Wraz z końcem sezonu 2023/24 zakończyła się przygoda Leandro ze Stalą Mielec. Rozstanie nie nastąpiło jednak w przyjacielskiej atmosferze. 40-letni Brazylijczyk z polskim paszportem ma żal do prezesa Jacka Klimka. W rozmowie z Przeglądem Sportowym przyznaje wprost, że czuje się oszukany. Działacz odpowiedział na zarzuty Leandro, podkreślając, że jego zdaniem jest to atak na tle politycznym.
Leandro do Polski przybył z ligi ukraińskiej w 2014 roku. Najpierw występował w Koronie Kielce, następnie w Górniku Łęczna, a od 2017 roku był zawodnikiem Stali Mielec. Lewy obrońca rozegrał na polskich boiskach blisko 250 spotkań, z czego 139 na poziomie Ekstraklasy. W minionym sezonie rozegrał dziesięć meczów, a w ostatniej serii gier wszedł na minutę, żeby mógł się pożegnać z kolegami z drużyny i kibicami Stali.
W połowie czerwca Leandro w swoich mediach społecznościowych napisał oświadczenie, w którym zasugerował, że rozstanie ze Stalą Mielec nie odbyło się w przyjaznej atmosferze. – 23 lata gram profesjonalnie w piłkę nożną i nigdy bym nie pomyślał, że na końcu mojej kariery zostanę potraktowany w taki sposób. Mój kontrakt zakończył się z ostatnim dniem maja i do tej pory nikt (oprócz luźnej rozmowy z trenerem) nie kontaktował się ze mną, by zaproponować kontynuację współpracy lub podziękować i ją zakończyć.
“Przegląd Sportowy” wraca do tej sprawy i przedstawia kulisy odejścia Leandro, uwzględniając wersje wydarzeń zarówno samego piłkarza jak i prezesa klubu. Brazylijczyk z polskim paszportem mówi wprost, że był źle traktowany przez Stal. Ma żal o to, że nikt nie podziękował mu za lata gry i nie poinformował o tym, że kontrakt nie zostanie przedłużony.
– Nikt w Stali nie rozmawiał ze mną o mojej przyszłości. W styczniu na mieście usłyszałem plotkę, że mój kontrakt nie zostanie przedłużony, ale oficjalnie nikt nigdy mi tego nie powiedział. Zabolało mnie to. Ja wcale nie chciałem, jak sugerował prezes, wymusić na klubie podpisania nowej umowy. Ja i tak zaraz kończę karierę, bo mój czas nadszedł. Chciałem tylko, żeby potraktowano mnie normalnie: porozmawiano, podano rękę i podziękowano. W firmie zawsze tak jest, że prezes mówi pracownikowi, że współpraca dobiega końca. Tutaj tego zabrakło. Nie wiem, co prezes miał na myśli, mówiąc, że uciekłem z klubu. Zupełnie tego nie rozumiem. Chyba chciał po prostu zniszczyć mi reputację – uważa Leandro.
Piłkarz wyznał, że jako jedyny w klubie miał kontrakt ważny do końca maja, a nie jak reszta do końca czerwca. Brazylijczyk przedstawia sytuację tak, że prezes Stali na rozmowie kontraktowej powiedział mu, że przepisy się zmieniły i teraz umowy daje się do końca maja. Zawodnik nie widział w tym nic złego. Zaznaczył, że uwierzył na słowo i podpisał umowę. Klimek zaprzecza takiej wersji wydarzeń. Twierdzi, że taka rozmowa nie miała miejsca i tłumaczy, że po prostu doszło do pomyłki.
– Mogę zapewnić, że nie padło z moich ust zdanie, że przepisy się zmieniły. Leandro, “napuszczony” przez pana Tomka [Porębę], będzie teraz opowiadać cuda. Sprawa z kontraktem jest taka, że doszło do pomyłki i ktoś wpisał maj zamiast czerwiec. Gdyby piłkarz przyszedł do mnie i powiedział, że jest błąd, oczywiście, że zmienilibyśmy to – zapewnia Jacek Klimek, prezes Stali Mielec.
Klub ostatnio stracił sponsora strategicznego PGE. Szuka obecnie nowego. Klimek zarzuty Leandro odbiera jako atak na tle politycznym. Działacz w ostatnich wyborach parlamentarnych ubiegał się o stołek prezydenta miasta Mielec. Dostał się do drugiej tury, ale tam otrzymał o 600 głosów mniej od Radosława Swóła, który uzyskał największe poparcie wśród mielczan i obecnie piastuje najważniejsze stanowisko w mieście.
– Powiem taką ciekawostkę: Leo był jedynym piłkarzem, który codziennie przychodził do pracowników administracji i się z nimi witał. A pewnym momencie zaczął omijać ich szerokim łukiem. Stało się tak w momencie, gdy w klubie zaczęło dochodzić do pewnych turbulencji z panem Tomkiem [Porębą], w którego Leandro jest wpatrzony. Czytam to tak, że w ten sposób chciał nam pokazać, że jest obrażony i określił się, po czyjej jest stronie. […] To wszystko nie jest dobre dla klubu i nikomu nie służy. We wtorek spotykam się z przedstawicielami funduszu australijskiego (w sprawie zakupu akcji klubu – przyp. red.) i nieprzypadkowo akurat teraz chodzi o to, żeby mi “przyłożyć” – uważa Klimek.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Wasiluk: Euro przestało dawać radość. Za dużo jest meczów nudnych
- Rzuty karne nie są żadną loterią. A Anglicy stali się w nich bliscy mistrzostwa
Fot. Newspix