Wiem, że odpadliśmy z EURO 2024 jako pierwsza z 24 drużyn. Mam świadomość, że tuż po końcowym gwizdku meczu Holandii z Francją było jasne, że Polska zajmie ostatnie miejsce w grupie. Przegrała dwa mecze, oba zasłużenie. Takie są fakty. Ale jednocześnie po tym, co widziałem, dalej twierdzę, że to najciekawsza reprezentacja Polski od czasów Adama Nawałki. Inna rzecz, że konkurencja nie jest zbyt duża. Uważam, że projekt Michała Probierza ma przed sobą przyszłość. Szkoda tylko, że w drugim meczu czuliśmy taki lęk przed Austriakami, bo grając w inny sposób, może w nieco innym składzie, można było w Berlinie osiągnąć więcej.
Wielu ludzi ocenia postawę zespołu, patrząc na suchy wynik. Była nawet dyskusja po meczu z Holandią, trochę wywołana postem Szymona Ziółkowskiego, byłego młociarza, olimpijczyka, który na platformie X. napisał: „Wszystkim zachwyconym wczorajszym meczem polskiej reprezentacji chciałbym przypomnieć, że w sporcie liczy się zwycięstwo, a nie nawet najpiękniejsza porażka. Life is brutal”. To perspektywa sportowca, wielokrotnego medalisty dużych imprez, z którą na pewnym poziomie ciężko polemizować. W przypadku reprezentacji Polski Michała Probierza warto jednak patrzeć na okoliczności. Zastanowić się, przeciwko komu graliśmy na EURO, oraz – gdzie nasza kadra była jeszcze jakiś czas temu.
Polska nie miała szczęścia w losowaniu i na niemieckim turnieju jest w najtrudniejszej grupie. Gdybym na bazie obserwacji drużyn i ich występów na EURO miał dziś stworzyć ranking sił, podejrzewam, że wszyscy nasi grupowi rywale byliby w nim w top 8. Nie widzę innej grupy, w której są trzy tak silne drużyny. Ktoś teraz powie: „Przecież mecz Francji z Holandią był słaby, nudny”. Nudny może i tak, ale słaby? Było w nim jednak trochę dobrej piłki, poza tym nie zapominajmy, że remis jest niezłym wynikiem dla obu drużyn. Francja będzie zdecydowanym faworytem meczu z Polską i bardzo możliwe, że wygra grupę, a Holandia z Austrią zagrają być może o to, kto wyjdzie z drugiego miejsca. Dla poziomu turnieju byłoby dobrze, gdyby w fazie pucharowej znaleźli się i jedni, i drudzy.
Michał Probierz podczas meczu z Austrią
Weryfikacja Dawidowicza i Piotrowskiego
Był taki moment w naszym meczu z Austrią, chyba w 75. minucie, przy stanie 1:2: Wojciech Szczęsny wyrzucił piłkę ręką do Nikoli Zalewskiego, a w stronę Polaka sprintem pognał austriacki pomocnik i wykonał efektowny wślizg, jakby to była mecz dopiero się zaczął. Zapobiegł atakowi Polaków, wybijając piłkę na aut. To była specjalność zakładu, klasyka Austrii Ralfa Rangnicka – zespołu, który nie ma w składzie gwiazd, ale łapie cię za gardło, atakuje od razu każdego gościa, który dostaje piłkę.
Nie ma na EURO innej ekipy, która tak przypominałaby drużynę klubową, o czym pisał zresztą Michał Trela na naszych łamach. No dobra – jest jedna, Słowacja Francesco Calzony, próbująca grać na wzór Napoli, ale to jednak trochę niższy poziom. Austriacy przegrali co prawda 0:1 z Francją, ale zaimponowali w tym meczu intensywnością w połączeniu z jakością. Mieli swoje szanse i mocno postawili się drużynie, którą wciąż uważam za głównego kandydata do złota. Przeciwko nam zagrali gorzej i dlatego trochę szkoda, że my nie powtórzyliśmy stylu z potyczki z Holandią.
Mecz z Austriakami był spotkaniem faz. Początek – przewidywalny, oni ruszają i próbują nas stłamsić , co robili z rywalami w meczach towarzyskich przed EURO. Probierz – takie mam wrażenie – wystawił skład mocno dostosowany do przeciwnika. W jakimś sensie było to zrozumiałe, broniło się. Na początku nie mamy sposobu na Austriaków, gramy fatalnie i tracimy gola. Jeżeli ktoś uważał, że możemy budować obronę reprezentacji Polski na Pawle Dawidowiczu, to już tak nie sądzi. Rzadko na tym poziomie zdarza się, że jeden obrońca popełnia tak duże błędy przy wszystkich trzech golach. Pierwsza bramka – nie możesz być tak daleko od przeciwnika. Przecież tam był czas i możliwość, by doskoczyć do Gernota Traunera. Łatwo jest teraz powiedzieć, że trzeba było jednak wystawić zamiast Dawidowicza Bartosza Salamona. Jeżeli ktoś powie, że obrońca Lecha Poznań co prawda zawinił przy drugim golu dla Holandii, a przy pierwszym to od niego odbiła się piłka, ale poza tym grał nieźle, zgodzę się z tym. Ale czy Salamon to piłkarz dający gwarancję, że poradziłby sobie sporo lepiej przeciwko specyficznie grającej Austrii? Mam wątpliwości.
