogoń, Cracovia, Jagiellonia, wiele dobrego dzieje się w temacie nowej infrastruktury w Śląsku, Widzewie czy w Radomiu – coraz więcej mamy takich przykładów. No i chyba każdy widzi, że cały czas kasowe transfery wychodzące dotyczą przede wszystkim młodych Polaków, wyszkolonych tu na miejscu. Myślę, że rozwój szkolenia w naszym kraju będzie procesem naturalnym, a przepis o młodzieżowcu prędzej czy później zostanie zmodyfikowany. W Europie chyba tylko Rumuni poszli podobnym tropem. To nie jest i nie będzie powszechne rozwiązanie.
Osobnym tematem jest nauczenie się przez kluby wprowadzania młodych zawodników do piłki seniorskiej. Tu jest największe pole do poprawy, ale to dotyka wielu krajów w Europie. Byłem niedawno w Turcji i tam mówiono o tym samym. Obiektów jest coraz więcej, wiele rzeczy idzie do przodu, jednak zbyt duża liczba młodych piłkarzy przepada w momencie przeskoku do dorosłego grania. To dla naszej piłki największe wyzwanie, ale i szansa w najbliższych latach.
A co będzie największym wyzwaniem dla działań Ekstraklasy SA? Wiele rzeczy się poprawiło: wizerunek ligi, chodzenie na mecze przestało być postrzegane jako niebezpieczna rozrywka, otoczka się poprawiła.
Na pewno obserwujemy powstawanie mody na Ekstraklasę i jej oglądanie. Widać to po tych naprawdę dużych wzrostach popandemicznych. Obawialiśmy się, czy ludzie nie odwykną od piłki, a tu nie tylko wróciliśmy do wcześniejszego poziomu, ale jeszcze wyraźnie go przebiliśmy. Wyniki sprzedaży karnetów w wielu klubach pokazują, że ten sezon też będzie dobry frekwencyjnie. Kibice czują się na stadionach bezpiecznie, już nie ma z tym kłopotu. Wizerunkowo przełamaliśmy pewne bariery.
Ciągle widzę pole do rozwoju jeśli chodzi o zachęcanie ludzi do chodzenia na mecze poprzez materiały w internecie. Z naszych badań wynika, że generalnie na stadion nie przychodzi się samemu. Przeważnie idzie się ze znajomymi lub rodziną. Łączą się tu całe pokolenia. Największym wyzwaniem jest dotarcie w odpowiedni sposób do pokolenia „zetek” czy nawet pokolenia „alfa”, czyli dzisiejszych 12-14-latków. To są generacje, które już zupełnie inaczej konsumują futbol. Dla nich oglądanie meczu przez 90 minut to spora trudność.
Właśnie w pierwszej kolejności z myślą o nich przygotowujemy krótsze treści, dostępne jak najszybciej, w znanych im kanałach dystrybucji. Ponosimy tu naprawdę duże koszty inwestycyjne i na dziś, mówiąc wprost, te treści się nie monetyzują. Ich siłą ma być jednak darmowość i szeroka dostępność, aby zainteresować Ekstraklasą najmłodsze pokolenie, które pewnie z wiekiem będzie ewoluować w odbiorze piłki. Może z czasem zacznie dłużej oglądać mecz – mając jednocześnie telefon pod ręką, klikając w sociale, statystyki czy Fantasy Ekstraklasa – a docelowo przyjdzie ze swoją paczką na stadion. Trzeba wyjść tym grupom naprzeciw, to jest zadanie dla całego świata sportu.
No to na koniec: pierwsza piętnastka w rankingu UEFA w ciągu 2-3 lat jest czymś realnym?
Wyzwaniem będzie już samo utrzymanie obecnej pozycji, bo przewaga nad takimi ligami jak serbska, chorwacka czy ukraińska jest niewielka. Pokładam pewną nadzieję w reformie europejskich pucharów, gdy w każdych rozgrywkach będzie jedna wielka grupa. W Lidze Mistrzów i Lidze Europy jest miejsce dla trzydziestu sześciu klubów, czyli jest ciut większa szansa, żeby się tam dostać. A jak już się to uda, ma się pewnych nie sześć, a osiem meczów grupowych, czyli można lepiej zapunktować. Ciekaw jestem, jak sobie tutaj poradzimy ze styczniowymi datami, które w związku z bardziej napiętym terminarzem przewiduje UEFA, choć cieszyłbym się z takiego kłopotu.
Niezmiennie liczę, że będziemy dobrze grali w Lidze Konferencji. Sumując trzy ostatnie lata, jesteśmy w europejskiej dwunastce. Aby to utrzymać, trzeba mieć przynajmniej dwa zespoły, które grają w pucharach jesienią i jeden jeszcze wiosną. Ten scenariusz uważam za realny.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
CZYTAJ WIĘCEJ:
- W Poznaniu mają najbardziej minorowe nastroje od lat. Czy Frederiksen je poprawi?
- Wisła zrobiła swoje. Zasłużony awans „Białej Gwiazdy” w eliminacjach Ligi Europy
- Kogo tym razem wypromuje Górnik Zabrze?
Fot. FotoPyK/Newspix