Przed reprezentacją Ukrainy starcie z Belgią, gdzie stawką będzie awans do 1/8 finału Euro 2024. Apetyty na fazę pucharową mają nie tylko podopieczni Domenico Tedesco, ale i Słowacy oraz Rumuni. Wszystkie cztery reprezentacje uzbierały dotychczas po trzy punkty. Dwa dzisiejsze mecze w grupie E to gwarant emocji. Wzięliśmy pod lupę reprezentację Ukrainy, która stanie przed szansą drugiego awansu z grupy na Euro z rzędu. Jakże jednak ten turniej różni się od poprzedniego! To będzie puenta pewnego pokolenia, last dance chociażby dla największej gwiazdy ostatnich lat, Andrija Jarmolenki.
Przez Ukrainę przetacza się od ponad dwóch lat wojna, ucierpiała na tym liga i generalnie futbol. Wyjechała część Ukraińców i większość obcokrajowców. A przecież wcześniej bardzo długo o sile kadry narodowej stanowili głównie zawodnicy z rodzimej ligi. Przez lat panowało także takie przeświadczenie, że czołowi piłkarze reprezentacji Ukrainy nie grają zagranicą, bo w zasadzie nie muszą. Pieniądze w rodzimej lidze były na wysokim poziomie, chociaż kluczowa była w tym wszystkim polityka ukraińskich klubów, które stawały okoniem, gdy przychodziły oferty z zagranicznych drużyn.
Pisaliśmy o tym przed turniejem, w skarbie kibica poświęconym reprezentacji naszych wschodnich sąsiadów. – Powszechny był zabieg propagandowy, polegający na tym, że taki Szachtar chwali się publicznie, że odrzucił właśnie ofertę za swojego czołowego piłkarza, opiewającą na 20 milionów euro. A niedługo później podobną wiadomość przekazuje Dinamo. Szedł przekaz: „Jesteśmy tak silni, że możemy odmawiać największym”.
Czy to było odpowiednie, zwłaszcza dla rozwoju młodych zawodników, to już inna bajka. W swoim najlepszym okresie jednak liga ukraińska była tą najsilniejszą z drugiego rzędu europejskiego. Nie miała się czego wstydzić na międzynarodowej scenie, a dowodem są występy w Lidze Mistrzów czy Lidze Europy Szachatara, Dynama Kijów czy FK Dnipro (który w 2019 r. został rozwiązany).
Ukraińskie kluby potrafiły wygrywać międzynarodowe trofea, jak Szachtar Donieck z Mariuszem Lewandowskim w składzie w 2009 roku. Tamta edycja w ogóle miała mocny akcent naszych wschodnich sąsiadów, bo na etapie 1/8 finału grały aż trzy kluby z Ukrainy (także Metalist i Dynamo Kijów), a zespół z Kijowa dotarł aż do półfinału, gdzie odpadł z Szachtarem. Niewykluczone, że gdyby inaczej ułożyła się drabinka to finał w Stambule nie zostałby rozegrany między Szachtarem a Werderem, a między dwoma hegemonami ukraińskiej piłki.
Pod koniec lat 90. Dynamo Kijów odprawiło z kwitkiem Real Madryt w ćwierćfinale Ligi Mistrzów i otarło się o finał tych rozgrywek. W półfinale zespół z Andrijem Szewczenko czy Serhijem Rebrowem po pasjonujących bojach przegrał z Bayernem Monachium, który z kolei w dramatycznych okolicznościach przegrał z Manchesterem United w finale.
Szewczenko, Łobanowski i Surkis. Jak Dynamo Kijów próbowało podbić Europę
Drużyna narodowa jednak nigdy nie osiągnęła znaczącego sukcesu. Co prawda zaskoczyła na mundialu w 2006 roku, kiedy potrafiła wyjść z grupy i przejść w 1/8 finału Szwajcarię (skąd my to znamy) i dopiero pożegnać się z imprezą w ćwierćfinale z późniejszymi mistrzami świata, Włochami. To był jednak jedyny dotąd występ tej kadry na mundialu.
