We wrześniu 2023 roku Cristiano Ronaldo wziął udział w sesji z wykrywaczem kłamstw. W ramach współpracy namówiła go do tego kryptowalutowa firma Binance. Portugalczyka między sponsorowanymi pytaniami o inwestowanie w NFT postawiano przed dylematem, który zmusił go do przymknięcia oczu i wzięcia głębokiego oddechu. „Czy w wieku czterdziestu lat wciąż będziesz grał na najwyższym poziomie”, usłyszał. „Tak”, odpowiedział. Mówił prawdę. Wierzył w to.
Na Euro 2024 ma trzydzieści dziewięć lat. W czterech dotychczasowych meczach rozegrał 366 minut, przebiegł więcej niż 37 kilometrów, średnio 8.75 km na spotkanie, wykręcił najszybszą prędkość 32.71 km/h. W międzyczasie oddał na bramkę rywali najwięcej strzałów spośród wszystkich zawodników, którzy występowali na mistrzostwach Europy – aż 20. Kolejni w tej klasyfikacji są Kai Havertz i Kylian Mbappe z 15 próbami, następni Harry Kane i Dan Ndoye z 13 uderzeniami. Tylko Marcus Thuram częściej od Ronaldo strzelał niecelnie. Wyliczono również, że żaden inny piłkarz tego Euro nie notuje bardziej ujemnego bilansu tzw. expected goals:
- Cristiano Ronaldo: -2,9,
- Romelu Lukaku: -2,3,
- Kai Havertz: -2,0.
Ronaldo skacze do główek, ale piłka najczęściej lata nad jego głową. Podchodzi do rzutów wolnych, ale z jego 60 strzałów ze stojącej piłki na wielkich turniejach tylko jeden znalazł drogę do bramki, konkretnie ten sprzed sześciu lat z Hiszpanią. Większość trafia w mur albo mija bramkę (mniej więcej 75%), relatywnie rzadko interweniować musi bramkarz (mniej niż 25% przypadków).
Denerwuje się, bo nie wychodzą mu dryblingi (zaledwie 0.8 udanych na mecz), bo przegrywa pojedynki (62% nieudanych), bo notuje zdecydowanie mniej kontaktów z piłką niż miało to miejsce w przeszłości: na Euro 2024 – średnio 29 na spotkanie, na Euro 2021 – 47, na Euro 2016 – 45. I tak jest lepiej niż w Katarze, gdzie gra go omijała (śr. 25 kontaktów z piłką), ale marne to pocieszenie: tamte mistrzostwa świata kończył zalany łzami.
W meczu ze Słowenią gnębił go Jan Oblak. Na nic długaśne kroki i głębokie oddechy przy rzutach wolnych, na nic rzut karny, na wielkich turniejach Cristiano Ronaldo nie trafił do bramki już od ośmiu spotkań. Przed Euro mówił, że przyjeżdża z innym nastawieniem, że nie musi prężyć muskułów, że jak trzeba będzie siąść na ławce, to siądzie na ławce. Potwierdzałaby to nawet altruistyczna postawa z dograniem do Bruno Fernandesa w meczu z Turcją. Stary CR7 strzeliłby na bramkę i zdobył gola, nowy obsłużył młodszego kolegę.
Właściwie wszyscy o tamtym geście zapomnieli, gdy Cristiano Ronaldo rozpłakał się w przerwie dogrywki. Oblak obronił jego jedenastkę, ale był to przede wszystkim wyraz bezradności wobec własnej przemijającej wielkości. Wielu odebrało to jako akt słabości, całkowicie nieprzystający do postawy, którą w kluczowym momencie 1/8 fazy pucharowej przyjmować powinien kapitan. I tu trzeba się zatrzymać.
