Reklama

Trela: Polski paradoks. Najlepszy wynik osiągnął skład nienastawiony na wynik

Michał Trela

Autor:Michał Trela

26 czerwca 2024, 09:23 • 10 min czytania 23 komentarzy

Michał Probierz pomieścił w wyjściowym składzie na mecz z Francją wszystkich pomocników najlepiej czujących się z piłką przy nodze, kreatywnych, przebojowych. Dopiero nie mając nic do stracenia, postawił atuty techniczne nad fizycznymi. Niech najcenniejszą lekcją z tego – oczywiście, że szczęśliwego – remisu z wicemistrzami świata będzie to, że najlepszy wynik na turnieju selekcjoner osiągnął, gdy przy ustalaniu jedenastki najmniej myślał o wyniku.

Trela: Polski paradoks. Najlepszy wynik osiągnął skład nienastawiony na wynik

Podczas rozmów o reprezentacji Polski pada często hasło wytrych, by „grać swoje” i toczyć mecze „na własnych zasadach”. Problem polega jednak na tym, że obecnie kompletnie nie wiadomo, co to znaczy. Nie wiadomo, czym mają być nasze atuty, w czym polski zespół czuje się najlepiej. W pierwszym spotkaniu z Holandią nastawiał się na kontrataki oraz stałe fragmenty gry, w drugim głównym celem wydawało się podjęcie fizycznej walki z Austriakami. Dopiero na trzecie starcie Michał Probierz wystawił skład mieszczący najwięcej atutów technicznych, składający się z tych reprezentantów Polski, którzy najlepiej czują się z piłką przy nodze. To, że akurat w tym meczu udało się niespodziewanie zdobyć jedyny punkt na Euro, może być jakimś drogowskazem na przyszłość. Nie znaczy to jednak, że w grze Polaków wszystko funkcjonowało dobrze. Patrząc na przebieg całego spotkania, remis to zdecydowanie szczęśliwe osiągnięcie, po wcale nie najlepszym meczu Polski na tym turnieju.

WIĘCEJ SWOBODY W ROZEGRANIU

W trzecim meczu grupowym selekcjoner pomieścił w drugiej linii aż czterech zawodników dobrze czujących się z piłką przy nodze i chętnie uczestniczących w rozegraniu. Nie zmieniło to jednak struktury zespołu z poprzednich spotkań. Bez piłki Polacy ustawiali się w systemie 5-3-2, z Kacprem Urbańskim grającym w roli drugiego napastnika i Sebastianem Szymańskim oraz Piotrem Zielińskim grającymi jako ósemki po bokach Jakuba Modera. Po przejęciu piłki funkcje zawodników trochę się zmieniały. Zieliński cofał się, by obok Modera rozgrywać z głębi własnej połowy. Szymański szedł natomiast wyżej, by współtworzyć ofensywny tercet z Robertem Lewandowskim oraz Urbańskim, którzy w fazie posiadania ustawiali się pionowo – jeden z nich schodził niżej do rozegrania, drugi zaś, najczęściej gracz Bolonii, ruszał na wolne pole, by stworzyć opcję podań za francuską linię obrony.

Zdecydowanie bardziej konserwatywne i nastawione na unikanie ryzyka, niż prezentowane kilka dni temu przez Austriaków podejście Francuzów do pressingu, ułatwiało Polakom funkcjonowanie w tym meczu. Przynajmniej na własnej połowie nie byli od razu wściekle atakowani, a polscy środkowi pomocnicy mieli swobodę, by dość często dotykać piłkę i starannie ją rozrzucać. W efekcie Moder z Zielińskim trzymali w tym meczu ręce na kierownicy. Pomocnik Brighton wykonał najwięcej podań. Gracz (jeszcze) Napoli rozgrywał natomiast z 91-procentową celnością, co było skokiem w porównaniu do meczu z Austrią (80%).