Obecność na mistrzostwach Europy to jednak w ostatnim czasie dla Ukrainy norma. Zadebiutowali w 2012 roku, kiedy wraz z Polską organizowali imprezę. 2016 rok był dramatyczny, nie udało się zdobyć ani jednej bramki i po trzech porażkach z bilansem goli 0-5 kadra Mychajła Fomenki wróciła do domu. Pięć lat później, podczas pandemicznego Euro Ukraina także nie zaskoczyła w fazie grupowej. Miała trudną grupę, bo mierzyła z Holandią i Austrią (i ponownie, skąd my to znamy), trzecim grupowym rywalem była Macedonia Północna. I to właśnie z kopciuszkiem Ukraińcy zanotowali jedyne punkty, wygrali skromnie 2:1 i z bilansem trzech oczek czekali na rozstrzygnięcia w innych grupach.
Finalnie, dzięki lepszemu bilansowi bramek niż reprezentacja Finlandii, Ukraińcy w klasyfikacji reprezentacji z trzecich miejsc znaleźli się w 1/8 finału. To był wynik ponad stan, patrząc na grę w fazie grupowej i możliwości tej kadry. Tuż po wyściubieniu nosa poza grupę udało się sprawić sensację i pokonać faworyzowaną reprezentację Szwecji. Gola na wagę awansu do ćwierćfinału w 121. minucie strzelił nie znany szerzej Artem Dowbyk. Cztery lata wcześniej miał trafić do Wisły Kraków, trzy lata później z kolei został najlepszym strzelcem LaLigi.
Ukraina zakończyła Euro 2020 na ćwierćfinale, bowiem wpadła na rozpędzonych Anglików i po gorzkiej porażce 0:4 mogła wrócić do domu z podniesionym czołem. Co prawda trzy porażki na turnieju chluby nie przynoszą, ale awans do najlepszej ósemki to był wynik więcej niż przyzwoity.
Kadra jednak cały czas była w budowie. Drużyna zbierała doświadczenie. I wydaje się, że dopiero na tegorocznym Euro to jest zespół z odpowiednim ograniem na wielkich scenach. Turniej w Niemczech to w założeniu powinny być najlepsze mistrzostwa dla Ukraińców. Aż siedemnastu zawodników pamięta poprzednie Euro, pięciu było w kadrze na mistrzostwach Europy we Francji, a jeden piłkarz grał na wszystkich Euro do tej pory. Już w 2012 roku był gwiazdą i rozegrał trzy spotkania podczas polsko-ukraińskiego turnieju. Mowa o Andriju Jarmolence, niekwestionowanym liderze i piłkarzu, który najpewniej gra swój ostatni wielki turniej.
Więcej niż piłkarz, człowiek-instytucja w ukraińskim futbolu.
O Jarmołenkę postanowiliśmy zapytać zawodnika, który miał okazję z nim dzielić szatnię. Zarówno w Dynamie Kijów, jak i w reprezentacji. O 34-latku powiedział w rozmowie z nami Serhij Bułeca, który poprzedni sezon spędził w Zagłębiu Lubin.
Czy Andrij Jarmolenko w waszej drużynie jest kimś takim, jak w Polsce Robert Lewandowski?
Zdecydowanie. Największa gwiazda. Andrij to więcej niż tylko piłkarz. Podpowiada, pomaga młodszym zawodnikom w grze, w wejściu do drużyny. Jeden z najlepszych piłkarzy, z którymi miałem okazję grać.
Jak opisałbyś obecną drużynę w porównaniu do tych, które grały na poprzednich turniejach?
Myślę, że obecne pokolenie jest najlepsze. Jest bardzo dużo młodych zawodników, którzy zbierają doświadczenie i są coraz silniejsi. Nie brakuje oczywiście liderów, myślę, że ta kadra ma ciągłość, ale jest też duży powiew świeżości.
Najważniejsza cecha waszej kadry?
