Gdy Turcja grała z Gruzją, większość błędów uchodziło jej płazem. Raz, że rywal nie miał instynktu killera, dwa: sam zaliczał swoje wpadki. Pozostawało zadać pytanie, która z drużyn z lepiej zorganizowanym rywalem, bliższym europejskiemu graniu, więcej zapłaci za swoją niefrasobliwość. Wcześniej Gruzja miała furę szczęścia, ale jakimś cudem urwała punkt Czechom. Teraz Turcja, choć pewnie chciałaby podobnego marginesu w postaci świetnej formy bramkarza i nieskuteczności Czechów, przegrała w dużej mierze na własne życzenie.
Nie da się normalnie grać w piłkę, kiedy twój obrońca pokonuje kolegę między słupkami w tak kuriozalny sposób, jak zrobił to Akaydin. Na dobrą sprawę nawet nie mogliśmy zobaczyć tej akcji bramkowej w całości, bo realizator zajął się czymś innym. Nie dziwimy się jednak, bo Cancelo zepsuł podanie prostopadłe do Ronaldo i właśnie Akaydin dobiegał do futbolówki, żeby zrobić żonglerkę i dojeść śniadanie. Tyle miał czasu i przestrzeni. A realizator chciał już zapewne pokazywać, jak jeden z trenerów dłubie w nosie, no i chyba sam był w szoku, że Turcy -nomen omen – tuż pod jego nosem odstawili gangsterkę godną tytułu dla najgorszego samobója turnieju. Jako że mamy ich do tej pory całkiem sporo, nie można powiedzieć, że to mało znacząca klasyfikacja. Poza tym warto odnotować, pół żartem, że to był kolejny gol po „strzale” zza szesnastki. Na razie Turcy są w tym świetni, bo po dwóch meczach mają takie… trzy! Jedno dzieło sztuki Gulera, dobicie na pustą i… to katastrofalne coś.
Ale nie będziemy sprowadzać zasług Portugalczyków tylko do tego, że w tamtej sytuacji zamrozili Turków wzrokiem. W pierwszej połowie wypracowali sobie pełnoprawną bramkę na 1:0, choć nie da się ukryć, że trochę pomógł im rykoszet. Generalnie jednak mieli akcję wręcz wzorcową: z użyciem skrzydłowego, obiegnięciem wahadłowego i wejściem w pole karne Bernardo Silvy z drugiej linii, który skorzystał na tym, że uwagę obrońców ściągnął Ronaldo. Już wtedy wydawało się, że tureccy piłkarze pękną, ale nie sądziliśmy, że stanie się to tak szybko i w tak kompromitujący sposób.
Ale, żeby nie było, potrafili się odgryźć. Kręcił Portugalczykami aż miło Akturkoglu. Wchodził w drybling z dwoma piłkarzami, często te pojedynki wygrywał i raz nawet poważnie przetestował bramkarza. Sęk w tym, że to był jedyny piłkarz reprezentacji Turcji, który robił różnicę i nie trząsł portkami na widok Cancelo czy wspierającego go Vitinhi. To było zdecydowanie za mało, żeby marzyć o powstrzymaniu Portugalii, a co dopiero o powrocie z 0:2. Poza tym Turcja musiałaby ogarnąć się na tyłach, a w dalszych fazach meczu było z tym podobnie, jeśli nie gorzej.
Trzeci gong Turcy dostali po rażącym złamaniu linii spalonego przez Celika. Ronaldo wyszedł sam na sam z golkiperem, ale zrobił coś, na co przy jego statusie gwiazdy i wciąż tlącej się ambicji absolutnie byśmy nie wpadli. Nie kończył tej setki sam, choć mógł pytać Turka, z którego rogu chce wyciągać futbolówkę. Podał Fernandesowi do boku. Zachował się jak dżentelmen. Jednym gestem zrobił więcej, niż mógłby wieloma zdaniami. Świadczyły o tym reakcje jego kolegów, w tym pomocnika Manchesteru United. Wszyscy zobaczyli, że Ronaldo wcale nie musi być egoistą. A potem w ogóle mógł poczuć się jak na ściance na jednej z gal, bo tylu kibiców wbiegało na murawę, żeby zrobić sobie z nim zdjęcie. To, prawdę mówiąc, było najciekawsze w tym meczu, odkąd wynik zmienił się na 3:0.
Turcja – Portugalia 0:3 (0:2)
Silva 21′, Akaydin 28′ (bs), Fernandes 56′
Zmiany:
Legenda
Fot. Newspix