Swoboda kończyła się w okolicach środka boiska, gdzie Francuzi ustawiali już gęste zasieki. Polacy próbowali je omijać szybkimi zmianami kierunków, przerzucając akcje na skrzydła, albo grając prostopadłe podania za napastników. Nie przynosiło to jednak nadzwyczajnych efektów. Lewandowski miał wielkie problemy, by uwolnić się spod opieki Dayota Upamecano i zanotował bardzo nijaki występ. W pojedynczych akcjach, zwłaszcza tyłem do bramki, pokazywał przebłyski klasy, ale na wywalczeniu rzutu wolnego albo przeniesieniu akcji na skrzydło zwykle kończyły się pozytywy jego gry. Szymański kilkakrotnie dynamicznym prowadzeniem piłki napędzał akcje na połowie rywala, jednak nie potrafił ich dobrze rozwiązać w bezpośrednim sąsiedztwie pola karnego.

Reklama

GODZINA BEZ CELNEGO STRZAŁU

Mike Maignan miał w meczu z Polską znacznie mniej roboty niż jego holenderski kolega po fachu. Francuzi, w przeciwieństwie do dwóch pierwszych rywali Polski, unikali też goli po rzutach rożnych. Z wyniku 1,16 w golach oczekiwanych, aż 0,79 stanowi rzut karny, a dodatkowe 0,14 strzały po innych stałych fragmentach gry. Z akcji Polacy wykreowali zagrożenie warte tylko 0,24 gola, co potwierdza, że bramkarz Milanu miał dość spokojne popołudnie. Trudno nawet powiedzieć, by któryś z Polaków zmarnował dogodną sytuację, skoro w większości akcji zakończonych strzałem sukcesem było samo trafienie w bramkę. Oprócz Lewandowskiego z jedenastu metrów udało się to jeszcze Urbańskiemu po rzucie rożnym i Zielińskiemu w pierwszej połowie z dystansu. Od 15. do 79. minuty Polacy nie oddali ani jednego celnego strzału (a pomiędzy 39. a 72. żadnego w ogóle, przy dziesięciu Francji).

Na dość długim utrzymywaniu się przy piłce kończyły się ich ofensywne zapędy. Francuzi Didiera Deschampsa nie są jednak drużyną, która za wszelką cenę chce mieć piłkę przy nodze. Nawet Austriacy mieli w meczu z nimi jej większe posiadanie, choć im akurat kompletnie na tym elemencie nie zależy.

Już przed meczem można było się jednak spodziewać, że Polacy w ofensywie mogą liczyć raczej na pojedyncze wypady niż na huraganowe ataki. O ocenie spotkania z Francją miała więc zdecydować gra w defensywie. Zaskakująco ofensywne ustawienie środka pomocy, bez typowego defensywnego pomocnika, o dziwo, nie sprawiało, że Polska była łatwa do zaatakowania przez środek. Wpływ na to mogła mieć nieobecność Antoine’a Griezmanna w wyjściowej jedenastce, która sprawiła, że Francuzi mieli w tej strefie boiska bardziej defensywnie nastawionych piłkarzy, a ich główny nacisk szedł na grę skrzydłami.

Średnie ustawienie piłkarzy francuskich, zwraca uwagę nastawienie na grę skrzydłami, a zwłaszcza nagromadzenie zawodników po lewej stronie. Źródło: StatsBomb.

Szczególnie narażona na ataki była polska prawa flanka, gdzie roiło się od nastawionych ofensywnie znakomitych piłkarzy. Kylian Mbappe tylko na przedmeczowej grafice grał w środku ataku, bo w praktyce regularnie zaczynał akcje ze skrzydła, zwłaszcza lewego. Czyli tego, po którym biegał także Bradley Barcola i które wspomagał jeszcze Theo Hernandez, bardziej ofensywnie nastawiony z bocznych obrońców francuskich. Przemysław Frankowski, przy wsparciu Szymańskiego oraz Jana Bednarka, starał się zamykać tę stronę, ale z marnym skutkiem. Francuzi co rusz przedzierali się tamtędy w polskie pole karne.

