24 403 kibiców dopingowało dziś Wisłę Kraków podczas jej pierwszej potyczki w europejskich pucharach. Wynik? Jest lepiej niż przyzwoicie. „Biała Gwiazda” nie dość, że uniknęła euro-upokorzenia, to grała ładny dla oka futbol. Ze skutecznością bywało różnie, ale ponoć zwycięzców się nie ocenia.
A przynajmniej traktuje ulgowo.
Dzisiejszy mecz był naprawdę niezły. Przed spotkaniem były obawy, czy budowana naprędce drużyna podoła i nie wywróci się na pierwszej, umówmy się, niespecjalnie wymagającej przeszkodzie. Zastanawiano się, jak będzie wyglądać skład Wisły, jak szczupła kadra poradzi sobie w starciu z wicemistrzem Kosowa. Rywal oczywiście nie wydawał się ekskluzywny, ale jak mawia klasyk – w Europie już nie ma słabych drużyn.
Skromne ruchy w trwającym okienku transferowym, i to w świetle odejścia dziewięciu zawodników, nie zwiastowały sukcesu. Na domiar złego w trakcie okresu przygotowawczego wypadł Kacper Duda, a więc fundamentalna postać w drugiej linii. Kazimierz Moskal jednak zdołał to poukładać. Igor Sapała stanął na wysokości zadania, ładując bramkę na samym początku meczu. Uderzył intuicyjnie i to przyniosło efekt.
Przed przerwą gospodarze stworzyli co najmniej trzy świetne sytuacje – najpierw nie poszedł do końca na piłkę Angel Rodado. Dogranie z prawej strony autorstwa Bartosza Jarocha powinno zostać spuentowane bramką. Aż prosiło się o ruch do piłki.
Później sami piłkarze gości mogli sobie wpakować gola. Znów zabrakło pójścia na piłkę. Zamknięcia. Pewnie i brakowało trochę szczęścia, bo piłka minimalnie minęła bramkę gości.
W kolejnych atakach piłkarzy Wisły brakowało konkretu. Kapitalnie zachowywali się do 30-25 metra od bramki rywali, później jakby szwankowała decyzyjność. Brakowało koncepcji ataku. I aż trudno o diagnozę – przyjezdni byli elektryczni od początku w zasadzie do końca. Dlaczego podopieczni Kazimierza Moskala nie schodzili na przerwę przy wyniku 3:0?
Ogień na trybunach
Na trybunach było gorąco już na kilkadziesiąt minut przed pierwszym gwizdkiem. Atmosfera święta udzielała się wszystkim, a stawka meczu, a więc gra w Europie, była dodatkowym bodźcem, który rozpalał fantazję kibiców.
I to było czuć.
Kibice stanęli na wysokości zadania, trybuna dopingująca pulsowała od początku. Odśpiewano klubowy hymn, a później cały stadion stanął na baczność, kiedy został odśpiewany Mazurek Dąbrowskiego.
Kibicowsko – 11/10.
Budzić obawy jednak mogą rozpalone race zaraz na początku meczu. Co prawda widok imponujący, natomiast wiadomo nie od dziś, że UEFA niezbyt entuzjastycznie podchodzi tego typu obrazków. Czy Wisła ma się obawiać kary? Czas pokaże. Można oczywiście zrozumieć kibiców i ich głód dużej piłki, jednak wciąż – mówimy o sytuacjach, które są piętnowane przez europejską federację. Wie coś o tym Legia, być może dowie się wkrótce „Biała Gwiazda”.
***
Z kolei poziom piłkarski… na cóż. Wisła grała piłkę szybką, kombinacyjną, momentami nie wszystko funkcjonowało jak trzeba, ale cały czas mówimy o zespole, który się dociera, który uczy się schematów. Pochwalić możemy nowe twarze, a więc Mikulca i Sukiennickiego. Dobrze wyglądali na lewej stronie, nie mieli większych problemów z przedarciem się przez „zasieki” rywala.
Podkreślić trzeba jednak wątpliwą klasę przeciwnika. Goście z Kosowa mieli w zasadzie problem z najprostszymi elementami, jak przeprowadzenie składnego ataku czy wymienienie kilku podań. W obronie byli elektryczni, druga linia biegała bez mapy.
Ostatni kwadrans w ich wykonaniu był już nawet przyzwoity, jednak mówimy tylko o krótkim fragmencie meczu, kiedy Wisła wrzuciła wyższy bieg i trochę zlekceważyła przeciwnika, który kilkukrotnie postraszył podopiecznych Moskala.
W doliczonym czasie gry Angel Rodado pokazał jednak to, czym imponował w poprzednim sezonie. Hiszpan wpakował gola w swoim stylu – skorzystał z zamieszania w polu karnym Llapi i zrobił to, co do niego należy. To może być trafienie na wagę awansu.
Wesoły powrót Wisły. Europa niestraszna polskim pierwszoligowcom
Przed rewanżem nie powinno być obaw. Wicemistrz Kosowa nie miał w zasadzie podejścia do Wisły. To drużyna dwie półki niższej niż pierwszoligowiec z Krakowa. Oczywiście, w polskiej piłce nigdy nic nie wiadomo, jednak z dużą pewnością możemy przekonywać nieprzekonanych, że Wisła powoli powinna przygotowywać się do drugiej rundy eliminacji i meczu z austriackim Rapidem.
Mogło być wyżej, ale nie ma co narzekać. Jak na początek sezonu, kapitalne zawody. Nie ma wstydu, jest zadowolenie. I co istotne, wpadają cenne punkty do rankingu UEFA.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Kroos głosem ludu. Migracja przeciąża Niemcy
- Marciniak nie dostał finału i szkoda. Ale tylko tyle: „szkoda”
- Przeprośmy Southgate’a. Żaden angielski selekcjoner tego nie dokonał…
Fot. Newspix