Los Cristiano Ronaldo w ostatnich lata nie oszczędzał. 2022 rok był najgorszym w jego życiu. Miały urodzić mu się bliźniaki, na świat przyszła jednak tylko Bella, Angel zmarł. – Po jej narodzinach nie wiedziałem, czy śmiać się, czy płakać, czy cieszyć, czy zamartwiać. Trzymam prochy naszego dziecka. Cały czas z nimi rozmawiam – opowiadał Piersowi Morganowi. Popadł w depresję. Wylądował na ławce Manchesteru United. Brutalnie odbił się od Premier League. Nie mógł sobie z tym poradzić. Na boisku zbyt często zachowywał się jak primadonna. Spadła na niego lawina krytyki. Instytut Alana Turinga przeprowadził badanie, z którego wynikało, że jest najbardziej hejtowanym piłkarzem w Anglii. Coraz częściej przebąkiwało się, że nie potrzebuje go też napakowana młodymi gwiazdami i fenomenalnym talentem reprezentacja Portugalii.
Przepisu na powrót do stabilności psychicznej szukał w książce „12 życiowych zasad. Antidotum na chaos”. Jordana Petersona, jej autora, zaprosił do domu. Rozmawiali dwie godziny o biznesie i planach na przyszłość. Po wszystkim Kanadyjczyk powiedział, że Portugalczykowi na co dzień brakuje oparcia: kogoś, kto przywróciłby mu wiarę w samego siebie. Ronaldo chłonął wiedzę z „12 życiowych zasad. Antidotum na chaos”:
„Nic nie jest wieczne. Co działało wczoraj, nie musi nadal działać dziś. Odziedziczyliśmy po naszych przodkach wspaniałą maszynerię instytucji kulturowych i społecznych, która sama w sobie jest jednak martwa, a tym samym – niezdolna do reagowania na zachodzące zmiany. Tylko żywi potrafią reagować. My możemy otworzyć oczy i zmodyfikować to, co konieczne, a jednocześnie wykonalne – i w ten sposób utrzymać cały system na chodzie. Możemy też jednak udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku, ignorować ewidentne usterki, a potem przeklinać los, gdy nic nie idzie po naszej myśli. Nic nie jest wieczne: oto jedno z największych odkryć ludzkości. Co więcej, przez ślepotę, bezczynność i zakłamanie sami dodatkowo przyspieszamy naturalny proces niszczenia. Bez stałego doglądu, opieki i dbałości kultura ulega rozkładowi i umiera, a zło zwycięża”.
W podcaście u Morgana otworzył się bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Wyżalił się, że „piłka nożna stała się bezdusznym biznesem”, w którym nie ma już świętości i z każdym rokiem ubywa ludzi wartych uwagi. – Krytykują mnie, kiedy nic nie mówię. Krytykują mnie, kiedy zacząłem mówić. Ba, kiedy zacząłem mówić, przybyło mi krytyków – mówił. Portugalczyk, który całą karierę, mimo grymasów, chimer, kaprysów, minek, skrzywień, dąsów, tej całej ekstrawagancji, tego całego narcyzmu i łatki niewybrednego pyszałka, pozostawał dosyć poprawny i spójny w wizerunku najlepszego z najlepszych, nagle zwalił się z tronu i musiał dostosować się do czasów, które lubią paplaninę i dymy, a kościoły i ołtarze stawiają i burzą niemal kompulsywnie i w prędkości mgnienia oka.
Dogonił go czas.
I wyprzedził.
Widzieliśmy to, kiedy Leo Messi prowadził Argentynę do mistrzostwa świata, a po drodze brał udział w dziesięciu golach Albicelestes – z Arabią Saudyjską, z Meksykiem, z Australią, z Holandią, z Chorwacją i w finale z Francją. Ronaldo nigdy nie zagrał takiego turnieju. Nawet w 2016 roku na Euro, kiedy już na początku ostatecznie wygranego finału z gry wykluczyła go kontuzja. W Katarze do szatni schodził załamany, skrzywiony, maksymalnie wkurzony. Marokańczycy szydzili pod stadionem: „Poor Ronaldo, cry baby!”.
Kiedyś Paweł Zarzeczny napisał w jednym ze swoich felietonów, gdy sugerowano mu, że wcześniej przysłał jakąś kompletną chałę: „Ja bym bardzo chciał, wierzcie, problem w tym, że każdy człowiek się zużywa. Jak bateria. Ślepnie, głuchnie, za autobusem nie pobiegnie. Życie. Kto tego nie pojmuje, nie zrozumie nigdy własnych rodziców”.