Reklama

Nagromadzenie zawodników po jednej stronie stwarzało okazje, by przy szybkim przeniesieniu ciężaru gry, na lewym skrzydle tworzyć szybkiemu Ousmane’owi Dembele okazje do pojedynków. Zwłaszcza że grający po tamtej stronie Nicola Zalewski był polską nadzieją w akcjach ofensywnych, więc z przeciwnikiem z PSG często musiał zostawiać Jakub Kiwior. To właśnie tego typu przegrany pojedynek skutkował rzutem karnym dla Francji. Gol dla rywali padł jednak w fazie meczu, w której Polacy modlili się już o przetrwanie. Już ostatnie dziesięć minut pierwszej połowy było dość alarmujące, a sposób, w jaki drużyna wyszła z szatni, sprawiał, że bramka wisiała w tym momencie w powietrzu. Kolejne interwencje Łukasza Skorupskiego tylko odwlekały nieuniknione.

PROBLEM Z OBRONĄ NA BOKACH

Kolejny już raz w trakcie tych mistrzostw okazało się, że Polacy największy problem mają w obronie przed atakami skrzydłami. Niemiłosiernie nękali ich w ten sposób Holendrzy, stwarzając sytuacje, które mogły się skończyć więcej niż dwoma golami. A Francuzi powtarzali ten sposób. Jedynie Austriacy główne zagrożenie tworzyli przez środek. Przy systemie 3-5-2, preferowanym przez Probierza w reprezentacji, z racji samego ustawienia rywale mają przewagę liczebną na skrzydłach (jeden wahadłowy kontra skrzydłowy i boczny obrońca). Przewagą tego ustawienia jest mocniejsze zagęszczenie środka, szerokości pola karnego (teoretycznie w obrębie tej osi gra aż dziewięciu zawodników od bramkarza po atak), ale wadą właśnie trudność w akcjach na skrzydłach. Przy takim ustawieniu często wręcz wkalkulowane pozostaje, że rywal będzie wdzierał się bokami w strefę obronną, ale w założeniu i tak nie będzie w stanie nic zrobić, bo trzyosobowy blok obronny, wspomagany środkowymi pomocnikami, załata środek.

Tak jednak wyglądało to jedynie w teorii. Wszyscy trzej rywale Polski grali w ustawieniu czwórką z tyłu, a Francuzi i Holendrzy bazowali na akcjach oskrzydlających, nękając w ten sposób drużynę Probierza niemiłosiernie. Frankowski i Zalewski to wahadłowi o charakterystyce zdecydowanie ofensywnej, przez co mieli trudność z wygrywaniem pojedynków w obronie. Niezbyt dobrze funkcjonowało także niezbędne w takich sytuacjach wsparcie. Bednarek często był wyciągany ze światła bramki, Kiwior w starciach z Dembele też nie miał łatwego życia. Jeśli Polska ma w starciach z tego typu rywalami nie dopuszczać do tak wielkiej liczby sytuacji albo musi wystawiać wahadłowych lepszych w grze defensywnej, nawet za cenę osłabienia możliwości w ataku, albo zdecydowanie doszlifować współpracę w trójkątach boczny obrońca – wahadłowy – boczna ósemka. Inaczej dla każdego przeciwnika droga dojścia pod polską bramkę będzie oczywista.

CESARZ DORTMUNDU

Remis, mimo sytuacji Francuzów wycenianych na 2,32 gola oczekiwanego, udało się więc osiągnąć dzięki fantastycznemu występowi bramkarza. Debiut Skorupskiego na wielkim turnieju udowodnił, że akurat o sytuację w bramce, nawet bez Wojciecha Szczęsnego, Polska nie musi się obawiać. Biorąc pod uwagę same strzały, po których piłka faktycznie leciała w bramkę, golkiperowi Bolonii zmierzono, że uchronił drużynę przed stratą 2,6 gola. To wynik ocierający się o wybitny. 33-latek w jednym meczu wykonał tylko jedną interwencję mniej niż Szczęsny w dwóch. Sześć z jego parad nastąpiło po strzałach z pola karnego, czyli bezpośredniej okolicy bramki. To występ, który z miejsca wskoczył do grona najlepszych bramkarskich wieczorów na tym Euro. Podobnie jak w latach 90., by Polska zremisowała z Francją, niezbędna jest masa szczęścia i fenomenalny dzień bramkarza. Jak Andrzej Woźniak był księciem Paryża, tak Łukasz Skorupski cesarzem Dortmundu. Lecz przecież trzeba pamiętać, że Francja nie imponowała ostatnio ofensywną siłą. Przeciwko Austrii i Holandii nie tworzyła tak wielu sytuacji, jak z Polską. Niech więc wynik nikogo nie zwiedzie, obrona wciąż była dziurawa jak sito.