EURO, podobnie jak mecz towarzyski z Turcją, zweryfikowało też, choć nie w takim stopniu, Jakuba Piotrowskiego. Możesz błyszczeć w Łudogorcu Razgrad, ale to jednak tylko Łudogorec, a nie Arsenal, w którym gra Jakub Kiwior, jeden z lepszych Polaków w spotkaniu w Berlinie.
Jakub Piotrowski w meczu z Austrią
Naiwność, a później brak wiary
Po naporze Austriaków, przed 20. minutą, Polska pozbierała się i próbowała tworzyć okazje. To był czas Piotra Zielińskiego, który ciągnął zespół do przodu, ale jednocześnie widać było, jak bardzo w drugiej linii brakowało kogoś kreatywnego, kto pograłby z nim w piłkę. Takiego Kacpra Urbańskiego, którego odwaga i charakterystyczny sposób grania do pewnego momentu zaskakiwały Holendrów. Pewnie widzieliście pomeczowy wywiad z Zielińskim. Jego mowa ciała, gdy dostał pytanie właśnie o brak kreatywnego pomocnika koło siebie, dość mocno pokazywała, że z jednej strony z tym się zgadza, a z drugiej – że rozumiał plan trenera na mecz, oparty na przeciwstawieniu się fizycznością i grze dwoma napastnikami. Tyle że współpraca Krzysztofa Piątka i Adama Buksy nie wyglądała najlepiej.
Polska po fatalnym początku rozegrała w Berlinie niezłe 35-40 minut. Był taki moment na początku drugiej połowy, gdy wydawało się, że to nasi zawodnicy są bliżej drugiego gola. Swój kunszt pokazał jednak Rangnick. Jeżeli ktoś uważa, że rola trenera w piłce nożnej jest przeceniana, powinien jeszcze raz uważnie obejrzeć ten mecz. Przesunięcie bardziej do środka pola Konrada Laimera było strzałem w dziesiątkę. Austria strzeliła nam gola na 2:1 – ok, znów nie popisał się Dawidowicz, ale dla mnie to było bardziej świetne rozegranie akcji, niż katastrofa w obronie.
Michał Probierz, moje stanowisko.
1. Byłem przeciwnikiem tej kandydatury, jestem sceptykiem. Taki postęp wydaje się adekwatny.
2. Kiedyś często powtarzał, że jest starym misiem, więc mamy nie próbować oszukać go na sztuczny miód. W drugą stronę zadziałało.
3. Nie wierzę, że… pic.twitter.com/lQDuCF7Qvy
— Mateusz Rokuszewski (@mRokuszewski) June 22, 2024
Od tego momentu Polska była naiwna – za bardzo się otworzyła, szukając wyrównania. Porobiły się duże odległości między formacjami, o których w tym wywiadzie Jana Mazurka opowiadał Jacek Gmoch. Dawidowicz znów się nie popisał i konsekwencją był trzeci gol. Przed meczem wiele osób zastanawiało się, dlaczego Rangnick wystawia w ataku Marco Arnautovicia. A on zrobił to właśnie po to, by napastnik Interu schodził po piłkę, wygrywał pojedynki i robił miejsce trzem innym ofensywnym graczom. Żeby doszło do takiej akcji, jak ta, która dała gola na 3:1.
Widzę, że po spotkaniu, głównie za zachowanie przy trzecim golu, dostaje się też mocno Janowi Bednarkowi, co trochę mnie dziwi, bo według mnie zagrał na tym EURO dwa nie takie wcale złe mecze. Jeżeli coś u Polaków mi się szczególnie nie spodobało, to fakt, że przy stanie 1:3 zwiesili głowy, ewidentnie stracili wiarę i byli pogodzeni z porażką.
Piotr Zieliński, opuszczający boisko
Oglądamy EURO, w którym jest bardzo mało czerwonych kartek, rzutów karnych i kontrowersji sędziowskich. Nasz mecz z Austrią akurat trochę od tego odbiegał. Nie wiem, jak sędzia mógł nie widzieć faulu tuż przed polem karnym na Zielińskim. Nie rozumiem też, jak mógł podyktować rzut karny dla Austrii. Powtórki pokazują wyraźnie, że Wojciech Szczęsny chował dłonie, a Marcel Sabitzer, jakby widząc, że trochę się wygania, wyraźnie szuka nogami głowy Polaka, po czym efektownie upada. Nie zmienia to jednak faktu, że Austriacy piłkarsko byli od nas lepsi.