Ronaldo doświadcza czegoś podobnego. Tylko że przede wszystkim we własnej głowie. Nieprzypadkowo bowiem na wykrywaczu kłamstw z takim przekonaniem odpowiadał „tak” na pytanie, czy w wieku czterdziestu lat wciąż będzie grał na najwyższym poziomie. Tymczasem ukochana piłka nożna, która nie tylko wyrwała go z biedy, ale też dzięki której z biedy wyrwał swoich rodziców i ustawił rodzinę na dziesięć pokoleń do przodu, sprawia, że prawidłowa odpowiedź na tak postawiony problem jest zgoła inna: „nie”.
Wciąż oczywiście strzela mnóstwo goli. Był drugim najlepszym strzelcem eliminacji Euro 2024. W 2023 roku nikt nie zdobył od niego większej liczby bramek – ani Harry Kane, ani Kylian Mbappe, ani Erling Haaland, a już na pewno nie Leo Messi. W Saudi Pro League tylko w tym sezonie załadował 35 trafień w 31 spotkaniach. Problem w tym, że również w Arabii Saudyjskiej znajdują go demony. W Al-Nassr już dwa razy przegrał mistrzostwo, nie udawało mu się też w King Cup, Saudi Super Cup, a przede wszystkim w azjatyckiej Lidze Mistrzów. Na stadionach Bliskiego Wschodu tak często, jak „Siuuuu” słyszy „Messi, Messi, Messi!”, na co reaguje nerwowo: odkrzykuje, przeklina, płacze, krzywi się, zdarzało mu się pokazywać obsceniczne gesty.
Na Ronaldo trzeba spojrzeć z czułością. To jeden z trzech, w najgorszym razie pięciu, najlepszych piłkarzy w historii piłki nożnej. Człowiek, który swój kult zbudował na absolutnym oddaniu dla futbolu. Na pasji, która wiele razy czyniła go nieznośnie pretensjonalnym i zmanierowanym, ale doprowadziła do wybitności. Smutne, że już nie pogoni za pociągiem, że jego wyobrażenie o własnej długowieczności zderza się z rzeczywistością, że nie przedrybluje pięciu rywali i nie huknie w okienko, jak miało to miejsce w przeszłości, w złotych latach wygrywania w Manchesterze United, Realu Madryt i Juventusie.
Ale to też element życia. Że się starzejemy. I nikt nie musi wstydzić się zapłakać. Tym bardziej że selekcjoner Roberto Martinez sam przyznał, że po zmarnowanym rzucie karnym Cristiano Ronaldo sam poprosił go o możliwość strzelania jako pierwszy w serii jedenastek. Skoro nikt przez dwie godziny gry nie był w stanie pokonać bramkarza Słoweńców, to CR7 chciał tego Oblaka złamać. I złamał, nie przeszkodziły mu w tym ani łzy, ani ostatnie lata, ani cień problemów, które w ostatnich latach ciągle mu towarzyszą. Jeden nietrafiony rzut karny nie odbierze mu miejsca w panteonie. Ani drugi z rzędu gorszy wielki turniej. Ani seria meczów bez gola. Zresztą, tego już nic i nikt mu nie odbierze. Nawet on sam.
Czytaj więcej o Euro 2024:
- „Rumunia będzie mistrzem świata”. Dzieci Hagiego wchodzą na scenę
- N’Golo Kante – dawca uśmiechu
- Za wielką Albanię chcą umrzeć nawet dzieci. Bałkańskie upiory EURO [REPORTAŻ]
- Pozytywni kibice, energia Ilicicia i gol turnieju. Erik Janża opowiada o Słowenii
- Euro w niemieckiej dziurze, czyli witamy w Gelsenkirchen
- Ilicić wyszedł z mroku
- Wino, futbol i śpiew. Tak wygląda piłkarska supra z Gruzinami [REPORTAŻ]
- Od Hitlera do papieża. Historia Olympiastadion w Berlinie
- Ronaldo na ratunek byłego NRD
Fot. Newspix