Duch drużyny. Kiedy gramy jako kolektyw, zdyscyplinowani, to bardzo trudno się przeciwko nam gra. Pokazaliśmy to w meczu ze Słowacją, kiedy pierwsza połowa się nie układała, ale w drugiej wyszliśmy jak po swoje i wygraliśmy.
Mychajło Mudryk w meczu ze Słowacją
Pewnie zdecydowana większość obserwatorów patrząc na 34-letniego Jarmolenkę, będącego w tym samym wieku Tarasa Stepanenkę czy o dwa lata młodszego Serhija Sydorczuka powie, że Ukraińcy dysponują jedną z najstarszych kadr na turnieju, jednak przeciwko Słowakom (2:1) selekcjoner Serhij Rebrow wystawił najmłodszy skład, który pojawił się na tegorocznym Euro, bowiem średnia wieku pierwszej jedenastki wynosiła 25 lat i 259 dni. Dla porównania średnia wieków pierwszego składu Słowaków wynosiła 30 lat i 233 dni.
Ten mecz w ogóle dla Ukraińców był szczególny. Pierwsza połowa była koszmarna, nie układała się i pachniało drugą porażką z rzędu, w efekcie niemalże pewnym pożegnaniem z turniejem. Po przerwie jednak coś drgnęło. Czy Rebrow coś zmienił w składzie? Nie. Wyszli ci sami piłkarze, którzy rozpoczęli mecz. Ale kilka minut po rozpoczęciu drugiej odsłony udało się strzelić gola wyrównującego, a na dziesięć minut przed końcem bramkę na 2:1.
Jakże to były dwie diametralnie inne połówki pokazuje wskaźnik goli oczekiwanych w pierwszej części meczu i po przerwie. Ukraińcy nawet nie zbliżyli się do zwrotu “stworzyć zagrożenie” w pierwszych czterdziestu pięciu minutach, a w drugiej połowie zdominowali rywali, odżyli i zasłużenie zainkasowali komplet punktów.
źródło: Opta Analyst
Losy reprezentacji z grupy E śledzić będą nie tylko kibice z Rumunii, Belgii, Słowacji czy Ukrainy, ale i wszyscy sympatycy futbolu. Bo jest to grupa zdecydowanie najciekawsza. Każdy zespół po dwóch meczach ma na koncie trzy oczka i zbliżone szanse na grę w 1/8 finału.
Wydaje się, że najtrudniejsze zadanie przed reprezentacją Ukrainy, która mierzy się z Belgią. “Czerwone Diabły” co prawda zaliczyły falstart ze Słowacją (0:1), ale w drugim meczu kadra Tedesco pokonała Rumunów. Z kolei reprezentacja Rumunii dała prawdziwy koncert i posłała na deski Ukraińców w pierwszym meczu grupowym. Starcie w Monachium to był pokaz ofensywnej eksplozji kadry prowadzonej przez Edwarda Iordanescu, syna najsłynniejszego rumuńskiego selekcjonera, Anghela Iordanescu.
Finalnie losy każdej z drużyn będziemy śledzić z wypiekami na twarzy i zastanawiać się, kto wyrwie bilet do fazy pucharowej. O godz. 18:00 we Frankfurcie Słowacja zagra z Rumunią, w tym samym czasie w Sturrgarcie Ukraińcy podejmą Belgów. Na te spotkania nie trzeba specjalnie zapraszać. To będą pasjonujące boje, mamy i macie to jak w banku, że walka o awans w tej grupie będzie piekielnie zacięta. Mając w pamięci rozstrzygnięcia w grupie C (bezbramkowe remisy Anglii ze Słowenią i Danii z Serbią) będzie to fantastyczna odskocznia. Przytoczymy słynne hasło – dawać już te mecze!
WIĘCEJ O EURO 2024:
- Zyskaliśmy więcej niż godność. Euro wskazało kierunek kadry
- Showman, wojownik, świr. Rustu Recber nie pozwalał na nudę
- Polski paradoks. Najlepszy wynik osiągnął skład nienastawiony na wynik
Fot. Newspix