Szczególnie znamienne w perspektywie całego meczu są dwie statystyki, które oddają szczęśliwość tego remisu. Pierwsza to liczba kontaktów z piłką w polu karnym rywala. Francuzom udawało się to 57 razy, Polakom… osiem. Druga dotyczy celności podań w tercji ofensywnej, czyli w bezpośredniej okolicy pola karnego. Francuzi wymieniali w niej piłkę z celnością 85% (na całym boisku 86%), Polacy z 59% (na całym boisku 84%). Zbliżając się pod bramkę rywali, polski zespół niemal co drugie podanie grał niecelnie. Wicemistrzowie świata rozgrywali natomiast w polskiej obronie tak, jakby byli na własnej połowie. Jeśli jakość można ująć w liczbach, te wydają się odpowiednie.

PUNKT TO SUKCES

Ostatecznie jednak szczęśliwy remis z takim rywalem, dodatkowo mającym o co grać, bo przecież w następstwie remisu Francja straciła pierwsze miejsce w grupie, należy na wielkim turnieju uznać za sukces. Przed mistrzostwami panowało w Polsce przekonanie, że każdy zdobyty punkt trzeba będzie traktować jak sukces. Mało kto jednak spodziewał się, że dojdzie do tego akurat w trzecim meczu. Dzięki temu udaje się Polakom uniknąć pierwszego w historii udziału w fazie grupowej turnieju niezakończonego choćby zdobyciem jednego punktu (w 1938 roku Polacy przegrali jedyny mecz mundialowy, ale nie było wówczas fazy grupowej).

Po stronie plusów należy zapisać, że w każdym spotkaniu z trudnym rywalem udało się strzelić gola i że turniej potwierdził polski relatywnie bogaty stan posiadania w ataku. Trzech różnych napastników trafiało do siatki, czwarty, czyli Karol Świderski, wywalczył rzut karny, czyli stworzył Polakom najlepszą sytuację w meczu z Francją. O obsadę tej pozycji, podobnie jak bramki, nie trzeba się aż tak mocno obawiać, nawet jeśli ze sceny schodzą dwie wybitne jednostki ostatnich lat. Szczęsny kończy karierę, natomiast Lewandowski akurat na tym turnieju nie odegrał dla Polski większej roli. Inaczej niż kilka lat temu, nie paraliżowało to jednak całkowicie gry z przodu.

Trzeba natomiast jednocześnie mieć świadomość, że wszystkie trzy gole padły po stałych fragmentach gry, co nie jest żadną ujmą, ale pokazuje, że z kreowaniem sytuacji z gry Polacy wciąż mają wielkie problemy. I że najwięcej jest do zrobienia w grze obronnej, bo kto na turnieju traci średnio dwa gole na mecz i dopuszcza rywali do dwukrotnie większej liczby sytuacji, ten nie będzie wychodził z grupy, choćby nie wiem, jak był odważny i jak kreatywnych środkowych pomocników wystawił. Można mieć jednak nadzieję, że kwartet Moder – Zieliński – Szymański – Urbański będzie miał okazję funkcjonować częściej, nie tylko w meczach, w których trener nie będzie miał już nic do stracenia. Może to będzie dla Michała Probierza walor edukacyjny tego remisu: najlepszy wynik na turnieju osiągnął wtedy, gdy wybierając skład, najmniej myślał o wyniku.

WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:

Fot. FotoPyk

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
4
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
0
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
44
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

EURO 2024

Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
4
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
0
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
44
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Komentarze

23 komentarzy

Loading...