Jesteśmy nad Albanią i Czechami
Nasze dwie porażki na EURO nie zmieniają też faktu, że w drużynie Probierza widać progres.
Pamiętajmy, gdzie ta reprezentacja była jeszcze jakiś czas temu. Dostawała od Mołdawii, tracąc trzy gole w jednej połowie. Przegrywała wyraźnie z Albanią, której niektórzy piłkarze na tle Polaków wyglądali jak wirtuozi. Dziś widzę Polskę, która piłkarsko ma do zaoferowania więcej, niż Albańczycy i Czesi, którzy też zakończyli eliminacje przed nami. Widzę zespół, który, gdyby znalazł się w słabszej grupie, mógłby z niej wyjść.
Gdy Paweł Smoliński, autor przewodnika taktycznego, w którym przeanalizował wszystkich finalistów turnieju, powiedział w naszym programie „Stan Kadry”, że Albania to drugi, po Gruzji, najsłabszy zespół turnieju, było wielkie zdziwienie. Jak to? Przecież pokonali nas w grupie. Ja się nie dziwię tym słowom, choć osobiście za najsłabszą drużynę EURO uważam Czechów. A za największe jak dotąd rozczarowanie – wcale nie nas, tylko Anglików – którzy już teraz mogliby być w czterech literach, gdyby nie byli w tak przeciętnej grupie.
Jakub Kiwior, mimo wszystko jeden z lepszych Polaków w meczu z Austrią
Było już tutaj o piłkarzach negatywnie zweryfikowanych. Ale spójrzmy na to, że Probierzowi udało się w nie tak długim czasie całkiem sporo zbudować. Mamy zespół, którego ważną postacią jest Nicola Zalewski, grający bez kompleksów i robiący różnicę na wahadle. Pojawił się Kacper Urbański, zachwycający brakiem jakiegokolwiek stresu i nieszablonowym graniem. Obaj powinni mieć duży wpływ na reprezentację przez lata. Jakub Kiwior raczej nie schodzi poniżej pewnego poziomu, choć – ok, on pokazywał to już u poprzedników. Ten zespół jest w stanie grać nieźle bez Roberta Lewandowskiego, a Piotr Zieliński potrafi brać odpowiedzialność na swoje barki, co wcześniej przecież nie było normą. Taras Romanczuk, piłkarz z Ekstraklasy, potrafi zagrać niezłe 45 minut z rywalem pokroju Holandii. W drugiej połowie już nie dawał rady, ale Probierz dość szybko zareagował i go zmienił.
Oglądając od lat piłkę, często wydawało mi się, że w futbolu nie docenia się ważności stałych fragmentów gry i zarządzania meczem poprzez dokonywanie zmian. Mówili o tym również różni eksperci. Probierz buduje reprezentację, która już teraz jest groźna z rzutów wolnych i rożnych. Pamiętacie EURO 2012 i Franciszka Smudę, który w meczu otwarcia z Grecją jakby zapomniał, że ma w ogóle kogokolwiek na ławce? Teraz mamy selekcjonera, który reaguje szybko, próbuje pomóc drużynie. Oczywiście, nie zawsze trafi (wejście Karola Świderskiego z Holandią nie było najlepsze), ale w tych ruchach widać sens i jakąś myśl. Jeżeli na Austrię wchodzi Lewandowski, to ze Świderskim, bo dobrze się rozumieją. I niedługo później przeprowadzają dwójkową akcję. Jeżeli Romanczuk zaczyna nie nadążać za tempem gry Holendrów, schodzi. Jeśli Piotrowski jest ewidentnie za słaby, zostaje zmieniony. Można by tak długo wymieniać.
Nie mamy i raczej nie będziemy mieć drużyny, którą stać na wyrównaną walkę przez 90 minut z Niemcami, Hiszpanami czy Francuzami, ale doceńmy to, że widać ewolucję, a nasz zespół, raz przez większość meczu, raz tylko przez jakiś fragment, gra w piłkę.
Przypomnijmy sobie Katar i „występ” Polaków w spotkaniu z Argentyną. I zadajmy sobie pytanie: „Chcemy awansów do fazy pucharowej po tego typu porażkach?”.
Michał Probierz tuż po meczu powiedział w wywiadzie dla TVP: – Jeżeli kilku zawodników zrobi postęp, będziemy lepszym zespołem. Ja nie zejdę ze swojej drogi.
CZYTAJ WIĘCEJ O EURO 2024 NA WESZŁO:
- Janczyk: Europa nas nie zapamięta. Polska wciąż jest nijaka
- Trela: Austria pokazała nam miejsce w szeregu
- Mazurek: Plaskacz w twarz. Polska przegrywa z Austrią
Nic dodać, nic ująć.
Fot. Fotopyk / Newspix.pl