Na początek całkiem osobiste wyznanie – ten tekst miał być wielką odą do Luki Modricia. Postawiłem na Chorwatach krzyżyk i nie wierzyłem, że będą potrafili się odkuć. Marudziłem, że starzy, że bezbarwni, że ile można ciągnąć reprezentację na barkach dziadków. Choć nadal uważam, że tej kadrze w tym kształcie już wystarczy wielkich turniejów, to przyznaje się w tym wszystkim do błędu. Nie doceniłem magii tego małego jastrzębia Luki Modricia. Znalazł ewidentnie futbolowy kamień filozoficzny i fajnie jakby się nim podzielił z tylko troszkę młodszymi kolegami. Bo także z ich winy ostatecznie pękło mu dziś serce.
Pokorny jest i cichy jest. I nie potrzebuje poklasku, a nade wszystko nie unosi się pychą. Luka Modrić to gość, któremu powinni stawiać pomnik w centrum treningowym każdej akademii piłkarskiej w Chorwacji. Stawiać i się nie bać. Kawał zawodnika, który znów rozegrał kawał meczu i pokazuje, że z nim niemożliwe bywa możliwym. Bywa, ale nie zawsze jest.
Jego kolegom z kadry pomniki się raczej nie należą, bo nie po to męczysz się do ostatnich minut meczu i wytrącasz przez kilkadziesiąt minut atuty z rąk rywali, by ci zadali ostateczny cios w ostatnich sekundach meczu. To boli, ale musi boleć, bo inaczej nikt się w Chorwacji nie nauczy, że Modrić nie jest alchemikiem i wiecznie grać w piłkę nie będzie.
Chorwacja – Włochy 1:1. Modrić płacze i my z nim
Piękny obrazek. Tonący w ramionach kolegów Luka Modrić, który nawet nie próbuje tłumić radości. Ale i ulgi – chwile wcześniej beznadziejnie uderzył z rzutu karnego i martwił się zapewne, że w takim przykrym stylu pożegna się z mistrzostwami Europy. Udana interwencja Donnarummy zadziałała na niego mobilizująco, wiedział, że teraz po prostu nie ma wyboru i znów musi dźwignąć całą Chorwację na swoich barkach. Przyczaił się i zaatakował znienacka, dobijając z bliskiej odległości strzał jednego z kolegów.
Ten mecz bez dramaturgii związanej z walką o awans do kolejnej fazy niemieckiego turnieju nie miałby żadnej historii. Przez długi czas wydawało się nawet, że mimo ciężaru gatunkowego zobaczymy, jak obie drużyny niemrawo próbują coś sklecić i niewiele więcej. Szczególnie dlatego, że oglądaliśmy już wcześniej popisy Chorwatów i grali oni, delikatnie mówiąc, w kratkę. Z Hiszpanią mimo dobrych momentów zasłużyli sobie na porażkę, z Albanią zagrali po prostu poniżej oczekiwań i osiągnęli beznadziejny wynik. Dziś przez długi czas wydawało się, że wywalczą sobie to, po co Włochom żal było się schylić.
Bo tak. Włosi grali dziś długimi fragmentami piłkę nijaką. Nie przekonywali nas za bardzo we wcześniejszych meczach, ale tym razem to już nie przekonywali do kwadratu. Nie było w ich grze widać większego pomysłu na zaskoczenie rywali, żadnego wymyślnego sposobu na rozegranie kolejnych akcji. Bo przegrywając przejęli inicjatywę, ale to była tylko inicjatywa papierowa. Byli przy piłce, skonstruowali ze dwie akcje…
A potem trzecią. Na wagę awansu do kolejnej fazy rozgrywek.
Azzurri rzutem na taśmę
To co tak boli Chorwatów, cieszy tego wieczora Włochów. Przerażonych jeszcze na kilka sekund przed golem na 1:1 i zawstydzonych wręcz tym, że mogli poślizgnąć się na skórce od banana tuż przed metą. Przed meczem wystarczył im remis. Donnarumma wyjął im karnego. Los chciał, żeby wyszli z drugiego miejsca, więc wyszli.
Piłkę wepchnęli do siatki Livakovicia nie siłą woli, a pięknym strzałem Mattii Zaccagniego. Zmiennika, który ostatecznie daje Italii pewność gry w kolejnej fazie rozgrywek. I najprawdopodobniej ma na sumieniu tysiące pękniętych chorwackich serc.
Oraz to największe, również pęknięte – serce Luki Modricia. Jeśli tak miałby wyglądać koniec dzielnego Chorwata w reprezentacji, to… nie no, niech to się tak nie kończy.
Proszę.
Zmiany:
Legenda
Czytaj więcej na Weszło:
- Reprezentant z prawdziwego zdarzenia
- W poszukiwaniu straconego czasu. Czy Niemców stać na wygranie Euro?
- Czy czujesz się bezpiecznie? Tak, ale… Strach na strefach kibica
- Kto to jest i co tam robi? Dziesięciu piłkarzy na Euro, o których chcecie zapytać
- Śląsk tak bardzo zaufał Klimali, że z rozpędu aż go odpalił
Fot. Newspix