Reklama

Hurkacz przegrywał z rywalem, a na koniec przegrał z kontuzją

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

04 lipca 2024, 16:15 • 4 min czytania 11 komentarzy

Nie napiszemy, że gdyby nie kontuzja, to Hubert Hurkacz wygrałby ten mecz. Z pewnością jednak właśnie o to walczył w tamtej fazie spotkania, po kiepskich dwóch pierwszych setach. W kluczowym momencie jednak – po części na własne życzenie – przytrafił mu się uraz, po którym wrócił jeszcze na kort, ale tylko na dwa punkty. Więcej nie był w stanie zagrać. I tak Wimbledon dla Polaka skończył się na II rundzie, a zagrożone stają się też być może igrzyska olimpijskie…

Hurkacz przegrywał z rywalem, a na koniec przegrał z kontuzją

Arthur Fils? Utalentowany gość, 34. na świecie, a lat na karku ma tylko 20. Trzy lata temu był w finale juniorskiego French Open w singlu (przegrał) i deblu (wygrał). W seniorskim tourze jeszcze za wiele nie osiągnął, ale poprzedni sezon z pewnością miał przełomowy – wygrał wtedy turniej ATP 250 w Lyonie, a w Antwerpii doszedł do finału, w którym uległ Aleksandrowi Bublikowi. Potrafił też pokonać dwóch tenisistów z TOP 10 światowego rankingu – Caspera Ruuda i Stefanosa Tsitsipasa. I tylko w szlemach na razie niespecjalnie mu szło, bo nigdy – aż do dziś – nie przekroczył II rundy turnieju tej rangi.

Po spotkaniu z Hubertem Hurkaczem raz, że dopisuje sobie kolejną wygraną nad tenisistą z TOP 10, a dwa – zalicza życiówkę w Szlemie. Choć pewnie wolałby, żeby ten mecz skończył się inaczej.

ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl

Hurkacz, oczywiście, był jednym z faworytów do wygrania całego turnieju. I to nie tak, że sobie to wymyśliliśmy, sugerowali to zagraniczni eksperci. Jasne, nie faworytem rangi Jannika Sinnera czy Carlosa Alcaraza, ale w grupie pościgowej, za ich plecami, stał całkiem wysoko. Niemniej już mecz I rundy pokazał, że jego gra wygląda średnio. Ale czasem tak to jest, że trzeba się rozpędzić, stąd liczyliśmy, że w II rundzie i dalej Hubert będzie wyglądać coraz lepiej.

Reklama

Niestety, nie wyglądał.

Dziś Polak zaczął od przegranych dwóch setów. Pierwszego stracił po tie-breaku, do którego grał całkiem nieźle, ale w nim kompletnie zaczął się mylić. Nie pomagał pewnie wiatr, przez cały mecz mocno dający o sobie znać, jednak w takiej sytuacji to dużo większe doświadczenia Huberta powinno mu pomóc. A było inaczej, Fils lepiej odnajdował się w trudnych warunkach. Nie bał się też atakować, grał odważnie i zbierał tego owoce. Hubert za to mylił się i na serwisie, i z forehandu, a momentami nie leżało mu nawet najpewniejsze zagranie w jego arsenale – backhand. Wydawało się też, że źle wybiera momenty do ataku, często chodził do siatki w sytuacjach, gdy nie miał przewagi sytuacyjnej. I cóż, pierwszego seta przegrał.

Drugiego też. I to w sposób w jaki przegrać nie powinien. W miarę trwania spotkania zaczął się rozkręcać. Stracił co prawda podanie w czwartym gemie drugiej partii, ale coraz częściej naciskał na Francuza i wreszcie wywalczył swoje – przy stanie 3:5 zanotował przełamanie powrotne. Moment zwrotny meczu? No nie bardzo. Przy swoim serwisie – najgroźniejszej broni, jaką ma! – przegrał bowiem trzy pierwsze piłki i choć dwa setbole wybronił, to przy ostatnim uległ. Było 0:2, Fils grał naprawdę dobrze, a Hubert zbyt często popadał w absolutną przeciętność. Trudno było uwierzyć, że coś się w tym meczu zmieni.

Ale się zmieniło. Trzeci set był słabszą partią Francuza, Polak z kolei grał najlepszy tenis w całym spotkaniu. Dwukrotnie przełamał rywala, wygrał 6:2. O przełamanie walczył też od samego początku czwartego seta i wreszcie się go doczekał. W siódmym gemie wygrał trzy pierwsze punkty i za trzecim razem udało mu się wyjść na prowadzenie. Swój serwis zamknął po chwili do zera. Miał dwie piłki setowe przy podaniu Filsa, ale ten jeszcze się wybronił. Wszystko wskazywało na to, że zaraz będzie remis 2:2 w setach.

Tyle że Hubert znów się zaciął. I choć miał kolejne dwie piłki setowe, tym razem przy swoim serwisie, to ich nie wykorzystał. A Francuz zrobił to przy pierwszym break poincie i wyrównał stan rywalizacji. A że obaj wygrali pewnie swoje kolejne gemy, to czekał nas drugi w meczu tie-break.

A w nim – kolejna niewykorzystana szansa. Hubert zaliczył małe przełamanie i prowadził 3:2, a potem serwisami zrobił z tego nawet 5:2. Po czym stracił trzy punkty z rzędu. Wypracował sobie co prawda piłkę setową, ale przy serwisie rywala, więc jej nie wykorzystał. Po chwili sam obronił meczbola dobrym podaniem. I przy 7:7 miała miejsce kluczowa dla losów seta akcja. Hubert świetnie zaserwował, dostał piłkę tuż za siatkę i zamiast przyłożyć z forehandu, postanowił zagrać skrót. Ten był, dodajmy, bardzo zły, Fils do niego dobiegł, odegrał, Hubert rzucił się do odbicia i piłki faktycznie sięgnął. Odegrał na drugą stronę, a rywal w łatwej sytuacji wpakował ją w siatkę.

Reklama

W teorii: 8:7 dla Hurkacza, kolejny setbol i szansa na wygranie seta.

W praktyce: 8:7 dla Hurkacza i Polak zwijający się na korcie z bólu.

W którymś momencie tej akcji Polak doznał bowiem urazu. Gdzieś przy kolanie czy udzie, od wewnętrznej strony. Fizjoterapeuta, wezwany na kort, niewiele poradził. Rozmasował i obandażował nogę, Hubert postanowił spróbować wyjść jeszcze na kort. Zagrał dwie akcje przy serwisie Francuza, ale właściwie na jednej nodze. Przegrał obie. I uznał, że nie jest w stanie dograć meczu. Skreczował, a tym samym do trzeciej rundy turniej awansował Arthur Fils.

A my możemy się tylko zastanawiać: co z igrzyskami?

Hubert Hurkacz – Arthur Fils 6:7 (2), 4:6, 6:2, 6:6 (krecz)

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

1/4

Rzuty karne nie są żadną loterią. A Anglicy stali się w nich bliscy mistrzostwa

Jakub Radomski
11
Rzuty karne nie są żadną loterią. A Anglicy stali się w nich bliscy mistrzostwa

Komentarze

11 komentarzy

Loading...